12
Per:Nima
Tego dnia miał odbyć się poważniejszy trening Polski pomogłam mu z opatrunkami po czym wyszliśmy za chatę.
Pokazałam parę ruchów po czym miał je powtórzyć szło mu dość opornie zwłaszcza że jeszcze był osłabiony ale zdeterminowany do wygrania tej wojny nie chciał zawieść swoich ludzi czy rodziny która zawsze walczyła o wolność i od pokoleń mieszkali na tych ziemiach.
Nima:Ok Polska znasz ruchy teraz użyj ich by mnie pokonać.
Polska:No dobrze ale mogę dostać chwilę na obmyślenie strategii?
Nima:Dobrze pamiętaj to tylko trening masz tu tyle czasu ile potrzebujesz.
Polska:Mhm.*myśli po czym atakuje od dołu robi zmyłkę uderzenia z lewej a tak naprawdę atakuje z prawej*
Nima:*zdezorientowana*
Dobra robota zmyliłeś mnie i zabrałeś broń.
Po treningu poszliśmy coś zjeść by pójść do ZR i jego dzieci by przeprosił Polskę osobiście.
Nima:*puka do drzwi*
Polska:Gdzie my jesteśmy?
Nima:Zobaczysz.
ZR:*otwiera drzwi*
Witaj mamo i Pols-*głos mu odebrało*
Polska:A temu co?
Nima:Czuje wyrzuty sumienia za to co ci zrobił.
Polska:I dobrze że ma.
ZR:Przepraszam za to wszystko Rzesza mną manipulował...
Polska:Wybaczam ci bo widzę że ci przykro i jako jedyny mnie przeprosiłeś.
ZR:Na serio mi wybaczasz?
Polska:Mhm tym bardziej twoja mama opowiedziała mi o twoich rewelacjach.
ZR:Mamo...!
Nima:To nie jest nic wstydliwego.
Polska:O tym jak słabszych broniłeś mi opowiadała.
ZR:Całe szczęście.
Nima:*uśmiecha się po czym idzie do dzieci*
Dzieci:Babcia przyszła!*przybiegają i tulą Nimę*
Nima:Też się cieszę że was widzę.
ZR:Chcesz herbaty?
Polska:Tak jeśli można prosić.
ZR:*Robi herbatę Polsce*
Polska:*siedzi w salonie i czeka na herbatę*
ZR:*stawia dwie herbaty na stoliku po czym siada w fotelu*
Polska:Od kiedy jesteś ojcem?
ZR:Od początku wojny wtedy miałem żal do siebie bo Rzesza wie gdzie mieszkam i może zaatakować mój dom i zabić dzieci.
Polska:To może ja i Nima je zabierzemy w bezpieczne miejsce?
ZR:Byłbym wdzięczny za to
Polska:Tylko pogadaj o tym z twoją mamą.
ZR:Niech się cieszy dziećmi jak się wymęczą to zasną.
Polska:Mhm.*bierze herbatę po czym upija łyk*
Nima:*wraca do Polski i ZR*
Dzieci śpią ale za to świetnie się bawiły.
ZR:Mamo mogła być zabrać dzieci ze sobą?
Nima:Ok i tak wszystko słyszałam.
ZR:Nie wybaczę sobie jak coś im się stanie.
Nima:A kiedy mam je zabrać?
ZR:Za trzy góra cztery dni wolę by były bezpieczne.
Nima:Ok ale muszą się spakować by miały jakieś ubrania na przebranie.
ZR:O to się nie martw.
Nima:No dobrze Polska musimy wracać do domu bo muszę ci opatrunki zmienić i leki musisz wziąć.
Polska:Dobrze.*wstaje z kanapy po czym z Nimą idzie do wyjścia*
Nima:Do zobaczenia.
ZR:Pa.
Polska:Tak pa.
Per: Polska
ZR wydaje się martwić o dzieci pewnie sam też bym się tak zachowywał jakbym je miał ale nie mam.
Po powrocie do domu Nima zmieniła mi opatrunki dała leki po czym zrobiliśmy coś do jedzenia ona jest niesamowita pod każdym względem.
Gdyby nie ona pewnie bym nie żył i moje ziemię na zawsze by należały do Rzeszy.
Wieczorem pomogła mi jak zwykle po czym czuwała przy mnie by mnie uspokoić w razie koszmarów chociaż nie mam ich od kiedy tu jestem dzięki czemu szybko zasnąłem a Nima spała na siedząco w fotelu na którym pewnie czytała bajki dla małego ZR.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro