17. Czułem, że spotkam tu swoich ulubieńców
Leżałam na łóżku, bezczynnie wpatrując się w sufit, a w tle cicho grała muzyka. Leżałam i rozmyślałam o tym, co mnie ostatnio spotkało. Miałam wrażenie, że porwanie przez Terrence'a, chociaż niewiele z niego pamiętałam, odcisnęło we mnie piętno. Czułam w środku niepokój i ciągle próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z tamtego wieczora, ale miałam tylko czarną dziurę. Miałam jedynie przebłyski, kiedy pierwszy raz coś mi wstrzyknął, ale nie za bardzo wiedziałam, co się ze mną działo przez ten cały czas, dopóki nie uwolnił mnie Ian. Niby twierdził, że facet nic mi nie zrobił, ale i tak to wszystko nie dawało mi spokoju.
Po tym, jak na drugi dzień wróciłam do domu, od progu od razu zaatakowała mnie matka, która zrobiła mi awanturę, że co ja wyprawiam i jak mogę tak przepaść bez jakiegokolwiek odzewu. Potem zaczęło się przesłuchanie, co robiłam, z kim piłam i dlaczego miałam na sobie męski T-shirt. Powiedziałam jej to wszystko, co kazał powtórzyć Ian. Łącznie z tym, że byłam ubrana w obcą koszulkę, bo zwymiotowałam na swoje ubranie po zbyt dużej ilości alkoholu. Taką właśnie wersję, tylko że z narkotykami opowiedział mi brunet, gdy zapytałam, dlaczego nie miałam na sobie swojej bluzki, tylko jego. Podobno zwymiotowałam i tego się trzymałam. Nie chciałam chyba usłyszeć czegoś innego, że tamten typ coś mi zrobił, bo chyba bym się zabiła.
Miałam wrażenie, że zupełnie straciłam kontrolę nad swoim życiem. Nie wiedziałam, co robić, dokąd pójść, do kogo zadzwonić. Czułam się samotna i opuszczona. Niby miałam kontakt z Reyem i tak naprawdę ze znajomych został mi tylko on, ale i tak od dwóch dni siedziałam sama w domu. Zrezygnowałam też z pracy, bo nie czułam się na siłach, żeby gdziekolwiek wychodzić, a potem samotnie wracać w nocy. Po tym porwaniu zupełnie inaczej na wszystko patrzyłam, a w nocy nie mogłam normalnie spać, bo w snach powracało morderstwo mężczyzny, którego byłam świadkiem.
Ian dał mi spokój, a ja zastanawiałam się, czy definitywnie, czy tylko na chwilę, żebym złapała oddech po akcji z Terrencem. Musiałam przyznać, że zaimponował mi tym, że tak szybko mnie uwolnił. Poczułam się ważna, a na dodatek potem tak troskliwie się mną zajął. Zaskoczył mnie tym, gdy powiedział, że jest ratownikiem medycznym. Od razu w mojej głowie zaświtała myśl, że w takim razie nie mógł być taki groźny, na jakiego wyglądał i tym bardziej zapragnęłam tego, żeby próbować go zmienić. Skoro mi pomógł, to nadal była w nim empatia, trzeba było ją tylko jakoś z niego wyłuskać.
Westchnęłam głęboko, przecierając twarz i wyrywając się z moich przemyśleń. Postanowiłam w końcu wstać z łóżka. Dochodziła godzina czternasta, a ja jeszcze nic nie zrobiłam, o jedzeniu nie wspominając, ale w sumie nawet nie czułam głodu. Jednak stwierdziłam, że dobrze było by coś wypić. Poczłapałam do drzwi i wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni.
— Jeff, nie wiem, co robić. — Zatrzymałam się, słysząc, jak matka po cichu rozmawiała z moim ojcem.
— Ona od dwóch dni nie wychodzi z domu. Nawet z pracy zrezygnowała. Niby powinnam się cieszyć, bo odchodziłam od zmysłów, gdy późno wracała, ale teraz widzę, że coś jest nie tak. — Uniosłam brwi, gdy doszło do mnie, że rozmawiali o mnie.
— Boję się, że wpadła w złe towarzystwo. — Zacisnęłam usta, gdy usłyszałam te słowa.
— Jak mam się uspokoić? Przecież nie dość, że ostatnio się upiła, to wróciła w nie swoich ubraniach, a teraz snuje się po domu. Nie wiem, co robić. Nie radzę sobie z nią. Kiedy wrócisz? — Zrzedła mi mina, gdy słuchałam tego wszystkiego.
Nie sądziłam, że mama tak się mną przejmowała. Myślałam, że cieszyła się z tego, że byłam cały czas w domu po tym, jak zrezygnowałam z pracy w barze. Nie chciałam, żeby miała przeze mnie zmartwienia.
— Jak to nie prędko? — zapytała rozżalona.
— Wiedziałam, że tak będzie — powiedziała zła. — Tak naprawdę cieszyłam się, kiedy straciłeś tę pracę. Myślałam, że znajdziesz coś na miejscu. Przeklinam dzień, gdy wróciłeś od Grimsa i powiedziałeś, że wracasz do niego. — Zrobiłam wielkie oczy, gdy mama wyrzucała z siebie żale w kierunku taty.
Myślałam, że cieszyła się, że wrócił do firmy, a tymczasem było odwrotnie.
— Powiedz, co mam robić z Samanthą?
— Jak mam z nią porozmawiać, jak ona nie chce?
— Mówię ci, że ona coś kręci. Dylan mi powiedział, że ona spotyka się z jakimś starszym mężczyzną. — Przygryzłam wnętrze policzka, gdy powtórzyła ojcu to, co usłyszała od mojego byłego.
Myślałam, że jakoś udało mi się ją przekonać, że rozsiewał tylko plotki, ale najwidoczniej nie uwierzyła mi do końca.
— Pytałam o to i zaprzeczyła, a Rey potwierdza wszystko, co ona powie.
— Skoro teraz nie przyjeżdżasz do domu, to chociaż zadzwoń do niej i z nią pogadaj. — Mama coraz bardziej naciskała tatę na to, żeby skontaktował się ze mną.
— Jaki sufit? — Zmarszczyłam brwi, przysłuchując się dalej rozmowie.
— Nie, farby są nietknięte. — Teraz już wiedziałam, o co chodziło.
Ojciec przed wyjazdem przyniósł mi farby, o które go prosiłam, a ja do tej pory nie zabrałam się za malowanie, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam już do tego głowy i chęci.
— Stoją tak, jak je postawiłeś. Mówię ci, że jest jakaś dziwna.
— Nie przesadzam.
— Proszę cię, zadzwoń do niej.
— Też cię kocham i czekamy za tobą. Pa.
Zacisnęłam zęby, zastanawiając się, co robić. Obawiałam się, że jakbym teraz weszła do kuchni, to mama od razu odgadłaby, że słyszałam jej rozmowę z tatą, a tego nie chciałam. Wycofałam się cichaczem do pokoju, stwierdzając, że wyjdę z niego za pół godziny, jak mama wyjdzie na zakupy.
*
Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w podłogę, jakby miało być na niej coś ciekawego. Po chwili przewróciłam się na plecy i ziewając szeroko, sięgnęłam po telefon, który zadzwonił. Chwyciłam go, po czym wpatrywałam się w ekran, widząc przychodzące połączenie od Reya. Średnio chciało mi się rozmawiać, ale ostatecznie przesunęłam opuszek palca po ekranie.
— Co tam? — zapytałam zachrypniętym głosem, po czym odchrząknęłam cicho.
— Jesteś w domu?
— Mhh — mruknęłam twierdząco. Dziwiłam mu się, że zadawał takie pytanie, bo niby gdzie indziej miałabym być?
— To zbieraj się i wyjdź.
— Nie chce mi się — odparłam, ziewając szeroko.
Naprawdę nie miałam ochoty na to, żeby gdziekolwiek wychodzić. Chciałam być w domu sama ze swoimi myślami.
— Sam, wyłaź z chałupy. Czekam niedaleko w samochodzie — powiedział dobitnie, na co głośno westchnęłam.
Mogłam jednak nie odbierać tego połączenia. Miałabym spokój.
— Rey, daj żyć. — Jęknęłam.
— Raz, raz — odparł i od razu się rozłączył.
Niechętnie wstałam z łóżka, po czym przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam wyjściowo w starym, wyciągniętym T-shircie i spodniach dresowych, ale nie chciało mi się przebierać. Machnęłam ręką i ruszyłam do wyjścia. Gdy znalazłam się na zewnątrz, poszłam w kierunku samochodu kolegi, który stał kilkanaście metrów od domu. Podeszłam do drzwi od strony pasażera i wsiadałam do środka.
— Co ta... — Zamilkłam w połowie zdania, gdy zobaczyłam, że na miejscu kierowcy nie siedział Rey, tylko Ian.
Teraz już przynajmniej wiedziałam, czemu nie zaparkował na podjeździe, a do tego stanął tyłem tak, żebym nie widziała kierowcy od razu, tylko po zajęciu miejsca w aucie.
Kumpel znowu mnie wystawił. Myślałam, że ten fakt ostro mnie wkurzy, a tak naprawdę poczułam tylko obojętność.
— No proszę, jednak żyjesz — odezwał się ironicznie. — A już myślałem, że przegapiłem w prasie twój nekrolog.
— Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?
— Odpoczywasz dwa dni, pora wziąć się w garść — odparł, a ja cicho westchnęłam, strzelając kostkami u palców rąk.
— Czego chcesz?
— Klucza. — Rzucił, patrząc na mnie wymownie, na co zacisnęłam usta.
Mogłam się domyślić, że tylko po to chciał się ze mną spotkać, bo przecież nie po to, żeby zapytać, czy może nie potrzebuję pomocy po ostatnich wydarzeniach.
— Nie znalazłam i uprzedzę pytanie – nie szukałam, bo nie mam sił ani ochoty.
— Radzę ci mnie nie lekceważyć — powiedział ostro.
Chyba za bardzo zaczęłam testować jego cierpliwość, której zbyt wiele przecież nie miał.
— Okey, bez nerwów — odezwałam się, robiąc niewinną minę. — Będę szukać, tylko daj mi jeszcze chwilę wytchnienia po ostatnim. — Mężczyzna zrobił niezadowoloną minę, ale ostatecznie przytaknął.
— Czemu nie przychodzisz do baru? — zapytał po chwili.
— Bo już tam nie pracuję. — Wzruszyłam ramionami, a on zrobił zaskoczoną minę.
— Postanowiłaś zacząć żyć za kasę z wyścigów? — zapytał.
Zmrużył oczy, gdy zaprzeczyłam ruchem głowy.
— To za co?
— Przypominam, że jeszcze się uczę. Rodzice mnie utrzymują. — Ian, zamyślił się na chwilę, spoglądając na drogę, by następnie przenieść wzrok na mnie.
— A ja miałbym dla ciebie dobrą robotę. — Uniosłam brew, słysząc to, bo co on mógł mi zaproponować? Zakopywanie zwłok?
— Rey potrzebowałby pomocy — dodał, a ja zamyśliłam się na chwilę, zastanawiając się, w czym mogłabym pomóc koledze ze szkoły.
— Zaraz! — Wykrzyknęłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, o co mu chodziło.
— Nie wciągniesz mnie w dilerkę. Nie ma mowy — powiedziałam hardo.
Na głowę nie upadłam, żeby w to wchodzić. Wtedy już nigdy nie uwolniłabym się od tego szemranego towarzystwa. Nie miałam zamiaru niszczyć sobie życia, które i tak już mi się wystarczająco skomplikowało.
— Na twoim miejscu dobrze bym to przemyślał. Jest niezła kasa do zarobienia.
— Nie zawsze pieniądze są w życiu najważniejsze — odparłam, a Ian roześmiał się, po czym spojrzał na mnie z politowaniem.
— Samantho, proszę cię. Żyjesz w kraju, gdzie właśnie kasa jest najważniejsza. Bez niej nie dostaniesz pomocy nawet w szpitalu, więc nie pierdol głupot.
— Poradzę sobie w życiu. O to nie musisz się martwić — powiedziałam, a Ian mruknął coś pod nosem.
Chyba sądził, że zgodzę się na to bez problemu, ale srogo się pomylił. Stwierdziłam, że faktycznie muszę bardziej skupić się na poszukiwaniach klucza. Znajdę go, oddam i będę miała spokój.
*****
Westchnęłam przeciągle, zamykając okno, żeby nie słyszeć dźwięków dochodzących z zewnątrz. Od rana w mieście trwał letni festyn. Za dnia było dość spokojnie, ale wieczorem hałas tak się niósł, że docierał do ulicy, przy której mieszkałam. Zazdrościłam mieszkańcom, którzy wybrali się na tę imprezę. Ja też chciałam iść, szczególnie na wieczorny koncert miejscowej kapeli. Planowałam to już od początku wakacji, a teraz siedziałam sama w domu.
Dylan z ekipą zapewne dobrze się bawili, a ja jedyne, co mogłam zrobić, to się wykąpać i pójść spać. Byłam zła i rozżalona jednocześnie. Ze złości zaczęłam uderzać poduszką po meblach, ale gdy zaczął się z niej wysypywać wsad, to przestałam, po czym zaczęłam sprzątać. Zmarszczyłam brwi, gdy w domu rozległ się dźwięk dzwonka, bo nie spodziewałyśmy się z mamą nikogo.
— Samantha! — Nagle usłyszałam krzyk matki, a po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je. Mama rozejrzała się po pokoju, robiąc skrzywioną minę, ale nie skomentowała bałaganu.
— Rey przyszedł. Pyta, czy jesteś już gotowa na festyn.
— Na festyn? — zapytałam, unosząc brew.
Kumpel nie odzywał się przez cały dzień, a wczoraj, gdy mnie odwiedził, żeby wyjaśnić sytuację z Ianem,który przyjechał jego samochodem, nie wspominał nic o tym, że miałam się z nim wybrać na imprezę.
— Tak, na festyn — odparła, przewracając oczami.
— Tak zamierzasz iść? — Spojrzała na moje poplamione dresy, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
— W sumie, to w ogóle nie planowałam iść.
— Sam, pora zacząć coś robić. — Zacisnęłam usta, słysząc te słowa.
— Ja wiem, że nadal przeżywasz rozstanie z Dylanem i jesteś przez to przybita, ale powinnaś przestać tak to roztrząsać. Myślę, że dobrze by ci to zrobiło. — Gdyby mama wiedziała, co tak naprawdę przeżywałam, to nigdy nie pozwoliłaby mi opuścić domu.
— Nie mam nastroju.
— Córeczko, proszę cię. — Spojrzała na mnie błagalnie.
Chciała zrobić wszystko, żebym wyszła do ludzi.
— A może spotkasz tam Dylana i wszystko sobie wyjaśnicie? — Uśmiechnęła się lekko.
Poczułam ukłucie w sercu, gdy to powiedziała. Co mi po spotkaniu z nim, skoro on nie chciał ze mną rozmawiać?
— Wykąp się i przebieraj. Rey będzie czekał w kuchni — dodała, a gdy miałam zaprotestować, po prostu wyszła z pokoju, nie dając dojść mi do słowa.
Zacisnęłam usta, zastanawiając się, co robić, ale po namyśle postanowiłam pójść, więc wzięłam nową bieliznę i przeszłam do łazienki.
Kilkanaście minut później, gdy wróciłam do pokoju, podeszłam do szafy, żeby wciągnąć jakieś ubrania. Ostatecznie postawiłam na beżowy top bez pleców, wiązany na szyi i czarne skórzane spodenki, a do tego sandały na koturnie wiązane wokół kostki. Chciałam ładnie wyglądać dla Dylana.
Włosy zostawiłam rozpuszczone, jedynie pofalowałam je trochę, a na koniec zrobiłam makijaż, mocniej podkreślając oczy, a także użyłam perfum. Przejrzałam się jeszcze w lustrze i gdy uznałam, że byłam gotowa, chwyciłam niewielką torebkę na łańcuszku, do której wrzuciłam portfel, telefon oraz błyszczyk, po czym przeszłam do kuchni, gdzie mama zagadywała mojego kolegę. Gdy weszłam do pomieszczenia, Rey zerwał się z miejsca, uśmiechając się szeroko, po czym zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry. Zdziwiłam się widząc, jak wyglądał, bo myślałam, że będzie miał na sobie zwykły T-shirt, a tymczasem do jeansów założył granatową, elegancką koszulę, której rękawy podwinął do łokci, a na nadgarstku widniał drogi zegarek na bransolecie. Włosy miał dokładnie ułożone i bardziej wyglądał, jakby szedł do restauracji, a nie zabawę w plenerze.
— Idziemy? — zapytałam, na co przytaknął.
— Masz coś cieplejszego? Potem może zrobić się chłodniej — odezwała się mama, a ja pokręciłam głową.
Tak skupiłam się na wyglądzie, że nie pomyślałam o tym, żeby wziąć jakiś sweter.
— Sprawdzałem pogodę i dzisiejsza noc ma być ciepła. — Wtrącił Rey, na co mama przytaknęła.
— Miłej zabawy. — Uśmiechnęła się, a ja jej kiwnęłam.
Wyszliśmy z domu i pieszo ruszyliśmy w kierunku placu, na którym odbywał się festyn.
— Świetnie wyglądasz — odezwał się po chwili Rey, posyłając mi uśmiech, który odwzajemniłam.
— Dzięki, ty też — powiedziałam.
— Nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę cię w eleganckiej koszuli. — Zaśmiałam się, a on potarł dłonią kark, robiąc zmieszaną minę.
Rzadko widywałam go w takim outficie, ale musiałam przyznać, że wyglądał przystojnie i na dodatek świetnie pachniał. Lubiłam u chłopaków wyraźny zapach perfum.
— Przesadziłem? — zapytał zmieszany, a ja pokręciłam głową.
— Nie, jest dobrze. — Uśmiechnęłam się. — Nawet bardzo dobrze — dodałam, na co Rey się rozluźnił.
Złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie i tak szliśmy dalej, żartując sobie. W duchu mu dziękowałam, że nie poruszał tematu Iana. Być może on też chciał poczuć się normalnie, bo jak sam mi kiedyś powiedział, ciążyła mu już ta znajomość z nim.
Kilkanaście minut później dotarliśmy na miejsce. Miałam wrażenie, że zeszli i zjechali się prawie wszyscy mieszkańcy. Jedni tak, jak my dopiero przychodzili, a inni, którzy mieli małe dzieci opuszczali już teren imprezy ze wzgledu na późną porę. Kierowcy parkowali, gdzie popadnie, przez co dookoła zrobił się harmider.
Podeszliśmy do budki i kupiliśmy sobie soki do picia, po czym zaczęliśmy spacerować po terenie. Spojrzałam w kierunku sceny, gdzie za półtorej godziny miał się rozpocząć koncert zespołu Legion System, którzy grali Pop-Rock. Cieszyłam się, że jednak będę w tym uczestniczyć.
Chodziliśmy, rozmawiając wesoło, gdy w pewnym momencie z zaskoczeniem spojrzałam na kolegę po tym, jak chwycił mnie za rękę.
— Żebyś mi się nie zgubiła — powiedział ze śmiechem, puszczając mi oczko.
W sumie tak lepiej się szło, bo niekiedy trzeba było się przeciskać, a tak, to Rey szedł z przodu i torował mi drogę, ciągnąc mnie za sobą.
— Może poszlibyśmy na diabelski młyn? — zapytałam, bo grzechem byłoby nie skorzystać z atrakcji wesołego miasteczka, które też się rozłożyło.
Rey nie miał nic przeciwko, więc ruszyliśmy w kierunku karuzeli, po czym stanęliśmy w kolejce. Gdy zauważyłam, że zaraz będziemy kupować bilety, otworzyłam torebkę, żeby wyjąć portfel.
— Sam, nawet się nie waż. Ja płacę — odezwał się kumpel.
Spojrzałam na niego, zaciskając usta, bo jednak trochę głupio mi było, z tym że miałby za mnie płacić.
— Płaciłeś już za soki. Teraz moja kolej.
— Kiedy indziej. — Puścił mi oczko, po czym wziął dwa bilety na karuzelę.
Pozwoliłam koledze zapłacić, żeby już się nie kłócić, po czym zajęliśmy miejsce w wolnej gondoli. Rey usiadł naprzeciwko, ale chwilę później przesiadł się obok mnie.
Oparłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie ramieniem i w milczeniu podziwiałam widoki. Czułam dzisiaj przy Reyu wewnętrzny spokój. To była miła odmiana, bo przez ostatnie dni miałam w głowie gonitwę myśli, która nie ułatwiała mi funkcjonowania.
— O czym myślisz?
— W sumie, to o niczym. Zupełnie się wyłączyłam — odparłam, patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.
— Spotkałeś się ostatnio z Dylanem? Albo z kimś z paczki?
— Nie, oprócz treningu, to nie. Nawet wtedy ze sobą nie gadamy. Jestem niemile widziany, bo trzymam z tobą.
— Serio? — zapytałam z niedowierzaniem, czując lekkie ukłucie w środku.
Nie sądziłam, że stanę się tą najbardziej nielubianą osobą i to tylko przez to, że przyczepił się do mnie Ian.
— Mhh — mruknął twierdząco.
— Jestem ciekawy, co będzie po wakacjach w szkole. Dylan nastawia przeciwko mnie większość osób, z którymi do tej pory gadałem, a o drużynie to już lepiej nie wspominać.
— Nie wiem, czy chcę wracać do tej szkoły. — Westchnęłam ciężko.
— No ej, nawet nie kombinuj, bo zostanę zupełnie sam — mówił, ruszając ramieniem, na którym oparłam głowę. Wyprostowałam się i popatrzyłam na niego, cicho wzdychając.
— Na studia na pewno nie idę. Zrezygnowałam już z tych planów.
— Dlaczego?
— I tak mi nic nie dadzą, a tylko wydam kupę forsy. Ty masz stypendium sportowe, to jesteś w innej sytuacji.
— A kasa za... no wiesz, ta od Iana — odezwał się niepewnie.
Zrobiłam niezadowoloną minę, gdy napomknął o brunecie. Nie miałam ochoty o nim mówić.
— Nie wydam z tego ani cena. Jak tylko znajdę ten klucz, to oddam mu to w pakiecie i będę miała spokój.
— Ja tam na twoim miejscu bym z tego skorzystał. — Uniosłam brwi, patrząc na niego z niezrozumieniem.
— Roztrwoń te pieniądze choćby na pierdoły. Życie masz jedno, to korzystaj z niego na maksa. — Prychnęłam pod nosem, a Rey uśmiechał się szeroko. Najwidoczniej miał inny system wartości niż ja.
— Ty to robisz za kasę z dilerki? — Przytaknął na zadane pytanie, a ja cicho westchnęłam.
Jakoś nie mogłam się przełamać do tego, żeby wydać pieniądze od Iana. Miałam wrażenie, że gdybym to zrobiła, to nie uwolniłabym się od niego. Bałam się, że pewnego dnia dopomni się o zwrot i co bym zrobiła, gdybym je wydała? Wolałam nie ryzykować.
Kilka minut później zeszliśmy z diabelskiego młyna i poszliśmy kupić coś do zjedzenia oraz colę. Nasz wybór padł na hot dogi, skrzydełka, a na przekąskę wzięliśmy popcorn. Tym razem to ja płaciłam, chociaż Rey trochę marudził. On chyba sądził, że byłam całkowicie bez grosza, a przecież miałam odłożone pieniądze z pracy w barze. Usiedliśmy na ławie przy piknikowym stole i jedliśmy, rozmawiając oraz słuchając muzyki, puszczanej przez DJ-a. Rozglądałam się po tłumie, próbując wypatrzeć Dylana, jednak nigdzie go nie nie dostrzegłam. Ani jego, ani nikogo z naszej paczki. Zastanawiałam się, czy byli tutaj, czy może zrobili sobie swoją imprezę na plaży w Bradville.
Upiłam łyk coli, głośno wzdychając.
— Ale się objadałam — powiedziałam po jakimś czasie, odkładając puszkę na stół i odsuwając od siebie plastikowy talerz. Odetchnęłam ciężko, przeżuwając ostatni kęs.
— Ja w sumie zjadłbym coś jeszcze — odparł Rey, odwracając głowę, żeby przeczytać, co jeszcze oferowano w budce, przy której usiedliśmy, a ja zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową. Ja już byłam pełna, a został jeszcze popcorn.
— Wybieraj, co chcesz. Ja stawiam. — Przeklęłam w duchu, słysząc za plecami głos Iana.
Po chwili on i jego dwóch kumpli dosiedli się do nas. Brunet usiadł obok mnie, a jego towarzysze obok Reya. Myślałam, że ten wieczór będzie beztroski, ale mogłam o tym pomarzyć.
Spojrzałam na kolegę z klasy i po minie dostrzegłam, że sam był niezadowolony z ich towarzystwa, co oznaczało, że tym razem nie wiedział, że tutaj będą.
— Co tam słychać u młodzieży? Randeczka? — zapytał Ian, na co prychnęłam pod nosem.
— Nie — mruknęłam z niezadowoleniem.
— Mówisz, że nie? — Mężczyzna popatrzył na mnie, mrużąc oczy, po czym przeniósł wzrok na mojego kolegę. — Patrząc na Reya, wnioskowałbym coś innego. No, chyba że nie powiedział ci o swoich zamiarach — dodał, sięgając po popcorn, a ja ze zdziwieniem spojrzałam na kolegę, który uśmiechnął się krzywo. Wiedziałam, że będę musiała z nim o tym pogadać po festynie.
— Dobre. — Ian przełknął przekąskę, którą kupiliśmy, po czym sięgnął po więcej.
— Zion, skocz po jeszcze jedno i po piwku możesz wziąć — powiedział do swojego kumpla, który przytaknął, wstając z miejsca.
— A wy co chcecie? — Zwrócił się do mnie i Reya.
Zrobiłam niezadowoloną minę, cicho wzdychając, bo myślałam, że sobie szybko pójdą, a oni zamierzali się rozsiąść przy stole, który zajmowałam z kolegą.
— Coś mało rozmowni jesteście — dodał.
— Fajnie by było, jakbyście usiedli sobie gdzieś indziej — odezwałam się, posyłając mu sztuczny uśmiech.
— Wolę ten stolik.
— Rey, idziemy. — Posłałam koledze znaczące spojrzenie, a on przytaknął, wstając z miejsca.
Chciałam zrobić to samo, ale niestety Ian mi to uniemożliwił.
— Po co? Miejsca starczy dla wszystkich — powiedział brunet, kładąc rękę na moje barki i przyciągając mnie do siebie.
— Nie dotykaj mnie — warknęłam, strząsając jego rękę.
— Uuu, pani niedotykalska. — Zaśmiał się.
— Swoim amantom wtedy w fabryce, aż tak się nie opierałaś — dodał, a we mnie zagotowało się wszystko.
Rey spojrzał na mnie, marszcząc brwi, bo zapewne nie rozumiał podtekstu, przecież nie powiedziałam mu o tym, że napastowało mnie trzech świrów. Nikomu o tym nie powiedziałam, bo po prostu się wstydziłam.
— Chcemy tylko pogadać. Dzisiaj żadnych interesów. W końcu w mieście jest impreza — mówił dalej Ian — tandetna swoją drogą, ale lepsze to niż nic.
— Jak nie lubisz takich imprez, to po co tu przyszliście? — Spojrzałam na niego znacząco, a on tylko uśmiechnął się lekko.
— Czułem, że spotkam tu swoich ulubieńców — odparł, puszczając mi oczko.
Wyciągnął papierosy, po czym jednego odpalił, zaciągając się nim.
Zacisnęłam usta, żeby nie wybuchnąć. Kolega patrzył na mnie, robiąc skrzywioną minę, ale wszedł w rozmowę, gdy Ian ze swoimi kumplami zaczęli mówić. Ja odzywałam się mało, żeby nie powiedzieć, że prawie milczałam. Mierzwiło mnie ich towarzystwo. Raz po raz rozglądałam się dookoła, dostrzegając, że niektórzy dziwnie nam się przyglądali. Być może wiedzieli, czym ta trójka się zajmowała. Tym gorzej się czułam, bo bałam się, że zobaczy nas ktoś znajomy i doniesie mojej mamie, w jakim towarzystwie się obracałam. Po jakimś czasie Zion oraz Caden poszli sobie i zostaliśmy sami z Ianem, który miałam wrażenie, że przesunął się jeszcze bardziej w moim kierunku. Mężczyzna gadał z Reyem, trącając mnie raz po raz kolanem. Zaczynało mnie to coraz bardziej wkurzać, ale nie mogłam się przesunąć, bo i tak już siedziałam na końcu ławy.
— Popatrz, Samantho — odezwał się nagle w moim kierunku Ian — zdaje się, że Dylan znalazł sobie nową dziewczynę. — Zamarłam, gdy to usłyszałam i przeniosłam wzrok, który do tej pory wbijałam w stół, żeby spojrzeć w tym samym kierunku, co brunet.
— Czy to nie jest twoja przyjaciółka? Ta, która go pociesza?
Nie odzywałam się, tylko wpatrywałam się w stojącą nieopodal grupkę. Emma wisiała na Dylanie, a ten obejmował ją w pasie. Żołądek boleśnie mi się ścisnął, gdy cmoknęli się usta. Nie, to niemożliwe, żeby byli razem.
Chciało mi się w tamtym momencie krzyczeć i płakać. To, co zobaczyłam, sprawiło, że załamałam się w środku. Nigdy nie sądziłam, że Dylan tak szybko się pocieszy i na dodatek zwiąże się z moją przyjaciółką.
Tfu, jaką przyjaciółką? Przyjaciółki tak nie robią — pomyślałam ze złością.
Emma była teraz dla mnie zwykłą szmatą. Żmiją, która mnie nie szanowała. Wiedziała, że kocham Dylana do szaleństwa, a i tak zrobiła mi takie świństwo.
— Sam? — Przeniosłam zaszklony łzami wzrok na Reya, gdy wypowiedział moje imię.
Miałam taką gulę w gardle, że nie potrafiłam się odezwać. Po chwili spojrzałam na kufel z piwem, który trzymał w dłoni Ian, po czym po prostu mu go wyrwałam, żeby się napić.
— Woha! Trzeba było powiedzieć, to bym ci kupił — odezwał się, a ja dopiłam duszkiem piwo, po czym odstawiłam kufel, krzywiąc się, gdy w końcu poczułam gorycz chmielu.
Otrząsnęłam się, przełykając ślinę.
— To mi kup — odparłam w końcu, a Ian się roześmiał.
— To jedno ci wystarczy. — Uniosłam brew, spoglądając na Reya, gdy się odezwał.
Pokręciłam głową, ignorując go.
— Kup mi piwo. — Zwróciłam się ponownie do bruneta.
— Samantha. — Westchnęłam ciężko, gromiąc wzrokiem szkolnego kolegę.
— Cicho bądź — warknęłam. — To twoja wina. Ty mnie wyciągnąłeś na ten durny festyn — powiedziałam do niego.
— Kup mi piwo. — Patrzyłam wyczekująco na Iana, który przyglądał mi się, mrużąc oczy.
Mężczyzna w końcu wstał z miejsca, po czym podszedł do budki, a po chwili wrócił z dwoma kuflami. Piłam, patrząc się morderczym wzrokiem w kierunku Emmy. Chciałam ją dorwać i wyrwać jej wszystkie kudły. Cały czas myślałam o tym, co zrobię, jak kiedyś na nią trafię, gdy będzie sama. Chciałam obić jej tę dwulicową buźkę. Wydrapać oczy, że ośmieliła się omotać mojego Dylana. Wzdrygnęłam się, słysząc dźwięk telefonu. Ian wyciągnął komórkę z kieszeni, po czym odebrał i porozmawiał z kimś krótko.
— Młodzieży, muszę was na chwilę opuścić, żeby przeparkować samochód — powiedział, a ja uniosłam brew, patrząc na niego.
— Jesteś autem? — zapytałam ze zdziwieniem, na co przytaknął.
— Przecież pijesz.
— No i? — zapytał od niechcenia.
Nic nie powiedziałam, bo i po co? Zapewne mije umoralnianie go, że nie prowadzi się po alkoholu, tylko by go rozśmieszyło. Pokręciłam głową, robiąc niezadowoloną minę, na co brunet przysunął swoją twarz do mojej, patrząc mi prosto w oczy.
— Zajmij się swoimi problemami, Samantho — odezwał się .— Jak myślisz, jest lepsza od ciebie w łóżku? — powiedział, kiwając głową w kierunku Emmy i Dylana, a ja zacisnęłam zęby. Ian wiedział, jak podnieść mi ciśnienie.
— Zaraz wracam — dodał, wstając z miejsca.
Poszedł sobie, zostawiając niedopity alkohol.
— Kurwa, jak oni mogli mi to zrobić? — Jęknęłam zrezygnowana, pijąc drugie piwo.
Byłam w środku taka rozbita, że chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
— Sam, nie pij tyle. — Upominał mnie Rey, a ja tylko wzruszyłam ramionami. On mnie chyba nie rozumiał. Gdyby był na moim miejscu, postąpiłby dokładnie tak samo.
— Ej, to piwo Iana! — odezwał się, gdy po wypiciu swojego sięgnęłam po to, które zostawił brunet.
— Mam to gdzieś — mruknęłam.
Piłam, czując, że coraz bardziej zbierało mi się na płacz, a przecież nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie w takim tłumie.
Gdy po jakimś czasie zobaczyłam, że Dylan z pozostałą dwójką kumpli odchodzą i zostawiają Emmę oraz Kim same, postanowiłam podejść do nich. Chciałam wszystko wygarnąć byłej przyjaciółce, a po trzech piwach miałam do tego dużo odwagi. Zachwiałam się po wstaniu, ale wzięłam głęboki oddech i powoli ruszyłam w kierunku dziewczyn. Rey próbował mnie przekonać, żebym zostawiła je w spokoju, ale nie miałam zamiaru tego robić.
— Ty szmato! Wiedziałam, że zaraz się za niego zabierzesz! — Wykrzyknęłam, podchodząc do Emmy.
Rey pociągnął mnie za rękę, żebyśmy wrócili na miejsce, ale byłam w tak bojowym nastroju, że skapitulował, gdy posłałam mu gniewnie spojrzenie.
— Uważaj na słowa, bo pożałujesz. — Warknęła.
— Zawsze zazdrościłaś mi Dylana, a teraz robisz wszystko, żeby mi go odbić.
— Przypominam ci, że był wolny. — Zaśmiała się szyderczo.
— Jest mój i łapy precz od niego — powiedziałam hardo.
— A co? Ian cię nie zadowala? Nie staje mu? W sumie w tym wieku może mieć problem. — Jej insynuacje powodowały, że byłam na skraju wytrzymałości.
— Kurwa! Nie sypiam z nim, debilko! — Wykrzyczałam jej prosto w twarz.
— A ja z Dylanem i owszem. — Gdy Emma wypowiedziała te słowa, zastygłam w bezruchu.
To był punkt zapalny, który spowodował, że przestałam nad sobą panować. Chciałam ją rozszarpać.
— Ty suko! On jest mój! — Krzyknęłam, łapiąc ją za włosy.
Zaczęłam je ciągnąć, a ona szarpała się, trzymając moje ręce w nadgarstkach. Upadła na kolana, krzycząc, żebym zostawiła ją w spokoju. Po chwili Rey odciągnął mnie od niej, a ja nakrzyczałam na niego, że ma się nie wtrącać.
— Zwariowałaś, idiotko? — Dziewczyna wstała na nogi, poprawiając fryzurę.
Wokół nas robiło się coraz większe zbiorowisko osób postronnych.
— Dylan jest mój! Tylko mój! — Krzyczałam, popychając ją.
— Laski, uspokójcie się — odezwała się Kim, ale nie miałam zamiaru spasować. Byłam tak nakręcona, że nikt nie mógł mnie powstrzymać przed tym, żeby dopiec byłej przyjaciółce.
— Puszczalska — powiedziałam, uśmiechając się szyderczo — każdy cię miał w tym mieście. — Gdy Emma usłyszała te słowa, zagotowała się ze złości.
Poczerwieniała na twarzy, a ja uśmiechałam się szeroko na myśl, że tyle osób to słyszało.
— O, kurwa, przesadziłaś — odparła, po czym zaczęła mnie szarpać i okładać pięściami.
— Oszalałaś? — Próbowałam ją powstrzymać i gdy w końcu, uwolniłam się od niej, zaczęłam uciekać, ale Emma ruszyła za mną.
Biegnąc, potrąciłam kilka osób, jednak nie zwracałam na to uwagi. Pilnowałam, żeby przypadkiem nie skręcić nogi w butach na koturnie. Ta wariatka nie odpuszczała. Nagle potknęłam się i upadłam, przez co dziewczyna mnie dogoniła. Od razu usiadła na mnie i zaczęła szarpać za włosy. Okładałam ją dłońmi po twarzy i ciele, ale ona nie reagowała. Rey ponownie próbował nas rozdzielić, jednak z Emmą nie szło mu tak łatwo, jak ze mną.
— Ała! Puszczaj, suko! — Krzyczałam.
— Najpierw odszczekasz to, co powiedziałaś. — Wysyczała ze złością Emma.
— Nigdy w życiu — odparłam, po czym odmachnęłam się, trafiając ją w twarz.
— Aaaa! — Wykrzyknęła, spadając ze mnie.
— Pożałujesz, szmato! — Groziła mi, a ja nie czekając na nic, zerwałam się na równe nogi i zaczęłam uciekać.
Biegłam, słysząc wyzwiska rzucane przez Emmę. Nie miałam zamiaru drugi raz dać się złapać. W końcu wybiegłam z terenu imprezy. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Zatrzymałam się na chwilę, rozglądając się w panice, w którą stronę biec, po czym ruszyłam przed siebie, gdy zauważyłam nadbiegającą Emmę. Nie miałam czasu na złapanie tchu.
— Samantha! Nie! — Wzdrygnęłam się, słysząc krzyk Iana.
W tym samym momencie rozległ się dźwięk klaksonu, a po chwili usłyszałam pisk hamulców i kolejne krzyki bruneta. Moje ciało przeszył ogromny ból, gdy uderzyło we mnie auto, po czym bezwładnie upadłam na asfalt, po tym, jak uciekając przed Emmą, wbiegłam na drogę wprost pod nadjeżdżający samochód.
*****************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro