Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Elizabeth siedziała na skraju łózka na którym leżał drobny elfik. Nathro był nieprzytomny od kilku dni. Jeszcze przed tym jak został przyniesiony na pokład przez ledwo żywego kapitana przytomność straciło również kilka innych osób, w tym Arleta i Innes, z czego ta druga sprawiła więcej problemów. Całe szczęście mieli na pokładzie demona... kobieta spojrzała na nieprzytomnego mechanika. Chłopiec wyglądał dość rozpaczliwie. Był chudszy niż wcześniej, jego twarz wydawała się bledsza, pozbawiona koloru a włosy niemal kompletnie mu posiwiały. Cały czas oddychał z trudem. Nie dało się ukryć, żył dzięki pracy Lidji i Rethu oraz niesłychanemu szczęściu. Elizabeth nie mogła się nadziwić, że jego ciało pozbawione zostało pajęczych nóg. Westchnęła. Wiedziała, że jeżeli się obudzi będzie miał problem z przyzwyczajeniem się do nowego stanu rzeczy, lecz ucieszyła ją ta zmiana. Mimo całej swojej sympatii do elfa niemal non stop odczuwała przy nim lekki niepokój wywołany pajęczym tułowiem. Tak będzie łatwiej...

Pochyliła się nad nieprzytomnym nastolatkiem i pocałowała go w czoło. Musiała wracać do pracy. Wstała i skierowała swoje kroki w stronę drzwi zostawiając chłopca samego w pokoju.

-------------------------------------------------------------------------------------

Rethu przekręcił się z boku na bok. Na pewien czas został przeniesiony do sektoru służącego obecnie jako swego rodzaju szpital. Zielonowłosy nastolatek wlepił dzikie spojrzenie w sufit. Nie wiedział nawet co ma robić. Od jakiegoś czasu nie mógł zasnąć. Czuł się winny za stan w którym znajdował się jego brat. Wiedział, że coś się stanie. Mógł coś zrobić, przekonać resztę do przełożenia wypadu na późniejszy termin... Ale tego nie zrobił. Nie zrobił tego i teraz jego przyjaciel leżał w pokoju obok pogrążony w śpiączce. Dodatkowo Zan uszkodził sobie ścięgna Achillesa. Lawina nieszczęść, nie ma co. Westchnął z rezygnacją i wstał z pryczy. Przecież nie zaszkodzi zajrzeć do tego dzieciaka... Zarzucił na ramiona materiałowy płaszcz i wyszedł z kajuty. Pomieszczenie w którym przebywał Nathro znajdowało się tuż za ścianą.

W niewielkim pokoiku stało spore dębowe biurko na którym Rethu poustawiał swoje narzędzia pracy. Czuł się pewniej ze świadomością że w razie potrzeby będzie blisko młodego przyjaciela. Z delikatnym westchnieniem przykucnął obok łóżka na którym leżał Nathro. Pogładził dłonią czoło chłopca. Po chwili zaczął mówić do nieprzytomnego nastolatka spokojnym głosem.

-Wywołałeś spore zamieszanie, wiesz? Wsyscy się o ciebie martwią... Zwłaszcza ja i staruszek Zan. Naprawdę, mały. Nawet nie wiesz ile bym dał żebyś się ocknął, cały i zdrowy... Ale to chyba niemożliwe... Gdybym tylko... Ach... Jestem beznadziejny...

Po policzkach Rethu popłynęły łzy. Oparł czoło o podniszczony materac.

-Nie... je... teś...

Zielonowłosy niemal natychmiast podniósł głowę. Spojrzał na Nathro. Oczy chłopca były uchylone a na jego wargach malował się smutny uśmiech. Rethu z ulgą objął przyjaciela. Dalej płakał, wydawało się wręcz, że potokowi łez nie ma końca. Poczuł na ramieniu dotyk drobnej dłoni. Drobny chłopiec odwzajemnił uścisk. Przez chwilę Bugrethu leżał obok przyjaciela nie będąc w stanie się ruszyć. Nie był w stanie.

-Nath... Tak się cieszę...

Uśmiechał się delikatnie. Po chwili odsunął się od młodszego nastolatka. Uspokoił się trochę i usiadł. Nathro delikatnie się podniósł opierając się plecami o oparcie łóżka, lecz starszy chłopiec go powstrzymał. Cicho napomniał przyjaciela, że nie powinien się podnosić. Przyłożył dłoń do czoła chłopca i ze zmartwieniem zauważył, że ma nieco podniesioną temperaturę. Wstał spokojnie z łóżka i podszedł do biurka. Wziął do ręki kawałek tkaniny i zanurzył go w wodzie. Wrócił do chłopca i delikatnie otarł mu czoło. Mimo, że nie łączyły go z elfem więzy krwi niemal zawsze czuł potrzebę opieki nad chłopcem. Za nic miał jego zmienny, czasami dziwny charakter, wychodzącą z pod maski profesjonalizmu niewinność czy pojawiającą się niekiedy nienawiść do całego świata.. Zmrużył oczy. Nathro delikatnie dygotał, jak gdyby z zimna. Bugrethu westchnął i poszedł w kierunku drzwi z zamiarem wzięcia zapasowego koca ze swojego pokoju. Gdy już miał wychodzić usłyszał cichy, słaby szept.

-Zostań...

Rethu spojrzał w stronę półprzytomnego elfa.

-Spokojnie. Zaraz wracam.

Uśmiechnął się do przyjaciela. Szybkim krokiem wrócił do swojej tymczasowej kajuty i wziął z łóżka wełniany pled. Powrót do pomieszczenia w którym leżał Nathro. Przykrył chłopca kocem i jeszcze raz zmierzył mu temperaturę. Odrobinę spadła. Elfik spojrzał na starszego przyjaciela ze łzami w oczach.

-To nie sprawiedliwe...

Rethu ze zdziwieniem spojrzał na niego. Nathro najwyraźniej uznał to za powód do dalszego mówienia.

-Cały czas sprawiam jedynie problemy... Jestem jak kula u nogi, cały czas musicie się o mnie zamartwiać... Bronić mnie... To nie sprawiedliwe...

Zielonowłosy nie był w stanie powstrzymać śmiechu. Dalej nie do końca przytomny kolega rzucił mu obrażone spojrzenie i wydął wargi, co wywołało kolejną salwę śmiechu.

-Nath, bądź poważny! Cisza nocna jest, kurde!

-Ale to ty się śmiejesz!

Rethu musiał przyznać mu rację. Nie mniej jednak, było warto. Nathro znowu się podniósł korzystając z rozproszonej uwagi aptekarza. Zamrugał ze zdziwieniem i spojrzał na swoje nogi, dalej przykryte kilkoma warstwami tkaniny.

-Ey... Ja o czymś nie wiem?

Chłopiec usiadł i przechylił głowę. Rethu się jeszcze raz zaśmiał.

-Nie wiesz niczego, mój drogi. A teraz idź spać.

-Eeee? Nani?

Rethu rozczochrał mu włosy.

-Spać, mały. Do-bra-noc.

-Łeeee...

Zielonowłosy westchnął. Podszedł znowu do biurka i wziął do ręki kubek. Napełnił go wodą i wsypał do niego zawartość kilku słoiczków. Gdy uznał, że jest zadowolony z proporcji ziół w naczyniu podszedł z powrotem do pryczy i ukucnął przy niej. Wziął kubek do jednej ręki która nagle zajęła się ogniem. Po chwili płomienie zgasły.

-Do dna.

Nathro westchnął i wziął kubek. Z lekką wątpliwością opróżnił go z zawartości i opadł na łóżko. Rzucił koledze pełne wyrzutu spojrzenie. Rethu jedynie się uśmiechnął.

-Dobranoc. Jutro przyniosę ci jakąś książkę.

Na twarz Nathro wpełzł uśmiech. Zmrużył oczy i szczelniej się przykrył.

-Dobranoc...

---------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia rozpętało się istne piekło. Większość nieprzytomnych do tej pory osób zaczęło się budzić i,co oczywiste, robić problemy. Medal najbardziej uciążliwego osobnika znowu trafił do samozwańczego pierwszego oficera, Innes. Zulear nawet zaproponował, że wyrzuci ją do pustki. Niestety, plan nie wypalił... Nathro siedział po turecku na ławce w stołówce. Długie, jasne włosy opadały mu na ramię. Cieszył się ostatnimi chwilami wolności przed przebudzeniem się Arlety. Nie wiedziała, że został przyniesiony na pokład i chciał, by tak zostało. Czemu? Ze względu na wstyd. Naciągnął na głowę kaptur szaty pożyczonej od demona. Nie miał w sumie żadnych spodni więc zdecydował się poprosić Zuleara o pożyczenie jednej. W całej sytuacji widział jeden znaczący plus. A mianowicie nie musiał znowu łatać starego płaszcza którego używał jako kurtki. "Stary... Pozwól temu w końcu umrzeć...". Chłopiec zaśmiał się na myśl o rok rocznie powtarzanym zdaniu. Słyszał je za każdym razem gdy zbliżała się zima, a Zan i Zulear zdawali sobie sprawę, że mechanik znowu nie kupi sobie nowego płaszcza. Zaśmiał się znowu. Wymachiwał nogami z dziecięcym wręcz szczęściem. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Może mu się poszczęści i Ziggan go nie pozna? Ostatnio widział "Narzeczoną" z dwa lata temu. Miał nadzieję, że jego twarz zmieniła się chociaż trochę. Uśmiech nie spełzał z jego twarzy. Czemu? Uświadomił sobie, że prawdopodobnie będzie mógł w końcu wrócić do domu. W końcu spotkać rodzeństwo i matkę... Nie wiedzieć czemu czuł zarazem szczęście i dziwny smutek... Westchnął. Pora wstawać i iść do roboty. Podniósł się i poszedł w stronę drzwi. Co jakiś czas się potykał, lecz czego innego się spodziewać? W końcu dopiero parę godzin temu wstał po raz pierwszy. Sam się dziwił, że był w stanie się samodzielnie poruszać... Znowu się zaśmiał. Nie ma to jak cisnąć po sobie...

_RETROSPEKCJATIME_

Młody mroczny elf o dziewczęcej urodzie siedział na murze. Jego długie, jasne włosy splecione w warkocz powiewały na wietrze. Drobne, chude dłonie zaciskał na ramce ze zdjęciem. Cichy, słaby głosik mieszał się z wiatrem

-Go tell Aunt Rhody, Go tell Aunt Rhody, Go tell Aunt Rhody The old gray goose is dead. The one she was saving, The one she was saving, The one she was saving To make her feather bed. She died on the mill pond, She died on the mill pond, She died on the mill pond From standing on her head. Now she's in the wood shed, Now she's in the wood shed, Now she's in the wood shed The doctor says she's dead...

Jego głos ucichł. Otworzył zamknięte do tej pory oczy. Były jasne, ledwo różowe, tęczówki non stop delikatnie drgały. Na jego twarz wpełzł delikatny, mroczny uśmiech. Wypuścił dotychczas trzymane w dłoniach zdjęcie które spadło na ziemię. Uszu chłopca dobiegł dźwięk pękającego szkła.

-The old ganders mourning, The old ganders mourning,The old ganders mourning, Because his maid is dead

Zaśmiał się delikatnie. Wstał i zaczął przechadzać się po murze wznoszącym się ponad dachami domów.

-The Goslins are weeping, The Goslins are weeping,The Goslins are weeping,Because their mothers dead.

Mimo znacznej wysokości nawet się nie bał. Kołysał głową w rytm śpiewanej melodii. Nie rozumiał słów. Usłyszał ją kiedyś od brata. 

-Bye low baby,Bye low baby, Bye low baby, Bye low baby bye... 

Zaśmiał się cichutko. Jeko ślepe oczy błądziły dookoła. Stanął na krawędzi muru. Zmrużył oczy i przechylił się do przodu. Nie minęła nawet chwila, a poczuł, że spada. Na twarzy czuł pęd powietrza. Wiedział, że jest krok o śmierci... Gdy był zalewie kilka metrów od ziemi poczuł, ze pęd powietrza się zmniejsza. Po chwili poczuł, że ktoś wziął go na ręce.

-Isula...

Chłopiec oparł policzek o pierś brata. Znowu pojawił się na czas... Isula skakał tylko po to, by rodzina go zauważyła. Ale zawsze jedynym światkiem głupoty chłopca był Rovu...




Czy to ptak? Samolot? Nie, nowy rozdział! Znowu niezbyt mi wyszedł, ale źle nie jest. powstał jako taki... konieczny przerywnik? Tak, to chyba to. Dodatkowe info- kołysanka którą śpiewał Isula jest tą samą, którą wcześniej śpiewał Nathro... Myślę o zrobieniu Q&A, możecie zadawać tu pytania. Nie mam nic więcej do dodania. Macie bonusowego elfika:

Do kiedyś!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro