Rozdział 16
Arleta uśmiechnęła się spoglądając na kłócących się Elizabeth i Nathro. Cieszyła się, że chłopak wrócił do załogi.
-Ale to się robi INACZEJ! Jak mogłaś popełnić tak idiotyczny błąd? Serio, Beth, JAK?!
-Normalnie, młody. NORMALNIE.
Zdaje się, że poszło o jakiś błąd w naprawie jakiejś maszyny. Nie wiedziała jakiej.
-Ale to było OCZYWISTE, że kurna ten nit nie pasuje. No błagam cię!
-No nic, zaraz to naprawię! Nie nerwicuj się młody.
-Daruj se tego młodego, błagam, STARA!
Dziewczyna westchnęła i wróciła do swoich zadań. Podniosła ze stołu kolejny talerz. Miała jeszcze tylko sprzątnąć jadalnię oraz przygotować kilka rzeczy do kolacji i będzie miała wolne. Miała zamiar jak raz się wyspać, może jeszcze zdoła się z kimś pogadać. Zebrała resztę zastawy i ruszyła w stronę kambuzu.
-Jak ja cię...! Cholera, wracaj tu!
Miała ochotę ich uciszyć. Nie lubiła wulgaryzmów. Z automatu sprawiały, że wypowiedź brzmiała na głupszą. Ale powstrzymała się- po pierwsze, nie wypada bić crusha. Po drugie nie chciała zdenerwować mechaników którzy mogą odciąć jej zasilanie w pokoju lub ewentualnie zespawać jej zamek w drzwiach. Jeżeli wierzyć opowieściom Rethu Nathro nieraz odwdzięczał się pięknym za nadobne wykorzystując swoje umiejętności. No i, po trzecie, nie miałaby życia przez charaktery tej dwójki. A ponoś osoby pracujące z maszynami są spokojniejsze i bardziej opanowane...
Raz jeszcze, kto jej ten kit wcisnął?
Ta dwójka wiecznie się kłóciła, wydzierała na całe gardła i odgrażała całemu światu. No, może Nathro zachował resztki powagi, ale co z tego skoro wściekła Elizka całkowicie psuła image mechanikom na tym statku... No, nieważne. Do pokoju i w kimę.
Odstawiła naczynia w kambuzie i wyszła na korytarz. Po drodze wpadła na pewien pomysł. Poszła w stronę jednej z kajut.
-Cześć, Reth!
-Morda.
Westchnęła. Okej, czyli nie jest w nastroju do rozmów. Siedział przy biurku i pracował nad jakąś... Breją o podejrzanie bordowym kolorze.
-Co robisz?
-Morda mówię!
Machnął w jej stronę pipetą jak gdyby jej groził.
-W tym cholerstwie jest kwas żrący tylko rzeczy pochodzenia biologicznego. Jeżeli nie jesteś z plastiku to zewrzyj jadaczkę i daj mi spokój.
Westchnęła. A miała tylko ochotę pogadać. Rethu był dzisiaj w wyjątkowo złym humorze... W sumie to wczoraj ktoś wykradł z zapasów alkoholu, a że zielonowłosy przejawiał objawy kaca miała już głównego podejrzanego...
---------------------------------------------------------------------------
-Choroba!
Rethu odskoczył od stołu jak oparzony. To wyrażenie bardzo pasowało do obecnej sytuacji - wylał sobie wrzątek na kolana. Był stanowczo zbyt zamyślony by normalnie pracować. Wytarł spodnie, stwierdzając przy tym że jednak nic to nie da. Westchnął. No dobra, nieważne. Będzie musiał się przebrać...
Zajęło mu to tylko kilka minut. Po tym czasie z braku wyboru wrócił do przerwanego zajęcia. Skrzywił się na widok chaotycznie porozrzucanych po biurku przedmiotów. Najpierw będzie musiał posprzątać... Jednak zamiast tego zrobić walnął czołem o blat i po prostu tak siedział przez dłuższy czas. Nie chciało mu się nic robić... Czemu on się właściwie tym zajmował?
A, tak. Racja. Chciał znaleźć jakąkolwiek alternatywę dla Krypty.
Bał się, że młody się jeszcze uzależni nie tyle od leków przeciwbólowych, co od samego narkotyku. Owszem, wiedział doskonale o tym, że krypta miała zgoła inne działanie na różne rasy, ale co z tego? W odpowiednim dawkowaniu większość trucizn czy narkotyków można stosować jako bazę do lekarstw, tak samo jak każdy lek może zabić. Lepiej będzie coś zmienić.
Uśmiechnął się słabo. Jak na razie nic mu nie wychodziło. Do tego musiał oszczędzać wszystkie składniki że względu na coraz niższe temperatury. Zwyczajnie wolał nie kupować ziół w aptekach.
Nie dlatego, że był skąpy czy coś, po prostu każdy używał innych sposobów pozyskiwania składników i ich przechowywania, co mogło w niektórych przypadkach skutkować różnicą w działaniu. Do tego dochodzi odmienne nazewnictwo w różnych regionach. Wolał mieć pewność, że nie nastąpi jakąś pomyłka gdy przyjdzie co do czego. W ten właśnie sposób zaczął uzupełniać zapasy w sklepach tylko w sytuacjach awaryjnych.
No i jeszcze wisienka na torcie powodów dla których był chodzącą porażką- dalej był roztrzęsiony po pobycie w tamtym mieście. Serio. Do tego dochodzi jeszcze zmęczenie. Był to w sumie jedyny problem na który mógł coś zaradzić.
Wstał z krzesła i przeszedł na drugą stronę pokoju. Walnął się na łóżko i zakończył tym samym działania na ten dzień. Gdy tylko jego twarz dotknęła poduszki zasnął od razu.
---------------------------------------------------------------------------
Nathro rozsiadł się wygodniej na balkonie. Od kiedy zyskał możliwość dostania się na zawieszoną pod balonem platformę stała się jego ulubionym miejscem. Owszem, radosna i hałaśliwa atmosfera na pokładzie była wspaniała, lecz czasem wolał po prostu odpocząć w ciszy i spokoju. Zazwyczaj nie przepadał za harmidrem i tłumami, ale na Albatrosie nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo.
Delikatnie oparł twarz o jedną z lin na których zawieszona była platforma. Mimo, że zaczynało mu się robić zimno chciał wytrzymać jeszcze chwilę. Uwielbiał patrzeć na zachody słońca. Nie dlatego, że były "romantyczne" czy coś. Po prostu wyglądały estetycznie. A jako prosty człowiek lubił czasem popatrzeć na coś ładnego. Tyle.
Nie żałował dodatkowych paru minut spędzonych na czekaniu. Widok był naprawdę piękny. Zsunął się po linie lądując na pokładzie po czym ruszył w stronę swojej kajuty. Gdy dotarł na piętro, na którym mieściła się kuchnia uznał, że warto byłoby sprawdzić czy nie uda mu się zdobyć jakiegoś kubka mleka czy co. Było zimno. Miał straszną ochotę zwinąć się w kłębek przy kominku i uciąć sobie drzemkę...
Niestety, na pokładzie nie było kominków opalanych drewnem, a podłogi były tak brudne, że lepiej na nich nie siadać. Życie boli.
Wszedł do kambuzu najciszej jak potrafił. Nie chciał nikomu przeszkadzać w pracy, w każdym razie nie bardziej niż musiał. Niestety, nie udało mu się.
-Cześć, mały!
Podniósł wzrok na dziewczynę, prawdopodobnie w jego wieku. Była od niego pół głowy wyższa...
-Cześć.
Niezbyt uśmiechała mu się rozmowa z nią. Nie pamiętał jej imienia, nie on jeden z resztą. Była dość... nieprzyjemna. Cały czas wolny spędzała na plotkowaniu. No i traktowała go jak dziecko. To znaczy, nie miał nic przeciwko takiemu traktowaniu, ale w jej wykonaniu było to strasznie irytujące. Uniknął pogłaskania po głowie stawiając krok do tyłu. Na szczęście, jedna z innych dziewczyn pracujących w kuchni postanowiła mu pomóc.
-Hejka, Nathro! Od dawna nie wpadałeś. Głodny?
-Nie, dzięki... Za to chętnie bym się czegoś napił.
Shin była naprawdę niezłym rozmówcą. Do tego była całkiem ładna. Aż się dziwił, że jeszcze nikogo sobie nie znalazła.
Po chwili podeszła do niego z parującym kubkiem.
-Tylko go potem odnieś!
Z tym okrzykiem wcisnęła mu kubek do ręki i wyprowadziła za drzwi, ku niezadowoleniu blondyny. Po woli do nosa chłopca zaczął docierać zapach napoju. Zamrugał ze zdziwieniem. Aż chciał wrócić do kuchni i rzucić się Shin na szyję.
Gorąca czekolada.
Wniebowzięty mechanik zbiegł po schodach i skierował się w stronę swojej kajuty, a gdy tylko tam dotarł rozsiadł się przy biurku i zaczął pić swoje kakałko. Serio, tylko kominka i dobrej książki brakowało mu do absolutnego szczęścia. Chociaż nie, w sumie wystarczy książka. Spał w kajucie obok kotła grzewczego dla tego piętra.
Każde piętro miało własny system ogrzewania, na wypadek problemów z którymś kotłem. Po prostu było w ten sposób bezpieczniej. Gdyby któryś siadł po prostu przenosiło się mieszkańców piętra bez ogrzewania do innych kajut aż nie skończy się naprawa. Szybko, miło i wygodnie. Nikt nie umiera z zimna.
Dokończył czekoladę i zaczął przeszukiwać kufer w poszukiwaniu szamponu. Włosy miał już kompletnie brudne. Wiedział, że nikt nie zwróciłby na to uwagi, ale dla własnej wygody wolał iść i się umyć. Gdy znalazł wszystko co mu potrzebne przemógł się i opuścił swoją ciepłą norkę i wyszedł na korytarz. Poszedł na wyższe piętro i skierował kroki w stronę umywalni. Położył zawinięte w ręcznik ubrania i kosmetyki po czym zapukał do drzwi do pryszniców. Po chwili ciszy powtórzył czynność, a gdy i tym razem nie usłyszał żadnego sygnału wskazującego na czyjąś obecność wszedł do środka biorąc swoje rzeczy.
Większość osób nie zawracała sobie głowy pukaniem, właściwie była to domena nowych, ale Nathro wolał nie rezygnować z tej prostej czynności. Wolał nie naruszać niczyjej prywatności, sam w końcu cenił swoją... Jak na zawołanie przypomniała mu się sytuacja z początków wyprawy, kiedy... Dobra, nie ważne. Chciał o tym zapomnieć. Był wówczas pijany, więc nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co mówił. Poczuł jak się rumieni.
Rozebrał się szybko i odkręcił wodę. Przykucnął na posadzce i Zabrał się za mycie włosów. Wolał to właśnie zrobić najpierw, zajmowało mu to najwięcej czasu.
W pewnej chwili usłyszał, jak ktoś otwiera drzwi. Błyskawicznie schował się za jedną ze ścianek oddzielających prysznice. W końcu minimum prywatności musi być. Spojrzał morderczym wzrokiem na osobnika który właśnie wszedł do środka. Pierwotnie chciał coś powiedzieć, ale uznał, że nie ma w sumie prawa. Pomieszczenie nie bez powodu miało więcej kabin. Westchnął i wrócił myślami do domu, ciepłego kominka i co najważniejsze prywatności. Tam mógł zamknąć się na klucz i nikt nie robił mu problemu.
Na szybko skończył się myć, ubrał się i wyszedł, mijając przy tym Toma. Gdy dotarł do drzwi wpadł na nie kogo innego jak Arletę...
-Emmm... Hej?
-Mhm...
Miał już ją kompletnie zignorować i pójść spać, ale w ostatniej chwili ostrzegł ją o tym, że jak nie pójdzie na piętro trafi na towarzystwo. Aż dziw-posłuchała.
No hej. To już szesnasty rozdział... Nie wierzyłam nigdy, że napiszę coś tak długiego, serio. A piszę dalej, i nawet w miarę regularnie! Aż się nie poznaję! Napisałabym coś więcej, ale nie wiem co. A, miałam się spytać o jedną rzecz- mam dwa zaplanowane wątki, jeden kompletnie nie realistyczny i komediowy, a drugi raczej idzie w stronę tragizmu. Każdy zajmie kilka rozdziałów. I teraz pytanie- który najpierw? Żeby nie było, oba się w końcu pojawią, wybierając komedię nie ominiecie tragedii. A więc- który pierwszy?
I dzisiaj miały być dwa rysunki, ale wattpad ma pierdolca i dodam je jak się ogarnie.
I będę reuploadować ten rozdział aż do skutku.
Bo tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro