7.12.2017r. - część druga
kocham nawiasy (to nie tak, że mogę w nich wyrazić zgryźliwą siebie, okej)
Jurij spodziewał się wszystkiego po tym dniu. Spodziewał się meteorytu (okej, w sumie trzymał kciuki, aby taki delikwent spadł na galerię). Spodziewał się ataku tytanów i zjedzenia wszystkich ludzi. Bez Zwiadowców, którzy mogli ich uratować. Spodziewał się tego, że przyleci statek obcych i wszyscy zostaną porwani. Spodziewał się napaści gangu maskotek w kształcie warzyw lub owoców. Ale nie spodziewał się tego, że spotka pewną parę na środku galerii.
Przecież Viktor nienawidził dużych kolejek w galerii i cen bez rabatów. Może i miał bardzo ładną sumkę na koncie, ale nie szastał pieniędzmi na byle co. Chyba że w grę wchodziły prezenty dla Prosiaczka. Garnitur od Hugo Bossa? Nie ma sprawy! Wazelina od Chanel (Chrystusie Przenajświętszy, była kupowana aż za często)? Bez problemu!
Zapłacenie Jurijowi za rachunek, który przez połączenia z Kazachstanem albo innym miejscem nie był niski?
"Juraśka, zarabiasz swoją jazdą. I nigdy nie dajesz mi pogadać z Otabkiem, tylko sami gruchacie do telefonu. W MOIM MIESZ... nie rzucaj moimi kubeczkami! Tym razem zapłacę! Ale za to sprzątasz mi mieszkanie, bo biorę Yuuriego do muzeum".
Niespodzianka! Viktor Nikiforov i jego japoński narzeczony, Yuuri Katsuki, szli przez galerię, trzymając kilka toreb i kubki z jakimś sokiem. Uśmiechnęli się szeroko na widok Jurija i Otabka.
– Jasna cholera, Beka, zwiewamy... – wymamrotał Jurij.
– Widzą nas. Nie mamy szans – odparł Otabek, po czym wyprostował się i przywitał grzecznie z parą.
– Miałem przeczucie, że... a nie. Wiedziałem, że tu was znajdę. Właśnie w tej galerii – powiedział radośnie Viktor, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie. Bo wcale nie było grudnia.
– Nieprawda – wtrącił się grzecznie Yuuri. – Chciałeś skoczyć do jednego sklepu po nowy krawat, do innego po czapki, a do...
Viktor z jękiem oparł się o jego ramię.
– Chciałem wyjść na kogoś z dobrą intuicją. – Udawał rozżalonego.
– Przepraszam. – Yuuri pogładził go po policzku, a Nikiforov momentalnie się rozpromienił i zaczął pocierać nosem o kołnierzyk szarego płaszcza Japończyka.
Fuj, pomyślał Jurij. Tylko czekać, aż znajdą kanapę w galerii.
– Halo, ciągle tu stoimy – burknął. Viktor i Yuuri spojrzeli na niego. – Ale możemy sobie iść, co nie, Beka?
Tak, to był dobry plan. Nieeee, to był świetny plan. Idealny.
Zaczął się odwracać, aby dokonać taktycznej ucieczki, ale kleszcze... to znaczy dłonie Viktora uniemożliwiły mu to.
– Juraśka~ – powiedział radośnie Nikiforov, obejmując jego i Otabka ramieniem. Obaj poczuli dyskretną woń drogich perfum, których Rosjanin używał od dwóch lat. – Co wy na to, żeby wpaść do nas dziś na obiad? Yuuri gotuje.
– Jak zawsze – skomentował Plisetsky. – Dałbyś mu trochę odsapnąć, a nie, że codziennie siedzi w kuchni, bo masz ochotę na jego żarcie.
– W kuchni mam ochotę nie tylko na żarcie.
Jurij wykrzywił twarz w odrazie, słysząc to, a Yuuri oblał się czerwienią. Nie. To nie tak. Po prostu dzięki kolejnym insynuacjom jego narzeczonego jego blada karnacja przybrała kolor pomidora. Od ucha do ucha. Od czoła do obojczyków. I chyba na karku. Pod włosami pewnie też, ale nikt nie mógł tego z łatwością stwierdzić, ponieważ czarne kosmyki były bardzo gęste (przez co Viktor miewał małe napady depresji, które przechodziły, kiedy Yuuri robił mu masaż głowy, barków, pleców i okazjonalnie pośladków). Biedaczek.
Musiał to po prostu znosić. Za bardzo go kochał, żeby spuścić mu lanie drewnianą łyżką. Jednak atmosfera straciła swoje ciepełko.
– Może przyjdziecie dziś do mieszkania Jurija? – zaproponował Otabek, widząc, że Yuuri i Jurij starannie ukrywają chęć mordu. Plisetsky spojrzał na niego z szokiem. Cholera, on to sugerował, ale to nie znaczyło, że Otabek powinien wcielać to w życie!
— Tak! — zawołał radośnie Viktor, klaszcząc w dłonie.
Otabku Altinie. Zamienię twoje życie w piekło.
Beka przełknął ślinę, widząc tak oczywistą groźbę w zielonych tęczówkach.
***
– Jupi! – Viktor rozłożył się na kanapie i przytulił do niedużej, miękkiej poduszki. Pachniała trochę praniem i szamponem, jakiego używali Jurij i jego dziadek. – Juraśka, gdzie jest wujek Kola?
– Pojechał za miasto na jeden dzień do znajomej. Chciał wziąć ze sobą mnie i Otabka, ale powiedzieliśmy, że...
– O, kupiliście awokado! – usłyszał Yuuriego w kuchni. – Świetnie, zaraz coś przyrządzimy!
Viktor spojrzał w sufit ze złożonymi dłońmi i wyszeptał "Spasiba". Jurij zrobił to samo. Co jak to, ale Prosiak gotował fenomenalnie.
– Ale najpierw chcę coś wyjaśnić. Wszyscy do kuchni!
Yuuri oparł się o blat kuchenny i zaplótł ramiona na piersi, trzymając drewnianą łyżkę w prawej dłoni. Czarne włosy miał w lekkim nieładzie przez to, że kilka chwil wcześniej ściągnął ciepły sweter przez głowę i ubrał na siebie zielony fartuch. Okulary również były nieco przekrzywione. A jedna brew była uniesiona bardziej od drugiej.
– Vitya, kochanie...
Viktor przestał uśmiechać się jak idiota na widok swojego pięknego narzeczonego i skupił się.
– Słucham?
– Wyjaśnij mi zawartość czarnej reklamówki, proszę.
Jurij usiadł wygodnie na blacie z boku i obserwował parę, wyjadając słone orzeszki z małej miseczki. Dziadek dobrze wiedział, kiedy ją uzupełniać. Była teraz w sam raz do widowiska.
Obserwowanie Viktora, który kolejny raz obrywał od Yuuriego, i to przy kimś spoza ich strefy bezgranicznej miłości (obejmującej tylko ich dwóch), było zawsze bezcennym doświadczeniem. Nikiforov, którego rozpieszczano od dzieciństwa (a jednak wyrósł na dobrego człowieka), miał zawsze nietęgą minę. Jego narzeczony z nieśmiałego i uroczego Prosiaczka ewoluował na pewnego siebie, stanowczego i seksownego mężczyznę.
Viktor uważał, że to dzięki niemu.
Cały świat uważał, że to przez niego.
(generalnie autorka też, bo temu idiocie trzeba często niańki)
– Yuuri, skarbie – zaczął Viktor, przybierając poważną minę – otóż w owej siatce znajduje się pięć butelek. Zostały wykonane ze szkła bezbarwnego. Ich pojemność po kolei to: pół litra, pół litra, zero siedem, zero siedem, pół litra. Zawartość alkoholu w tych butelkach sięga poziomu czterdziestu proc... auć! – Zasłonił głowę, kiedy oberwał w nią łyżką.
– Davai, Prosiaku! – ryknął Jurij. – Powiększ mu ten pas startowy!
Otabek ukrył twarz w dłoniach i westchnął. Te butelki z pewnością mu się przydadzą.
I nawet nie wiedział, jak bardzo się mu przysłużyły.
***
Jurij Plisetsky był dumny z przestrzegania prawa. Był stuprocentowo trzeźwy i nie cierpiał, w przeciwieństwie do Otabka, Viktora i Yuuriego. Nastolatek czerpał sadystyczną wręcz satysfakcję z tego, że Japończyk i Kazach praktycznie kulili się na stole przy kubkach kawy, a Viktor patrzył tępo w przestrzeń. Tak na niego działał alkohol. Nie powodował mocnego kaca. Jedynie otępienie. Generalnie Plisetsky uważał, że po prostu wódka uwydatnia tę cechę Viktora, ale cóż.
– Nie wnikam w twoje fetysze i zainteresowania, Prosiaku. – Jurij upił łyka kakao. – Ale żebyś przyznawał się do czytania fanfików o sobie i Viktorze...
– Nieprawda – wychrypiał Yuuri. – Niemożliwe, żebym to zrobił.
– Zrobiłeś – powiedzieli jednocześnie Jurij i Viktor.
Katsuki zajęczał i położył głowę na blacie. Otabek spojrzał na niego współczująco.
– Opowiedziałeś szczegółowo o tej rozgrywce i jak się w to grało. Musiałem przynieść kieliszki. A ty, Beka i Viktor graliście w papier-kamień-nożyce, żeby ustawić walki. Ty i twój kochaś mieliście pić jako pierwsi. I w trakcie tego ciągle sobie odpuszczaliście, bo "jejuniu, te oczka Yuuriego, awwww, okej, przegram to, kieliszek więcej dla ciebie, kochanie!". – Jurij doskonale naśladował głos zakochanego Viktora. Otabek parsknął cicho, przez co zasłużył sobie na groźne spojrzenie młodszego przyjaciela. – A ty siedź cicho, bo to TY zaproponowałeś, żebyście w to grali, idioto!
Otabek opuścił głowę. Jego wyraz twarzy był w stanie rozmiękczyć serce każdego. Ale nie Jurija. W każdym razie nie wtedy. Może wieczorem mu wybaczy? Obejrzą jakiś film akcji, razem umyją zęby, w samych bokserkach i koszulkach wejdą razem pod koc i usną, zahaczając uprzednio swoje małe palce.
– Co zrobiłem po piciu? – zapytał słabo Yuuri. Viktor masował mu ramię, próbując jakoś go rozluźnić.
– Rozebrałeś się do gaci i skarpetek – Jurij miał satysfakcję z torturowania Japończyka – i leżałeś u Viktora na kolanach. Śpiewałeś przy tym hymn USA. Łysol głaskał cię po głowie i rzucił w którymś momencie, że można powtórzyć to, co było na bankiecie. Nie było rury, więc obaj prawie wyrwaliście mi drzwi, próbując się na nich zakręcić. Psychole.
– Nie nagrałeś tego? – zapytał sennie Viktor, bawiąc się palcami u dłoni Japończyka. Jurij pokręcił głową.
– Dzięki wszystkim istniejącym bóstwom – wymamrotał Yuuri.
– O. I przypomnieliście sobie, że macie prezenty dla nas. Chciałeś dać mój prezent Otabkowi i dziwiłeś się, że tak mi cera pociemniała, Prosiaku. Dzięki wielkie.
– P-p-proszę b-b-b-b-bardzo?
– Nikiforov. Ty dałeś prezent Otabka drzwiom. Poklepałeś je i powiedziałeś "No, Juraśce przyda się ktoś twardy".
Viktor ukrył twarz w dłoniach.
***
– W sumie nie było takiej tragedii – mruknął Viktor. – Mogło być gorzej. Oj, Yuuri, nie przeżywaj tak...
Yuuri w odpowiedzi westchnął i zamknął oczy. Umyty, trzeźwy, ubrany w piżamę leżał na kanapie w ich mieszkaniu razem z Makkachinem. Pudel wtulał pysk w jego brzuch i uderzał ogonem w oparcie ich "legowiska". Viktor z uśmiechem usiadł na ziemi obok nich i położył głowę na ramieniu narzeczonego, domagając się pieszczot. No przecież Yuuri nie musiał zawsze głaskać wyłącznie Makkachina.
– Mój telefon ma małą ryskę, ciekawe, dlaczego – mruknął Rosjanin, oglądając telefon ze wszystkich stron.
– Nie wiem – odparł Yuuri, zamykając oczy.
– Mam nadzieję, że nic tam nie ma... – Viktor odblokował go i wszedł na konta społecznościowe. Cisza. Pustka. Chwała Bogu. Galeria.
Matko Boska.
– Viktor...
– Śpij, skarbie.
– Viktor, czy to było moje zdjęcie w majtkach?
Kilka kilometrów dalej Jurij, już udobruchany przez Otabka, leżał razem z nim na łóżku, przykryty niedbale kołdrą i z łobuzerskim uśmiechem rozsyłał kilku osobom zdjęcia "bokserkowej piramidy", na którą złożyli się Yuuri i Beka w bokserkach jako podstawa i Viktor na szczycie, robiąc szpagat. Kazach obserwował to żałosnym wzrokiem, ale nie śmiał protestować.
– Przynajmniej nie opowiedziałem im o tym incydencie – burknął Plisetsky. – Tyle wstydu im zaoszczędziłem.
– A usunąłeś te zdjęcia z telefonu Viktora?
Jurij zamarł, a krew odpłynęła z jego twarzy. Przecież wszystko usunął... prawda?
Tymczasem pani Hiroko w Japonii podniosła głowę z poduszki, wyrwana brutalnie ze snu.
– Czy ja słyszałam wrzask Yuuriego? – wymamrotała do siebie sennie. – Ach, wydawało mi się. Przecież jest w Rosji i żyje dobrze razem z Vicchanem.
Bardzo, bardzo dobrze.
--------------------------------
Dziabara, nareszcie skończyłam! Może być? :D
W końcu udało mi się to napisać. Mam nadzieję, że się jakoś spodobało i nikt nie dostał kraba :v
Dziękuję za Waszą uwagę i komentarze, jestem za nie naprawdę wdzięczna. Udział w tym challenge'u (choć opóźniony jak cholera) był zaszczytem i przyjemnością <3
(ratunku, oddajcie mię wenę do ictusa)
Miłego dnia (tej resztki)! ^^
P.S. God damnit, wiedziałam, że zapomnę o najważniejszym. ;-; fanfik, w którym pojawiła się wspaniała, pijacka gra, to "Dawno temu w Detroit", autorstwa niezrównanej Jora_Calltrise ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro