86
Loki: *szeptem* dzień drugi. Wstawiłem mema, nadal się ukrywam. Kasi przeszła już obraza za anime, ale jest chora i wygląda jak śmierć.
Autorka: *pojawia się z bladą twarzą, worami pod oczami, rozczochranymi włosami, w za dużej czarnej bluzce i workowatych spodniach od piżamy* *cichy, zachrypnięty głos* mógłbyś zrobić mi herbatę?
Loki: *podskakuje* aaaaa!
Loki: *przybiera obojętny wyraz twarzy i się otrzepuje* sama nie możesz?
Autorka: *wzrusza ramionami i wolni idzie po dzbanek*
Loki: *wyprzedza ją* serio? Nie zaprotestujesz? Dobrze się czujesz? *przykłada jej dłoń do czoła*
Loki: masz temperaturę! *teleportuje się z nią do jej pokoju, zakopuje pod kołdrą i przywołuje herbatę* i leż tu! *znika*
Autorka: 😑
Autorka: nigdy nie zrozumiem bogów, czy czym on tam sobie jest.
Autorka: *ziewa* walić to. Idę spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro