Boisz się mnie?
Amanda
Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Chciałam zapaść się pod ziemię i nigdy nie wyjść. Prawie mu się do wszystkiego przyznałam jak skończona idiotka. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co on musi sobie teraz o mnie myśleć. Pewnie ma niezły ubaw z kolegami. Jak ja się tam teraz pokaże? Zostanę dziwadłem w szkole. Patrzyłam w sufit i zastanawiałam co mam zrobić. Minęło kilka minut i postanowiłam iść na planowany spacer. Muszę pobyć trochę w spokojnym miejscu, aby pomyśleć. Jedno jest pewne, że on nadal nie wie kto mu uszkodzić jego motor. Od teraz będę bardziej uważać i nie dopuszczę do kolejnego spotkania. Wzięłam szybko prysznic i odświeżona podeszłam do szafy. Nałożyłam krótkie szorty, aby złapać trochę opalenizny i biały top. Nikt nie będzie mnie tam widział, więc nie będzie zdziwiony. Wzięłam słuchawki i książkę do torby, więc byłam gotowa do wyjścia. Ostatnie spojrzenie w lustro i zadowolona opuściłam pokój. Po drodze minęłam innych uczniów i nawet widziałam jak zerkało na mnie kilku chłopaków. Włożyłam słuchawki i włączyłam swoją ulubioną muzykę, aby nie zwracać na nich uwagi. Może wtedy oni zrobią to samo? Pół godziny później dotarłam na miejsce i usiadłam na trawie. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyjęłam książkę. Położyłam się na brzuchu, aby mieć wygodniej i zaczęłam czytać. Co kilka stron robiłam sobie przerwę, aby coś zjeść albo popatrzeć na dzieci bawiące się na placu zabaw. Minęła mi tak godziną, więc zamknęłam oczy i zasłuchiwałam odgłosów wokół mnie. Leżałam na brzuchu, a głowę położyłam na rękach.
-Niezły tyłek piękna. Idziemy do mnie czy do Ciebie?- usłyszałam za plecami.
-Nigdzie z Tobą nie idę zboczeńcu! - krzyknęłam i szybko wstałam. Spojrzałam na niego i prawie się przewróciłam, bo to znowu był Brandon.
-To Ty. Uważaj , bo zrobisz sobie krzywdę. - Chciał mi pomóc, gdy się zachwiałam, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie zbliżaj się do mnie... będę miała świadków!- krzyknęłam, ale on zaczął się śmiać. Przyjrzałam mu się i dopiero teraz zauważyłam, że był bez koszulki w samych spodenkach. Najwidoczniej biegał, ponieważ był cały mokry i wbrew sobie nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Skończyłaś już?- zapytał i spojrzałam mu w oczy. Widziałam, że wie jakie wrażenie na mnie robi, ale musiałam się ogarnąć.
-Co skończyłam?- odpowiedziałam, bo nie wiedziałam o co może mu chodzić.
-Ogródek. Pamiętasz? Miałaś go skopać dla babci - usłyszałam i wpadłam w panikę. I co teraz geniuszu? Wymyśl coś, bo zaraz wszystko się wyda.
-Eeee...babcia... babcia zmieniła zdanie i już nie chcę nic w nim robić.- Jedynie to przyszło mi do głowy, ale po chwili miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Kobiety zmienne są podobno - zaśmiał się, jednak ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Znowu uciekasz? Jestem aż tak straszny?- zapytał rozbawiony, ale ja nie miała zamiaru dłużej z nim rozmawiać. Zaczęłam odchodzić i wtedy złapał mnie za nadgarstek. Poczułam jak przechodzi mnie dreszcz, więc odskoczyłam od niego.
-Nie. - Mój głos był ledwo słyszalny i zaczęłam się rozglądać czy jest ktoś w pobliżu, kogo mogę poprosić o pomoc.
-Boisz się mnie?- Pociągnął mnie lekko za rękę, przez co stanęłam bliżej jego prawie nagiego ciała. Zmusiłam się, aby spojrzeć w jego oczy. Miałam wrażenie, że próbuje coś we mnie dostrzec i za chwile mu się to uda.
-Oczywiście, że nie...Przecież nie mam powodu, aby się bać...Nic nie zrobiłam... - Odepchnęłam go, a następnie zrobiłam dwa kroki do tyłu. Nie chciałam dać mu kolejny szansy, aby mnie dotknął.
-Właśnie. Tylko czemu mam inne wrażenie? - Zmrużył oczy i potarł ręką brodę, a ja zauważyłam teraz delikatny uśmiech na jego twarzy.
-Muszę już iść - powiedziałam cicho, chcąc oddalić się jak najszybciej. Nie mogłam przy nim uspokoić szybkiego bicia serca i drżących rąk, a nie chciałam aby to zauważył.
-Mieszkasz na campusie?- zapytał nagle, nie zwracając uwagi na moje zażenowanie.
-Tak.
-Dlaczego? Przecież masz tu babcie, to powinnaś mieszkać z nią. - Zesztywniałam na jego słowa i wstrzymałam oddech. Teraz to już wpadłam. Jedno kłamstwo powoduję drugie, więc nie ma odwrotu i muszę coś znowu wymyślić.
-Ja...bo moja babcia potrzebuję ciszy, a ja... lubię imprezować! Wiesz lubię głośną muzykę i alkohol.- Zakończyłam i oficjalnie zostałam największą kłamczuchą stulecia. Pięknie Amanda, trafisz do piekła i będziesz się tam długo smażyć.
-Nie widziałem Cię na żadnej imprezie - odezwał się po chwili i zmarszczył brwi, jakby usiłował sobie przypomnieć.
-Może byłeś zajęty czymś innym.- Podsunęłam mu myśl i liczyłam, że się na to nabierze.
- Być może. Ok, to widzimy się w sobotę malutka. - Założył mi pasmo włosów za ucho, a następnie policzka.
-Nie umówię się z Tobą!- krzyknęłam i odsunęłam jego dłoń.
-Nie pochlebiaj sobie. Ja nie chodzę na randki, tylko prosto do łóżka. Czasem wystarczy ściana albo podłoga. Jesteś chętna? -powiedział, a mi opadła szczęka. Zaczął się śmiać z mojej reakcji, więc zmrużyłam oczy.
-Nigdy w życiu! To co jest w sobotę?- Chciałam zmienić temat, bo czułam jak robię się czerwona. Wizja tych wszystkich rzeczy, o których mówił sprawiła, że poczułam się zażenowana.
-Impreza u mnie. Musisz przyjść - usłyszałam i przełknęłam głośno.
-Ale ja muszę... - Próbowałam znaleźć jakąś wymówkę, która pozwoli mi się wykręcić.
-Co tym razem? Koszenie trawnika, pomoc dla wujka? - Kpina w jego głosie sprawiła, że zacisnęłam pięści. Postanowiłam udowodnić mu, że się go nie boję. Rzeczywistość była inna, ale on nie musi o tym wiedzieć.
-Ok, będę -oznajmiłam po chwili.
-U mnie o 19.00. Tylko się nie spóźnij! - krzyknął i już go nie było. Nawet się nie obejrzał za siebie, a ja stałam i patrzyłam w tamtą stronę.
-No to już po mnie. Pewnie planuje morderstwo i pochowa mnie w tym ogródku. - Poszłam do akademika, ale całą drogę analizowałam moje spotkanie z Bestią.
W pokoju były już dziewczyny i gdy je zobaczyłam zaczęłam płakać. Sama nie wiem czemu, może z nadmiaru emocji. Byłam na siebie zła, za moje zachowanie w parku. Przecież ja nie kłamie i nie wymyślam historyjek o babci, która zmarła parę lat temu. Powinnam iść do tego chłopaka i się przyznać, ale ciągle słyszę w głowie słowa Matta. Paraliżował mnie strach, ale jednocześnie obawiałam się ten reakcji mojego ciała na niego.
-Amanda, kochana co się stało?- pytały, a ja pociągałam nosem.
-Spotkałam Brandona - wyszeptałam i usłyszałam krzyki.
-Co zrobił Ci ten dupek? Bestia czy nie, to skopie mu tyłek jeśli Cię skrzywdził! Nie płacz, słyszysz zapłaci nam za to. Razem z Nicole damy mu radę! - Spojrzałam na Julie i nie wierzyłam, że stanęła w mojej obronie. Uśmiechnęłam się do niej.
-O co chodzi? Nicole ona jest w jakimś szoku. Musimy ją zabrać do lekarza. - Zaczęła mnie podnosić z łóżka, ale powstrzymałam ją przed tym.
-Jedyną osobą, która zasługuję na skopanie tyłka jestem ja. Dziewczyny zróbcie mi przysługę i zabijcie mnie teraz. Nie będę czekać do soboty, aby zginąć z ręki Bestii. - Poprosiłam, a one zmarszczyły brwi i spojrzały na siebie.
-Co Ty bredzisz? Mów od początku co się stało!- Zażądały, a ja opowiedziałam im wszystko po kolei. Kilka razy mi przerwały, ale w końcu udało mi się dojść do końca tej żenującej historii.
-Masz wyobraźnie dziewczyno. Ogródek babci i imprezowiczka? Żałuję, że tego nie widziałam. - Śmiała się Julia, a ja zrezygnowana opadłam na łóżko z zamkniętymi oczami.
-I co ja mam teraz zrobić? - powiedziałam i liczyłam, że mi pomogą.
-Jak to co? Pójdziesz na tą imprezę. Pokażesz mu imprezową Amandę!- krzyknęła Nicole, na co podniosłam się gwałtownie z łóżka.
-Nie ma mowy! Nigdzie nie idę. Ja nie znoszę imprez. - Powtórzyłam to, co zawsze im mówię gdy chcą mnie zabrać na jedną z nich.
-Amanda przykro mi, ale nie masz wyjścia. Musisz iść , inaczej zacznie coś podejrzewać. Będzie chciał wiedzieć czemu kłamałaś. - Tłumaczyła mi Julia, a ja przyznałam jej trochę racji. Jednak nie mogłam uwierzyć, że wpakowałam się w coś takiego.
-Może zapomni o tym do soboty? Przecież nawet nie jestem w jego typie.- Próbowałam siebie pocieszyć, ale pokręciły rozbawione tylko głową.
-Popełniłaś duży błąd uciekając od niego. Faceci uwielbiają wyzwania, a Ty nim jesteś. - Nicole odezwała się, gdy szłam zrezygnowana do łazienki.
-Muszę coś zrobić, żeby dał mi spokój. Pomóżcie mi, on jest niebezpieczny. -Poprosiłam, ale wiedziałam, że chodzi o coś więcej. Przy nim nie jestem sobą, a to mi się nie podoba.
-Mam. Musimy znaleźć Ci chłopaka, wtedy odpuści i da Ci spokój! - krzyknęła Julia po chwili, jednak ja skrzywiłam się na ten pomysł.
-Jasne, bo to takie proste. Może zrobimy casting? - Już widziałam rząd chętnych, aby się ze mną umówić. Moje nijakie ubrania, na pewno do tego nie zachęcają. Gdyby poznali dawną Amandę, sytuacja wyglądałaby inaczej.
-Możesz poprosić Teda. Na pewno się zgodzi - usłyszałam i zastanowiłam się nad tym. To może się udać. Widziały mój uśmiech i Nicole już chwyciła za telefon.
-Do dzieła! - krzyknęły obie, gdy kiwnęłam głową na zgodę. Następnie weszłam do łazienki, aby wziąć długą kąpiel.
Co będzie dalej? Brandon da się nabrać? Czy Amanda zostanie imprezowiczką?
Miłego czytania i pozdrawiam Was wszystkich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro