Pora i na mnie
– Nie ten, to inny.
Zaskoczona Oliwka spojrzała w stronę, z której doszło do niej to lakoniczne zdanie. Zobaczyła uśmiechniętą staruszkę wspartą na lasce. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu, ale ze wszystkich sił próbowała się opanować.
– Nie ten, to inny – powtórzyła kobieta. – Nie ma co za nim płakać.
Oliwka zmusiła się do odwzajemnienia uśmiechu.
– Ma pani rację – wymamrotała i otarła powieki. – Zupełną rację.
Nieznajoma chciała dodać coś jeszcze, ale zauważyła nadjeżdżający autobus. Kiwnęła jej głową, po czym przeszła na przystanek i wsiadła do pojazdu. Oliwka została przy ogrodzeniu, gdzie od kwadransa gapiła się na stokrotki. Uwielbiała te małe niepozorne kwiatuszki, które rosły obficie, jakby cieszyły tym same siebie. Skupiały się w niewielkich grupkach na trawie przy pętli Łagiewniki, nieopodal torów tramwajowych. Nie przyciągały uwagi zabieganych przechodniów, ale zapewne nie obchodziło ich to w żaden sposób.
Odetchnęła głęboko raz i drugi, i jeszcze raz. Przejrzała się w wyjętym z torebki lusterku, cmoknęła z niezadowoleniem i zaczęła mrugać, jakby chciała tym ukryć ślady płaczu.
Staruszka nie odgadła przyczyny jej złego nastroju, ale kto by ją odgadł? Nie tylko w taki dzień jak dziś można się natknąć na zakochane pary. Było ich pełno wszędzie, czy to w autobusie lub tramwaju, czy przy stolikach za szybami restauracji. Sama widziała sporo rozpromienionych dziewczyn niosących bukiety oraz chłopaków z różą w dłoni. Każde z nich szło do ukochanej osoby albo właśnie od niej wracało. Kiedy jak nie dziś młoda kobieta płacząca za przystankiem miałaby rozpaczać z powodu złamanego serca? Kiedy jak nie w walentynki?
A jednak starsza pani z laską nie miała racji. Oliwce bynajmniej nie brakowało miłości. Wręcz przeciwnie, otaczało ją wiele kochających osób. Mimo to od świąt płakała bardzo często, choć nie wybuchała już płaczem w nieoczekiwanych momentach. Jeszcze niedawno wprawiała tym w zakłopotanie personel kliniki, w której pracowała jako rejestratorka medyczna, albo i samych pacjentów. Wybiegała ze szlochem do łazienki, żeby później wracać na stanowisko i ze wstydem ich przepraszać.
Dziś miała to raczej za sobą. Raczej. Czasami jedynie popłakiwała na przerwach, w trakcie przygotowań do pracy czy powrotu do domu. Prócz tego budziła się w nocy i przełykała łzy. Śniła cudowne sny o przeszłości, a po otwarciu oczu docierała do niej przygnębiająca rzeczywistość.
Znowu odetchnęła, tak mocno, że od razu zakaszlała.
"Świeże powietrze", z goryczą sarknęła w myślach. "Stokrotki rosnące w walentynki, a do tego krakowski smog! Cudownie!"
Miała wrażenie, że co roku natura budzi się wcześniej. Zbyt wcześnie, jakby gwałtownie wyrwano ją ze snu. Przebiśniegi już dawno nie przebijały śniegu, stokrotki sypały się po trawie nie w marcu, a w lutym, a po piętach deptał im bez. Przyroda wypuszczała pąki, rozkładała płatki i wyciągała główki do słońca. Jak to nieraz kwitowała Oliwka, opalamy się w blasku lecącej do nas asteroidy.
Poczuła wibracje w torebce. Wydobyła z wnętrza telefon i odczytała wiadomość: "Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek! Jesteś wyjątkowa, nigdy o tym nie zapominaj!"
Uśmiechnęła się do wyświetlacza, bo poczuła ciepło w okolicy serca. Łukasz zawsze wiedział, jak poprawić jej samopoczucie.
Obejrzała się za siebie, w samą porę, żeby dostrzec autobus. Odjeżdżał za minutę, więc weszła do środka i usadowiła się na końcu. Szybko zapełnił się rozpaplaną młodzieżą wracającą ze szkół i nieco cichszymi dorosłymi. Ci, którzy wsiedli w pojedynkę, z miejsca pochylili się nad smartfonami, z kolei grupki rozmawiały bez skrępowania, parskając śmiechem raz po raz.
Oliwka obserwowała dwóch młodych chłopaków, którzy usiedli naprzeciwko. Pyzaty blondyn w szarym dresie i kurtce w tym samym kolorze pokazywał coś na telefonie ubranemu na czarno brunetowi. Gdy przydługa grzywka opadła mu na oczy, ciemnowłosy towarzysz odgarnął mu ją na bok. Zrobił to szybko, ale wystarczyło, żeby rozpoznała ten rodzaj czułości. Zerknął na nią i spoważniał. Sądziła, że nerwowo odsunie się od sąsiada, ale tylko wyprostował się jak uczeń pod spojrzeniem surowej nauczycielki. Uśmiechnęła się uspokajająco i zrobiła z palców serduszko. Żeby nie peszyć nastolatków, skoncentrowała się na krajobrazie za oknem.
"Czy dożyję czasów, kiedy nie będą musieli się bać?", pomyślała ze smutkiem. "Co jest złego w miłości?"
Kierowca włączył silnik i powoli wyjechał na główną ulicę. Oparła się o siedzenie, rozejrzała po pojeździe, po czym zwróciła głowę w stronę szyby.
Wróci do domu z uśmiechem. Przywita się z Cleo, wyprzytula chłopaków i będzie cieszyła się rodzinnym ciepłem. Nie przekroczy progu kolejny raz zapuchnięta od płaczu. Nie tym razem. Nie dziś, nie w walentynki.
Nie wzięła książki, więc skupiła się na świecie za szybą. Przesuwała wzrokiem po murach budynków, patrzyła na plakaty reklamujące koncerty i filmy. Jeden przyciągnął jej uwagę żywymi kolorami i szeroko uśmiechniętym serduszkiem. Skojarzyło się jej z emenemsem z reklamy. Uniosła kąciki ust na widok białych butków postaci, bo przypomniały jej starą aferę z zieloną drażetką, która zamiast szpilek zaczęła nosić trampki. Prawa strona internetu zagotowała się wtedy ze złości i zalała sieć komentarzami pełnymi oburzenia.
Oliwka prychnęła pod nosem i jeszcze raz spojrzała na ogłoszenie. Waldzio Waleczne Serce, film idealny zarówno na walentynki, jak i na seans dla całej rodziny. W Dzień Zakochanych bilety w promocyjnej cenie, nie zwlekaj! W górnej części plakatu znajdował się napis "Są różne rodzaje miłości". Zastanowiła się, czy Tymek chciałby pójść na to do kina. W grudniu skończył jedenaście lat i notorycznie powtarzał, że jest nastolatkiem. Nie ogląda już bajek dla dzieci.
Tymek...
Wydawało się, że jeszcze wczoraj tuliła go w ramionach i całowała po buzi, kiedy siedział na jej kolanach. Obawiała się, że lada dzień chłopiec zrezygnuje z przytulanek, a gdy wejdzie w okres dojrzewania, da jej porządnie popalić.
Była tak zamyślona, że omal nie przegapiła przystanku. Kiedy dotarła do bloku i stanęła przed drzwiami mieszkania, zawahała się. Zamierzała odczekać dłużej, aż będzie pewna, że ma emocje pod kontrolą, ale nie było jej to dane. Usłyszała przeraźliwe, pełne pretensji miauczenie po drugiej stronie, więc szybko przekręciła klucz w zamku i weszła do środka.
Cleo ocierała się o jej nogi, pomraukując i stękając, jakby pytała, czemu Oliwki tak długo nie było, a jednocześnie streszczała swój koci dzień. Kobieta zdjęła kurtkę, wysunęła stopy z butów i pogłaskała kotkę. Wyprostowała się akurat w momencie, gdy stanął przed nią Mikołaj i Tymek.
Choć mężczyzna starał się być dyskretny, zauważyła, że zlustrował jej twarz, zanim się przytulił.
Wszyscy obchodzili się z nią jak z jajkiem.
– Nie mogliśmy się ciebie doczekać! – usłyszała przy szyi, gdy zagarnął ją ramionami.
Objęła go z westchnięciem, a potem pochyliła się, żeby przywitać chłopca. Poprowadzili ją do kuchni, gdzie czekał na nią bukiet ulubionych kwiatów. Podziękowała mężowi kilkoma czułymi całusami, zaciągnęła się słodkim zapachem białych róż, a chwilę później wręczył jej następny prezent. Uśmiechnął się uroczo na widok miny żony.
– Jedziemy w ten weekend, na pełnym spontanie – oznajmił z dumą. Już otwierała usta, ale ją ubiegł. Dostała buziaka i kolejne informacje: – Ty masz wolne w piątek, więc wyjeżdżamy w czwartek po pracy. W szkole też wiedzą, że Tymka nie będzie. Chłopakami i Cleo zajmie się Łukasz, wszystko ustalone.
– Słowem nie pisnął! – wydukała. – Duszniki-Zdrój? To już ten wiek, że się jeździ do uzdrowiska? Nie ma co, niezły prezent na walentynki! To znaczy bardzo się cieszę, po prostu... jestem zdziwiona.
– Narzekałaś na smog, ciągle kaszlesz, no to pomyślałem, że trochę się oczyścisz. – Zawahał się, ale dodał: – Ze wszystkiego.
Wiedziała, o co mu chodzi. Zamrugała, bo oczy zdradziecko się jej zaszkliły. Zerknęła na Tymka, który ściskał coś w dłoniach i był wyraźnie zdenerwowany. Wręczył jej niewielkie pudełeczko, a gdy je otworzyła, poczuła łzy pod powiekami. Wyjęła ze środka kolorową bransoletkę z koralików, zdobioną maleńkimi czerwonymi serduszkami. Ogarnęło ją rozczulenie, bo wiedziała, że wykonanie biżuterii z tak żmudnym motywem musiało mu zająć mnóstwo czasu.
– To najtrudniejszy wzór, jaki był w książce – powiedział nieśmiało. – A resztę zrobiłem tak, jak uczyła mnie Bunia.
– Jest przepiękna – wyjąkała drżącym głosem i przytuliła chłopca. – Dziękuję!
– Mam dla ciebie jeszcze jeden upominek, ale dostaniesz go po obiedzie.
Nie patrzył na nią, kiedy to mówił, ale zrzuciła winę na zawstydzenie. Ona też miała dla nich podarki z okazji walentynek. Mikołaj dostał komplet bokserek z zabawną grafiką, a Tymek planszówkę i koszulkę z rysunkiem Fajnego Cieciorka, bohatera ulubionej książkowej serii.
Po obiedzie Mikołaj zaprowadził ją do sypialni. Była zaskoczona, ale szła za nim bez zadawania pytań. Klepnął w narzutę, a gdy usiadła na łóżku, zaczekał, aż dołączy do nich Tymek. Chłopiec znowu miał coś w rękach.
– Idziemy po coś słodkiego – obwieścił mężczyzna.
– No to idę z wami.
– Nie. – Pokręcił przecząco głową. – Ty tu zostajesz. Idziemy sami, a wrócimy... – zastanowił się chwilę – za jakieś pół godziny. Ewentualnie możesz dać nam znać, to później.
– Ja nic nie rozumiem! – wymamrotała.
Tymek podał jej przedmiot zawinięty w szary papier i przewiązany czerwoną wstążeczką. Dostała też kopertę z czymś twardym w środku. Patrzyła to na jednego, to na drugiego, to na prezenty.
– Ja nic nie rozumiem – powtórzyła zdezorientowana.
– Damy ci trochę czasu. – Mikołaj pocałował ją w usta i pociągnął chłopca za sobą. – Wrócimy niedługo.
Siedziała nieruchomo, ledwo odnotowując zamknięcie drzwi wejściowych i cichnące kroki na schodach. Wreszcie oprzytomniała i otworzyła kopertę. W jej wnętrzu była ręcznie zrobiona podwójna kartka okolicznościowa. Zobaczyła rysunek dziecka na huśtawce, które uśmiechało się i machało do niej ręką.
"Jak to dobrze, że nie czuje się za duży na takie laurki!", pomyślała wzruszona i sapnęła z frustracji, bo na papier spłynęła pierwsza łza. "Bosz, ileż można beczeć!"
Ponownie zamrugała, bo rysunek drgał jej przed oczami.
"Jesteś najwspanialszą mamą na świecie", przeczytała pod obrazkiem. "Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej. Kocham cię!"
Potrzebowała paru minut, żeby się uspokoić. Zdjęła wstążkę, rozerwała opakowanie i zamarła. Na szarym papierze leżała książka Puste miejsce po zajączku oraz koperta z jej imieniem. Od razu rozpoznała pismo ciotki Judyty. Otworzyła ją drżącymi rękami i wyjęła kartkę zapisaną drobnym druczkiem.
Cześć, skarbie!
2027 był paskudnym rokiem. Dla każdego z nas, ale dla Ciebie w szczególności. Wiem, jak kochałaś Bunię. Wszyscy widzieliśmy, jak cierpisz po jej odejściu. Jak marniejesz, próbujesz się posklejać i co rusz rozpadasz się na nowo. Bunia miała dobre życie, a przynajmniej stało się takie po śmierci Waldka. A kiedy wpadłaś na pomysł, żeby ją "oswoić", stało się jeszcze lepsze. Kochała was wszystkich, ale to ty nauczyłaś ją okazywania miłości. I przyjmowania. Byłaś idealną prawnuczką. Odeszła najlepiej, jak się dało – we śnie. Śmiać mi się chce, kiedy pomyślę, że chwilę wcześniej robiłyśmy zakłady, czy dożyje setki. Tak mało brakło...
Ciągle płaczesz, prawda?
Oliwka czytała i przecierała oczy, aż zaczęły ją boleć powieki.
Żałowałam, że tak późno trafiłam na tę książkę. Niby dla dzieci, ale nie znam żadnej innej, która tak pięknie opowiadałaby o stracie. Kupiłabym ci ją zaraz po śmierci Buni, gdybym tylko znała ją wcześniej.
Tak to już jest ze śmiercią. Zabiera ci kogoś fizycznie, nigdy więcej go nie dotkniesz ani nie przytulisz. Zabiera ci bliskich i nigdy więcej ich nie spotkasz. Jedynie we śnie.
Jest czas rodzenia i czas umierania, jak powiada stara księga. Na każdego przychodzi pora. Przyszła i na mnie.
Żadne słowa nie ukoją bólu, żadna osoba nie zastąpi tej, która odeszła. Ale jest sposób – pamięć. Pamięć karmi się miłością. Pamiętaj o mnie, a nigdy tak naprawdę nie zniknę. Nie wiem, czy będę patrzeć na ciebie z góry, czy zmienię się w gwiezdny pył. To nie ma tak naprawdę znaczenia, bo póki będę w twojej pamięci, nie zniknę.
Pamięć karmi się miłością, a miłość pamięcią. Pamiętajcie o nas, tak samo jak o tym, że mieliście naprawdę wielkie szczęście. Tak idealne dopasowanie jest jak szóstka w totku. Dbajcie o to.
Kocham Cię. Kocham Was.
Judyta
Oliwka zalała się łzami. Płakała, aż się zmęczyła i skuliła na pościeli w pozycji embrionalnej. Nie od razu do niej dotarło, że obok leży Cleo. Poczuła czarne futerko wtulające się w jej brzuch i machinalnie pogłaskała kotkę. Słuchała cichego mruczenia i powoli się uspokajała, a kiedy fala rozpaczy przeszła, przejrzała książkę.
Ciotka miała rację, to była piękna i wyjątkowo subtelna opowieść o utracie bliskiej osoby. Oliwka przeczuwała, że minie sporo czasu, zanim puste miejsce po prababci i Judycie zapełni się kolorami i przestanie boleć. A może nigdy nie przestanie? Póki jednak będzie wracać do nich myślami, nigdy jej nie opuszczą.
Wysłała Mikołajowi wiadomość, że tęskni. Nie minął kwadrans, gdy wrócili, a wtedy zerwała się i pobiegła do drzwi.
– Kiedy dała ci tę książkę? – zapytała męża.
– Przed świętami – odparł po chwili milczenia. – Jakby przeczuwała, że ma mało czasu. Wiedziała, że pęknie ci serce. Pękło na wiosnę, przez Bunię, a w święta drugi raz.
Czekała, aż się rozbiorą i poszła z nimi do kuchni, gdzie postawił na stole pudełko ze słodyczami. Oliwka natomiast przykucnęła przy Tymku i chwyciła go za dłonie.
– Skarbie... – Odchrząknęła, bo zadrżał jej głos. – Bardzo dziękuję ci za laurkę. Jest cudowna! Nie mogłabym cię kochać bardziej, nawet gdybym cię urodziła. Już bardziej się nie da.
Wiedziała, ile go to kosztowało. Parokrotnie próbował nazywać ją mamą, ale miał z tym duże problemy. Nie miała mu tego za złe ani nie oczekiwała, że zajmie miejsce biologicznej matki Tymka. I Mikołaja. Niezależnie od tego, jak podłą kobietą była ta, która nosiła ich pod sercem przez dziewięć miesięcy.
Wzruszona Oliwka przytuliła chłopca.
– Przeczytałam dzisiaj, że są różne rodzaje miłości. Wiecie co, zgadzam się z tym w zupełności. Można kochać na wiele sposobów i każdy jest dobry.
– Też się zgadzam. – Mikołaj dał jej całusa i wskazał pudełko. – Masz ochotę na ciasteczka? Zrobię gorącą czekoladę i zagramy w tę planszówkę, co?
– A ja zaniosę chłopakom koperek! – wyrwał się Tymek.
Wyszedł z zielonym pęczkiem do pokoju królików.
– Judyta napisała mi w liście, że mieliśmy wielkie szczęście. – Oliwka wtuliła się w męża. – Bo jesteśmy idealnie dopasowani.
– I z tym też się zgadzam – mruknął, zanim znowu ją pocałował. – W zupełności.
*********
To nie reklama!
Po prostu zakochałam się w tej książce i na pewno kiedyś ją sobie kupię :)
https://youtu.be/I7tTttcNFD4
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro