Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Przywiązuję się do niektórych ludzi

Siedziałam w samochodzie, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. Nie potrafiłam się uspokoić po tym, co przed chwilą mnie spotkało. Przymknęłam oczy, marząc o tym, żeby w końcu znaleźć się w domu i się wykąpać. Chciałam zmyć z siebie zapach i dotyk tych mężczyzn. Czułam się brudna.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w bok, obserwując, jak Ian zajmuje miejsce za kierownicą. Po tym, jak brunet przerwał to, co robili ze mną tamci faceci, od razu kazał mi wyjść z pomieszczenia. Gdy go mijałam, zatrzymał mnie, chwytając za ramię, po czym powiedział, że mam wsiąść do jego samochodu, a gdy załatwi kilka spraw, odwiezie mnie do domu. Nie wiedziałam, czy dobrze postępuję, ale przystanęłam na jego propozycję. W końcu mnie uratował.
Teraz patrzyłam, jak zakrwawioną dłonią wkładał kluczyk do stacyjki.

— Co im zrobiłeś? — zapytałam, przez co przeniósł wzrok na mnie. Lustrował moją twarz w milczeniu.

— A co? Martwisz się o nich? — Patrzył na mnie zmrużonymi oczami, a ja prychnęłam pod nosem. Życzyłam tym mężczyznom wszystkiego, co najgorsze, a on takie głupie pytania zadawał. Uśmiechnął się pod nosem, odpalając silnik Challengera.
— Widzę, że lubisz mocne wrażenia — dodał, na co zacisnęłam zęby.

— Idiota — mruknęłam pod nosem na ten głupi przytyk, odwracając głowę w kierunku bocznej szyby.

— Po co tu przyjechałaś? — zapytał, a w jego głosie słychać było zdenerwowanie. Wyraźnie miał pretensje do mnie o to, że znalazłam się w tym miejscu.

— Chciałam z tobą porozmawiać — powiedziałam, spoglądając na niego. Nie potrafił ukryć tego, że zaskoczyłam go tymi słowami. Na jego twarzy pojawiły się w końcu inne emocje niż do tej pory, czyli zdenerwowanie lub znudzenie.

— Stęskniłaś się za mną? — zapytał, zbliżając swoją twarz do mojej.

— Spierdalaj. — Rzuciłam, patrząc mu prosto w oczy. — Chcę już wracać do domu.

Chwyciłam pas i zapięłam go, a brunet wrzucił jedynkę, po czym nawrócił i zaczęliśmy oddalać się z terenu starej fabryki. Przymknęłam oczy, opierając głowę o zagłówek, gdy poczułam, że znowu zbierało mi się na płacz. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co bym ze sobą zrobiła, gdyby Ian nie pojawił się porę i zostałabym zgwałcona. Na pewno nie potrafiłabym z tym żyć. Czułam się w środku rozbita, a najgorsze było to, że musiałam być wdzięczna mordercy mojego brata. Facetowi, który był przekleństwem naszej rodziny. Postanowiłam, że nie będę z nim rozmawiać, ani na niego patrzeć, więc jechałam tak z zamkniętymi oczami, pilnując, żeby tylko nie zasnąć, bo byłam zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami.

*

Po jakimś czasie miałam wrażenie, że podróż nieco się dłuży. Westchnęłam głęboko, otwierając oczy, po czym zmarszczyłam brwi, przyglądając się okolicy, którą mijaliśmy. Droga zupełnie odbiegała od tej prowadzącej do miasta. Po chwili Ian włączył kierunkowskaz i skręcił w prawo.

— Dokąd ty mnie wieziesz? — zapytałam zdezorientowana, gdy rozpoznałam drogę prowadzącą w kierunku nieczynnej kopalni odkrywkowej.
W duchu zaczęłam panikować i wyrzucać sobie to, że nie kontrolowałam trasy od momentu wyjazdy spod fabryki.

— Muszę zapalić — odparł od niechcenia, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.

— Czy ty jesteś normalny? — zapytałam.

Ian zignorował mnie i jechał dalej, a po chwili zatrzymał samochód blisko wyrobiska. Zacisnęłam usta, patrząc na rozpościerający się przed nami ogromny dół, który oświetlały światła samochodu.
Brunet zgasił silnik, zostawiając uruchomione światła postojowe, po czym wyszedł z auta i oparł się o maskę samochodu. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić. Spojrzałam na kluczyki, które zostawił w stacyjce i pomyślałam, że równie dobrze mogłabym się teraz przesiąść na miejsce kierowcy i odjechać stąd, zostawiając Iana, ale szybko odrzuciłam tę myśl, bo jego zemsta mogłaby być okrutna. Po moich plecach przeszły ciarki, gdy wyobraziłam sobie, jak po złapaniu mnie, oddaje do zabawy tamtej trójce psycholi. Potrząsnęłam głową, westchnęłam głęboko i po prostu wyszłam z auta, dołączając do bruneta. Zaparło mi dech w piersiach, gdy spojrzałam z urwiska w dół. Gdyby to się oberwało, to byłoby po nas, zostalibyśmy przysypani przez hałdę ziemi. Pewnie nawet nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby tutaj nas szukać. Miałam wrażenie, że w towarzystwie Iana nie robię nic innego, tylko rozmyślam o tym, jak wyglądałaby moja śmierć.

Spojrzałam na mężczyznę, po czym podeszłam do niego i też oparłam się o maskę samochodu. Brunet wyciągnął z paczki papierosa, odpalił go i zaciągnął się. Wypuścił chmurę dymu, a ja wpatrywałam się w jego profil twarzy. Było coś hipnotyzującego w jego sposobie palenia. Patrzył przed siebie w całkowitym skupieniu, jakby myślami był zupełnie gdzieś indziej, a ja nie potrafiłam oderwać on niego wzroku. Zastanawiałam się, czy często przyjeżdża do tego miejsca, żeby zapalić. Było to trochę dziwaczne, bo mógł to robić byle gdzie, ale tutaj wyglądało to jak swoisty rytuał. Obserwowałam, jak kolejny raz wypuścił dym z płuc, mrużąc przy tym lekko oczy.

— Już się napatrzyłaś? — zapytał po chwili.

— Emm, co? — dopytywałam zmieszana, uciekając wzrokiem.

— Cały czas się na mnie gapisz — powiedział, rzucając niedopałek na ziemię, po czym przydepnął go butem.
— To, o czym chciałaś ze mną porozmawiać, że zamiast pójść do pracy wpadłaś na durny pomysł wybrania się fabryki? — zapytał, lustrując moją twarz.

— Nie chodzę codziennie do pracy. Czasem mam wolne — mruknęłam.

— Ale dzisiaj miałaś mieć zmianę, prawda? — Przytaknęłam nieśmiało, na co pokręcił głową.
— To czego chcesz?

— Dlaczego twoi ludzie napadli mojego ojca w Rowgate? — zapytałam, wstając z maski.
Stanęłam naprzeciwko Iana, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

— Co? — zapytał, robiąc minę, jakby nie wiedział, o czym mówię.
Trochę zbiło mnie to z pantałyku, ale zaraz pomyślałam, że pewnie tylko udaje, że nie wie, o co mi chodziło.

— Twoi ludzie w Rowgate napadli na kierowcę tira. Pobili go i ukradli cały sprzęt — mówiłam, a jego wyraz się nie zmieniał. Zaczęłam się denerwować tym, że mnie ignoruje. — Nie udawaj, że o niczym nie wiesz. To był mój ojciec! Odwal się od naszej rodziny! — Zaczęłam krzyczeć, a on w jednej chwili zerwał się na równe nogi i doskoczył do mnie, chwytając mnie za szyję.
Położyłam dłonie na jego nadgarstku, robiąc wielkie oczy, bo nie spodziewałam się tego.

— Słuchaj no, smarkulo, grzeczniej. — Wysyczał, patrząc mi prosto w oczy.
— Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?

— Puść, to boli — wyszeptałam cicho, czując mocny uścisk na szyi. Bałam się, że jak się nie pohamuje, to mnie udusi. — Proszę, puść. Dusisz mnie — Powtórzyłam prośbę, patrząc na niego błagalnie z otwartymi ustami.

Trzymał mnie mocno, wpatrując się moje oczy, jakby czekał na moment, w którym zacznę tracić przytomność przez brak powietrza, ale oszczędził mi tego. Po chwili uścisk wyraźnie zelżał, aż w końcu zdjął dłoń z mojej szyi, a ja puściłam jego nadgarstek. Położyłam rękę na szyi i rozmasowałam ją lekko.

— Chcę tylko, żebyście zostawili naszą rodzinę w spokoju — odezwałam się cicho, spoglądając na niego niepewnie.

— Nikt z naszych nie napadł twojego ojca, bo my nie okradamy tirów — odparł, cofając się, po czym ponownie oparł się o maskę.

— Jasne, wcale nie pokusiliście się na elektronikę za kilkadziesiąt tysięcy dolarów — powiedziałam, robiąc krok do tyłu z obawy, że znowu na mnie napadnie.

— Na chuj nam takie pierdoły? Co byśmy mieli z tym zrobić? — dopytywał.
Biła od niego taka pewność siebie, że zaczęłam się łamać i byłam skłonna mu uwierzyć.

— W takim razie, kto to zrobił? — zapytałam z nadzieją, że dowiem się prawdy. Byłam przekonana, że znał ludzi, którzy to zrobili. W końcu kontrolował te tereny.

— Co było na pace?

— Telewizory, sprzęt grający. Nie wiem dokładnie — mówiłam, wzruszając ramionami. Uważnie obserwowałam Iana, jak zamyśla się na chwilę. — To, co można kupić w sklepie z elektroniką — dodałam, po czym zapadła cisza.
— Wiesz, kto za tym stoi? — zapytałam, obserwując twarz bruneta. Miałam wrażenie, że przez moment jego mina się zmieniła, co oznaczałby, że doszedł do tego, kto napadł mojego tatę.

— Nawet jakbym wiedział, to po co ci ta informacja? — dopytywał, przenosząc na mnie wzrok. Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle wstał z maski i podszedł do mnie. Przełknęłam mocno ślinę, bojąc się, że znowu coś mi zrobi.
— Pojedziesz do nich, po to, żeby zażądać zwrotu? Czy żeby im obciągnąć? — zapytał, pochylając się lekko w moim kierunku. Patrzył na moją twarz, przebierając sztuczny uśmiech.

— Spierdalaj — warknęłam poirytowana.
Mężczyzna wyprostował się zadowolony z tego, że kolejny raz wyprowadził mnie z równowagi.

— Powtarzasz się — odparł od niechcenia, by znowu oprzeć się o samochód.
Wyjął z kieszeni paczkę gum do żucia i włożył jedną do ust, rozgryzając ją.

— Dlaczego mi pomogłeś? — zapytałam, gdy chował paczkę do kieszeni. Spojrzał na mnie pytająco, na co cicho westchnęłam. — Mówię o twoich ludziach. Dlaczego mi pomogłeś, gdy... robili to, co widziałeś? — Zawiesiłam się na chwilę, wspominając tą przerażającą dla mnie sytuację.
— A na dodatek pobiłeś ich. Bo chyba nie skaleczyłeś sobie dłoni, głaszcząc ich po głowach? — mówiłam dalej, obserwując jego wyraz twarzy. Ian patrzył w skupieniu przed siebie, zaciskając mocno zęby.
— Odpowiesz? — Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.

— Brzydzę się gwałtem — odparł, a ja roześmiałam się głośno.
Nie mogłam nic na to poradzić, że rozbawiła mnie ta odpowiedź. Z zimną krwią zabijał ludzi, a teraz nagle coś mu przeszkadzało.

— Przestępca czymś się brzydzi. Dobre sobie. — Prychnęłam pod nosem.

— Zważaj na słowa, bo jak mnie wkurwisz, to wylądujesz w jakimś jeziorze z kamieniem przywiązanym do nóg — odpowiedział, a mi szybko zrzedła mina. Powinnam bardziej panować nad swoim zachowaniem w jego towarzystwie.
— Wracamy — dodał, wstając z maski, po czym przeszedł do drzwi od strony kierowcy.

— Co to Palmer? — zapytałam jeszcze, na co się zatrzymał.
Wolałam rozmawiać z nim na zewnątrz, bo w razie, gdybym go czymś zdenerwowała, to miałam jakąś szansę na ucieczkę. Nikłą, ale zawsze coś.

— Palmer? — Powtórzył, a ja przytaknęłam.
Zmarszczył brwi, patrząc na mnie pytająco.

— Ci zwyrole, zanim się pojawiłeś, powiedzieli, że skończę w Palmer, czy jakoś tak. — Ian zamyślił się na dłuższą chwilę, po czym spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.

— Nie wiem — odpowiedział. — Nie znam żadnego Palmer. Nie wiem, co mogli mieć na myśli — dodał, otwierając drzwi.
— Wsiadaj. — Kiwnął głową w stronę pasażera.

Westchnęłam ciężko i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, by wsiąść do samochodu. Zapięłam pas, po czym spojrzałam na radio, gdy Ian je uruchomił. Przewróciłam oczami, słysząc utwór Coolio Gangsta' Paradise. Czy wszystkie znaki na niebie i ziemi musiały mi pokazywać, że wpadłam w niezłe bagno?
Odpalił silnik i wycofał się gwałtownie, by następnie nawrócić, i z zawrotną prędkością ruszyć przed siebie. Zastanawiałam się, co mogło go tak podburzyć, że znowu jechał jak wariat. Na szczęście, gdy wyjechaliśmy na główną szosę, zwolnił. Jechaliśmy w milczeniu, a ja raz po raz zerkałam na niego kątem oka. Był widocznie czymś zamyślony i zżerała mnie ciekawość, czy to mogło mieć związek z napaścią na mojego tatę. Być może szykował już jakąś zemstę, że ktoś wszedł na jego teren.

*

Pół godziny później w końcu dotarliśmy pod dom. Odpięłam pas i otworzyłam drzwi, aby wysiąść.

— Żebyś wieczorem pojawiła się w pracy, bo dzisiaj przez ciebie jestem głodny. — Spojrzałam na Iana z uniesioną brwią.

— Są tam też inne kelnerki.

— Przywiązuję się do niektórych ludzi — odparł, uśmiechając się sztucznie, na co przewróciłam oczami.

Wysiadłam z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie, żeby w końcu się wykąpać i położyć spać.

— Mówili o Palmer? — Zatrzymałam się, słysząc za sobą głos Iana. Mężczyzna był pochylony i mówił do mnie przez otwartą szybę od strony pasażera.

— Tak. — Potwierdziłam, na co on ruszył z piskiem opon i tyle go widziałam.

Westchnęłam głośno, ruszając do domu. Włożyłam dłoń do kieszeni od spodni, z której wygrzebałam klucz. Na szczęście nie zgubiłam go w czasie szamotaniny. Nawet nie pomyślałam o tym, że mogłoby się tak stać. Dopiero stojąc przed domem, z niepokojem sięgnęłam do kieszeni.
Przekręciłam ostrożnie zamek, żeby przypadkiem nie obudzić rodziców, po czym weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i w tym samym momencie w kuchni rozbłysło światło, a przy stole siedziała mama, która zdenerwowana patrzyła wprost na mnie.

**********

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Tym razem o wiele szybciej niż ostatnio, ale za to trochę krótszym.

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro