Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Zdychaj

SAMANTHA

Westchnęłam przeciągle, spoglądając na niebo. Znowu zebrały się ciemne chmury i nie byłam pewna, czy deszcz przejdzie bokiem, czy tym razem lunie. Od rana pogoda była niepewna, a ja nie chciałam zmoknąć. Wystarczyło mi, że ostatniej nocy musiałam włóczyć się w czasie ulewy. Spojrzałam przed siebie i skupiłam się na tym, żeby nie pomylić kolejności cyfr.

— To jest takie bezsensu — mruknęłam pod nosem, wstukując kod do kolejnego depozytu.

Nie wiem, po co to robiłam i czy w ogóle był w tym jakiś sens. Uwierzyłam Reyowi w jego teorię, ale miałam coraz więcej wątpliwości co do tego, że była odpowiednia.
Poprawiłam pasek, którym miałam związane spodnie, bo czułam, że znowu lekko mi się zsunęły. Nie mogło być inaczej, skoro były kilka rozmiarów za duże. Pożyczyłam je z szafy Iana, bo moje ubrania nadal były mokre. Do tego dobrałam sobie jeden z jego T-shirtów, no i pasek, który okazał się za długi, więc zawiązałam go na supeł. Miałam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe, ale stwierdziłam, że skoro przygarnął mnie pod swój dach, to to też nie powinno być dla niego problemem. 

Spojrzałam przez ramię, widząc zatrzymujący się za mazdą Reya jakiś inny samochód. Zacisnęłam usta, obserwując przez chwilę kierowcę, bo obawiałam się, że będzie chciał odebrać coś ze swojego depozytu, ale gdy nie wysiadał, pomyślałam, że po prostu zrobił sobie postój, żeby sprawdzić coś w telefonie, bo głowę miał zwieszoną. Wróciłam więc do wstukiwania kodu.
Z nadzieją popatrzyłam na ostatni depozyt, że być może ten w końcu okaże się tym szczęśliwym. W sumie to zżerała mnie ciekawość, co otwierał ten klucz i zastanawiałam się, czy Ian weźmie mnie w to tajemnicze miejsce. 

Przeklęłam pod nosem, gdy ostatni depozyt się nie otworzył. Znowu tyle kilometrów zrobiłam na marne. Ze złości uderzyłam pięścią w metalowe drzwiczki, po czym rozejrzałam się niepewnie dookoła, bo nie chciałam, żeby ktoś pomyślał sobie, że coś kombinowałam. Nie miałam pewności, czy w którejś z tych skrytek nie było czegoś wartościowego i mogłabym zostać posądzona, że chciałam to ukraść.

Westchnęłam głęboko, po czym ruszyłam w stronę samochodu. Zmarszczyłam czoło, widząc, że kierowca srebrnego auta, który zaparkował za furą Reya, zrobił się jakiś niespokojny, gdy ewidentnie nie mógł odpalić silnika. Kręcił kluczykiem, ale coś nie chciało zaskoczyć. Jednak w końcu udało mu się uruchomić samochód, po czym z piskiem opon ruszył z miejsca i przejechał tuż obok mnie. Nogi ugięły się pode mną, bo miałam wrażenie, że chciał mnie potrącić, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Przysiadłam na chodniku, kiedy zawirowało mi w głowie. Oddychałam przez otwarte usta, bo miałam wrażenie, że zabrakło mi powietrza.

— Niemożliwe — szepnęłam, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.

— Dobrze się czujesz? — Uniosłam głowę, słysząc głos jakiejś kobiety.

Stała przy mnie i przyglądała mi się bacznie, a ja lekko przytaknęłam. Nie odezwałam się, bo co jej miałam powiedzieć? Że byłam w szoku, bo chyba ktoś chciał mnie zabić, ale ostatecznie mu się odwidziało? Uznałaby mnie za wariatkę. 

— Na pewno? — dopytywała.

— Mhh — mruknęłam. 

Kobieta w końcu ruszyła przed siebie, spoglądając jeszcze na mnie przez ramię, a ja siedziałam na chodniku przez następne kilka minut, próbując zebrać myśli. Wiedziałam, że powinnam jak najszybciej znaleźć ten przeklęty klucz i zamknąć w końcu ten ponury etap w życiu, w który wciągnął mnie Ian. To przez niego czułam się zagrożona i widziałam zagrożenie w innych. Zaczynałam wpadać w jakąś paranoję, co mnie przerażało. Musiałam się jakoś ratować, żeby ostatecznie nie wylądować w szpitalu psychiatrycznym. Było ze mną źle, ale dzisiejszy dzień pokazał mi, że zaczynało się robić coraz gorzej. Te mnie przerażało. Gdy już doszłam do siebie, a przynajmniej miałam takie wrażenie, wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną do Fallbron.

*

Niecałą godzinę później parkowałam pod domem Chambers'ów, żeby odstawić samochód Reya. Nie chciałam wjeżdżać nim w dzielnicę, w której mieszkał Ian, bo bałam się, że ktoś mógłby go ukraść. Włączyłam autoalarm i ruszyłam na piechotę w stronę Figgin North.

Gdy w końcu dotarłam pod kamienicę, weszłam do budynku i po pokonaniu kilkunastu stopni nacisnęłam klamkę. Drzwi były zamknięte, więc zapukałam w nie, czekając, aż Ian mi otworzy. Po chwili ponownie zastukałam, ale bez rezultatu. Brunet gdzieś wybył, a ja nie miałam żadnych kluczy. Zacisnęłam usta, zastanawiając się, co zrobić. W końcu sięgnęłam po telefon i w połączeniach odszukałam jego numer, po czym wybrałam go. Miałam nadzieję, że po prostu podrzuci mi klucze.

— Czego? — odezwał się Ian, gdy łaskawie odebrał po kilku sygnałach.

— Kiedy wrócisz? Nie mam kluczy.

— No i?

— Nie mogę wejść do mieszkania? — zapytałam retorycznie.

— Trudno — odparł, obojętnym tonem głosu, a ja przymknęłam oczy z bezsilności.
Nikt nie działał mi tak bardzo na nerwy, jak on.

— Jezu, czy ty naprawdę musisz być takim dupkiem? — mruknęłam poirytowana.

— Na twoim miejscu uważałbym na słowa.

— Zlituj się — jęknęłam błagalnym tonem.
Byłam zmęczona i chciałam się po prostu zdrzemnąć, a teraz musiałam się przed nim płaszczyć.

— Będę późnym wieczorem.

— I co ja mam zrobić do tego czasu?

— Nie wiem — odparł, po czym się rozłączył.

Zacisnęłam usta, chowając telefon do kieszeni. Nie pozostało mi nic innego, jak wybrać się do centrum Fallbron, bo nie miałam zamiaru spędzić w tej dzielnicy całego dnia za ulicy. Za bardzo bałam się mieszkających tu ludzi. Niby za dnia było całkiem spokojnie, ale jednak wolałam nie ryzykować, że jakiś ćpun mnie napadnie.

*

Gdy dotarłam do centrum, włóczyłam się, oglądając sklepowe wystawy. Skrzywiłam się, widząc swoje odbicie w jednej z nich. Wyglądałam w rzeczach Iana, jak dziwoląg, a na dodatek miałam podkrążone oczy, co akurat mnie nie dziwiło, bo spałam zaledwie cztery godziny. Niby nikt mnie nie budził, ale chciałam wyjść przed Ianem, żeby nie zaczął zasypywać mnie pytaniami, dokąd zamierzałam jechać. Chociaż w sumie to obróciło się teraz przeciwko mnie, bo nie mogłam wejść do mieszkania.

Westchnęłam cicho, po czym postanowiłam pójść dalej. Pisnęłam, gdy nagle odbiłam się od kogoś. Zachwiałam się, spoglądając przed siebie i dosłownie zamurowało mnie, bo osobą, z którą się zderzyłam, okazał się Dylan. Serce zabiło mi szybciej na jego widok. Zmierzył mnie wzrokiem, a ja przeklęłam w myślach swój wygląd. Dlaczego musiałam na niego trafić, gdy tak tragicznie wyglądałam?

— Cześć. — Przywitał się.

Miałam wrażenie, że za chwilę wybuchnę płaczem. Tyle czasu z nim nie rozmawiałam, a teraz odezwał się do mnie, chociaż myślałam, że po prostu minie mnie z obojętnością.

— Cześć — odparłam drżącym głosem.

— Osobliwie wyglądasz. — Kiwnął głową w moim kierunku, wkładając dłonie do kieszeni od spodni.
Lustrował moją twarz, a ja rozpływałam się pod jego spojrzeniem, chociaż nie powinnam. Potraktował mnie tak podle.

— Gdybyś był bezdomny, to też byś tak wyglądał. — Wypaliłam, na co zmarszczył czoło.

Nie wiem, po co mu to powiedziałam. Może chciałam, żeby poczuł się w jakimś stopniu winnym? Gdyby nie plotki z jego strony o mnie i Ianie, to mama na pewno uwierzyłaby mi, że pieniądze, które znalazła, pochodziły z nielegalnego wyścigu, a tak byłam na przegranej pozycji.

— Bezdomna? — zapytał, przyglądając mi się bacznie, a ja wzruszyłam ramionami. — Co się stało?

— Intere...

— Dylan! — Wzdrygnęłam się, gdy nagle znalazła się przy nas Emma. 

Uwiesiła się na chłopaku, cmokając go w policzek, po czym spojrzała na mnie, uśmiechając się nieszczerze. Gdyby przyznawali tytuł żmii roku, zdobyłaby go bez dwóch zdań. Dziewczyna jak zawsze wyglądała rewelacyjnie, co jeszcze bardziej mnie zdołowało, gdy uświadomiłam sobie, w co byłam ubrana. Emma miała nienaganną fryzurę, idealny makijaż, a czerwona sukienka opinała jej wysportowane ciało. Była perfekcyjna, czego nie można było powiedzieć o mnie. Ostatnio znowu odpuściłam siłownię, przez co moja sylwetka nie wyglądała tak, jakbym sobie tego życzyła.

— Cześć, Samanth — odezwała się, chichocząc pod nosem, a ja spojrzałam na nią, jakby miała nierówno pod sufitem.
— Czaicie? Samanth, a nie Samantha, bo wyglądasz jak facet. Samanth. — Spoglądała to na mnie, to na Dylana, śmiejąc się ze swojego głupiego żartu.
— Nie poznałam cię — dodała po chwili, przybierając poważny wyraz twarzy, gdy doszło do niej, że nikt inny nie śmiał się z tego.

— Czyli będę bogata — odparłam, wzruszając ramionami.

— Kochanie, w tamtym sklepie nie ma nic ciekawego. Możemy iść dalej. — Zaszczebiotała, ciągnąc Dylana za rękę. 

Zupełnie mnie zignorowała, jakbym była powietrzem. Nie miała zamiaru ze mną rozmawiać i nie ukrywała tego. Nie usłyszałam z ich strony nawet głupiego Nara. Westchnęłam ciężko, patrząc, jak odchodzili. Dylan nie zerknął  na mnie przez ramię nawet przez sekundę, chociaż myślałam, że przejął się moim losem. Miałam wrażenie, że w jego oczach widziałam ten dawny błysk, którym na mnie patrzył.

— Niech was wszystkich piekło pochłonie — powiedziałam pod nosem, ruszając przed siebie.

Kilkanaście metrów dalej odruchowo wyciągnęłam rękę, gdy jakiś młody chłopak podał mi ulotkę. Zerknęłam na nią, robiąc skrzywioną minę. Oczywiście w centrum była roznegliżowana kobieta, bo jakby inaczej, a obok niej stał lalusiowaty facet.

Klub Imperium zaprasza!

Wielkie otwarcie już w ten czwartek!

Wstęp dla osób powyżej  21 roku życia.

— I na co mi to dał? — mruknęłam zła.

 Zgniotłam ulotkę w dłoni, po czym wrzuciłam ją do najbliższego kosza na śmieci. Otwierał się kolejny klub, który pewnie padnie równie szybko, jak poprzednie. Nie wróżyłam mu świetlanej przyszłości, chociaż było dla niego światełko w tunelu, bo jakieś pół roku temu zamknęli klub w Harton, a był on jedynym dla okolicznych miast. Być może ten przyciągnie młodych, ale jakoś nie wyobrażałam sobie tego, że taki interes wypali w Fallbron. Z tego miasta się uciekało, a nie do niego przyjeżdżało.

Podskoczyłam w miejscu, gdy z piskiem opon zatrzymało się przy mnie auto. Tak się zamyśliłam, że przestały do mnie docierać dźwięki z otoczenia.

— Wsiadaj — powiedział Ian przez otwartą szybę.

Ja naprawdę miałam wrażenie, że on mnie śledził albo założył mi jakiś lokalizator. Wydęłam usta, patrząc na niego, gdy pomyślałam, że mógł mi coś przykleić razem z opatrunkiem. Tylko, czy to przetrwałoby poranny prysznic?

— Specjalne zaproszenie potrzebujesz? — Potrząsnęłam głową, wyrywając się z zamyślenia, gdy Ian odezwał się ponownie.
Pokręciłam głową, po czym otworzyłam drzwi i zajęłam miejsce pasażera.

— To moje ciuchy? — Spojrzał na mnie pytająco, na co przytaknęłam.

— Moje były jeszcze mokre. — Westchnął przeciągle, kręcąc głową, gdy usłyszał tłumaczenie.

— Trzeba ci coś kupić i musisz się przebrać — powiedział, ruszając przed siebie, a ja zmarszczyłam czoło.

— W mieszkaniu się przebiorę. — Spojrzałam na niego znacząco, ale on nie patrzył na mnie, tylko zerkał to na drogę, to w komórkę, zupełnie ignorując moje zdanie.

— Musimy jeszcze coś załatwić — mruknął pod nosem, wpisując coś w telefon. — Levi's gdzieś tu chyba niedaleko ma swój sklep — dodał po chwili. W końcu odłożył komórkę i skupił się na drodze.

— Nie mam kasy przy sobie.

— Ale ja mam. — Spojrzał na mnie. — I bez dyskusji. — Dopowiedział, gdy już miałam się odezwać.
Zacisnęłam usta i usiadłam naburmuszona, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Czemu on wiecznie mną rządził? Nie mogłam mieć swojego zdania. Dyktował warunki, na które ja przystawałam, bo bałam się jego reakcji na sprzeciw. 

— Widzę, że też ci wcisnęli ulotkę — odezwałam się po chwili, sięgając po kartkę wrzuconą na deskę rozdzielczą. — I to nawet nie jedną — dodałam, marszcząc brwi, gdy zauważyłam kilkanaście druków reklamowych. — Hurtowo ci to dali? — Zaśmiałam się.

— A coś z tym nie tak?

— Nieee — odparłam przeciągle, a on przewrócił oczami.

W końcu po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do sklepu, gdzie już na początku poczułam się nieswojo, przez spojrzenia tamtejszej obsługi.

— Tylko szybko coś wybieraj, bo spieszy nam się. — Przytaknęłam, po czym włożyłam dłonie do kieszeni i weszłam między wieszaki, szukając spodni w swoim rozmiarze.

Nie zajęło mi to wiele czasu, bo tak naprawdę wzięłam pierwsze lepsze, a do tego dobrałam najzwyklejszą koszulkę. Przymierzyłam wybrany przez siebie zestaw za kotarą w przymierzalni, po czym wyszłam z ubraniami do Iana. Brunet wziął je i poszedł do kasy, żeby zapłacić, a ja międzyczasie wyszłam ze sklepu. Nie miałam zamiaru dłużej tam przebywać.
Kilka chwil później dołączył  do mnie Ian, podał mi torbę z rzeczami i kazał od razu przebrać się w samochodzie. Cały czas zastanawiałam się, dokąd chciał mnie zabrać i dlaczego to było owiane taką tajemnicą. Gdy założyłam nowe ubrania, mężczyzna zajął miejsce za kierownicą, spoglądając na mnie.

— W końcu wyglądasz jak człowiek — powiedział, a ja przewróciłam oczami.

Ian odpalił silnik i ruszył gwałtownie, przez co odruchowo chwyciłam się fotela. Wolałam, jak jeździł w miarę przepisowo, a nie, jak wariat.

— Dokąd jedziemy? — zapytałam.

— Zobaczysz — mruknął pod nosem.

Zacisnęłam usta i resztę drogi siedziałam cicho. Nie chciało mi się wysłuchiwać jego zdawkowych odpowiedzi, z których nic nie wynikało. Chciał być gburem, proszę bardzo. 

*

Zmarszczyłam brwi, gdy podjechaliśmy pod blok, w którym mieściły się mieszkania do wynajęcia. Gdy Ian wysiadł z samochodu, zrobiłam to samo, bo najwidoczniej był to cel naszej podróży. Niepewnie szłam za brunetem, który zmierzał w kierunku elegancko ubranego mężczyzny. Facet miał na sobie garnitur, a w ręku trzymał aktówkę. Ian przywitał się z mężczyzną w średnim wieku, który przedstawił się jako Anthony Brown i okazało się, że był agentem nieruchomości. Pomyślałam, że Ian chciał zmienić mieszkanie na inne, ale nie rozumiałam, po co mnie zabrał.

— A to pewnie panna Samantha. — Spojrzałam zdezorientowana na mężczyznę, gdy okazało się, że wiedział, jak miałam na imię. Przytaknęłam nieśmiało, po czym Anthony powiedział, żeby iść za nim.

Weszliśmy do piętrowego budynku, o którym agent w międzyczasie opowiadał. Kiedy został wybudowany, jakich materiałów użyto i o innych nieistotnych dla mnie rzeczach, o których nie pamiętałam, bo po prostu w pewnym momencie przestałam go słuchać. Po dotarciu pod drzwi jednego z mieszkań mężczyzna wyciągnął z aktówki klucze i otworzył je, puszczając mnie i Iana przodem. Znaleźliśmy się w środku niewielkiej kawalerki, co mnie zaskoczyło, bo obecne mieszkanie Iana, było znacznie większe. Jedynym plusem w tym wszystkim była cicha oraz spokojna okolica i być może to go przekonało do zainteresowania się tą kawalerką. Mieszkanie składało się z pokoju z aneksem kuchennym, małej garderoby i łazienki. Wszystko było wyposażone w podstawowe sprzęty, a ściany pomalowane na beżowy kolor. Do mieszkania przynależał balkon, co też było na plus.

— I jak panno Samantho? Podoba się? — Zwrócił się do mnie agent, czym mnie zaskoczył. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, dlaczego mnie o to pytał.

— To pytanie chyba powinno być skierowane w stronę Iana — odparłam, na co Brown popatrzył na mnie z zaskoczeniem.

— Przepraszam, zapomniałem ją uprzedzić — wtrącił Ian — to miała być niespodzianka. Pozwoli pan, że chwilę porozmawiamy na osobności? — Agent przytaknął, odchodząc od nas na drugi koniec pokoju.

— O co tu chodzi? — zapytałam zdezorientowana.

— Mówiłaś, że będziesz szukała sobie czegoś do wynajęcia. Jak widzisz, już nie musisz — odparł brunet, a mi zrzedła mina. Nie chciałam na razie niczego wynajmować. Poza tym miałam nadzieję, że dogadam się z matką.

— Ale... mówiłeś, że nie muszę się z tym spieszyć — powiedziałam niepewnie. 

Może mieszkanie z nim nie było najlepszym pomysłem, ale w sumie, gdy dzisiaj rano obudziłam się i spojrzałam na niego, gdy był jeszcze pogrążony we śnie, pomyślałam sobie, że jego towarzystwo nie było najgorsze, a czasem potrafił być miły. Na dodatek tego poranka nie mogłam oderwać od niego wzroku, a dłoń sama rwała się do tego, żeby przeczesać jego zmierzwione włosy. To przez to zerwałam się z łóżka z samego rana, bo wystraszyłam się tego, jak na niego patrzyłam. Bałam się, że wykonam jakiś głupi gest, więc musiałam się jak najszybciej ewakuować.

— Masz tu niezłą okazję. — Pomrugałam powiekami, wyrywając się z zamyślenia. — Lepszej nie znajdziesz. Czynsz niski, a większy metraż chyba ci niepotrzebny? — mówił Ian, a ja zacisnęłam usta. 

— Mhh — mruknęłam twierdząco pod nosem.

Brunet popatrzył na mnie, mrużąc oczy, na co uśmiechnęłam się krzywo. Nie mogłam pozwolić na to, żeby pomyślał, że nie chciałam tego mieszkania, bo nie świadczyłoby to o mnie za dobrze. Powinnam unikać go jak ognia, a sama pchałam mu się do rąk.

— To, co? Podpisujesz umowę? — Przytaknęłam głową, bo nie miałam innego wyjścia, chociaż tak naprawdę nie chciałam niczego podpisywać. Ian kolejny raz postawił mnie przed faktem dokonanym.

— Zastanowiła się pani? — odezwał się Anthony, gdy spojrzeliśmy na niego. Podszedł do nas, uśmiechając się szeroko i pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.

— Musi jeszcze to przemyśleć. Chciałaby obejrzeć też inne oferty — powiedział Ian, czym kompletnie mnie zaskoczył. Przed chwilą naciskał na mnie, żebym podpisała umowę, a teraz zdecydował za mnie, że muszę to jeszcze przemyśleć. Nie nadążałam za nim i zastanawiałam się, czy znowu czegoś nie kombinował.

— Oczywiście — odparł agent, wyciągając z aktówki kilka kartek z ogłoszeniami wynajmu, po czym podał mi je do dłoni.

Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z mieszkania, żeby przejść do samochodu. Szłam w milczeniu, próbując zrozumieć cokolwiek z tego, co przed chwilą się wydarzyło. 

— Dlaczego powiedziałeś mu, że muszę się zastanowić, chociaż wcześniej naciskałeś, żebym podpisała umowę? — zapytałam, gdy zajęliśmy miejsca w Dodge'u.

— A nie chciałaś się zastanowić? — Spojrzał na mnie, unosząc brwi.

— Chciałam? — Bardziej zapytałam, niż odpowiedziałam, ale nic nie mogłam poradzić na to, że przy nim czasem plątał mi się język.

— Mnie pytasz?

— Chciałam — odparłam pewnie, na co zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.

— No, to masz odpowiedź — mruknął, uruchamiając silnik, po czym ruszył w drogę.

*

Obserwowałam Iana, który bez skrępowania kręcił się po mieszkaniu w samych bokserkach. Przechodził to z łazienki do sypialni albo odwrotnie, szykując się do wyjścia. Zżerała mnie ciekawość, dokąd wychodził, ale nie mogłam go o to zapytać, żeby nie wyjść na wścibską.
Zacisnęłam usta, zastanawiając się, dlaczego ten facet musiał tak idealnie wyglądać.
Siedziałam na kanapie z podkulonymi nogami, udając, że robiłam coś w telefonie, a prawda była taka, że wpatrywałam się w niego kątem oka, gdy tylko przechodził.
Pomrugałam powiekami, gdy rozległ się dźwięk komórki, którą trzymałam w dłoniach. Dostałam kolejnego SMS-a od Reya. Pisał, jak to tęskni i nie może doczekać się powrotu do Fallbron. Niby cieszyło mnie to, co czytałam, a tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że oszukiwałam go, gdy odpisywałam, że też tęskniłam, bo tak nie było. Brakowało mi go, ale nie tak, jak on to rozumiał. Nie jako faceta, a najzwyczajniej w świecie kumpla. Dałam mu nadzieję i nie wiedziałam, jak wycofać się z tego, bo nie chciałam tracić przyjaciela.

Przymknęłam oczy, gdy brunet kolejny raz przeszedł z łazienki do sypialni, zostawiając za sobą intensywny zapach perfum. Musiałam przyznać, że świetnie pachniał. Tym razem miał założone czarne jeansy, ale tors nadal miał obnażony. Tak bardzo świerzbiła mnie dłoń, żeby choć przez sekundę dotknąć tego idealnego ciała. Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić te niedorzeczne myśli, które zdecydowanie szły w złym kierunku.

— Muszę napić się wody — mruknęłam do siebie pod nosem, zrywając się z kanapy.

Zrobiłam to tak niefortunnie, że runęłam na podłogę jak długa. Puściłam wiązankę kilku przekleństw i w tym samym momencie z pokoju wyszedł Ian. Uśmiechnęłam się krzywo, wstając na nogi, a on spojrzał na mnie z politowaniem, po czym ruszył w stronę korytarza, gdzie stały jego buty. Biczowałam się w myślach za swoje zachowanie, bo wyszłam przed nim na niezdarę, co nawet wstać z kanapy nie potrafiła.
Przeszłam do kuchni, chwyciłam butelkę wody i upiłam solidny łyk, chociaż tak naprawdę miałam ochotę wylać ją sobie na głowę, żeby oprzytomnieć. Ewidentnie coś padło mi na mózg, że zaczęłam zachwycać się brunetem, bo przecież był przestępcą. Z zimną krwią zabijał ludzi, a ja zaczęłam go podziwiać. Coś ewidentnie było ze mną nie tak.

— Nie wpuszczaj nikogo do mieszkania pod moją nieobecność. — Odwróciłam się i spojrzałam na niego rozmarzonym wzrokiem, gdy się odezwał.
Granatowa koszula, którą miał na sobie idealne opinała jego umięśnione barki. 

— Czemu?

— Wierz mi, nie chciałabyś być sam na sam z jakimś moim znajomym — odparł, a ja zacisnęłam usta.

— Jasne. — Prychnęłam pod nosem.
Nie musiał traktować mnie jak smarkuli. Nawet jakby przyszedł ktoś od niego, to na pewno poradziłabym sobie z nim.

— Samantha, ja nie żartuję. — Spojrzał na mnie znacząco, a ja przytaknęłam.

— Dokąd idziesz? O której wrócisz? — zapytałam.
Wiedziałam, że nie powinnam, ale po prostu byłam ciekawa. Ian wydawał się nadzwyczaj podekscytowany i dopisywał mu dobry humor, a ja chciałam wiedzieć dlaczego. 

— Nie twój interes — mruknął, ruszając w kierunku drzwi.

Skrzywiłam się na tę odpowiedź, po czym wzdrygnęłam się, gdy trzasnął drzwiami. Przygryzłam kciuk, słysząc przekręcany zamek. Rozejrzałam się po pokoju, zastanawiając się, co robić. Przez głowę przeszła mi myśl, żeby trochę pomyszkować po szafach, ale z drugiej strony nie chciałam się narażać. Gdyby odkrył, że grzebałam w jego rzeczach, to zapewne nie byłby dla mnie miły. Ostatecznie stwierdziłam, że zrobię sobie maraton filmowy, więc ruszyłam do sypialni po laptopa.

*

Ziewnęłam szeroko, pocierając oczy, gdy skończyłam oglądać kolejny film. Postanowiłam w końcu położyć się spać, bo dochodziła druga w nocy. Myślałam, że Ian wróci do tej godziny, ale niestety tak się nie stało. Być może nie miał zamiaru nawet wracać na noc do mieszkania, więc dalsze czekanie było bezsensowne. Wyłączyłam laptopa, zamknęłam go, po czym wstałam z kanapy, żeby przejść do sypialni. Zastygłam w bezruchu, słysząc pukanie do drzwi. 

— O tej porze? — powiedziałam do siebie szeptem.

Po cichu przeszłam do drugiego pokoju, żeby położyć się spać. Nie miałam zamiaru otwierać o tej godzinie osobie, która była po drugiej stronie drzwi. Zacisnęłam usta, gdy po chwili ponownie rozległo się pukanie.

— Ian! Otwórz! — Zagryzłam wargę, słysząc głos jakiejś kobiety. 

Nie wiedziałam, co zrobić, więc postanowiłam zadzwonić do bruneta, żeby powiedzieć, że ktoś do niego przyszedł. Niestety, moje połączenie po kilku sygnałach zostało odrzucone. Przygryzłam kciuk, zastanawiając się, co dalej i w tym samym momencie znowu rozległo się pukanie do drzwi. Wysłałam Ianowi SMS-a, że przyszła do niego jakaś kobieta, po czym poszłam otworzyć. Nie chciałam wyjść na jakąś paranoiczkę, żeby nie wpuścić kobiety, która ewidentnie go znała. 

Zagryzłam wnętrze policzka, gdy po otworzeniu drzwi ukazała mi się brunetka, która była u niego ostatniej nocy i którą według jego relacji wyrzucił z mieszkania. Spojrzała na mnie złowrogo, po czym dumnym krokiem weszła do środka, a ja zamknęłam za nią drzwi.

— Znowu ty — powiedziała, rozglądając się po mieszkaniu.

Spojrzała na mnie, lustrując z niechęcią. Miałam wrażenie, że gdyby wzrok zabijał, to już leżałabym martwa. Chciałam, żeby sobie poszła, ale nie wiedziałam, jak zareaguje na to, że ją wypraszam. Ewidentnie miała do mnie jakiś problem, chociaż w ogóle mnie nie znała.

— Iana nie ma — odezwałam się po chwili, obserwując jej poczynania.
Oglądała wszystko dokładnie, jakby była z policji i robiła rewizję.

— Zauważyłam — mruknęła, zaglądając do łazienki. Zaczęłam żałować, że otworzyłam te drzwi.
— Mieszkasz tu? — zapytała, gdy wyszła z pomieszczenia.

No tak, na suszarce wisiały nadal moje ubrania, które co prawda już wyschły, ale jakoś nie spieszyło mi się z ich poskładaniem. Teraz wiedziałam, że to był błąd, bo mina kobiety wskazywała jeszcze większą niechęć do mnie.

— Tymczasowo — odparłam spokojnie, żeby choć trochę załagodzić sytuację. Atmosfera była napięta, chociaż ja nic złego nie zrobiłam.

— Tymczasowo? — Prychnęła i w tym samym momencie rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.

Spojrzałam w kierunku stołu, na którym leżała komórka, a kobieta w jednej chwili podeszła tam i wzięła do dłoni moje urządzenie.

— Ian — powiedziała, posyłając mi pełne nienawiści spojrzenie.

Ruszyłam w jej kierunku, żeby odebrać telefon. Chciałam powiedzieć Ianowi, że ona przyszła i żeby albo kazał jej wyjść, albo jak najszybciej tu przyjechał, i sam z nią pogadał, bo równo pod sufitem to ona nie miała. Wyciągnęłam rękę po swoją własność, ale brunetka w tym samym czasie uniosła dłoń z komórką ponad głowę. Zacisnęłam usta, nie wiedząc co robić.

— Mogę odebrać? — odezwałam się, po czym zacisnęłam usta, gdy pokręciła głową.

— Jak się przyjmuje gości, to nie rozmawia się przez telefon z innymi — odparła, rzucając urządzeniem w kąt. Wkurzyłam się przez to.

— Jak pani widzi, Iana nie ma — powiedziałam gniewnie, bo jej zachowanie zaczynało działać mi na nerwy. 
— Proszę przyjść do niego jutro za dnia — dodałam, patrząc na nią pewnie. Nie mogłam pozwolić na to, żeby mną pomiatała.

— Wyrzucasz mnie? — zapytała, a ja przytaknęłam.
Jej postawa wskazywała, że w środku cała się zagotowała ze złości. Poczerwieniała na twarzy i zacisnęła dłonie w pięści. Przełknęłam ślinę, widząc to, bo zaczęłam się trochę jej obawiać.
— Myślisz, że kim ty jesteś, żeby to robić? Co? — dopytywała, po czym spoliczkowała mnie.

Zszokowana przyłożylam dłoń na policzek, który mnie piekł. Zacisnęłam zęby, żeby się nie rozpłakać, chociaż czułam, że do moich oczu napłynęły łzy.

— Proszę stąd wyjść! — Krzyknęłam zdenerwowana.

Czemu, do cholery, nie posłuchałam Iana? Przecież mówił, żebym nikomu nie otwierała. Teraz miałam za swoje. Telefon znowu zaczął dzwonić, a ja się zastanawiałam, jak odzyskać to cholerne urządzenie, żeby odebrać.

— To ja tu powinnam mieszkać. — Wysyczała przez zęby, popychając mnie lekko. — Urabiam go od kilku miesięcy i jeśli myślisz, że zabierz mi go ot tak, to się mylisz — dodała, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana.
Nie miałam zamiaru nikogo jej odbierać, a tym bardziej nie Iana.

— Ale ja...

— Znam takie jak ty. — Przerwała mi, gdy chciałam się wytłumaczyć.
— Młoda, z jędrnym ciałem — mówiła, dźgając mnie palcem pod obojczykiem, przez co zrobiłam skrzywioną minę. — Myślisz, że pstrykniesz palcami i możesz mieć każdego. Ale Ian jest mój! — Wykrzyknęła, popychając mnie na kanapę, przez co zachwiałam się i usiadłam.

— Wyjdź stąd! — Czułam, że sama byłam na granicy wybuchu.
Zazwyczaj byłam opanowana, ale jej zachowanie i to, że nie pozwoliła mi nic powiedzieć, doprowadzały mnie do szału.

— No, proszę — odezwała się kobieta, śmiejąc się histerycznie. Ona naprawdę była wariatką.
— Poczułaś się ważna, to i ton głosu zaraz inny. Ian upokorzył mnie tej nocy, kiedy tu przyszłaś. Teraz pora, żebyś poczuła się tak samo — dodała, po czym rzuciła się na mnie z pięściami.

— Puść mnie! Pomocy! — krzyczałam, odpychając ją od siebie, jednak była zdecydowanie silniejsza.

Gdy brunetka się zachwiała, zerwałam się z miejsca, żeby uciec z mieszkania, ale ona złapała mnie za włosy. Krzyknęłam, czując duży ból. Trzymałam je u nasady, żeby choć trochę mniej bolało. Kobieta nie odpuszczała i uderzyła mnie drugą ręką w brzuch, przez co opadłam na kolana. Sprowadziła mnie do parteru, po czym usiadła na mnie. Machałam rękoma na oślep, licząc na to, że w końcu ją trafię i uwolnię się od niej, ale wychyliła się tak, że nie mogłam jej dosięgnąć. Zaczęłam wierzgać nogami, gdy brunetka zacisnęła dłonie na mojej szyi i zaczęła mnie dusić. Moja panika narastała coraz bardziej, przez co nie wiedziałam już, jak się bronić.

— Zdychaj — wysyczała, naciskając mocniej na szyję.

Chwyciłam ją za nadgarstki, patrząc na nią wielkimi oczami, gdy coraz gorzej mi się oddychało. Jej wzrok był pusty i nie wyrażał żadnych emocji. Wyglądała, jakby była nieobecna w czasie tego, co robiła.

— Nie... puść... mnie... — Wydukałam, z trudem łapiąc oddech. 

Mój wzrok stawał się coraz mętniejszy, a momentami widziałam gwiazdy. Obraz zaczął mi się rozmazywać, brakowało mi tchu i czułam, że z każdą sekundą słabłam. Coraz mniej poruszałam nogami, a uścisk moich dłoni na jej nadgarstkach był coraz słabszy, aż w końcu bezwładnie opuściłam ręce na podłogę. Wiedziałam, że to koniec. Że nie dam rady się obronić.

Opadałam z sił, dusząc się pod naporem jej rąk.

*******************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro