Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rada

Ron?!

Od razu przed oczami przeleciały mi wizje z nim związane. Piwnica, krew, strach... jego kły.

- Jak się tu dostałaś?! - zapytał zdziwiony.

Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego przerażona. Podszedł trochę bliżej.  Automatycznie się poruszyłam. Zobaczyłam jak zaczął szybciej oddychać. Szepnął coś w stylu "nie jadłem od kilku dni"

Nie wiedział, że mam wampirzy słuch i usłyszałam każdą sylabę. Odsunął się o krok, i patrzył na mnie.

Nagle z pomieszczenia do którego wszedł mój tata ktoś wyszedł.
Nasz wzrok automatycznie tam pobiegł.
Przede mną stał jakiś starszy, elegancki i przystojny wampir.

Zmierzył mnie wzrokiem, i uśmiechnął się z... można powiedzieć, szacunkiem.

   - Za mną. - powiedział do mnie i się uśmiechnął.

Wstałam.

- Co tu się do cholery dzieje? - zapytał zdezorientowany Ronald.

Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam za mężczyzna.

Weszłam do dosyć małego pokoju. Na jego końcu dostrzegłam kolejne drzwi.

- Chciałabyś mi wyjawić, jak ty człowiek się tu dostałaś? - zapytał patrząc przed siebie.

Czyli nie wie?

- Ja nie... - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Później. - uśmiechnął się - Już jesteśmy.

Rozejrzałam się. Byłam w małym holu. Na jego końcu dostrzegłam ogromne pomieszczenie.

- Idź! - ponaglił mnie mężczyzna.

On nie idzie?
No nic.

Ruszyłam przed siebie.

Dostrzegłam krzesło. Na środku pokoju. Kiedy weszłam do środka wszędzie do około mnie dostrzegłam ławy a na nich siedzących ludzi. Przepraszam... wampiry.

Od razu poczułam na sobie wzrok setek istot, bo na oko tyle ich było.
Usłyszałam szepty.

   - Witam! - odezwał się jeden z wampirów.
Miał długą biało-siwą brodę. Ubrany był w długą ciemną tunikę. Na głowie miał biały tupecik. Zajmował swego rodzaju honorowe miejsce.

   - Czy wiesz gdzie jesteś? - znowu zwrócił się do mnie.

Kiwnęłam głową.

   - Dobrze! Posiedzenie czas zacząć! - krzyknął. - Usiądź!

To co kazał zrobiłam. Siedząc spoglądałam wszędzie.

   - Jesteś wampirem? - zapytał od razu.

   - Nie zupełnie - powiedziałam cicho.

   - Co to znaczy? - zmarszczył brwi.

   - Jestem nim tylko w połowie.

   - Dampirem?

   - Tak.

Usłyszałam kolejne szepty zebranych.

   - Jak się nazywasz? - zapytał znowu mężczyzna.

   - Amelia Collins.

   - Możesz zatem zaświadczyć, że jesteś córką władcy wampirów, pierwszego członka rodziny królewskiej Dragomira, znanego Tobie jako Tomasa Collinsa? - zapytał

   - Tak.- powiedziałam po chwili.

Wampiry zaczęły coś mówić do siebie.

   - Cisza! - powiedział główny wampir - Możesz nam jakoś udowodnić, że jesteś dampirem?

   - W jakikolwiek sposób sobie życzycie - odpowiedziałam szybko.

   - Dobrze! - zamilkł na chwile. - Że jesteś człowiekiem... nie musisz tego udowadniać! Wszyscy czujemy!

Z dziwnym uśmiechem, rozejrzał się po zebranych. Zaczęli potwierdzać poprzez kiwanie głową.

   - Natomiast Twoja wampirza strona... - zamyślił się - Przeszła przez barierę! - krzyknął do towarzyszy -Ale mogła ją jakoś oszukać...

   - Ja wca... - zamilkłam gdyż zaczął kontynuować swoje.

   - Zostaniesz poddana testowi! Każda wampirza umiejętność.
Twoja umiejętność... Jeśli takie masz, zostanie sprawdzona. Gdy stwierdzimy, że na pewno jesteś dampirem, i córką władcy zostaniesz uznana. - uderzył w stół drewnianym młoteczkiem.- Posiedzenie uważam za zakończone.

Powiedział to a wszyscy zaczęli wstawać i się zbierać.

Siedziałam jeszcze przez chwilę nie wiedząc co zrobić.

Usłyszałam za sobą już znany mi głos.

   - Amelio!? - Odwróciłam się i zobaczyłam tatę. - Wiem wszystko. Jeśli chodzi o test... dasz radę, ale jest warunek, że do uznania, nie możesz nikomu powiedzieć o swoim pochodzeniu.

- Dobrze - kiwnęłam głową.

- Jutro o świcie, masz test. Idź się lepiej teraz prześpij... - uśmiechnął się.

- Ale ty wiesz, że ja nie czuję zmęczenia? - zażartowałam na co on zareagował śmiechem - Dobrze... idę!

Z tego co słyszałam... Dragomir, zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Powiedział, że o świcie ktoś po mnie przyjdzie.

Wykąpałam się, i położyłam. Nie czułam żadnego zmęczenia, więc nie mogłam zasnąć.

Myślałam nad wszystkim. Czułam, że to wszystko to sen coś... niemożliwego! A jednak.

Sama nie wiem jak zasnęłam.

Obudziło mnie pukanie do drzwi.

- Proszę! - powiedziałam uśmiechnięta.

Nie to są chyba jakieś żarty!

Do pokoju wszedł Ronald.

- Anna? - zapytał zdziwiony.

Zamknął drzwi.

Dopiero po kilku sekundach się otrząsnął.

- Ja....yyy... mam Cię zaprowadzić do Goroga. - mówił to cały czas patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.

Zwyczajnie wstałam i weszłam do łazienki.
Ubrałam się i gotowa znowu weszłam do pokoju.
Ron siedział na łóżku.

- Idziemy? - udało mi się wychrypieć.

- Tak. - wstał i otworzył przede mną drzwi.

Szliśmy w ciszy korytarzem.

- Anno! Ja chciałem Cię przeprosić... - no i szlak trafił ciszę - Ostatnim razem Harry nieźle mnie zlał... ale uciekłem.

Wciąż milczałam.

- Jakim cudem tu jesteś? Jako człowiek? - zapytał

Patrzyłam się w ziemie ignorując jego pytania.

- Dobra. Nie chcesz rozmawiać... to nie. - zamilkł.

Alleluja!

Szliśmy jeszcze chwile w ciszy kiedy stanęliśmy przed jakimiś drzwiami.

- To tu. - powiedział a ja skinęłam tylko głową i weszłam.

- witam! Jestem Gorog!

Zobaczyłam chłopaka w wieku może 27 lat. Miał błąd włosy i zielone oczy. Ubrany był całkiem modnie... miał na sobie ciemne dżinsy, t shirt i skórzaną kurtkę.

- Ty jesteś Amelia?! Tak?

- Tak. - odpowiedziałam niepewnie.

- Chodź za mną. - ruszyłam za nim.

Wyszliśmy na zewnątrz.

- Pierwszym testem, jest słuch - powiedział. - Masz określić w którym kierunku stąd słyszysz delikatny świst.

Zamknęłam oczy. Wsłuchałam się. Od razu go usłyszałam na mojej trzeciej.

Wskazałam ręką.

Zaczął coś notować.

- Pierwszy test zaliczony! - powiedział z uznaniem. - Teraz węch...

Przeprowadzał ze mną przeróżne testy. Jeszcze na szybkość, siłę, wytrwałość i kilka drobnych.

- Teraz masz zahipnotyzować tą dziewczynę - pokazał na dosyć ładną blondynkę, która stała przede mną.- Ma się nie bać i cały czas uśmiechać.

Podeszłam do niej i zrobiłam co kazał.
Odnotował coś w swoim zeszycie.

- A teraz już w ostatnim teście... krwi, masz się na niej pożywić.

Spojrzałam na niego i kiwnęłam lekko głową.
Nachyliłam się nad jej szyją i wgryzłam się w jej tętnicę. Była przepyszna... ciepła i świeża.

Odsunęłam się od niej i spojrzałam na chłopaka.

Spojrzał na swój zeszyt i znowu coś zapisał.

- Wszystkie testy zdane... badania genetyczne potwierdzone. Wygląda na to, że będziesz uznana... Wasza Wysokość - dopowiedział po chwili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro