Kwestia honoru
Na początku bardzo dziękuje za 2 miejsce, które książka zajęła dzięki Wam.
Brandon
Obudziłem się i przeciągając spojrzałem na zegarek, który wskazywał 9.00 rano. Dziś jest dzień walki i postanowiłem go spędzić bez treningu. Muszę zregenerować siły i wyczyścić umysł, aby być wieczorem w pełni skupiony. Przetarłem twarz i wstałem, aby wziąć prysznic. Potrzebuję się rozbudzić, bo dzisiejsza noc była niespokojna. Długo nie mogłem zasnąć zastanawiając się co robi Amanda. Przyzwyczaiłem się, że śpi wtulona we mnie a ja czuję jej zapach. To tylko dwa dni, a ja tęsknie za tym jak cholera. Ta dziewczyna zalazła mi za skórę i nie mogę się jej pozbyć.
Ubrany po prysznicu zszedłem na dół, gdzie zastałem chłopaków jedzących śniadanie. Lucas prawie ze mną nie rozmawia, a ja nie mam zamiaru mu się tłumaczyć ze swojej decyzji.
-Jak tam nastrój? Boisz się?- odezwał się pierwszy Ben i podał mi kawę.
-Niby czego. To przeciwnik jak każdy inny. - odpowiedziałem, na co Lucas tylko prychnął.
-Jasne, bo inni biorą na ring noże i wbijają je w rywala. - powiedział, ale zignorowałem jego słowa.
-Skończ z tymi kazaniami Smith. Zaczyna się to robić nudne. - oznajmiłem i podszedłem do kuchenki zrobić sobie jajecznice.
-Rób co chcesz!- krzyknął i wyszedł.
Skrzywiłem się, bo nie chciałem się z kłócić. Jednak on nie rozumie, że muszę to zrobić. Te dzieciaki nie mają nikogo, kto o nie zadba. Ta hala jest dla nich nadzieją na lepsze życie. Mogę spędzać w niej swój wolny czas i mieć jakiś cel. Inaczej wpakowałyby się w kłopoty, które zmarnowałyby im życie. Sam to przechodziłem, więc ich rozumiem. Lucas ma rodzinie, która go wspiera i mu pomaga. Nie wie co to głód i walka o przetrwanie.
Po śniadaniu usiadłem na kanapę i włączyłem telewizor. Dziś poniedziałek i powinienem iść na zajęcia, ale sobie odpuszczę. Z jednej strony nie chcę spotkać Amandy, a innej coś przeciwnego. Jestem teraz w jakimś zawieszeniu, które mi się nie podoba. Po walce rozwiąże ten problem raz na zawsze.
Około południa zadzwonił mój telefon i zobaczyłem, że wyświetlił się numer mistrza.
-Stało się coś?- zapytałem nie czekając, aż pierwszy się odezwie.
-Znalazł się sponsor. Dał pieniądze na wykup hali, a nawet 100tys więcej na nowy sprzęt dla dzieciaków. - usłyszałem i prawie wypuściłem telefon z wrażenia.
-Co? Jak to? Kto to jest? - dopytywałem i nerwowo chodziłem po salonie.
-Znana firma, która chce zostać anonimowa. - oznajmił, a mi wydało się to dziwne.
-Skąd się o nas dowiedzieli?
-Mówiłem Ci, że prosiłem o pomoc w wielu miejscach. Najwidoczniej w ten sposób informacja do nich doszła. To nie jest ważne Brandon. Mamy pieniądze i trzeba je dobrze wykorzystać. - powiedział, a ja po zastanowieniu przyznałem mu racje. Bogaci ludzie przecież często pomagają dobroczynnie. Widocznie trafiliśmy na kogoś takiego.
-Cieszę się. Przyjadę jutro i wszystko omówimy. - zaproponowałem na co się zgodził.
Usiadłem ponownie na kanapie i oparłem głowę o zagłówek. Poczułem się jakby spadł ze mnie wielki ciężar. Wieczorem nie będę już walczył pod presją, a potraktuję to jak wyzwanie. Teraz mogłem się odprężyć i przestać się martwić. Nawet jeśli przegram, to nie stracimy hali.
-Jest tu ktoś?- usłyszałem damski, dobrze mi znany głos.
-Co tu robisz Amanda?- odezwałem się i wtedy mnie zauważyła. Miała na sobie czarne spodnie i szarą koszulkę z napisami. Przyglądaliśmy się sobie chwilę w milczeniu.
-Słyszałam, że macie już pieniądze. - powiedziała i przeszła kilka kroków, znajdując się blisko mnie.
-Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. Owszem rozmawiałem właśnie z mistrzem. - odpowiedziałem i ruszyłem do kuchni. Miałem taką ochotę ją dotknąć, że musiałem czymś zająć ręce.
-Czyli zrezygnujesz z walki?- zapytała, a ja zaśmiałem się z jej naiwności.
-Oczywiście, że nie. - oznajmiłem i zobaczyłam jak zmarszczyła brwi. Patrzyła na mnie zaskoczona.
-Ale... już nie musisz... dzieciaki nie stracą hali...- mówiła jakby sama do siebie. Wygląda teraz uroczo taka zagubiona.
-Teraz to kwestia honoru. Jesteś dziewczyną nie zrozumiesz tego. - stwierdziłem, na o podniosła na mnie wzrok. Zmrużyła oczy, które teraz wyrażały złość.
-Masz rację, bo nie rozumiem jak można być takim idiotą! Zaryzykujesz własne zdrowie, a może nawet i życie dla głupiego honoru?! Poważnie Brandon?!- krzyczała i podeszłam do mnie bardzo blisko. Mierzyliśmy się wzrokiem chociaż jej słowa nie zrobiły na mnie wrażenia.
-Mówiłem Ci, że nikt mnie nie powstrzyma. - wycedziłem i zrobiłem krok w jej stronę. Odsuwała się, aż trafiła na ścianę. -Dlaczego tu przyszłaś mała? - wyszeptałem patrząc jej w oczy.
-Chciałam porozmawiać. - odpowiedziała cicho, a spojrzałem na jej usta. Była tak blisko, że czułem jak jej ciało drżało.
-A może chciałaś abym Cię dotykał....- powiedziałem i przejechałem palcem od jej ramienia do szyi. - Całował...- zbliżyłem usta do jej, a następnie pocałowałem ją pod uchem. Wstrzymała oddech, a ja nie wiedziałam kto z nam bardziej pragnie tej bliskości. Chciałem jej dokuczyć, ale sam ledwo się powstrzymywałem.
-Brandon..- wyszeptała i zacisnęłam ręce na mojej koszule. Widziałem w jej oczach pożądanie i musiałam zakończyć tą grę.
-Jednak jestem tylko kolegą Amanda. Nikim więcej. - stwierdziłem i odsunąłem się od niej.
-Gdybym Cię tak bardzo nie kochała, to dostałbyś teraz po buzi. - powiedziała i zmrużyła na mnie oczy. Uniosłem brew i uśmiechnąłem się lekceważąco. Musiałem coś postanowić i rozwiązać sprawy między nami.
-Dziś nie będę się tym zajmował, ale jutro zakończymy tą zabawę. Powiesz mi wszystko o sobie bez żadnych kłamstw albo więcej się do mnie nie zbliżysz. - oznajmiłem, na co otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Zostawisz mnie?- wyszeptała cicho.
-Jesteśmy w jakimś pieprzonym zawieszeniu Amanda. Nie jesteśmy razem ani się nie rozstaliśmy. To musi się skończyć. - stwierdziłem, bo przez nią miałem mętlik w głowie.
-Nigdy Cię nie zostawiłam i nie zrobię tego. - odpowiedziała pewnym głosem, a ja potarłem ręką kark sfrustrowany.
-Ukrywasz coś przede mną i ja muszę się dowiedzieć co to jest. Porozmawiamy jutro albo dziś po walce jeśli tam będziesz. - zaproponowałem i liczyłem, że zgodzi się na to. Chciałem aby tam była i mnie wspierała. Nawet jeśli nie będę mógł jej mieć obok siebie.
-Ta walka się nie odbędzie Brandon. - usłyszałem i westchnąłem głośno.
-Co zrobisz? Zamkniesz mnie w pokoju czy przywiążesz do krzesła? - zapytałem rozbawiony jej determinacją. - Nie jesteś w stanie mnie powstrzymać, już Ci to mówiłem.
-Jeszcze się przekonamy. - powiedziała i zobaczyłem jak idzie w stronę wyjścia. Obserwowałem co chce zrobić, ale zaskoczony zobaczyłem jak wychodzi na zewnątrz. Myślałem, że za chwilę wróci ale nie pojawiła się już.
-Ona naprawdę jest szalona.
Rozdział z Brandonem, za którym tęskniliście. Kto wygra ten spór? Amanda powstrzyma Brandona czy jednak pójdzie na walkę aby go wspierać? Co wyniknie z ich rozmowy?
Czy Brandon dowie się, kto jest sponsorem?
Miłego czytania i dziękuje za miłe słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro