Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie nabierzesz mnie, MŁODY!

Przyszykowałam się na wieczór. Evelyn też została zaproszona. Co Prawda lekko niechętnie, ale jednak! Stanęłyśmy przed domem dziewczyny.

-wow!- wyrwało mi się niespodziewanie.

- noooo! Wow!- Ev, wytrzeszczyła oczy.

Ten dom był wielki, bogaty i nowoczesny. Prawda! Nie tak, jak mój pałac... Ale jest na co popatrzeć.
Po kilku sekundach, otrząsnełyśmy się z tego transu. Ruszyłysmy przed siebie, i zadzwoniłyśmy dzwonkiem.
Otworzyła nam Celeste.

- hejka!!- wyszczezyła się.- wchodzcie!- była uśmiechnięta, lecz za chwilę spojrzała na nas groźnie- spozniłyscie się!- oskarżyła nas, na co się uśmiechnełyśmy.

- może...troszke...- przygryzłam wargę, powstrzymując uśmiech.

- jakie... Troszke???! Całe 40 min!- westchnęła- dobra! Nieważne!

Ruszyłysmy do salonu, zauważając wszystkich. Było... Z jakieś siedem osób.. W tym Harry, Albert i Ron.
Wielkie trio!
Oglądali jakiś film. Zauważyłam, że to końcówka.

- ile nas ominęło?- zapytałam przestrzeń.

- sporo!- odwrociłam się aby zidentyfikować dźwięk głosu. Z kuchni, wyszedł uśmiechnięty Mike, puszczając mi oczko.

- część Mike!- Usmiechnęłam się.

- dobra! Jest nas komplet! Zaczynamy polowanie!- Celeste zatarła dłonie.

- jak to będzie wyglądać?- spytałam ciekawa.

Na jej twarz, wpełzł chytry uśmieszek.

- upijemy się!

- co??!- wrzasnęłam, a wszyscy zaczęli się podśmiewywać.-... Czego?- zapytałam, niepewnie.

- jak to czego?- zdziwiła się- krwi.

- czyjej?- zaczelam panikować.

- ludzkiej!- wtrącił się Mike. Gdy zobaczył moją przerażoną minę, dodał. - oczywiście nikt, nie zginie.

- ale z ciebie matoł!! Myślisz, że ci uwierzę?- podniosłam brwi.

-yyyyy.... Tak?- zawachał się! Ooooo, nie żyjesz koleś.

- nie nabierzesz jej, młody!- zaśmiał się Harry, siedząc na kanapie. Powiedział to, nie odwracając wzroku od swojej komórki.

Usmiechnęłam się szeroko. Harry! Masz u mnie punkt!

- właśnie! Nie nabierzesz mnie, MLODY!- zaakcentowałam ostatnie słowo.

- nikogo nie zabije!- położył rękę na sercu i przygryzł wargę.

Cholera! On coś knuje! Ale muszę przyznać, że lekko mnie uspokoił.

- jasne.- mruknęłam.

- polowanie... To tylko część zabawy!- odezwał sie, Ronald.- najważniejsze są zawody.

- jakie zawody?

***

Jesteśmy właśnie w lesie. Jest mokro, cicho i zimno, czyli dla wampira... raj!
Oni nic nie czują, ale ja tak! W połowie, jestem człowiekiem.

Każdy jest sam. Stoję w miejscu, i patrzę na drzewo. Mieli rację, że to zawody.
Celeste, z Mike' iem... Porwali kogoś, i wypuścili w lesie. My musimy go znaleźć, i zjeść. Widziałam ich dziwne uśmiechy, kiedy to mówili. Obiecywali, że nie! Ale ja wiem, że to oznacza śmierć.

Zasrane wampiry! Nikogo nie będę zabijać! To mój protest! Dlatego stoję, i patrzę na drzewo które wydaje się niesamowicie interesujące.

***

Siedziałam pod "Tym" drzewem, juz dobre kilkanaście minut i bawiłam się branzoletką. Nagle poczułam, bardzo przyjemny zapach.... O cholera! Krew! Dlaczego ten matoł idzie w moja stronę? Szybko wstałam, i wtedy usłyszałam szelest, w krzakach.

- pomocy!- usłyszałam głos. Był on damski, i cichy.

Chwile później, wyłoniła się 28 letnia dziewczyna, o blond włosach, i zielonych oczach. Twarz miała ładną, lecz była... przy kości. Zobaczyła mnie i stanęła poddenerwowana.

- pomóż!- załkała.

Podbiegła do mnie, i złapała za moje ramiona. Oni chcieli jej śmierci... A ja.... Nie zabije jej!
Chwila!
Mogę zrobić nawet więcej!
Wystarczy, ze ją ugryzę a wtedy: koniec! Finish! Finito! The end! Game over! Ja wygram, wiec nie mogą jej skrzywdzić.
"A co jeśli się nie powstrzymasz?"- usłyszałam jakiś glos w mojej głowie.

Nie zastanawiając się długo, podeszłam bliżej dziewczyny. Zawisłam, nad jej obojczykiem, aby sekundę później się w niego wgryźć. W moich ustach poczułam ciepłą ciecz, oraz ekstazę budującą się we mnie. Przymknęłam powieki, delektując się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro