Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.12.2017r.



Generalnie bywa tak, że największe oburzenie na imprezach odczuwają odpowiedzialni dorośli, patrząc na zachowanie durnych i pijanych przyjaciół. Nierzadko młodszych od nich. Jak to tak, tyle pić? Po co? Żeby zachowywać się potem jak skończony idiota? Kto na trzeźwo powiedziałby swojej drugiej połówce, że pyszne bułeczki, kupowane codziennie w piekarni naprzeciwko bloku, kojarzą mu się z jej tyłkiem? Gorzej jest tylko wtedy, kiedy ta druga połówka reaguje zazdrością.
Zazdrość o BUŁECZKI.

– Nienawidzę was wszystkich – syknął Jurij, zbierając śmieci po swoim (no i dziadka) salonie. – Nienawidzę.

Pochylił się i podniósł czekoladowego Mikołaja, który leżał na stercie papierów z małych, mikołajkowych prezentów. Niby te w niebieskiej folii dostał Prosiak, ale halo, za narobienie syfu razem z resztą mógł oddać go Jurijowi. Nie musi o tym wiedzieć. Chłopak rzucił zdobycz na szafkę.

Szmery z wszelkich miejsc, które nadawały się do spania, były oznaką tego, że pozostali imprezowicze w końcu się budzili.

– Wody – usłyszał jęk osoby leżącej na fotelu. – Błagam...

– Oddajcie mi moją godność... – dobiegło go z kanapy.

– Ktoś mi wymasuje stopę? Zdrętwiała mi jak cholera.

Jurij prychnął pogardliwie. Wszyscy nagle potrzebowali jego pomocy. Ale ani łyka wódki nie dali.

– Czy ja widzę bułeczki...?

– VIKTOR, ZOSTAW MÓJ TYŁEK! – krzyknął z paniką Yuuri.

– Przestańcie – warknął Jurij.

Był zirytowany po nieprzespanej nocy. Przeklinał moment z poprzedniego dnia, w którym pomyślał, że zaproszenie Viktora i Yuuriego do niego będzie dobrym pomysłem. I jeszcze cholerny, przeklęty po tysiąckroć Otabek, który podszedł do tej idei z dziwnym entuzjazmem.

Mógł się od razu domyślić, że chcą robić mini-konkurs pijacki, o którym w jakimś fanfiku czytał Yuuri. Mógł się domyślić, że Prosiak zacznie w pewnym momencie coś odwalać po pijaku. Mógł... ech.

Nie siląc się na ostrożność zaczął zbierać ze stołu całą kupę kieliszków, które głośno stuknęły. Rozgrywki Tysiąclecia im się zachciało. A teraz zdychają. I dobrze im tak.

– Jura, gdzie masz aspirynę? – spytał smętnie Otabek, wstając z fotela.

– W kuchni, nad zlewem – odpowiedział za blondyna Viktor, przeciągając się na kanapie i prawie spychając z niej Yuuriego. W „nagrodę" oberwał poduszką.

– Przełożone, szafka zepsuta – przemówili jednocześnie Jurij z Otabkiem. Viktor uniósł brwi i uśmiechnął się znacząco, co nie uszło uwadze obu chłopaków.

– Mam ją w łazience, zaraz przyniosę.

Kiedy nastolatek wyszedł, Viktor ułożył głowę na udzie Yuuriego. Ten delikatnie pogładził go po miękkich, czarnych włosach. Obaj jednocześnie rozciągnęli wargi w czułych uśmiechach.

Kochali bycie razem. W ten najprostszy sposób. Wystarczyła im bliskość tej drugiej osoby, aby poczuć się lepiej w każdym aspekcie. Ból głowy już nie dokuczał Yuuriemu tak, jak chwilę temu. Viktor niemal nie odczuwał tego, jak przez niewygodną pozycję zdrętwiały mu stopy.

– Pamiętasz, co działo się wczoraj? – zapytał sennie Yuuri. Viktor pokręcił głową z niewinnym uśmiechem. – Viktor...

– Nie pamiętam nic – powiedział Rosjanin.

– Pieprzysz głupoty – burknął Jurij, który wrócił z aspiryną. Jedną. Podał ją swojemu japońskiemu imiennikowi. – Masz mocną głowę i wszystko pamiętasz.

Viktor uśmiechnął się szeroko, jednocześnie sztyletując blondyna wzrokiem. Spokojnie podniósł się z kanapy i poprawił czarną koszulę, w której spał. Jego srebrne włosy były w nieładzie.

– Mam ochotę na coś pysznego na śniadanie – poinformował ich pogodnie.

Jurij zamarł.

Proszę, tylko nie mów, że katsudonu, tylko nie katsudonu...

– Katsudonu... – zamruczał Viktor, mrugając do niewinnego i nieświadomego sytuacji Yuuriego, który układał się wygodniej na kanapie.

Zaraz zwrócę wczorajsze jedzenie, pomyślał smętnie Plisetsky.


A WCZORAJ BYŁO GORZEJ!

***


Wszystko zaczęło się od tego, że Jurij Plisetsky odkrył coś strasznego.

Jego groźna aura zanikała przy pewnym Kazachu.

Już nie chodził tak często w glanach. Jego lodowate serce było powoli zdobywane przez trampki.

Nie spędzał tyle czasu w pokoju albo kocich kawiarniach, co kiedyś.

W słuchawkach zaczął rozbrzmiewać rock, a także kawałki wyjęta żywcem z klubów, wypierając dotychczas królujący gatunek muzyki – metal.

Nie syczał tak bardzo na Viktora i Yuuriego... nosz cholera jasna, nawet nie nazywał ich siwulcem i Prosiakiem!

I najgorsze. Zgodził się na pomysł Otabka, aby kupić narzeczeństwu prezenty na mikołajki...

Buszował z Kazachem po galerii i starał się omijać wzrokiem wszelkie sklepy z rzeczami dla małżeństw. Bez przesady, na razie tylko planują coś więcej! Nie ma pośpiechu.

„Juraśka, będziesz naszym drużbą!"

Chyba już wiadomo, dlaczego Jurij Plisetsky nie chciał przyspieszać niczego bez potrzeby.

Przegrzebali wszystkie sklepy. I nic nie znaleźli. Ale co kupić parze, która oddycha miłością, żywi radością i poi pożądaniem (Jura nazwałby to „cholerną rują")?

– Walić to, Beka, dajmy im czekoladę i tyle, serio – jęknął w końcu Jurij, siadając na środku alejki w setnym sklepie. Księgarni.

– Jura. – Jedno spokojne spojrzenie ciemnych oczu wystarczyło, aby nastolatek przestał narzekać. – O rany. Mam.

– Co?

Otabek w odpowiedzi pokazał na niego palcem. Wyraz jego twarzy mówił, że chłopak właśnie doznał objawienia. Brązowe oczy lśniły jak nigdy.

– Ty chory zwyrolu – fuknął oburzony Jurij. Krew raz napływała, raz uciekała z jego twarzy. – Nie ma bata, żebym... auć!

– Patrz! – Altin triumfalnie wyciągnął gruby egzemplarz książki kucharskiej. Pokazał tytuł leżącemu na ziemi Jurijowi. – W-wybacz. – Zakłopotany pomógł wstać blondynowi, który złowróżbnie milczał, co było niepokojące.

– Miłość od kuchni – wycedził w końcu nastolatek. – Dowiedz się, jak sprawić, by twoja druga połówka każdego dnia kochała cię mocniej.

– Yuuri lubi gotować. A Viktor uwielbia tematy miłości.

Jurij wewnętrznie dopingował sam siebie. Otwórz usta! Ochrzań go!

Ale wtedy zobaczył niepewność w oczach Otabka i uświadomił sobie jeszcze coś. Kazach był pierwszą osobą, o której myślał dobrze. Był pierwszą osobą, dla której się... starał.

– Kupmy im jeszcze dwóch czekoladowych Mikołajów – westchnął zrezygnowany.

---------------------------- ciąg dalszy nastąpi ------------------------------


Dziabara wzywam Cię :3 

Cześć, ludziki! Oto mój wkład w Świąteczne Odliczanie. Niestety nie jest jeszcze ukończony - to zaledwie jedna czwarta tego, co chciałam zawrzeć. Głównymi przeszkodami są laptop błagający o naprawę (stąd brak moich odpowiedzi na komentarze pod innymi opkami) i moje zdrowie, które zaczyna śmiesznie szwankować - mam skierowanie do neurologa. Wybaczcie :") 

Postaram się dokończyć to jeszcze w tym roku :"D

Okładkę stworzyła wspaniała Lesmeal (której nie mogę oznaczyć ;-;), dziękuję <3

No i jedno pytanko - kogoś spotkam w Krakowie na Xmasconie? :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro