10. Soo poddaj się!
Z każdym minionym metrem bije mi serce. Z każdą sekundą coraz bardziej pocą mi się ręce. Taehyung trzyma mnie za nie i próbuje mnie jakoś uspokoić. Na próżno. Targają mnie emocje. Mam zamiar własnoręcznie udupić porywacza. Nie odpuszczę. Nie tym razem. Będzie cierpiał na moich oczach. Kiedy będzie mnie błagał o litość, nie okaże mu jej. On nie okazał litości mnie, kiedy zabierał moje dzieci. Chyba nie wie do czego mogę być zdolna.
-Kochanie ty chyba powinnaś zostać w samochodzie z Jungkookiem. - Mój mąż popatrzył na mnie troskliwym wzrokiem, kiedy właśnie wjeżdżaliśmy do TEGO lasu.
-Sądzę, że też powinnam pójść. Chcę patrzeć jak zdychają na moich oczach. Chcę żeby zaznali bólu, którego mi zafundowali. Nasze zerwanie i porwanie dzieci. - Odpowiedziałam jak najbardziej szczerze. Co prawda nigdy nie poczują tego co ja, ale sprawię, że nie poczują już niczego. Chcę to zobaczyć na własne oczy. Dlatego idę.
-I tak wiem, że się nie posłuchasz. - Taehyung pokręcił głową na boki. Znał mnie od tej strony i wiedział, że nie ma sensu mnie zatrzymywać.
-Chociaż pilnuj się planu. Namjoon wydaje rozkazy i bez niego nie wykonujesz żadnych ruchów. -Yoongi zawsze był co do tego przewrażliwiony. Chciał żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Można powiedzieć, że i tak działamy na spontanie, ponieważ nie znamy wielkości budynku w którym się znajdują. Nie wiemy ile ich jest, jakie mają zabezpieczenie i uzbrojenie, ani z kim mamy do czynienia. Jedyne co wiemy to, że są w lesie i są porywaczami. Nie są to informacje na gwiazdkę, ale przynajmniej wiemy gdzie mogą się znajdywać. To nam wystarczy.
-Jasna sprawa. - Sama nie jestem pewna, czy będę się go słuchać. Po mnie można się wszystkiego spodziewać.
Kiedy wjechaliśmy w las, chłopaki znaleźli miejsca gdzie mogą zaparkować. Przed nami była całkowita pustka. Żadnej żywej istoty, tylko drzewa obrośnięte mchem.
-Jak tylko coś dziwnego zobaczycie macie zgłaszać mi natychmiast. - Namjoon podał wszystkim nadajniki w żelkach, które mamy połknąć, bo to jedyny sposób, żeby porywacze ich nie znaleźli i krótkofalówki. Dodatkowo bransolety z widocznymi nadajnikami wszystkich naszych ludzi, oraz małe kamerki w broszurkach, przez które Jungkook w samochodzie, będzie widział co się dzieje.
Każdy był wyposażony w kamizelkę kuloodporną, okulary, kilka pistoletów, nóż i trzy tabletki z trującym dymem, które Jungkook przygotował.
-Pamiętajcie skupiamy się na dzieciach. Staramy się jak najmniej zabijać. Mało ofiar Soo, rozumiemy się. - Mój brat popatrzył na mnie znacząco. Wie doskonale, że i tak nie odpuszczę.
-Rozdzielamy się i idziemy w parach. Nikt nie zostaje w pojedynkę. - Wszyscy pokiwali zgodnie głowami i sami z siebie ustaliliśmy kto idzie z kim.
Ja pójdę z Yoongim, Taehyung idzie z Hoseokiem, Namjoon z Jiminem i Jinem, a Jungkook zostaje w samochodzie, żeby wszystko kontrolować.
Przydzieleni do swoich partnerów rozdzieliliśmy się w różne strony lasu.
-Jak przeminęła rozmowa z Taehyungiem? - Zapytał mój brat, ciągle bacznie wszystko obserwując.
-Trochę nerwowo. Był zestresowany, a ja skołowana. Nie sądziłam, że zdobędzie takie dowody. - Uśmiechnęłam się po nosem, patrząc ciągle raz przed siebie a raz na boki.
-Musi Cię serio kochać skoro nie odpuszczał. - Uśmiechnęłam się pod nosem i przytaknęłam. Tae do końca walczył o to, żeby mnie odzyskał. Walczył o nas. Jestem mu za to wdzięczna.
-Ale nie słyszałem, żebyście robili coś niestosownego. - Dopiero teraz się na mnie popatrzył. Zdzieliłam go po głowie i zwyzywałam. Nie obyło się od śmiechów.
-Cicho. - Nakazałam, stając. Usłyszałam coś niepokojącego. -Słyszałeś? - Wyszeptałam cicho.
-Chowaj się! - Ukrył się za drzewem, co i ja zrobiłam. Położył palec na ustach, a ja przytaknęłam. Kątem oka rozejrzałam się i spostrzegłam obracającą się kamerę umieszczoną na drzewie.
-"Co robimy?" - Poruszyłam ustami, powoli i wyraźnie.
Yoongi zaczął liczyć ruchy kamery i analizować ile co ile czasu znajduję się po drugiej stronie.
-"Nie możemy jej zniszczyć?" - Chciałam już w nią wycelować, ale Yoongi wyjaśnił mi, że jak tylko jedna kamera się wyłączy, to zapewne włączy się alarm.
Posłuchałam się go. Gestami pokazał mi jaki jest plan. Przytaknęłam i byłam gotowa na jakikolwiek rozkaz mojego brata.
Czekaliśmy. Yoongi chciał wyłapać odpowiedni moment i zapewne przygotowywał się psychicznie. Nie chciał niczego spieprzyć.
Gest ręki. Bieg. Bijące serce, które chce wyskoczyć z piersi. Pocące się ręce, które trzymają karabin.
Udało się. Skryliśmy się pod kamerą, która już nas nie da rady zobaczyć. Uradowani przybiliśmy sobie piątki. Chcieliśmy iść dalej, ale nagle rozległ się alarm. Zaczęliśmy się rozglądać i właśnie w tym momencie patrzyło na nas mnóstwo kamer, które były w środku drzew.
Szybko i bez wahania, zaczęłam do nich strzelać i je rozwalać, Yoongi w tym czasie powiadomił resztę gdzie się znajdujemy i wezwał wsparcie. Jungkook bez problemu nas namierzył.
Chciał jeszcze powiedzieć o kamerach, ale właśnie w tym momencie ktoś uderzył go z tył w głowę. Chciałam do niego podbiec, ale została przyłożona do moich ust chusteczka.
Przez te wszystkie lata miałam potrafiłam wstrzymać oddech, żeby nie wdychać tego gówna.
Udawałam, że środek zaczął na mnie działać i upadłam na ziemię, dzięki czemu napastnik zabrał chusteczkę. Leżałam na ziemi, kiedy nade mną stała jakaś osoba. Niezauważalnie wyciągnęłam nóż z rękawa i jednym płynnym ruchem przecięłam materiał na kostkach i zrobiłam mu ranę w tym miejscu.
Po głosie mogłam rozpoznać, że to mężczyzna. Upadł i zaczął krzyczeć z bólu. Podniosłam się na równe nogi. Rozejrzałam się w jakiej jestem sytuacji.
Yoongi leżał nieprzytomny, a obok niego było czterech facetów. Nie było sensu, żebym wyciągała bomby z dymem, bo to nie zadziała, aż tak dobrze na dworze.
Szybkim ruchem wyciągnęłam dwa pistolety i za jednym razem postrzeliłam dwóch facetów, którzy upadli z hukiem. Za trzecim razem chybiłam, ponieważ zrobili uniki. Skryłam się za drzewem, bo zauważyłam, że też mają uzbrojenie.
-"Soo poddaj się!!" - Rozbrzmiał głos w moich uszach. Był to Jungkook. -"Kiedy się poddasz dowiemy się gdzie mają bazę" -Dobrze gada.
Wychyliłam się żeby jeszcze jednego postrzelić. W końcu lepiej dla nas jak jest o jednego mniej. Włożyłam w usta jedną trującą bombę, żebym miała w razie czego.
Kiedy chciałam już wyjść z ukrycia, zostałam złapana za kostki, przez co upadłam. Facet, któremu zadałam obrażenia, zaczął mnie okładać pięściami. Właśnie o to chodziło. Nie broniłam się. Pozwoliłam wyrządzać sobie krzywdę. Poczułam ciepłą ciecz cieknącą mi z nosa. Idealnie. Próbowałam nie połknąć bomby, którą nadal miałam w ustach.
Udałam, że straciłam przytomność. Co prawda byłam ku straceniu przytomności i byłam wykończona, ale chciałam być świadoma niektórych rzeczy. Zamknęłam oczy i starałam się nie wydawać, żadnego dźwięku.
-Jebana kurwa! -Wrzasnął napastnik, który mnie pobił.
-Zamknij się Kris, musimy ich zanieść do szefowej. Nie będzie zadowolona z takich strat. - Podniósł mnie z ziemi i przewiesił przez bark. Ten drugi wziął Yoongiego. Teraz zaniosą nas do ich bazy. Jungkook czasami umie myśleć.
Tak na sobotę😁
Naprawdę starałam się pisząc ten rozdział. Mam nadzieję że jest zrozumiały😂❣💗
Papa💘❤❣💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro