Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Pocałuj mnie

SAMANTHA

Zdenerwowana, weszłam do domu pani Walsh i obrzucając Iana niechętnym spojrzeniem, podałam mu leki, które miałam w siatce, po czym od razu ruszyłam do pokoju.

— Coś się stało? — Usłyszałam za plecami jego pytanie, ale nie odpowiedziałam, bo nie miałam na to najmniejszej ochoty.

Zamykając drzwi, prawie nimi trzasnęłam. W ostatniej chwili zatrzymałam swoje zapędy, bo przecież nie byłam u siebie. Wiedziałam, że miałam trochę czasu, nim Ian tu wparuje, bo najpierw będzie chciał wziąć leki. Przez ten ból ramienia był jeszcze bardziej drażliwy niż zawsze. Poza tym i tak chciałam pobyć chwilę sama, żeby zastanowić się nad tym wszystkim, co stało się dzisiaj rano pod apteką.

Wyjęłam zdjęcia z kieszeni i kolejny raz obejrzałam je, zaciskając usta z bezsilności. Miałam ochotę je podrzeć, tylko czy to coś by dało? Nie sprawiłoby to, że moje problemy by zniknęły. Byłam wściekła na Iana, bo to wszystko przez niego. To przez niego mój strach jeszcze bardziej się spotęgował.
Westchnęłam ciężko, odkładając fotografie, po czym wzięłam telefon do dłoni i uruchomiłam Internet.

Corey Patel Fallbron

Wpisałam dane mojego anioła stróża, jak się określił, po czym opuszkiem palca dotknęłam lupkę, bo chciałam wiedzieć, z kim miałam do czynienia i liczyłam na to, że wyszukiwarka mi w tym pomoże. Zmrużyłam oczy, widząc pierwszy tytuł jakiegoś starego artykułu.

Sukces policji! Groźny przestępca zatrzymany!

— Serio? Zatrzymany? To jakim cudem dzisiaj z nim rozmawiałam? — mówiłam do siebie pod nosem, przybierając naburmuszoną minę.

Artykuł był sprzed dwóch lat i nie pamiętałam, żeby policja w Fallbron jakoś szczyciła się tym osiągnięciem. Wczytywałam się w treść, ale informacji było niewiele. Nawet nie napisali nic o zarzutach, bo prokurator zasłaniał się dobrem śledztwa. Czyżby jednak nie okazał się taki groźny i go wypuścili? Mieli w rękach mordercę mojego brata i wypuścili go na wolność? A może to jednak nie on zabił? Już nie wiedziałam, co o tym myśleć. Zamknęłam artykuł i przejrzałam jeszcze dwa inne, które były dostępne, ale były w podobnym tonie, jak ten pierwszy. Zero konkretów. Bębniłam palcami o udo, myśląc sobie, że bez rozmowy z Ianem się nie obejdzie. Skoro nie dowiedziałam się niczego z Internetu, on miał mi wszystko wytłumaczyć, ale dokładnie, a nie ponownie zbywać.

Nie tym razem.

Spojrzałam na drzwi, gdy rozległo się pukanie. Odezwałam się, a do środka wszedł Ian. Zamknął za sobą drzwi i przyglądał mi się w milczeniu.

— Co się stało? — zapytał po chwili, podchodząc bliżej.
Stał nade mną, mrużąc oczy, a ja zacisnęłam usta.

— Pod apteką spotkałam twojego znajomego — powiedziałam, na co zmarszczył brwi. — Masz od niego pozdrowienia.

— Od kogo?

— Od Coreya Patela — odparłam, a Ian przybrał kamienny wyraz twarzy.

Patrzył na mnie wielkimi oczami i milczał. Po chwili przetarł dłońmi twarz i ponownie na mnie spojrzał, jakby czekał, aż powiem, że żartowałam, ale nie miałam zamiaru tego robić. Chyba pierwszy raz widziałam go w takim stanie.

— Zrobił ci coś? — zapytał w końcu, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.

— Nie, ale zostawił zdjęcia.

— Jakie zdjęcia? — dopytywał, więc podałam mu fotografie, które od razu przejrzał.  

— Wie, że w bagażniku mojego auta spalono człowieka — odezwałam się.
Ian spojrzał na mnie, wzdychając głośno. Pokręcił głową z politowaniem i podał mi zdjęcia, które chwyciłam do dłoni.

— Jesteś pewna, że to twój samochód? — zapytał, kiwając głową na fotografie, a ja spojrzałam na niego, jak na wariata.

— A nie widać? Ślepy jesteś, czy co!? — krzyknęłam, przez co zgromił mnie wzrokiem.

Wiedziałam, że powinnam panować nad emocjami, bo w innym pokoju była jego babcia, ale nie potrafiłam trzymać nerwów na wodzy, gdy tak perfidnie ze mnie szydził. Ukradł mi to auto ze swoimi kumplami, a teraz zgrywał głupka. Wszystko się we mnie gotowało ze złości. Ian potrafił szargać nerwy jak nikt inny.

— Powtórzę jeszcze raz: jesteś pewna, że to twoje auto? — Patrzył na mnie wymownie, a ja przewróciłam oczami i ponownie spojrzałam na zdjęcia.

— No, oczywiście, a kogo inne... — Zawiesiłam się, wpatrując się w koła. Potrząsnęłam głową, by po chwili znowu na nie spojrzeć.
— Chwila — odezwałam się zdezorientowana, gdy coś odkryłam. — Mój miał inne kołpaki. A na tych drzwiach miał wgniecenie, ale przecież... — Zmarszczyłam brwi, przenosząc wzrok na Iana, bo już kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Ten samochód był praktycznie taki sam, jak mój, a jednak różnił się tymi niewielkimi szczegółami.

— To nie jest twój samochód, twój stoi w garażach u Marcosa — odparł spokojnie, a ja zrobiłam wielkie oczy.
Patrzyłam na niego, zastanawiając się, czy on to naprawdę powiedział, czy się przesłyszałam, bo to oznaczało, że mój grat był gdzieś w nienaruszonym stanie.

— Co?! — pisnęłam głośno. — Przecież sam mówiłeś, że to w moim aucie spaliliście człowieka. Ukradliście mi je do tego celu.

— Chciałem cię nastraszyć. Sprawić, że będziesz bardziej posłuszna. Znaleźliśmy na szrocie praktycznie identyczne auto jak twoje i wcieliliśmy plan w życie. Wiedziałem, że jak na drugi dzień o tym przeczytasz, to połączysz fakty i będziesz przekonana, że to wszystko miało miejsce w twoim samochodzie. — Ian wzruszył ramionami, jakby to nie było nic takiego. Nawet przez moment nie pomyślał o tym, co ja będę przeżywała. Po prostu chciał mnie sobie podporządkować i to mu się udało.

— Jesteś największym chujem, jakiego ta Ziemia kiedykolwiek nosiła — wysyczałam, posyłając mu gniewne spojrzenie.

On nawet nie wiedział, co ja wtedy przeżywałam. Miałam problemy ze snem, a każdy dzwonek do drzwi powodował paraliż, bo bałam się, że przyszła po mnie policja.
Powinnam znienawidzić tego człowieka za to, co mi zrobił, a jednak nie potrafiłam. Poczułam tylko niechęć i wiedziałam, że tak szybko, jak się pojawiła, to tak szybko zapewne zniknie. Nie potrafiłam długo chować do niego urazy, bo miałam tylko jego. Wierzyłam, że go zmienię i razem będzie nam dobrze.

— Miło mi. — Uśmiechnął się sztucznie, a ja przewróciłam oczami.

— Ale... — zaczęłam mówić, zawieszając się na chwilę — ten cały Corey myśli, że... — Spojrzałam na zdjęcia, nie kończąc swojej wypowiedzi.
Facet myślał, że miał mnie w garści, a tymczasem został wyrolowany.

— No to się zdziwi. — Spojrzałam na Iana, który tylko wzruszył ramionami. — Co jeszcze mówił? Czego chciał? — dopytywał, a ja patrzyłam na niego, mrużąc oczy. 

— O, nie, nie — powiedziałam, wstając z miejsca. — Nie odpowiem już na żadne twoje pytanie, póki nie powiesz, kim on jest. — Patrzyłam na niego wymownie, żeby wiedział, że tym razem nie pójdzie tak łatwo, jak zawsze.
Nie miałam zamiaru mu mówić nic więcej, póki nie usłyszę odpowiedzi na moje pytania.

— Samantha, nie pogrywaj ze mną — mruknął, podchodząc bliżej. Przełknęłam mocniej ślinę, widząc jego rozgniewane spojrzenie.

— Kim on jest? I dlaczego w jakieś wasze porachunki wciąga mnie? — dopytywałam, ignorując to, co wcześniej powiedział.
Dźgnęłam go palcem w tors, ale w ogóle na to nie zareagował.

— Co ci jeszcze powiedział? — wycedził przez zęby, po czym mocno chwycił mnie za włosy.
Zacisnął w nich swoją pięść, pociągając w dół, na co chwyciłam go za nadgarstek, wykrzywiając twarz w grymasie.

— Puszczaj! — krzyknęłam, a on szarpnął moją głową. W oczach pojawiły mi się łzy, bo to strasznie bolało. Próbowałam się jakoś uwolnić, ale był zbyt silny. — Puszczaj!

— Przestań się szarpać i krzyczeć — wysyczał, zbliżając swoją twarz do mojej. — Nie zapominaj, u kogo jesteś.

— No, puść, to boli! — Kolejny raz krzyknęłam, a Ian w dalszym ciągu trzymał mnie mocno, jednak nie chciałam odpuścić. Tym razem musiałam być twarda, żeby w końcu zaczął się ze mną liczyć.

Patrzyłam na niego załzawionymi oczami, ale on nic sobie z tego nie robił. Chciał pokazać mi, że to on rządził i nie miał zamiaru odpuścić. Zacisnęłam zęby, gdy pomyślałam, że uwolnię się od niego tylko w jeden sposób i postanowiłam go wykorzystać. Jedną ręką puściłam jego nadgarstek i po prostu mocno uderzyłam go w ramię, w które został postrzelony. Ian ryknął głośno, puszczając mnie, po czym oddychając ciężko, upadł na podłogę ze zwieszoną głową, przeklinając przy tym pod nosem. Trzymał się za ramię, a ja obserwowałam go ze strapioną miną, bo nie chciałam, żeby aż tak cierpiał. Zaczęłam się bać, że mogłam mu coś zrobić i jego stan się pogorszył. Nie potrafiłam dalej przyglądać się jego cierpieniu, więc minęłam go i podeszłam do drzwi.

— Przepraszam, ale nie dałeś mi wyboru — powiedziałam cicho, by następnie wyjść z pokoju, zostawiając otwarte drzwi.

— Co się dzieje? Co to za krzyki? — Z pokoju wyszła pani Walsh i z zatroskaną miną spoglądała na mnie.

— Ian chyba potrzebuje pomocy — odparłam cicho, po czym spuściłam głowę i ruszyłam w stronę wyjścia.

Gdy znalazłam się na zewnątrz, przymknęłam oczy. Musiałam odetchnąć, wyciszyć się jakoś. Po chwili rozejrzałam się po niewielkim ogrodzie, a gdy w rogu dostrzegałam huśtawkę wiszącą na drzewie, podeszłam i usiadłam na niej, opierając głowę o łańcuch. Szybko starłam łzy, które mimowolnie spłynęły po policzkach, gdy pomyślałam o tym, jak Ian potraktował mnie przed chwilą. Chciałam być dla niego kimś ważnym, a on zupełnie się ze mną nie liczył. Myślałam, że po wydarzeniach z Meksyku będzie inaczej na mnie patrzył, ale się przeliczyłam.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i po chwilowym zawahaniu, wybrałam numer do taty. Miałam nadzieję, że tym razem odbierze, że nie zignoruje mnie jak wcześniej kilkakrotnie, gdy chciałam się z nim skontaktować. Chciałam z nim porozmawiać, pogodzić się i wrócić do domu, bo tęskniłam. Słuchałam nawiązywanego połączenia, zaciskając zęby, a gdy sygnał ucichł, głośno westchnęłam, odkładając urządzenie od ucha. Znowu nic z tego.

Nagle zastygłam w bezruchu, przełykając mocno ślinę, gdy usłyszałam za plecami trzask drzwi wejściowych od domu pani Walsh. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to Ian wyszedł i bałam się tego, co może mi zrobić. Słyszałam go, jak zbliżał się do mnie, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy bycie odwróconą do niego plecami, to dobry pomysł, bo gdybym go widziała, to w razie ataku mogłabym jakoś zareagować, a tak byłam bez szans. Jednak nie zdążyłam nic zrobić, bo Ian już był przy mnie. Zacisnęłam mocno powieki, bojąc się, co może się stać, ale o dziwo nie spotkało mnie nic złego z jego strony, tylko po prostu mnie minął. Otworzyłam oczy i spoglądałam na niego, jak usiadł na trawie, opierając się plecami o płot. Wyciągnął nogi przed siebie, wyjął papierosa, którego zapalił, po czym zaciągnął się nim i wypuścił chmurę dymu, mrużąc oczy. Przyglądał mi się w ciszy, a ja nie wiedziałam, czego się spodziewać.

— Nie jestem pewny, czy siedzenie na tej huśtawce, to dobry pomysł — odezwał się po chwili.

— Dlaczego?

— Ma ze trzydzieści lat.

— Twoja? Z dzieciństwa? — Przytaknął, a ja spojrzałam w górę na łańcuchy. — Wygląda solidnie. — Ian uśmiechnął się lekko na moje słowa.

— Dbam o nią. Mam do niej... sentyment — odparł i zaciągnął się papierosem. 

Wypuścił dym, po czym westchnął ciężko, przyglądając mi się. Milczał, a mnie ta cisza przerażała, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Najpierw prawie powyrywał mi włosy, a teraz spokojnie siedział przede mną. Jego zachowanie w jednej chwili potrafiło zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, więc musiałam być czujna.

— Corey i ja byliśmy kiedyś przyjaciółmi — zaczął mówić, a ja poprawiłam się na huśtawce — można powiedzieć, że byliśmy jak bracia. On dołączył do grupy Gabriela jakieś dwa lata później ode mnie. Ja go we wszystko wprowadziłem i był bezbłędny w tym, co robił.

— Co robił? — zapytałam cicho, na co Ian, uśmiechnął się pod nosem. 
Widząc jego reakcję, od razu pomyślałam sobie, że chyba jednak nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie.

— Przez wiele lat byliśmy nierozłączni. Jeśli rywalizowaliśmy, to tylko w czasie nielegalnych wyścigów i z niechęcią muszę przyznać, że był o wiele lepszy ode mnie. — Przez jego twarz przebiegł grymas, po czym kolejny raz zaciągnął się papierosem. — Ale w sumie wyszło mi to na dobre, bo teraz to ja nie mam sobie równych. — Uśmiechnął się lekko. — Niestety siedem lat temu przyszedł moment, kiedy on chciał się wycofać z tego wszystkiego.

— Postanowił stworzyć własną grupę? To z nimi walczycie w Fallbron? — zapytałam, na co Ian przecząco pokręcił głową. Zmarszczyłam brwi, bo byłam pewna, że trafiłam ze swoją teorią.

— Powiedział, że odchodzi, bo się zakochał. — Ian parsknął kpiąco, a ja nie rozumiałam, dlaczego tak zareagował.

Dla mnie jego decyzja była racjonalna. Chciał skończyć z czymś w imię miłości. Zazdrościłam dziewczynie, którą wybrał, bo to oznaczało, że naprawdę musiał ją kochać i dla niej chciał zmienić siebie oraz dotychczasowe życie. Zrezygnował z łatwych pieniędzy, żeby w spokoju żyć z dziewczyną, którą pokochał. Zastanawiałam się, czy Ian też by tak potrafił.

— Wkurwiło mnie to, bo byliśmy na fali, a on chciał rozpieprzyć grupę dla własnego widzimisię, ale w końcu mu odpuściłem. Pogadałem z Gabrielem, a ten stwierdził, że Corey będzie mógł odejść, jeśli znajdę na jego miejsce kogoś innego. Tak sprowadziłem do nas Taylora, Finleya i Nolana. Zapewne ich pamiętasz, to twoi adoratorzy. — Uśmiechnął się szyderczo, puszczając mi oczko, a ja zacisnęłam zęby, słysząc o nich. 

Mógł sobie odpuścić ten głupi przytyk, bo doskonale wiedział, jak przeżywałam tę napaść. Nie potrzebowałam przypomnienia o tym. Starałam się o tym zapomnieć, ale on, gdy chciał mi jakoś dowalić, to zawsze gadał o zdarzeniu ze starej fabryki.

— Miał zostać jeden z nich, a zostali wszyscy — mówił dalej — nie znosiłem ich. — Skrzywił się lekko, spoglądając na trawę, by po chwili, przenieść wzrok na mnie. 
— Byli przygłupami, popaprańcami, ale nie mieli żadnych skrupułów, więc się nadawali. Patel twierdził, że zrobiłem błąd, przyjmując ich do grupy i jeszcze narobią burdelu, bo są niezrównoważeni, a ja, gdy to usłyszałem, wkurwiłem się jeszcze bardziej, i żeby pokazać mu, że już nie liczyłem się z jego zdaniem, krok po kroku wprowadzałem ich we wszystko. To był początek końca przyjaźni z Coreyem, a gwoździem do trumny było późniejsze wydarzenie.

— Jakie?

— Zaginęła jego dziewczyna. — Zrobiłam wielkie oczy, gdy to usłyszałam, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Szukał jej jak opętany razem z jej rodziną. Rzucił oskarżenie w kierunku nowej trójki, więc zacząłem ich bronić, bo nikt nie miał prawa bezpodstawnie ich obwiniać. Wkurwiłem się na niego i wypowiedziałem wiele gorzkich słów, po czym Corey przepadł na jakiś czas. Kolejny raz usłyszałem o nim dwa lata temu, jak policja go zawinęła i zacząłem się zastanawiać, na czym wpadł, ale potem puścili go wolno, więc chyba jednak nic na niego nie mieli.

— Znalazł tę dziewczynę? — zapytałam, przyglądając mu się. Ian pokręcił głową, wzdychając ciężko. — Co się z nią stało?

— Oficjalnie nadal jest poszukiwana. — Zmarszczyłam brwi na te słowa, bo były dla mnie dziwne.

— A nieoficjalnie?

— Nie żyje. — Zastygłam w bezruchu, słysząc to. — A najgorsze jest to, że Corey miał rację, bo to idioci, których sprowadziłem, stali za jej zniknięciem.

— Skąd to wiesz? — Odchrząknęłam cicho, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że głos uwiązł mi w gardle.

— Dzięki tobie — odparł, a mnie kolejny raz zamurowało, bo zupełnie nie rozumiałam, co miał na myśli.
Przecież ja nawet nie wiedziałam, o kim mówił, to jak miałabym go naprowadzić na to, że ukochana Patela nie żyła?

— Jak to dzięki mnie? Kim była jego dziewczyna? — dopytywałam, spoglądając na niego podejrzliwie.

— To Jessica Palmer. — Podparłam się nogą, gdy zachwiałam się na huśtawce, bo to był dla mnie szok.
Poprawiłam się, po czym przetarłam dłońmi twarz i spojrzałam na Iana ze zrezygnowaniem. Dziewczyna z wielkimi perspektywami i świetlaną przyszłością zakochała się w gangsterze, a teraz nie żyła. Nie mieściło mi się to w głowie. 

— Gdy tamtego wieczora powiedziałam ci o Palmer, to od razu skojarzyłeś, o co im chodziło? 

— Tak — przytaknął — dlatego ich odstrzeliłem, ale nie tylko dlatego. Musieli ponieść konsekwencje za to, co chcieli zrobić też tobie.

— Co oni z nią zrobili? Gdzie ukryli jej ciało?

— A czy to ważne? — Zrobiłam wielkie oczy, słysząc jego obojętny ton.
Przez chwilę myślałam, że przejął się jej losem, ale teraz nie byłam tego taka pewna.

— Ian! — krzyknęłam, przez co zgromił mnie wzrokiem. Kolejny raz zapomniałam, że muszę panować nad emocjami, bo byliśmy u jego babci.
— Przecież rodzice wciąż jej szukają... mają nadzieję, że się znajdzie. Mają prawo do tego, żeby ją pochować. Jej... należy się godny pochówek — powiedziałam i przymknęłam oczy z bezsilności, widząc jego obojętną postawę. Czy on naprawdę tego nie rozumiał?
— Zapytałeś ich chociaż przed śmiercią, gdzie ją zakopali?

— Nie — odparł, na co pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. — Byłem zbyt wkurwiony, żeby przejmować się takimi błahostkami.

— Błahostkami? — Ja już naprawdę nie wiedziałam, jak mogłabym do niego trafić. 

Myślałam, że miał w sobie więcej empatii, ale chyba się pomyliłam, bo teraz miałam wrażenie, że nie miał jej za grosz. Westchnęłam ciężko, wiedząc, że ciągnięcie dalej tego tematu nie miało sensu, bo i tak nic nie wskóram.

— Dlaczego Corey przyczepił się do mnie? — zapytałam po chwili, obserwując, jak gasił papierosa, wduszając go w ziemię.
Robił to bardzo gwałtownie, przez co wiedziałam, że był mocno wzburzony. Może w czasie rozmowy nie okazywał tego tak bardzo, ale ten gest zdradzał, że w środku cały chodził z nerwów.

— Żeby odpowiedzieć ci na to pytanie, musisz mi powiedzieć, co mówił, gdy się spotkaliście. — Posłał mi wymowne spojrzenie, a ja cicho westchnęłam.

— To on wydzwaniał do domu i włamał się do niego. Chodzi za mną i wie, że mieszkam z tobą.

— Co? Skąd wie, że mieszkasz u mnie? — Ian patrzył na mnie jak zahipnotyzowany po tym, co mu powiedziałam, a potem rytmicznie zaciskał zęby tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz je połamie. Ruch mięśni żuchwy był bardzo widoczny.

— Jak pewnego dnia wróciłam do domu, to chwilę później rozległo się pukanie do drzwi, a potem wsunął wydrukowane zdjęcie moje i Adama z podpisem, że mam ci nie ufać. Chyba mnie śledził od domu rodziców. — Ian wpatrywał się we mnie intensywnie, przez co poczułam się trochę niepewnie. Bałam się, czy znowu czegoś mi nie zrobi, żeby wyładować swoją frustrację.
— Powiedział, że chce sprawiedliwości i ja pomogę mu w jej osiągnięciu.

— W jaki sposób masz to zrobić?

— Mam jak najszybciej znaleźć klucz i ci go oddać.

— Sukinsyn — syknął groźnie. — To on cię śledzi, gdy jeździsz po depozytach. Albo ktoś na jego zlecenie. On nie chce, żebyś zwróciła mi ten klucz, tylko chce go zagarnąć dla siebie. Zapewne, gdy tylko wyciągniesz go ze skrytki, to od razu cię dopadnie — mówił, a ja przełknęłam mocno ślinę, bo nie podobały mi się te słowa. Co takiego było za drzwiami, które otwierał ten klucz, że był tak cenny dla gangsterów? Po chwili zmarszczyłam brwi, bo coś mi tu nie pasowało. Skoro Corey sam podał mi kod, a potem włamując się do komputera wskazał miejsce, gdzie mam szukać klucza, to przecież doskonale wiedział, gdzie on się znajduje. W takim razie po co miałby czekać, aż ja go znajdę i ryzykować, że zwrócę go Ianowi, jeśli też mu zależało na tym, co było ukryte w miejscu wskazanym w breloku? Ian chyba był nakręcony na Patela, że przestał myśleć racjonalnie. Tu musiało chodzić o coś innego.
— Kurwa. — Przeklął, przez co wzdrygnęłam się, wyrwana z zamyślenia. — Nie ma szans, żebyś jeździła dalej sama. Ogarnę ci kogoś. — Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale Ian uciszył mnie gestem dłoni.
— Bez dyskusji. — Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, jak tego uniknąć. Nie chciałam towarzystwa jakiegoś zbira.

— Corey mocno kochał Jessicę? — zapytałam po chwili, na co on się skrzywił.

— Do szaleństwa — mruknął pod nosem. — Poznali się na tym śmiesznym letnim festynie. Twierdził, że urzekła go inteligencją, naturalnością i skromnością. W końcu była inna niż dupy, które obracaliśmy. — Skrzywiłam się, słysząc wzmiankę o kobietach, z którymi sypiał. Nie chciałam być, aż tak w to wtajemniczona. Domyślałam się, że miał ich wiele, ale wolałam, żeby zostawił to dla siebie. Ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna.
— Wszystko się we mnie przewracało, jak ich kiedyś razem zobaczyłem na mieście.

— Dlaczego?

— Z zazdrości. — Uniosłam brwi, słysząc jego szczere wyznanie. Czyżby Ian też chciał się zakochać, tylko po prostu twierdził, że było inaczej i skrywał się pod maską bezwzględnego gangstera niemającego uczuć? Byłam ciekawa, czy był już kiedyś tak naprawdę zakochany.
— Widziałem, jak na siebie patrzyli — mówił, krzywiąc się, jakby miał zaraz zwymiotować. — Widziałem, jacy byli szczęśliwi i skręcało mnie na ten widok, ale... — zawiesił się na chwilę — nie życzyłem im źle, a na pewno jej nie życzyłem śmierci. Po prostu mnie wkurwiali. A teraz wkurwia mnie to, że Patel miał rację, że popełniłem błąd, biorąc tych czubków do grupy i że to oni stali za zniknięciem dziewczyny.

— Dlaczego nie wykorzystałeś okazji, żeby choć częściowo odpokutować za to? Dlaczego nie wyciągnąłeś z nich informacji, gdzie ukryli jej zwłoki? Dałbyś jej rodzicom, chociaż pozorny spokój, bo przestaliby się zadręczać tymi poszukiwaniami. Mogliby ją godnie pochować. Mogliby się w końcu pogodzić ze stratą — mówiłam rozemocjonowana.

— Nie obchodzi mnie ich spokój. — Wzruszył ramionami, na co cicho westchnęłam. — Widzisz, mam serce z kamienia, więc mam to gdzieś — dodał od niechcenia.

Wstałam z huśtawki i podeszłam do niego, po czym uklękłam na trawie, mając wrażenie, że serce wyskoczy mi zaraz z klatki piersiowej. Znowu szaleńczo zabiło, gdy znalazłam się tuż obok niego, ale tym razem nie ze strachu.

— A ja wiem, że ono wcale nie jest z kamienia — odezwałam się, kładąc dłoń na lewej stronie jego klatki piersiowej. Ian zerknął w dół, po czym przeniósł wzrok na mnie. — Może jest trochę pokryte lodem, ale myślę, że wystarczy je ogrzać i coś da się z niego uratować. — Uśmiechnęłam się lekko, lecz jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. — Wystarczy tylko trochę otworzyć się na... — Zacisnęłam usta, zdając sobie sprawę z tego, co chciałam powiedzieć.
Na szczęście w porę się opamiętałam, bo Ian zapewne wyśmiałby mnie, słysząc o miłości.

— I co? Ty chciałabyś je ogrzać? — zapytał, uśmiechając się kpiąco, a ja przygryzłam wnętrze policzka. Musiałam przyznać, że trochę zabolało mnie to, jakim tonem się odezwał.

— A pozwoliłbyś na to? — Spoglądałam na niego nieśmiało, czekając, aż się zaśmieje, bo domyślałam się, że to tylko gra z jego strony.

Czekałam na jego reakcję po moich naiwnych wynurzeniach, ale najwidoczniej taka właśnie byłam. Naiwna. Ian lustrował moją twarz w milczeniu, a ja palcami delikatnie skubałam trawę.

— Pocałuj mnie — odezwał się cicho, przez co zamurowało mnie na chwilę, bo nie spodziewałam się takich słów.

Jednak w końcu uśmiechnęłam się lekko i przysunęłam bliżej, nieśmiało łącząc nasze usta. Nie przeszkadzał mi nawet posmak papierosów i miałam wrażenie, że przyzwyczaiłam się już do niego. Często przy mnie palił, więc tak naprawdę musiałam to zaakceptować, bo wiedziałam, że nie zmienię tego. Nagle Ian ujął w dłonie moją twarz i zaczął całować jak opętany, jakby jutro miało już nie nadejść. Oderwałam się od niego, po czym usiadłam na nim okrakiem, a gdy znowu się pocałowaliśmy, przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Tonęłam w jego objęciach, zatracając się zupełnie. Serce łopotało mi jak oszalałe, gdy kurczowo trzymałam go za koszulkę, jakbym się bała, że za chwilę mi ucieknie, a nie chciałam tego. Chciałam tak z nim trwać, jak najdłużej. Było mi z nim dobrze i wierzyłam, że jemu ze mną też, bo przecież inaczej nie chciałby, żebym go pocałowała. Poczułam, że moje słowa w końcu do niego trafiły i otworzy się na to, co chciałam mu od siebie dać.

— Och, jak pięknie. — Oderwałam się gwałtownie od Iana, gdy usłyszałam przy nas głos jego babci. — Nie chciałam was przestraszyć. Idę tylko do skrzynki po gazetę — dodała, uśmiechając się szeroko, po czym ruszyła dalej.

Zacisnęłam usta, spoglądając na Iana, bo byłam ciekawa jego reakcji na tę sytuację. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, zakładając mi włosy za ucho, po czym przytulił mnie do siebie, całując w czoło, a ja nie wiedziałam, jak to wszystko odczytać. Wolałabym, żeby mi po prostu powiedział, że jest mu ze mną dobrze i traktuje mnie poważnie, a on wiecznie posyłał mi tylko jakieś półuśmiechy.

Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk pani Walsh. Ian dosłownie zrzucił mnie z siebie i zerwał się na nogi, po czym pobiegł do niej. Ja też zebrałam się szybko z trawy, żeby zobaczyć, co się działo. Kobieta trzymała w dłoniach gazetę, a po jej policzkach spływały łzy.

— Daj mi to — warknął Ian, wyrywając jej prasę z dłoni. — Po co się tym wszystkim tak przejmujesz? — dodał już spokojniej, przytulając kobietę.

— Bo boję się o ciebie, Ianku. Boję się o was. Tam jest tyle zła. — Szlochała, będąc wyraźnie roztrzęsioną, a ja zaczęłam się zastanawiać, o co chodziło. 

Zabrałam od Iana trzymaną przez niego gazetę i rozłożyłam ją, po czym wstrzymałam oddech, spoglądając na główną stronę, na której znajdował się ogromny nagłówek artykułu.

Nocna masakra w Fallbron.
Pięć ciał porzuconych w centrum miasta.

Przełknęłam powoli ślinę, wczytując się w notatkę. Dziennikarz pisał o tym, że w nocy nieznani sprawcy wyrzucili z dwóch czarnych busów pięć ciał. Świadkowie mówili o tym, że dwa z nich nawet zostały przejechane przez samochody, gdy uciekali. Podawano, że jedną z ofiar był lokalny biznesmen Gabriel Donovan i sądzono, że to gangsterskie porachunki. Dziennikarz dumał nad tym, czym naraził im się przedsiębiorca, że tak okrutnie go zamordowano. Pisano, że był pozbawiony kilku palców i miał wiele ran kłutych. Oczywiście zaznaczono, że policja od razu rozpoczęła śledztwo, żeby zatrzymać odpowiedzialnych za te okrutne morderstwa, ale wiedziałam, że i tak niedługo je zamkną z notatką, że sprawców nie ustalono. Od razu pomyślałam, że gdyby ludzie wiedzieli, że tak naprawdę pan Donovan był szefem grupy przestępczej, to artykuł byłby w innym tonie, a tak wiedziałam, że jak wrócimy do Fallbron, to wszyscy będą go opłakiwać, bo przecież był taki dobroduszny i niewinny. Niestety też dałam się nabrać na to.

Ian ruszył wraz ze swoją babcią do domu, a ja spoglądałam na jego plecy, zdając sobie sprawę z tego, że to on stał za tym wszystkim. Chciał się zemścić na panu Donovanie i zrobił to na swój popaprany sposób. Najgorsze dla mnie było to, że czytając o tych wydarzeniach, nie czułam nic. Zupełnie nic, jakby mnie to nie obchodziło. Kiedyś przeżywałabym to, zastanawiając się, jak można być tak okrutnym, żeby zrobić takie coś człowiekowi, a teraz ci ludzie byli dla mnie obojętni, chociaż jeszcze niedawno darzyłam sympatią pana Donovana. Nie wiedziałam, czy nie obeszła mnie jego śmierć po tym, czego się o nim dowiedziałam, czy po prostu udzielała mi się już obojętność Iana. Czyżbym zaczynała zatracać gdzieś swoją empatię? Nie chciałam tego, bo wiedziałam, że to droga donikąd. Miałam plan, żeby zmienić Iana, a zaczęłam się zastanawiać, czy to ja nieświadomie nie zmieniałam się u jego boku.

*************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro