Gdzie poszłaś?
Amanda
Odszedł, a ja stałam jak sparaliżowana. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości i oddałam pocałunek. Kolejny błąd, który zaprowadzi mnie do cierpienia. Muszę zachować rozsądek, ale coraz trudniej mi to robić. Jego dotyk, głos i spojrzenie sprawiają, że chce rzeczy których nie mogę mieć. Czułam łzy pod powiekami i wzięłam głęboki oddech, aby je odegnać. Poczułam jego zapach, którym była przesiąknięta bluza. Jak mam to zatrzymać? Jak uciszyć myśli w mojej głowie i rozkazać sercu nic nie czuć? Muszę zostać sama i uciec. Nie mogę sobie tego robić. Potrzebuję ciszy i spokoju. Nie wiem jak długo tak stałam, ale widziałam jak tłum się przerzedził. Dziewczyny pewnie dyskutowały z Lucasem, więc wykorzystałam ten moment na ucieczkę. Ruszyłam przed siebie nie oglądając się na nikogo. Chwilę później znalazłam się na zewnątrz, gdzie było już ciemno. Świeciły tylko latarnie, a dookoła było sporo ludzi. Nie miałam pojęcie gdzie się znajdujemy i jak mam wrócić do akademika. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
-Zgubiłaś się złotko?- usłyszałam męski głos i wzdrygnęłam się. Przede mną pojawili się dwaj mężczyźni i uważnie mi się przyglądali. Wyczułam zapach alkoholu i wyraz ich twarzy nie wróżył dobrych zamiarów. Lustrowali mnie wzrokiem i uśmiechali do siebie.
-Czego chcecie?- zapytałam cicho, a oni spojrzeli jeden na drugiego.
-Potrzebujemy rozrywki, a ty jej nam dostarczysz piękna.- przełknęłam głośno i czułam jak drżę ze strachu. Rozejrzałam się, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Każdy wsiadł do swoich samochodów lub innych pojazdów.
-Zostawcie mnie. Chcę tylko wrócić do domu. - odpowiedziałam i zrobiłam krok, ale zagrodzili mi drogę. Miałam ochotę się rozpłakać, ale udawałam twardą. Oni chyba dostrzegli mój strach, bo zaczęli się śmiać.
-Nie bój się, to będzie przyjemne. - odezwał się jeden z nich.
Zbliżył się do mnie, a ja desperacko szukałam ratunku. Już miałam krzyczeć, gdy przyłożył mi dłoń do ust. Sekundy mijały, a ja modliłam się , żeby to był tylko koszmar. Usłyszałam swoje imię i cieszyłam się, że słyszę ten cudowny głos. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i spotkałam spojrzenie Brandona. Podbiegł do nas i uderzył jednego z nich, wtedy ten który mnie trzymał odsunął się ode mnie.
-Co jest koleś? O cholera!- krzyknął, gdy zauważył kto przed nim stoi. - Collins! To nie to co myślisz, my...my tylko rozmawiamy. Dziewczyna się.... się zgubiła, więc...- zaczął się tłumaczyć, ale Brandon skutecznie go uciszył. Powalił go na ziemię uderzał raz za razem.
-Zabije cię! Jakim prawem jej dotknąłeś?! Taki jesteś teraz odważny?!-krzyczał, a chłopak próbował się osłonic. Jego kolega, gdy tylko wstał to spojrzał na mnie i uciekł w stronę parkingu.
-Brandon......- zaczęłam, ale mnie nie słyszał. Przestałam się powstrzymywać i zaczęłam płakać. Podbiegli do nas moi znajomi oraz koledzy Brandona. Złapali go i ociągnęli, chociaż wyrywał im się. Widziałam znowu ten wyraz jego twarzy i wiedziałam, że nie jest sobą.
-Zostawcie mnie! Zabiję gnoja! Sukinsyn dotykał jej! - na drżących nogach pomału podeszłam do niego i przytuliłam się. Zesztywniał i czułam jak ma napięty każdy mięsień. Bałam się, że mnie odepchnie.Potrzebowałam poczuć się bezpiecznie, a on mógł mi to zapewnić. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego, ale on dalej patrzył przed siebie. Podniosłam rękę i dotknęłam jego twarzy, a wtedy na mnie spojrzał.
-Amanda....- zaczął cicho i przyglądał się mojej twarzy- Boże Amanda..... nic ci nie jest? Gdyby coś ci zrobili...- przytulił mnie mocno do siebie i wtulił twarz w moją szyję.
-Przepraszam..... to moja wina, przepraszam. - wyszeptałam, a on wyprostował się i starł mi łzy z policzków. Kątem oka widziałam jak chłopak się podniósł i szybko oddalił. Instynktownie bardziej się wtuliłam w Brandona.
-Gdzie poszłaś? Dlaczego nie zaczekałaś?- pytał i zmarszczył brwi. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć i jak się wytłumaczyć. Jak powiedzieć, że boję się tego co zaczynam do niego czuć? Że nie mogę sobie pozwolić, żeby się zakochać, bo będę cierpieć? Oni mi na to nie pozwolą i zrobią wszystko, aby to zniszczyć.
-Oszalałaś dziewczyno?! Wiesz co mogło się stać?! - od odpowiedzi uratowała mnie Nicole, która pociągnęła mnie za rękę i zaczęła krzyczeć. Poczułam jak schodzi ze mnie napięcie. Przytuliła mnie do siebie i dalej coś krzyczała, a ja zamknęłam oczy.
-Dobra panie i panowie. Potrzebujemy dużej dawki alkoholu po takim wieczorze, więc idziemy do nas! - krzyknął głośno Lucas, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Marzyłam o ciepłym łóżku i ciszy, ale może to był lepszy pomysł. Nie będę miała czasu myśleć i zamartwiać się o to co dalej. Uśmiechnęłam się do niego, a on zatarł ręce zadowolony.
-Dziewczyny idziecie z nami?- zwróciłam się do Nicole i Julii, a one przyglądały mi się chwilę w milczeniu. Miałam nadzieję, że się zgodzą i nie zostanę sama z całym męskim towarzystwem.
-Pewnie. Nie zostawimy cię samej. Jesteś pewna, że dalej chcesz zostać z nim na weekend?- zapytała Julia po chwili. Spojrzałam na Brandona i widziałam niepewność na jego twarzy. Jednak ja zawsze dotrzymuję słowa, więc muszę zakończyć tą sprawę. Jeden weekend i nasza historia się zakończy.
-Tak. - odpowiedziałam pewnie i uśmiechnęłam się.
Podeszłam do Brandona, a on przyciągnął mnie do siebie. Pozwoliłam mu na to, bo wiedziałam że tego potrzebował. Może udawać przed każdym twardziela, ale on też potrzebuję bliskości. Jego oczy wyrażały strach, gdy mnie wtedy przytulał. Teraz widziałam w nich czułość i wątpliwości.
-Jedziemy. - powiedział i wziął mnie za rękę.
Całą drogę do jego domu milczeliśmy. Gdy tylko weszliśmy do środka poszłam zanieść torebkę do pokoju, a następnie zeszłam napić się wody, ale dostałam od Lucasa drinka. Wszyscy już tu byli, czyli droga zajęła nam więcej czasu niż im. Wypiłam wszystko na raz, aby zagłuszyć wspomnienia tamtych typów. Usłyszałam śmiech chłopaków i tylko wzruszyłam ramionami. Brandon przyglądał mi się uważnie przez cały czas, ale nic nie mówił. Bawiłam się, śmiałam i udawałam, że wszystko jest w porządku. Godziny mijały szybko w wesołym towarzystwie. Widziałam jak Julia siedzi z Lucasem i są sobą bardzo zajęci. Ciekawe co z tego wyniknie pomyślałam. Wzięłam kolejnego drinka i przyjrzałam się Brandonowi. Stał obok mnie, ale wyglądał na zamyślonego. Pewnie zastanawia się czy znowu się na niego rzucę i będzie miał okazje mnie wykorzystać.
-Tym razem ci się nie uda przystojniaku.- zaśmiałam się, a on zmarszczył brwi zdezorientowany.
-O czym mówisz mała? - odpowiedział i zabrał mi szklankę. Faktycznie chyba mam na dzisiaj dość. Zaczynało mi się kręcić w głowie, a to nie skończy się dla mnie dobrze.
-Nie przelecisz mnie dzisiaj.- zakrztusił się piwem na moje słowa, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Jesteś pewna? Twoje oczy mówią co innego. -usłyszałem jego seksowny szept przy moim uchu i zagryzłam wargę. Chcę się zabawić, więc to zróbmy. Myśli, że nie umiem grać w jego grę? Alkohol dodał mi odwagi. Wzięłam go za rękę i skierowałam się na górę.
-Wiesz co ja widzę w twoich? Jak mnie rozbierasz, dotykasz, całujesz......- mówiłam i zbliżałam się do jego pokoju. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Zjechał pocałunkami na szyję, a ja nie przestałam iść nadal. Byliśmy już przy drzwiach i spojrzałam w jego oczy. Sięgnął do klamki, ale go zatrzymałam.
-Brandon....... chcę cię o coś prosić...- powiedziałam cicho i miałam nadzieję, że brzmi to uwodzicielsko.
-O co tylko chcesz.- odpowiedział i znowu zaczął mnie całować i dotykać.
-Mógłbyś....przynieść szklankę zimnej wody do pokoju. - spojrzał na mnie zaskoczony, a ja ciągnęłam dalej, aby mi uwierzył- po wyczerpującym seksie będę chciała się napić.- dokończyłam i czekałam na jego reakcję. Jego oczy zaświeciły się na słowo seks i wiedziałam, że spełni moją absurdalną prośbę.
-Oczywiście. Zaczekaj na mnie w pokoju. - odwrócił się i pobiegł na dół, a ja zasłoniłam usta dłonią, aby nie parsknąć śmiechem.
Weszłam do pokoju i szybko wyjęłam klucz z torebki. Włożyłam go do zamka i przekręciłam. Teraz już się nie powstrzymywałam i zaczęłam się śmiać. Usiadłam przy drzwiach i czekałam na jego powrót. Po chwili klamka się poruszyła i usłyszałam głos Brandona.
-Amanda? Co się dzieje? Czemu drzwi są zamknięte?
- A jak myślisz przystojniaku?- odpowiedziałam dalej się śmiejąc.
-Ty mała oszustko! Podpuściłaś mnie! Otwieraj natychmiast!- krzyczał i szarpał za klamkę. Wstałam, ale nie zamierzałam go posłuchać.
- Myślałeś, że popełnię znowu ten sam błąd? Zgodziłam się na weekend, ale nie mam zamiaru dzielić z tobą łóżka. - przeklinał głośno, a później uderzył w drzwi.
-Gdzie mam teraz niby spać? Pomyślałaś o tym?- szłam już w stronę łazienki, gdy usłyszałam znowu jego głos.
-Widziałam na dole dużą, wygodną kanapę. Dobranoc Brandon. - krzyknęłam i zamknęłam się w łazience. Dobrze, że nie ma dodatkowego klucza, bo już na pewno byłby w środku. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i przyjrzałam się sobie.
-Musisz chronić siebie i jego Amanda. Tym razem nikt nie może cierpieć. - powiedziałam do swojego odbicia.
Czułam, że brakuję mi sił, więc szybko wzięłam prysznic i ubrałam swoje ciuchy. Położyłam się na łóżku i nie słyszałam nic za drzwiami, więc Brandon odpuścił. Leżałam chwilę, gdy poczułam się samotna. Powinnam mu pozwolić być ze mną? Nie, nie mogę. Wstałam i poszłam ubrać jego bluzę. Chciałam poczuć jego zapach i oszukiwać się nadal, że to nic nie znaczy.
Kolejny rozdział:) Miłego czytania:)
Jak myślicie co blokuję Amandę? Jaką skrywa tajemnice? Macie pomysły?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro