Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jutro nasz ślub

Amanda


Przez korki jechaliśmy ponad godzinę na miejsce, gdzie mieszkał teraz 10 letni Thomas. Nie wiedziałam jak wygląda, ponieważ fotografia przedstawiała małego chłopczyka. Detektyw przestawił nas dyrektorce ośrodka i wytłumaczył powód wizyty. Dowiedzieliśmy się, że chłopak mieszka w pobliskim domu zastępczym. Pracownicy zajmują się tam dziećmi i próbują stworzyć im rodzinę.

-Oczywiście nie zastąpimy im rodziców, ale tutaj czekają na adopcję. - powiedziała, gdy weszliśmy do jej gabinetu. Była bardzo miłą osobą, która robiła dobre wrażenie.

-Czy możemy go zobaczyć?- zapytałam czując jak serce łomoczę mi w piersi. Byłam zdenerwowania, ale nie chciałam jej tego okazać. 

-Powinien wrócić już ze szkoły i być teraz na obiedzie. Skąd pani zna Thomasa?- usłyszałam pytanie, które nie powinno mnie zaskoczyć. Jednak teraz nie wiedziałam co powinnam odpowiedzieć tej kobiecie.

-Dowiedziałam się o nim niedawno. - zaczęłam widząc jak uważnie mi się przygląda. Mogłam zrozumieć, że była zaskoczona. Obca osoba przychodzi i pyta o chłopca, który nie ma rodziny.

-Od kogo?- dociekała nadal, a ja bałam się, że wpadnę w panikę. Działałam pod wpływem impulsu i nie przemyślałam wszystkiego.

-Przyjaciółka jego matki opowiedziała mi o  nim. Nie wiedziała co się z nim stało, a ja dzięki detektywowi odnalazłam to miejsce. - odpowiedziałam udając opanowanie. Wzięłam głęboki oddech, kiedy kobieta spojrzała na mojego towarzysza.

-Mówi pani o Lidii? Thomas opowiadał o niej, gdy przywiezioną go tutaj.- uśmiechnęła się, a ja poczułam ulgę.

-Przyjechałam prosto ze spotkania z nią. Chciałabym poznać Thomasa, jeśli to możliwe. - zaproponowałam, aby nie zadawała mi więcej pytań.

-Myślę, że tak. Chłopiec ma trudny charakter, ale myślę że to kwestia wieku. - usłyszałam i uśmiechnęłam się na jej słowa. Raczej odziedziczył to po bracie- pomyślałam.

-Rozumiem. Postaram się go nie zdenerwować. - zapewniłam, gdy pokazała abyśmy wyszli na zewnątrz.

Przeszliśmy dwie ulicę dalej i zobaczyłam wielki dom z pięknym ogrodem. Był w nim plac zabaw i wiele miejsca do zabawy dla dzieci. Kilkoro z nich biegało głośno się śmiejąc, a inne bawiły się w różnych miejscach. Na pierwszy rzut oka wyglądały na szczęśliwe, ale czy tak było naprawdę? Gdy tylko nas zauważyły, młodsze z nich podbiegły się przywitać.

-Cześć. Jest Ana...  Ale pani jest śliczna...Jaka ładna bluzka... Jestem Matt..- krzyczały jeden przez drugiego. Wzruszenie odbierało mi głos i tylko kucnęłam, aby przestawić się im.

-Jestem Amanda. Miło mi was poznać. - powiedziałam łamiącym się głosem. Zerknęłam do tyłu i zobaczyłam mojego kierowce, który podjechał pod bramę.- Widzicie tamtego pana? W samochodzie ma dla was prezenty.

Usłyszałam głośny pisk, a następie wszystkie pobiegły w tamtym kierunku. Opiekunki z uśmiechem poszły za nimi, a ja czułam się szczęśliwa. Przypomniały mi się chwilę z moim tatą, gdy robiliśmy takie prezenty. Tata uczył mnie, że powinno się dzielić z innym aby czuć się spełnionym. Po raz pierwszy robiłam to sama i wiedziałam co miał na myśli. Radość tych dzieci były cenniejsza niż wszystko inne.

-Starsze dzieci są w środku. - usłyszałam dyrektorkę, która pokazała na budynek.

-Proszę tu na mnie zaczekać.-zwróciłam się do detektywa Hamerra. Skinął głową, a ja ruszyłam do środka.

Znowu poczułam jak się denerwuję, ale wiedziałam że muszę to zrobić. Brandon stał się częścią mnie i to nigdy się nie zmieni. Jego zachowanie było okrutne, ale mogłam go trochę zrozumieć. Poczuł się oszukany i zdradzony, a to przywołało wspomnienia. Podobno najlepszą obroną jest atak i on właśnie do tego się zastosował. Jego słowa jednak bolały i nie potrafiłam mu tego wybaczyć.

-Thomas! Chodź do nas, chciałabym Ci kogoś przedstawić. - zawołała, a ja się ocknęłam.

Zobaczyłam stołówkę, w której siedziało kilkanaście osób. Po chwili zza stołu wstał młody chłopak z ciemnymi włosami. Odwrócił się spoglądając wprost na mnie. Miał rysy podobne do Brandona, choć się różnili. Oczy, które mnie przewiercały były niebieskie, a nie czarne. Ubrany w szary dres i sportowe obuwie, nie wyglądał na 10latka.

-O co chodzi? Kolejny pokaz ładnych chłopców? - odezwał się podchodząc bliżej, na co dyrektorka się zaczerwieniła. Ja natomiast zaczęłam się śmiać słysząc jego słowa.

-Uważasz, że jesteś przystojny? - zapytałam, gdy stanął przed nami. Uniósł brew i spojrzał do tyłu.

-A widzi pani tu kogoś przystojniejszego?- powiedział pokazując ręką na siebie. Jego sposób mówienia i postawa była bardzo podobna do Brandona. Nie mogłam oderwać wzroku i uśmiechałam się ciągle. Po chwili wzruszył ramionami i poszedł do kolegów.

-Przepraszam panią bardzo. Mówiłam, że ma trudny charakter. - dyrektorka zaczęła tłumaczyć, ale ja nie przejmowałam się tym. Widziałam jak zerkał w moją stronę, a koledzy szeptali między sobą.

-Nic się nie stało. Chciałabym się dowiedzieć jakie muszę przejść procedury, aby móc go zaadoptować. - powiedziałam zdecydowana zabrać go stąd.  Teraz wydaję się szczęśliwy, ale wiedziałam jaka czeka go przyszłość, gdy tu zostanie.

- Widzę, że nie wystraszyła się pani. Jest pani mężatką?- zapytała, a na spojrzałam na nią zaskoczona.

-Nie. W tym tygodniu biorę ślub. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Będzie musiała pani wraz z mężem przejść szkolenie i wszystkie formalność. Wiedząc kim pani jest, jestem pewna że wszystko pójdzie bardzo sprawnie. Jeśli Thomas państwa zaakceptuję, to wszystko ułatwi sprawę. - wytłumaczyła w skrócie, a ja zastanowiłam się chwilę. Byłam zdecydowania zabrać go stąd i musiałam teraz porozmawiać o tym z Davidem.

- Możemy teraz przejść do pokoju i poinformować o tym Thomasa. - zaproponowała, na co chętnie się zgodziłam.

Jednak z opiekunek miała go przyprowadzić, a my udałyśmy się do pokoju wizyt. Był bardzo jasny i przytulny. Usiadłam na jednej z kanap i czekałam na pojawienie się Thomasa. Kilka minut później drzwi się otworzyły i zobaczyłam jak wchodzą do środka.

-Ale mnie pani dzisiaj męczy. Mam mecz z kolegami. - odezwał się jak tylko zamknęły się drzwi.

-Thomas. To pani Amanda Thomson, która chciałaby z tobą porozmawiać. - oznajmiła stanowczo dyrektorka.

-Fajne nazwisko. Podobne do mojego imienia. - zażartował zerkając w moją stronę.

-Cieszę się, że Ci się podoba. Jeśli się polubimy, to być może będziesz je spotykał na codzień. - powiedziałam i zobaczyłam jak zaskoczony zerka na dyrektorkę.

-Chcę pani mnie zabrać do siebie? Nie jest pani za młoda na moją matkę? - mimo jego lekkiego tomu, wyczuwałam zdenerwowanie w jego głosie.

-Mogę być dla ciebie siostrą. Owszem chcę Cię zabrać do siebie, jeśli wyrazisz zgodę. Jestem pewna, że szybko załatwimy formalności. - wyjaśniłam spokojnie czekając na jego reakcję. Przyglądał mi się chwilę niepewnie, co raz zerkając na dyrektorkę.

-Jest pani bogata? Słyszałem, że przywiozła pani prezenty. Dlaczego spośród wszystkim wybrała pani mnie? - zapytał wyraźnie zainteresowany.

-Poznałam dziś Lidię. To ona opowiedziała mi o tobie. - odpowiedziałam mając nadzieję, że na razie mu to wystarczy.

-Ciocię Lidię? Dawno jej nie widziałem. Po śmierci mamy trafiłem tutaj i tak zostałem do dziś. - powiedział smutnym głosem. Widziałam, jak próbowałam opanować płacz. Chciał nie okazywać cierpienia, ale ja znałam prawdę.

-Ja też straciłam tatę w wypadku. Chciałabym Ci stworzyć dom i zapewnić przyszłość. Pomyśl o tym i jutro daj mi odpowiedź. - zaproponowałam wstając z miejsca. Podeszłam do niego i uścisnęłam. Pozwolił mi na to, więc jest nadzieja, że to się uda.

Nie chciałam więcej naciskać i postanowiłam wrócić do Manchesteru. Umówiłam się z dyrektorką na następny dzień. Mieliśmy przyjechać razem z Davidem i dowiedzieć się jaką decyzję podjął Thomas. Chciałam aby sam tego chciał, a nie został zmuszony.

Następna nasza wizyta przebiegła bardzo przyjemnie. Chłopaki bardzo szybko złapali wspólny język. Ja poznając go bliżej przekonałam się, że postąpiła słusznie odnajdując go.  Thomas zgodził się z nami zamieszkać i David wraz z prawnikami zajęli się całą procedurą. Dowiedziałam się, że będziemy mogli go zabrać zaraz po ślubie. Dzieci w jego wieku mają małe szansę na adopcje, więc ośrodek bardzo chętnie pomógł nam wszystko załatwić. Pomogły znajomości ojca oraz nazwisko i mogliśmy teraz spokojnie czekać na jego przyjazd. Tydzień był bardzo pracowity i nie miałam nawet chwili wytchnienia. Wieczorem jednak zadręczały mnie myśli o Brandonie. Czy powinnam mu o wszystkim powiedzieć? Czy dobrze robię ukrywając to przed nim? David namawia mnie na rozmowę z nim, ale ja nie potrafię się na to zdobyć.

Wieczorem dzień przed ślubem robiliśmy z Davidem ostatnie poprawki w pokoju Thomasa. Postanowiłam po długich namowach mojego przyjaciela zostać na razie u niego.

-Myślisz, że będzie tu szczęśliwy? - odezwał się David, gdy wkładałam ubrania do szafy. Zabraliśmy wczoraj Thomasa na zakupy w Londynie i kupiliśmy wszystko, czego będzie potrzebował.

-Zrobimy wszystko, aby tak było. - zapewniłam zdecydowana dołożyć wszelkich starań.

-Jutro nasz ślub. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?- zapytał, a ja wiedziałam co miał na myśli. Odkąd poznał Thomasa ciągle zadaję mi to pytanie.

-David jeśli tego nie zrobimy, sąd nie pozwoli nam zabrać Thomasa. Tylko dzięki temu wszyscy nam zaufali i sprawa skończyła się tak szybko. Nie możesz się wycofać. - oznajmiłam tracąc cierpliwość. Za bardzo mi zależało, aby popełnić teraz błąd.

-Co zrobisz z Liamem? Ciągle wydzwania, a Ty go spławiasz. Myślisz,że długo Ci na to pozwoli? - położył się na łóżku z rękami za głową. Uniósł brew i uśmiechał się drwiąco. Liam nie dawał mi spokoju cały czas, ale tłumaczyłam się nadmiarem pracy.

- W dniu naszego planowanego ślubu wszystko się wyjaśni. Zostanie bez żony i pieniędzy. - stwierdziłam zadowolona. Liam myśli, że znalazł rozwiązanie swoich problemów. Opowiadał mi przez telefon, że poradził sobie sam i powinnam być z niego dumna. Nawet nie wie jaka niespodzianka go czeka.

-Chciałbym widzieć jego minę. - zaśmiał się zacierając ręce. Usłyszałam dzwonek telefonu, więc poszłam do salonu aby odebrać.

-David! Chodź szybko!- krzyknęłam patrząc zszokowana na wyświetlacz.

-Co się dzieje?!- wpadł biegiem do salonu,  a ja bez słowa pokazałam mu telefon.- Odbierz!

-Ale...- zobaczyłam jak odebrał połączenie i włączył głośnomówiący. Pokazywał, aby się odezwała. -Halo. - mój głos drżał i ledwo to z siebie wykrztusiłam.

-Potrzebowałaś chwili zastanowienia czy odebrać? - usłyszałam po drugiej stronie, chociaż słowa były lekko niewyraźne.

-Brandon? Dlaczego masz taki dziwny głos? - zapytałam czując jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć.

-Właśnie mam randkę.- oznajmił śmiejąc się głośno, co mnie otrzeźwiło. Zerknęłam na Davida, który zacisnął pięści.

-I dzwonisz żeby mi o tym powiedzieć? Aż tak nisko upadłeś? - odezwałam się, czując że wraca moja złość. Myślałam, że coś zrozumiał a on chwali się swoją randką. Miałam już się rozłączyć, gdy usłyszałam.

-Piję sam w siłowni. - zmarszczyłam brwi, a następie wyłączyłam głośnik i przyłożyłam telefon do ucha.

-Po co do mnie zadzwoniłeś? Brandon o co chodzi?- chciałam zakończyć rozmowę, skoro dzwoni do mnie po pijaku.

-Nie wiem. Amanda... - usłyszeć jak wypowiada moje imię to była tortura, której nie wytrzymałam.

-To Ty mnie zostawiłeś i wyrzuciłeś ze swojego życia! Ty mi nie zaufałeś! Czego teraz chcesz?!- krzyknęłam wszystko co teraz czułam. Nigdy więcej nie pozwolę mu się zranić i upokorzyć. Łzy zaczęły mi lecieć, więc szybko je wytarłam. David chciał zabrać mi telefon, ale mu nie pozwoliłam. Widziałam, że był wściekły na Brandona i też nie rozumiał jego zachowania.

-Usłyszeć Cię. - usłyszałam cichy głos Brandona. Dużo był dała, aby to wszystko wyglądało inaczej. Teraz musiałam zrealizować swój plan i nie pozwolę mu tego zniszczyć. Gdyby mu na mnie zależało, to przyjechałby do Manchesteru i spokojnie porozmawiał. On woli dzwonić po pijaku, a jutro nawet nie będzie tego pamiętał.

-Nie rób tego Brandon. Podjąłeś decyzję, ja zrobiłam to samo. - oznajmiłam patrząc na Davida. To on był zawsze przy mnie, gdy go potrzebowałam.

-Jaką? Bierzesz ślub z tym chłoptasiem?- wycedził, na co przewróciłam oczami. On dalej  widzi tylko to, co chce zobaczyć. Nie miałam ochoty wyprowadzać go z błędu.

-To nie twój interes, ale owszem biorę ślub. Jutro o tej porze będę już mężatką.- powiedziałam czując się wykończona tą rozmową. W tym tygodniu Thomas sprawił, że potrafiłam zapomnieć o problemach. Jego poczucie humoru było zaraźliwe i cieszyłam się, że z nami zamieszka.

-Jutro? Przecież to miało być w sobotę! Tak było na zaproszeniu!- krzyknął, aż się skrzywiłam.

-Przykro mi. Nie dzwoń do mnie więcej. - oznajmiłam chcąc skończyć tą bezsensowną rozmowę. Moje nadzieję, gdy usłyszałam jego głos rozwiały się tak szybko, jak się pojawiły. Czułam, że zaraz się rozpłaczę i zasłoniłam ręką usta.

-Kochasz go? - wyszeptał, a ja poczułam jak David mnie obejmuję.

-Bardzo. Mój przyszły mąż jest jedyną osobą, która nigdy mnie nie zawiodła i zawsze jest przy mnie.- odpowiedziałam, na co David wyrwał mi telefon z ręki.

-Halo! Halo Brandon słyszysz mnie?!- krzyczał piorunując mnie wzrokiem. -Pięknie! Rozłączył się. Coś Ty narobiła?

Nie odezwałam się tylko wybuchnęłam płaczem. Pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Skulona nie mogłam opanować łez i cała się trzęsłam. Usłyszałam otwieranie drzwi i poczułam jak David przytula mnie do siebie.

-Po co mu to powiedziałaś? - zapytał spokojnym już głosem.

-Nie wiem. Wystraszyłam się. - odpowiedziałam przytulając się do niego mocniej.

-Czego? Tego co mówi Ci twoje serce prawda? Myślisz, że nie słyszę jak płaczesz codziennie w nocy? Chcesz wziąć do siebie jego brata Amanda. Przestań się oszukiwać, że wszystko skończone. - podniósł mnie, aby spojrzeć w moje oczy.

-Nie wiem co mam robić. Mam mętlik w głowie i nie mogę sobie z tym poradzić. Kocham go, ale życie z nim jest jak jazda na karuzeli. Ja mam zobowiązania, których muszę dotrzymać. - próbowałam mu wytłumaczyć.

-Masz czas do jutra. Jeśli potrafisz z niego zrezygnować, to weźmiemy ślub. Zastanów się jednak czy może warto powalczyć. Thomas to jego brat, a ja jestem obym facetem.- odpowiedział wstając z łóżka. Nie odezwał się więcej i zostawił mnie samą.

Siedziałam patrząc przed siebie. Co powinnam teraz zrobić? Czy jestem w stanie dać mu drugą szansę? Czy będę potrafiła mu znowu zaufać? To ja zawsze o niego walczyłam, a on zrezygnował. Jutro nawet nie będzie pamiętał tego telefonu. Zabawiał się z Samanthą jeszcze tego samego dnia. Mógł przyjechać i walczyć o nasz związek. Czy tam będzie wyglądało moje życie? Tylko czy ja potrafię żyć bez niego i ukrywać przed nim Thomasa?



Dużo pytań w głowie Amandy i trudna decyzja. Mam dwie koncepcję na ciąg dalszy i chciałabym, abyście mi pomogli.

Czy Wy wybaczyłyście Brandonowi i zawalczyły o ten związek? Czy Amanda powinna wyjść za Davida i skupić się na sobie? Chcecie zobaczyć silną Amandę czy poddającą się uczuciu?

Dzięki za komentarze i głosy. Jesteście wielką motywacją. Liczę, że pomożecie mi w podjęciu decyzji. Chciałabym jednak abyście wczuły się w jej sytuację i szczerze odpowiedziały. Będę wdzięczna za pomoc. Książka piszę dla Was, więc Wasza opinia jest bardzo ważna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro