Obiad
- Kochanie?! - usłyszałam głos Dragomira.
- Tak, tato?
- To już czas. Teraz oficjalnie na papierze i w oczach ludzi, będziesz moją córką. Tak wygląda procedura uznania.
Znajdowaliśmy się w niewielkim pokoju. Pod oknem było masywne, drewniane biurko. Za nim siedziała starsza kobieta z kasztanowymi włosami upiętymi w kok. Jeszcze przez chwilę notowała coś w swoim kajecie a potem spojrzała na nas z uśmiechem.
Odetchnełam głęboko. Wszystko dzieje się tak szybko. Porwanie, zakończenie szkoły, ta sytuacja z Harrym, tata, rodzina królewska, moje pochodzenie. Dziwie się, ze teraz stoję tu, a nie w jakimś wariatkowie.
Podeszliśmy do biurka. Procedura nie była długa. Kobieta wszystko nam wytłumaczyła i w końcu kazała złożyć podpisy.
Wziełam do ręki długopis i w wykropkowanym miejscu napisałam swoje imię i nazwisko. Tata zrobił to samo.
- Gratulacje! - uśmiechnęła się do nas.
W tym samym momencie do pokoju weszło dwóch umięśnionych, wysokich i groźnie wyglądających mężczyzn.
Wzięli od kobiety papiery. Wsadzili je do jakiejś metalowej puszki. Zwrócili się do mojego ojca.
- Wasza wysokość, zabieramy to do sejfu.
- Dobrze. - uśmiechnął się przyjacielsko tata.
My natomiast, od razu opuściliśmy pokój. Szliśmy korytarzem.
- Teraz należysz do mojej rodziny. - uśmiechnął się do mnie Dragomir.
- Tak.
- Na razie nikt o tobie nie wie, ale przedstawię Cię na królewskim obiedzie. Jutro. Zaprosimy mnóstwo wampirów.
Od razu zrobiło mi się słabo na myśl o tym. Mam być tak jakby główną „atrakcją" tego wieczoru. Wiedziałam, że bycie córką władcy, nakłada na mnie pewne obowiązki i publiczne wystąpienia ale nie, że tak szybko.
Kiwnęłam tylko głową.
Harry's pov.
Siedziałem właśnie na kanapie czytając jakąś kolejną bezsensowną i nudną książkę. Odkąd tak źle potraktowałem Annę, mam wyrzuty sumienia. Wiem po prostu, że cokolwiek miedzy nami, to by nie wypaliło. Ona jest człowiekiem. Umrze, więc po co mi kłopoty?
Nagle do pokoju wpadł Albert.
- Siema! Co ty taki przybity?! - zapytał wesoły.
- Spadaj! Nie widzisz, że jestem zajęty nudzeniem się?! - spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Taaaa - zmarszczył brwi. - Ale wiesz co? - humor od razu mu się poprawił. - Mam świetną wiadomość!
- Tak? - spytałem ironicznie - Zaskocz mnie.
- Okazało się, że król miał córkę i teraz organizuje obiad aby ją „oficjalnie przedstawić" - cytuje.
- Ron jest jakimś bliskim krewnym... rodziny królewskiej. - powiedział
- Tak, to wiem i... - ciągnąłem.
- Jest zaproszony i zaprosił mnie. Jako, że twój ojciec robi z królem interesy... on i jego syn, czyli Ty też jesteście na liście gości.
- Fajnie. - powiedziałem znudzony.
- To co przyjdziesz? - nie dawał mi spokoju.
- Nie wiem czy w ogóle mi się chce. - wzruszyłem ramionami.
Alfred westchnął.
- A jak ona się nazywa? - zapytałem z nudów.
- Amelia.
Amelia's pov.
Przechadzałam się właśnie po ogrodzie. Do obiadu zostało kilka godzin. Był przepiękny słoneczny dzień. W miłym nastroju, lecz troszeczkę poddenerwowana chodziłam ścieżkami.
Zła byłam na tatę, bo odkąd podpisałam te papiery łazi za mną jakiś goryl. Niby dla bezpieczeństwa, ale przecież teraz ja sama mogę się obronić.
Nie wytrzymałam.
Pusciłam się szybkim krokiem w kierunku mężczyzny. Już chciałam mu coś powiedzieć kiedy usłyszałam za sobą głos.
- Ania?
- Ron? - odwróciłam się.
- Może teraz mi powiesz co jest grane?
- Ale z czym? - grałam na czas.
Westchnął.
- Ty dobrze wiesz.
- Zapomnijmy o przeszłości, ale nie zadawaj mi już więcej pytań. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- No dobrze. - opuścił.
Milczeliśmy. Wpatrywałam się w małe oczko wodne jakieś trzy metry od nas.
Następną rozmowę, zaczął Ron.
- Nie wiem czy wiesz, ale... dzisiaj jest organizowany królewski obiad.
- Naprawdę? - udałam zdziwioną
- No! Słuchaj mamy tu króla. Niedawno okazało się, że on ma córkę, więc będzie chciał ją przedstawić i wyjaśnić dlaczego dopiero teraz się o niej dowiadujemy.
- Pewnie musi się czuć strasznie zestresowana. - powiedziałam, uśmiechając się smutno.
- Pewnie tak... - zamyślił się na chwilę. - Wiesz, mam swoje hipotezy.
- Apropo czego? - spytałam zdziwiona.
- No tego, dlaczego dopiero teraz ją zobaczymy.
- Więc?
- Ona musi być strasznie brzydka!
Zaczęłam się śmiać.
- Pięknością nie jest, ale żeby od razu brzydka!? - mówiłam przez śmiech.
- Chwila... to Ty ją znasz? - zdziwił się.
Moja mina od razu spoważniała.
- Tak! To znaczy... nie!
Chłopak pokręcił głową.
- Dobra, nieważne i tak ją za chwile zobaczymy. - uśmiechnął się.
- Jak to za chwilę? - spytałam przerażona.
- Obiad jest za jakąś godzinę. To kwestia minut, kiedy zaczną przyjeżdżać goście.
- Co? - wrzasnęłam - Za godzinę?
- Anno spokojnie! Jeśli chcesz ją poznać, to... - przerwał mu mój guard. Nawet nie wiem, kiedy podszedł...
- Wasza Wysokość! Spóźnisz się, więc musimy już iść.
Patrzyłam przerażonym wzrokiem to na Rona to na ochroniarza.
- Dziękuję Filipie - ups. Niezręcznie.
- Chwila... wiec... to Ty jesteś... - dukał zaskoczony Ronald.
Co chwilę otwierał i zamykał usta próbując się wysłowić. Oczy miał wybauszone a wyraz twarzy zaskoczony.
On już wie, nie ma co dłużej ukrywać.
- Wybacz. Muszę już iść. - powiedziałam cicho i ruszyłam w stronę zniecierpliwionego Filipa.
Odwrociłam się do Rona.
Cały czas odprowadzał mnie wzrokiem. Czułam go na sobie.
- Chodźmy! - powiedziałam idąc za Filipem.
Po chwili dotarłam do mojego pokoju. Na łóżku leżała przepiękna czerwona sukienka do kolan i szpilki.
Ubrałam się w nią i stanęłam przed lustrem. Rozczesałam moje długie ciemne włosy i nałożyłam lekki makijaż. Robiąc to ostatnie, usłyszałam pukanie.
- Proszę!
Do pokoju wsadził swoją głowę Filip.
- To już.
Ron pov.
Stałem jeszcze chwilę w miejscu. Anna jest Amelią, wampirem i jednocześnie córką, naszego władcy?
Co to jakieś combo, kurna?
Pobrałem jednym wdechem mnóstwo tlenu do moich płuc.
Zobaczyłem światła znajomego samochodu. Harry?
Z limuzyny wysiadł elegancko ubrany ojciec bruneta i za nim sam on.
Poczułem, że muszę mu powiedzieć o Annie.
Ruszyłem w ich kierunku.
- Harry! - wrzasnąłem.
Spojrzał na mnie.
- Czego?! - był zły. Ciągle tą bójką?
- Słuchaj! Chodzi mi... mam dla Ciebie ważną wiadomość.
- Mam gdzieś Twoje ważne wiadomości. - odwrócił się i poszedł za ojcem.
- Dobra! - krzyknąłem - Będziesz miał niespodziankę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro