Rozdział 4
Arleta siedziała spokojnie na pokładzie. Dzisiaj znowu wyruszyli w drogę. Czekała aż reszta załogi zje obiad, żeby wrócić do kambuzu i sprzątnąć po nich. Cóż, jaka praca, taka płaca. oparła się plecami o barierkę biegnącą wokół burty, wpatrując się w unoszący się nad nią balon. Z tego co udało jej się wyciągnąć z Nathro i Elizabeth, był wypełniony gorącym powietrzem, a jego zadaniem było wspomaganie silników zamontowanych w pokładzie. Zdaje się również, że był jednym z powodów zatrudnienia drugiego mechanika- nie było nawet mowy, żeby Nathro na niego wlał w razie awarii. Dziewczyna usłyszała ciche, klekoczące kroki. Spojrzała na wychodzącego na pokład pajęczaka. W dłoni trzymał butelkę z zerwaną etykietą. Oparł się o burtę po drugiej stronie pokładu. Usłyszała cichą melodię dobiegającą z jego strony. Zakradła się trochę bliżej młodego mechanika. Śpiewał cicho kołysankę w nieznanym języku. Z niewiadomego powodu Arleta zaczęła odczuwać niepokój. Kiedy już miała się wycofać Nathro umilkł i odwrócił się w jej stronę. Nic nie powiedział, jedynie na nią patrzył. Dziewczyna wstała i podeszła do niego. Przez chwilę stali w ciszy- ona nie chciała odezwać się pierwsza, a Nathro zdawał się być zadowolony z ciszy dookoła. Arleta spojrzała na niego z zaciekawieniem. Zauważyła, że zawsze patrzył w jednym, określonym kierunku. Będzie musiała kiedyś go o to zapytać. Podniósł butelkę do ust i pociągnął z niej kilka łyków. Dziewczyna poczuła dziwny, gorzki zapach. Spojrzała na mechanika podejrzliwie. Czuła go już wcześniej. Był to dość silny środek odurzający. Przypomniała sobie, że pierwotnie był wytwarzany właśnie przez mroczne elfy jako lek. Niestety, nie wiedziała o jakim zastosowaniu. Nathro, czując na sobie oskarżycielskie spojrzenie odwrócił się w jej stronę z dość głupią miną. Dziewczyna nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Nastolatek delikatnie się uśmiechnął i znowu spojrzał w jedynie sobie znanym kierunku.
-Zdaje się, że masz coś do zrobienia?
Arleta spojrzała na niego. Dalej się uśmiechał. To coś serio miało na niego złe działanie... Skinęła jedynie głową. Miał racje. Będzie musiała potem zapytać kapitana, czy wie o tym, że Nathro bierze to świństwo... Ruszyła w stronę kambuzu.
----------------------------------------------------
Arleta siedziała w kajucie Zana. Mężczyzna westchnął przeciągle nalewając sobie wina.
-A więc, moja droga, co cię tu sprowadza?- Dziewczynka siedziała na krześle wpatrując się w stopy.
-No, więc...
-Szybko, dziewczyno. nie mam nieograniczonych zasobów czasu.
-Ja... Chciałabym się spytać o pewną rzecz...
-Ach tak? Niesłychane.
-Ja... Wydaje mi się...
Mężczyzna zmrużył oczy.
-Nathro, zgadłem? Młoda, zrozum. On też ma prawo do prywatności.
-Tyle że... widziałam...
-Jeżeli chodzi o "Kryptę", jest to autoryzowane.
Dziewczyna zamrugała. Najwyraźniej nie spodziewała się, że przyjmuje narkotyk za jego zgodą. Ponownie westchnął. Nie miał nawet pomysłu, jak wyjaśnić dziewczynce że niektóre środki inaczej działają na różne rasy, na przykład "Krypta" wśród ludzi uznawana za narkotyk, a wśród elfów był stosowany jako zwyczajny lek przeciwbólowy. Ludzkie środki zwyczajnie nie działały na mroczną rasę. Spojrzał na stertę papierów do wypełnienia. Wziął głębszy oddech.
-Młoda, spytaj się o to Lydii. Wyjaśni to lepiej ode mnie... A teraz do roboty.
Nastolatka skinęła głową. Gdy już miała wychodzić wezwał ją dłonią.
-Przekaż Bugrethu, że ma się u mnie zjawić. A! jeszcze jedno- nie czepiaj się jutro Nathro. Po prostu tego nie rób.
Dziewczyna jeszcze raz pokiwała głową i wybiegła, a Zan przechylił się na krześle i wziął do ręki rachunek za pobyt w porcie oraz drugi, podliczający wydatki Nathro. Bycie ojcem jest strasznie uciążliwe. Uśmiechnął się w duchu. Co by się stało, gdyby nie przygarnął tego dzieciaka...
_RETROSPEKCJATIME_
Młody mężczyzna siedział w pubie mieszczącym się przy jednej z ciemnych alejek Halomore, stolicy zgrupowania wysp nazywanego zuchwale przez elfy "Krajem". Rzeczywiście, władał nim jeden król, lecz jego pozycja była utrzymywane przez siłę i strach. Krążyły plotki, że powodem dla którego nie ma męskiego dziedzica jest zbrodnia którą sam popełnia. Mówiono, że każde dziecko które nie urodzi się idealne morduje z zimną krwią. Mieszkańcy tej tak zwanej "stolicy" twierdzą również, że z tego powodu na rodzinę padła klątwa sprawiająca że wszystkie dzieci rodzą się nieludzko zdeformowane. Zan uśmiechnął się szyderczo. Ta część o klątwie była dość bliska prawdzie, lecz ciężko się rozmawia z trupami. Siedzący obok niego młodzieniec mimo panującego w brudnej spylunie upału miał na głowie kaptur. Rovu, tak brzmiało jego imię. Był pierworodnym króla, i jakoś wciąż żył. Niestety, nie przychodziło mu to łatwo. Cała jego skora była pokryta bąblami i oparzeniami. Podobno było tak od jego urodzenia. Szesnastoletni chłopiec opierał się łokciami o ladę. Poprosił Zana o przybycie nie podając powodu, a teraz milczał nad szklanką "krypty". Młody jeszcze kapitan lekko odchrząknął, zwracając na siebie uwagę księcia.
-Ach... Błagam o wybaczenie. Zamyśliłem się...
Zan skinął głową. Nie chciał się odzywać. Jego kapitolski akcent ściągnąłby spojrzenia całej klienteli zapchlonej knajpy.
-Jak zapewne pan podejrzewa, mam do pana pewną prośbę... Wiem, że nigdy nie zdołam zaciągniętego długu, lecz jeżeli pan się zgodzi...
Zan ponaglił go ruchem dłoni. Elf wziął głęboki oddech, jak gdyby usiłując się uspokoić.
-Chodzi... Chodzi o mojego brata. Najmłodszego. On tu nie wytrzyma, panie Zan. My wszyscy jeszcze jakoś dajemy sobie radę...
Zan oniemiał. Takiej prośby się nie spodziewał. Chłopiec spojrzał na niego, pokazując pokrytą bliznami twarz. W jego oczach było widać powagę jak i strach.
-Błagam, niech pan go stąd zabierze. Wiem, że może być to niewykonalne, wręcz spodziewam się odmowy, lecz...
Zan powstrzymał go uniesieniem dłoni. Wziął jedną z walających się po ladzie serwetek i napisał na niej jedno słowo.
"Zgoda."
Do oczu młodego elfa napłynęły łzy.
-Dziękuję... Naprawdę, dziękuję!
Omal nie rzucił się młodemu przemytnikowi na szyję. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Zan zauważył to i delikatnie objął chłopca.
-Nie martw się, dopilnuję by nie stała mu się krzywda
Szept mężczyzny dotarł jedynie do uszu płaczącego księcia. Przemytnik poczuł wilgoć na ramieniu. Uśmiechnął się delikatnie. Niby wyrzekł się litości, lecz te dzieci... Przeżyły zbyt wiele. On sam nigdy nie miał żadnych problemów, spełniał wszystkie swoje zachcianki. Pogładził dłonią plecy młodego przyjaciela. Nawet nie podejrzewał skutków swojej decyzji...
Następnego dnia na pokładzie starego okrętu przemytniczego nazwanego aż nazbyt wytwornie "Albatrosem" stanęła dwójka elfów, mężczyzna i dziecko. Spojrzał na sześcioletniego chłopczyka. Dziewiąty z rodzeństwa, wychudzony tak jak reszta. Korpus pająka zastępował mu nogi. w rękach ściskał niechlujnie wykonanego pluszaka. Zan podniósł wzrok na starszego elfa- jego twarz była wytatuowana. I tylko tyle można było o nim powiedzieć, pod każdym innym względem nie wyróżniał się z tłumu. Zwyczajny mroczny elf w średnim wieku. Chłopczyk złapał mężczyznę, prawdopodobnie opiekuna, za rękę.
-Witam, kapitanie Zan.- głos wysokiego elfa był upiorny, jak gdyby rozkładał się na warstwy. Zan skinął głową. Mężczyzna przedstawił się jako Cyrus Buckle. Objaśnił z kapitanem przemytniczej załogi wszystkie ważniejsze zagrożenia i warunki, po czym podszedł do małego chłopca i przyklęknął przy nim.
-Paniczu Nathro, proszę na siebie uważać. Zrobię wszystko, co w mojej mocy by opóźnić pościg.
W oczach chłopca gromadziły się łzy. Skinął głową, a starszy elf zeskoczył z pokładu. Zan niemal natychmiast wydał rozkaz do odpłynięcia. Podszedł do chłopca i uśmiechnął się do niego.
-Cześć, mały.
Chłopiec znowu skinął głową, jakby zabrakło mu głosu. Zan westchnął. To... może być trudne. Wziął sześciolatka na ręce i zabrał go do kajuty kapitańskiej. Postawił go na ziemi obok łóżka i zarzucił mu na ramiona koc.
-Spokojnie,mały. Nie musisz się mnie bać, wiesz? Spokojnie.
Chłopiec cały dygotał. podszedł do kapitana i delikatnie go objął. Mężczyzna zaśmiał się.
-Jak masz na imię?
-N... Nathro...
Zan pogłaskał go po głowie. Długie, jasne włosy dziecka były splątane. Zauważył również, że sięgały do ziemi, co skutkowało plątaniem się w pajęcze nogi. Będzie trzeba je uporządkować...
Zaledwie po tygodniu nastrój chłopca się poprawił. Mimo to nie chciał opuszczać kajuty Zana, który opiekował się nim jak własnym dzieckiem. Mały chłopczyk stał przy biblioteczce czytając z zachwytem jedną z książek. Zan, stojąc za nim usiłował przyciąć włosy elfa. już cztery razy wywrócił się potykając się o własne włosy. Niestety, mały miał w sobie niesłychane zapasy energii, nigdy nie znajdował się w tym samym miejscu dłużej niż parę minut. Mężczyzna westchnął, pracując nad fryzurą podopiecznego. Chłopiec na szczęście już się oswoił z obecnością przemytnika. Zan uśmiechnął się do siebie. Co tu mówić, różni się to od większości zleceń...
_ENDOFRETROSPEKCJATIME_
Wychudzona sylwetka przemierzała labirynt korytarzy. Długi, ciemny płaszcz ciągnął się za nią. W dłoni trzymała zapaloną świecę. Cichym krokiem podążała przed siebie aż znalazła się w ślepym zaułku. Podniosła głowę do góry, wyjmując przy tym kamień z rękawa. Cisnęła nim w jeden z ornamentów przy suficie. Rozległ się cichy, głuchy szczęk mechanizmu. Nie trzeba było długo czekać na drabinę wysuwającą się z sufitu. Postać wspięła się na nią, by stanąć na tle pięknego miasta. Usiadła na dachu i zdjęła z głowy kaptur. Krótkie, jasne włosy rozwiały się na wietrze. Niebieskie oczy wpatrywały się w pustkę za wyspą. Młoda osoba wyjęła z pod płaszcza list, który przycisnęła do siebie.
-Niedługo. Naprawdę niedługo...
Czo te kifhangery? No cóż, nie mogę się powstrzymać... W każdym razie, oto rozdział! (Jeden z najgorszych do tej pory... ~ głos w głowie Kai)
Macie trochę backstory naszej pseudorodziny. I przy backstory będąc... Konkurs! Tak! Zwycięzcą zostaje... Skaasia. Naprawdę, miała w uj racji pod niektórymi względami a te błędne teorie też podpadły mi do gustu. Gratuluję! I powiem od razu, że miałam problemik z oceną, co poskutkowało wyróżnieniem, które z kolei zgarnia illustrement. Czemu? BO JA NIE CHCIAŁAM PORUSZAĆ TEGO TEMATUUU... I miał córkę a nie syna. A miała na imię Miki :-p Możesz se wybrać jeden z przywilejów dla zwycięzcy- ilustracja albo wpływ na poruszane wątki.
Zwycięzca i wyróżniony proszę się zgłosić w wiadomościach.
Bonusowy szkic Nathro jako dzieciaka:
Do kiedyś!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro