Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Krwawy klub nocny

-Złap to normalnie. Chcesz być osiedlową pizdą, która pistoletu nie umie trzymać? - Od kilku godzin siedzimy z tatą na podwórku i powoli mam już dość ćwiczeń. On chyba też bo rzadko zdarza się mu tak unosić.

Moje oczy popatrzyły na niego trochę speszonym wzrokiem. Nie lubię kiedy tata jest zły.

-Przepraszam synu. - Palcami przetarł oczy próbując jakoś się uspokoić. -Dzisiaj był męczący dzień. Mama przyłapała mnie jak sprzedawałem narkotyki. W domu mam przejebane. - Mama nie lubiła, kiedy tata się tym zajmował. Boi się, że policja może go złapać i wsadzą go do pierdla na kilka lat. Bez taty załamałaby się. Bez niego świata nie widzi. Jest od taty "uzależniona".

-Może na dzisiaj skończmy co? - Odłożyłem pistolet na ogrodowy stolik gdzie byłe różne inne przedmioty do strzelania.

-Tak, skończmy. - Usiadł na krześle a ja obok niego. Wyciągnął paczkę fajek i poczęstował mnie jednym.

-Jaki normalny rodzic pozwala dziecku palić? - Zaśmiałem się. Odpaliłem fajkę, zaciągając się dymem, który przyjemnie zaczął drapał moje gardło.

-Jesteś już pełnoletni. Lepiej żebyś palił przy mnie niż się krył po kątach. - Ciesz się, że masz tak  wyrozumiałego tatę. Nie każdy rodzic taki jest.

-Hej Baekhyun. Dzień dobry Panu. - Przywitał się ze mną mój najlepszy przyjaciel Jack. Znam go od pięciu lat. Dużo z nim imprezuję i robimy różne przypałowe rzeczy. Tylko on z moich znajomych wie kim był mój tata. Nie zna szczegółów, bo takich rzeczy się nie mówi.

-Cześć Jack. Zapalisz? - Zaproponował tata jednak Jack pokiwał głową na boki, odmawiając mu tym.

-Miesiąc temu z trudem, ale rzuciłem. - uśmiechnął się zadowolony z siebie.

-I to się szanuję. Baek bierz z niego przykład. - Wskazał na mojego przyjaciela, prychnąłem i zaciągnąłem się fajką.

-Ja biorę przykład tylko od najlepszych. - Puściłem oczko do Jacka, żeby się tak na mnie nie złościł za to co powiedziałem. Mój tata chciał coś odpowiedzieć, ale właśnie w tym momencie przyszła mama.

-No tego już za wiele. Masz czas na fajki to też znajdziesz czas na pozmywanie naczyń. - Rzuciła w niego ścierką do zmywania i pokazała na dom. - Już mi do kuchni. - Ojciec zaciągnął się ostatni raz i z podkulonym ogonem poszedł do domu, zmywać naczynia.

Z Jackiem zaczęliśmy się śmiać

-Cześć Jack. Baek powinieneś ograniczyć te fajki. - Pokiwałem głową zgadzając się z nią. -Może wejdziesz i zjesz kolacją? - Zaproponowała mu moja mama.

-Nie, ale bardzo dziękuję. Miałem zamiar wybrać się z Baekhyunem na imprezę. - Uśmiechnął się do mojej mamy

-Dobrze, ale zabezpieczać się. Jestem zbyt młoda na babcię. - Machnęła włosami i wróciła do domu, dalej gnębić ojca.

Wziąłem pistolety i je schowałem. Zabrałem jeden i włożyłem do nogawki. Pozorny zawsze ubezpieczony.

-Gdzie jedziemy? - Zapytałem się kiedy wsiadłem do jego samochodu.

-Ostatnio otworzyli nowy klub "Go", trzeba pokazać kto tutaj jest królem imprez. - Zgodziłem się z nim i chwilę później już byliśmy w drodze na imprezę.

_____

Do klubu wpuścili nas bez sprawdzania dowodu. Znają nas tu na osiedlu, a że ochroniarza znaliśmy osobiście, wpuścił nas bez kolejki.

-Idę zamówić nam shoty A ty idź nam zająć stolik. -Jack poszedł w stronę baru, A ja w tym czasie zacząłem się rozglądać po klubie.

Kiedy mniej więcej się rozejrzałem, namierzyłem stoliki i do nich podszedłem.

-Hej przystojniaczku, powiedziała dość wysoka blondynka, która była w samej bieliźnie. Musiała tu pracować jako tancerka bądź striptizerka.

-Cześć. - Rzuciłem od niechcenia. Miałem serdecznie dość pustych panienek, którym od razu oczka się świecą, widząc drogie, markowe ubrania które lubiłem nosić.

- Masz ochotę pójść do mnie? - Zapytała uwodzicielski głosem, jeżdżąc palcem po mojej klatce piersiowej.

- Nie. - Powiedziałem krótko. - A teraz spływaj.

- Nie daj się prosić. - Wciąż nalegała, wieszając mi się na szyi.

- Wybacz złotko, ale ten facet jest już zajęty. - Powiedziała niska blondynka, którą już dobrze znałem.

- Pff... - Rzuciła oburzona, zanim zaczęła się oddalać, aż zbyt mocno kręcąc biodrami. Nie minęła nawet chwila, a już można było zobaczyć jak podchodzi do innego faceta, oczywiście znacznie mniej atrakcyjnego ode mnie.

- Co ty tu robisz Mia? To nie miejsce dla takich dziewczynek. - Prychnąłem. - A tak poza tym to psujesz mi reputację nazywając się moją dziewczyną.

Mia jest młodszą, wkurzającą siostrą Jacka. Mimo, że miała zaledwie 16 lat, to i tak obracała się z złym towarzystwie. Papierosy i alkohol stały się dla niej czymś normalnym i codziennym, chociaż jeszcze rok temu można było zobaczyć ją bawiącą się lalkami barbie. Plus chociaż taki, że nie puszczała się tak jak większość jej "przyjaciółek". Nigdy nawet nie widziałem żeby prowadzała się sam na sam z jakimś chłopakiem.

- Schowałbyś tą swoją dumę do kieszeni i podziękował mi wreszcie. - Przewróciła oczami.

- Idź już. - Powiedziałem szorstko. - Może jakiś tir Cię potrąci. - Zacząłem trzymać kciuki tak aby Mia to widziała.

- Gdybym chciała się zabić, to skoczyłabym z twojego ego na twoje IQ.

- Nie tak ostro siostro. - Podniosłem dłonie w geście obronnym.

- Pierdol się. - Warknęła, zanim wstała i skierowała się w stronę wyjścia.

Coś jednak uniemożliwiło jej to. Po całym klubie rozległ się głośny dźwięk strzału. Wszystkie moje mięśnie na ciele od razu się napięły. Widać było jak ludzie w panice zaczęli wpadać na siebie. Taranowali i deptali innych, byleby tylko wydostać się z pułapki. Jednak tak jak się tego spodziewałem. Drzwi były zamknięte.

Od razu poczułem przypływ adrenaliny. Pierwsze o czym pomyślałem to o Mii. Przecież Jack by mnie zajebał gdyby coś się jej stało. Szybko złapałem ją w talii i pociągnąłem za sobą pod jeden ze stolików, w taki sposób, że teraz wisiałem nad nią. Wszystkiemu temu oczywiście towarzyszyły odgłosy strzałów.

- Poczekaj tu. - Rozkazałem, zanim zacząłem wychodzić spod naszej prowizorycznej kryjówki. Powstrzymała mnie jednak dziewczyna, łapiąc mnie za dłoń, jeszcze za nim zdążyłem ruszyć w sam środek tego chaosu. Odwróciłem się do niej z pytającą mimiką na twarzy.

- Co się dzieje? - Zapytała. Mimo, że próbowała ukryć wszelkie oznaki przerażenia, to można było dostrzec jej lekko zaszklone oczy oraz drżące dłonie. Mimo, że na co dzień próbowała grać twardą, to nie sposób ukryć, że niezależnie z kimś się zadaje to wciąż jest tylko bezbronną nastolatką.

- Najpierw sam muszę się tego dowiedzieć. - Wyjaśniłem jej. - A teraz proszę, puść mnie. - Rozkazałem stanowczo, czując jak coraz mocniej zaciska ona swoją rękę na moim nadgarstku.

- Nie mogę. - Oznajmiła. - Możesz tam zginąć.

- O mnie się nie martw. - Uśmiechnąłem się pokazując, wcześniej przemycony pistolet.

Dziewczyna niepewnie zabrała dłoń, przywracając na swoją twarz jej dawny, goszki wyraz. Krótkim skinieniem dała mi znak, że mi ufa.

Jak burza wyskoczyłem spod owego stolika. Pobiegłem w miejsce skąd dobiegają strzały, wcześniej upewniając się, że kryjówka która wybrałem dla Mii jest mało widoczna. Zacząłem wymijać leżące na ziemi zwłoki, nie wiedząc czego mogę się spodziewać, gdy już dotrę na miejsce.

Brak żywych ludzi wokół mnie znaczył, że udało się im jakoś ukryć. Szkoda tylko, że nie każdy miał tyle szczęścia. Wśród leżących ciał dostrzegłem zwłoki skąpo ubranej kobiety, z którą jeszcze niedawno prowadziłem rozmowę. Może jest to okropne z mojej strony, ale widząc na jej czole zakrwawioną dziurę po kuli, wcale nie było mi jej szkoda.

Przyległem plecami do ściany, gdyż nie byłem pewny czy korytarz do którego miałem zamiar się teraz udać jest pusty. Wychyliłem lekko głowę i po upewnieniu się, że nie ma tam wrogów zacząłem podążać przejściem, wciąż zachowując czujność.

Jednak, gdy przemierzałem tą trasę nieoczekiwanie poczułem olbrzymi ból w okolicy prawego barku. Bardzo szybko zorientowałem się w sytuacji i szybko zniknąłem w kolejnym rozgałęzieniu korytarza. Czerwona ciecz szybko zaczęła skapywać na ziemię, zostawiając na różowym dywaniku obrzydliwe plamy. Jedną ręką uciskałem ranę podczas, gdy w drugiej wciąż trzymałem pistolet, będąc gotowy do działania.

Szybko wychyliłem się, aby zobaczyć czy człowiek który mnie postrzelił wciąż tam stoi. Tak jednak nie było. Strzelił do mnie, gdy stałem do niego tyłem, po czym się ukrył. Plątanina korytarzy jest tak obszerna, że szukanie go nie ma najmniejszego sensu.

Zanim zdążyłem wykonać następny ruch, rozległ się donośny dźwięk radiowozów na sygnale. Szybko pojąłem sytuację. Osoby odpowiedzialne za to wszystko uciekły, po zorientowaniu się, że ktoś wezwał na to miejsce odpowiednie służby. Oparłem się o ścianę i po prostu zacząłem się zsuwać w dół, zostawiając na niej krwawy ślad. Czułem się tak bardzo bezsilnie i żałośnie. Zamknąłem na chwilę oczy, żeby jakoś zebrać się w sobie i się podnieść z ziemi. Jednak już po ich otworzeniu, parę centymetrów od mojej twarzy znajdowała sie lufa czyjejś broni.



Wiem że długo mnie nie było ale nie miałam sił.
Do napisania rozdziału zachęciła mnie mredmayne, która bardzo mnie wspierała. To właśnie ona napisała połowę tego rozdziału dlatego dajcie jej dużo ciepła i miłości tak jak ja💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro