I to wystarczyło?
Brandon
Wyszła razem z nim, a ja czułem jakby zabrała ze sobą część mnie. Zdałem sobie sprawę jak bardzo ważna była dla mnie, gdy zobaczyłem jak odchodzi. Jednak widok jej razem z tym chłoptasiem sprawił, że nie mogłem jej powstrzymać. Dowiodła tylko, że miałem rację. Nie miałem zamiaru był jedynym, który będzie cierpiał. Postanowiłem ją zranić, tak samo jak ona mnie.
-Zadowolony jesteś z siebie? - usłyszałem ze plecami głos Lucasa i zobaczyłem go schodzącego po schodach.
-O co Ci chodzi? - zapytałem, chociaż znałem odpowiedź. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor.
-Będziesz udawał idiotę jak rozumiem? Czemu jej to zrobiłeś?- odezwał się stając naprzeciw mnie, a ja podniosłem na niego wzrok.
-To moja sprawa. Nie wpieprzaj się w to Smith i zajmuj się swoim życiem. - powiedziałem chcąc mieć już święty spokój.
-Jak chcesz. - odpowiedział idąc w stronę kuchni. - Chociaż nie! Powiem Ci jakim kretynem jesteś! Właśnie skrzywdziłeś jedyną osobę, którą Cię kochała. Na własne życzenie!- krzyknął, a ja poczułem złość na jego słowa.
-Zamknij się! Chyba nie słyszałeś wszystkiego? Ten chłoptaś był jej narzeczonym!- oznajmiłem mając nadzieję, że teraz dotrze do niego prawda. On jednak uniósł brew i pokręcił głową.
-Naprawdę? A ja słyszałem jak Amanda wyraźnie mówiła, że nim nie jest! - stwierdził, na co zacząłem się śmiać.
-A co miała powiedzieć? Facet dał mi zaproszenia, pokazał zdjęcia ich razem. Czego jeszcze potrzebujesz? - rzuciłem w jego stronę wszystkie te rzeczy, a on podniósł je i przeglądał w milczeniu. Musiałem wyjść, więc udałem się do kuchni. Tutaj widziałem jej twarz i to jak na mnie patrzyła. Jej wzrok będzie mnie prześladował do końca życia.
-I to wystarczyło?- zapytał wchodząc chwilę po mnie.
-A co Ty byś zrobił? Może pan mądrala mi to powie? - wycedziłem tracąc do niego cierpliwość.
-Wysłuchałbym jej. Ty nie dałeś jej dojść do słowa. Oceniłeś i wydałeś wyrok. Wyrzuciłeś ze swojego życia, upokarzając w najgorszy sposób. - odpowiedział patrząc mi odważnie w oczy. Wiedziałem, że bardzo się polubili, ale nie sądziłem że będzie po jej stronie.
-Wyszła razem z nim. - nie miałem zamiaru zmieniać decyzji, którą już podjąłem. Być może mnie poniosło, ale teraz jest już za późno. Musiałem nauczyć się na nowo życia bez niej.
-Powinna Ci obić za to gębę. Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiła, Ty wyrzuciłeś ją za drzwi. - powiedział widząc, że mam zamiar wyjść. Zatrzymałem się i wziąłem głęboki oddech, aby się uspokoić. Nie chciałem kolejnej kłótni, a on nie dawał za wygraną.
-Jeśli chodzi o pieniądze, to oddam jej wszystko. - oznajmiłem na co złapał się za głowę.
-Nie zasługujesz na nią. Być może tamtej gość będzie potrafił ją docenić i wyświadczyłeś jej tym przysługę. - zadrwił, a ja uderzyłem pięścią w lodówkę. Poczułem ból, który zagłuszył ten rozrywający mnie w środku.
-Dla swojego dobra, nie wchodź mi dziś w drogę. - ostrzegłem kończąc naszą rozmowę.
-Czyli wracasz do starych nawyków? Łatwe panienki na jedną noc? Pierwsza będzie Samantha? - zapytał jak byłem już przy drzwiach.
-Miała się tylko tu pokazać, aby Amanda ją zobaczyła. Nawet tego nie potrafi dobrze zrobić. Teraz nie jest mi już do niczego potrzebna. - powiedziałem odwracając się w jego stronę. Stał oparty o futrynę w kuchni. Po jego postawie wiedziałem, że jest na mnie wkurzony i zmartwiony jednocześnie.
-Co dalej? - odezwał się w tym samym czasie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Nie twój interes. Zrobię z życiem co będę chciał.- odpowiedziałem i wychodząc zderzyłem się w z Julią.
-Jest Amanda? Przyniosłam jej notatki. - usłyszałem jej radosny głos, ale nie chciałem dłużej tu przebywać. Marzyłem o ciężkim treningu, tak abym nie mógł myśleć o niczym innym.
-Twojej przyjaciółki tu nie ma i nigdy nie wróci. Jestem pewny, że znajdziesz ją w waszym pokoju razem z narzeczonym. - wycedziłem na co otworzyła usta ze zdziwienia. Stała bez ruchu i patrzyła na mnie jak na wariata. Być może nim jestem skoro myślałem, że bogata panienka może zakochać się w kimś takim jak ja.
-O czym Ty mówisz? - wyszeptała cicho, a ja zmrużyłem oczy przyglądając się jej. Przyszła mi do głowy myśl, że może one o wszystkim wiedziały.
-Nie poznała Cię z Liamem Millerem? Jej narzeczony z Manchesteru, z którym bierze za tydzień ślub. Tam jest zaproszenie. Możesz skorzystać, bo ja się tam nie wybieram. - powiedziałem patrząc jak podchodzi do niej Lucas i podaje kopertę.
-Niemożliwe. - odezwała się, gdy wszystko obejrzała.
-A jednak. Nasza cicha i spokojna Amanda prowadziła podwójne życie. Pamiętajcie, że do wczoraj nie wiedzieliśmy, że jest milionerką. - próbowałem przemówić im do rozsądku, bo inaczej to ja będę tylko winny. Mimo, że byłem zły na Lucas to jest dla mnie jak brat.
- To głupota i doskonale o tym wiesz! Nigdy w to nie uwierzę. Widziałem jak ta dziewczyna o ciebie walczyła. Była przerażona tym, że coś może Ci się stać. Tak nie zachowuję się osoba, której nie zależy. - oznajmił Lucas widząc, że Julia ma wątpliwości.
-Mam zamiar jeszcze raz umówić walkę z Blackiem i jak najszybciej oddać jej pieniądze. Nie chcę jej nic zawdzięczać.- odparłem i zobaczyłem jak patrzą jeden na drugiego.
-Jestem pewny, że Ci na to nie pozwoli. Zadzwonię do niej. - powiedział wyciągając telefon, więc podszedłem szybko do niego i mu go zabrałem. Następnie wylądował na ścianie rozwalając się na kawałki.
-Zrób coś za moimi plecami, a nasza przyjaźń się skończy. Zastanów się czy jest tego warta.- wycedziłem stając przed nim i patrząc w oczy. Chciałem aby potraktował moje słowa poważnie i zastosował się do nich.
-Chłopaki uspokójcie się!- krzyknęła Julia i stanęła między nami. Przytuliła się do Lucasa, a ja zdałem sobie sprawę jak bardzo zaciskałem pięści. Nigdy nie podniosłem na niego ręki, ale to jak broni Amandy wytrąciło mnie z równowagi.
-Po tym jak ją potraktowałeś, to Ty nie jesteś jej wart. - odezwał się, a ja poczułem jakbym dostał kolejny cios tego dnia.
-Zabawiła się, a teraz wróci do swojego prawdziwego życia. - stwierdziłem, choć to najbardziej mnie bolało. Jeśli wyjedzie to nigdy więcej jej nie zobaczę.
-Chodź kochanie. Nie ma sensu tracić na niego czasu. Większego kretyna to ja na oczy nie widziałem. - zobaczyłem jak wchodzą na górę.
Odetchnąłem z ulgą, że wreszcie dał mi spokój. Czułem jakby ten dzień nie miał końca, a jeszcze wiele godzin przede mną. Miałem zamiar udać się do hali, aby zająć się treningiem chłopaków i wyborem sprzętu. Zabrałem kluczyki i ruszyłem do garażu. Zanim odpaliłem motor wybrałem numer Blacka.
-Tu Collins. Chce walki w najbliższy weekend. - powiedziałem bez ogródek i usłyszałem jego śmiech.
-Abyś kolejny raz uciekł jak panienka? Nikt nie dostaje u mnie drugiej szansy. - odpowiedział, ale ja byłem zdecydowany zrobić wszystko aby zmienił zdanie.
-Mi ją dasz. Chcesz mnie na ringu i oboje doskonale o tym wiemy. Czekam na twoją decyzję do wieczora. - zaproponowałem i byłem pewny, że się zgodzi. Mimo tamtego incydentu, Black zbyt długo na to czekał, aby odpuścić.
-Zastanowię się. - odparł, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
Rozłączyłem się i patrząc na motor przypomniałem sobie tamten wieczór. Może i zrobiła wszystko, aby mnie powstrzymać. Jednak teraz nie zdoła tego dokonać. Skreśliłem ją ze swojego życia i miałem zamiar znowu się nim cieszyć. Nie pozwolę sobie więcej na słabość, która może mnie zniszczyć. Amanda zabrała ze sobą część mnie, która należała do niej. Teraz skupię się na dzieciakach i na odzyskaniu długu wobec niej.
Zaskoczeni? Napisałem jeszcze jeden aby umilić Wam czas oczekiwania. Następny będzie dopiero po świętach, chyba że znajdę chwilkę.
Jak Wam się podoba reakcja Lucasa i czy Brandon słusznie chciał bronić samego siebie? Co teraz zrobi? Wróci do dawnego życia czy posłucha Lucasa?
Jeszcze raz Wesołych Świąt dla wszystkich :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro