Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 14

Arleta podniosła wzrok na mury. Do tej pory nie oddalała się zbytnio od statku, więc nie widziała ich dokładnie. Z bliska wyglądały na jeszcze większe... Spojrzała w górę, gdzie dojrzała sylwetkę mężczyzny. Albo chłopca, z tej odległości nie mogła ocenić.

-Paniczu, proszę zejść na dół!

Rzuciła okiem na stojącego nieopodal strażnika.

-Ani mi się śni!

Chłopiec na murze brzmiał tak jakoś... Znajomo.

-Paniczu, błagam, jeżeli stanie ci się krzywda twoja pani matka każe mnie ściąć!

-W sensie? Włosy? Bo jak tak to ci się przyda.

Mężczyzna z impetem uderzył się w twarz.

-Żartuję, no! Żartować nawet nie można? Co za życie...

Chłopak zeskoczył z muru łapiąc się przy tym jednego z kamieni. Ostrożnie zszedł na ziemię i stanął obok strażnika.

-Nie załamuj się, to serio był tylko żart...

"Panicz" pokręcił jedynie głową, a że przez pewien czas stał w miejscu Arleta uznała, że czas najwyższy mu się przyjrzeć. Typowe dla elfów długie włosy miał misternie splecione, zaś ubrany był w dość specyficzny sposób. Górna część jego stroju przypominała trochę szlafrok, do tego rozkloszowane spodnie z plisowanymi nogawkami. Wyglądało to co najmniej dziwnie, w każdym razie według niej. Przez ramię miał przewieszony łuk, z kolei do pasa przymocowany był kołczan. Miała problem z przyjrzeniem się jego twarzy, bo stał do niej tyłem. Arleta pewnie spędziłaby jeszcze sporo czasu na obczajaniu stosunkowo młodego elfa, lecz musieli się śpieszyć. Zan mówił, że muszą spotkać się jeszcze dzisiaj z kilkoma osobami jeszcze przed przyjęciem. Wydawał się jeszcze bardziej poważny niż zwykle, więc nie chciała mu podpaść. Ruszyła za kapitanem w stronę bramy zostawiając wykłócającą się dwójkę za sobą...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nathro z irytacją zaczął gładzić spodnie. Czuł się jak dziecko, które coś przeskrobało i trafiło do dyrektora na dywanik. Nie wiedział, skąd wzięło mu się to porównanie. Nigdy nie chodził do szkoły. Zaczął się niecierpliwie kręcić na krześle czekając na ochrzan. Niepokoiło go milczenie matki.
-Nathro Helaandrusie, spodziewałam się po tobie czegoś więcej. Marsz do pokoju i przemyśl swoje zachowanie.
Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Tak powinnam powiedzieć jako twoja matka i królowa. Jednak wiem, że wychowałeś się w warunkach skrajnie różniących się od życia pałacowego. Nie obwiniam cię o ciekawość świata. Po prostu nie wypada, żebyś połamał sobie nogi w urodziny siostry. Chyba, że o czymś nie wiem i Micris jest sadystką. Wtedy byłby to ciekawy prezent.

Matka uśmiechnęła się łobuzersko. Było widać jej zachodnie korzenie. Nathro również się rozpogodził. Przypomniało mu się, że gdy był młodszy matka zawsze nakłaniała go do wszelakich szaleństw. "Żyj pełnią życia! Nie ważne, co mówi ojciec, baw się puki możesz!". Było to jedno z lepszych wspomnień z dzieciństwa. Teraz znowu śmiali się z jego wybryków, nie tak groźnych jak mogło się wydawać.

-Tęskniłam.

Nathro podniósł wzrok na matkę.

-Ja też...

Przytulił ją, dalej lekko się śmiejąc. Tak. Znalazł swoje miejsce... Ale czy na pewno? Straszliwie  tęsknił za domem w Kapitolu, starym lokajem, który uczył go czytać czy nawet irytującymi rówieśnikami ganiającymi pod oknem. Pełnym ryzyka życiem na statku, bieganiem po pokładzie szukając osób winnych poluzowania uszczelek w rurach, brudnych ubrań i zmywania smaru z włosów. To wszystko stało się częścią jego życia. Obawiał się, że jeszcze kilka tygodni a nie będzie w stanie przemóc się i wrócić do swojego własnego świata. Zamknął oczy. 

-Mamo... Czy byłabyś zła gdybym... znowu odszedł?

Zauważył, że jego dłonie się trzęsą. Zarazem chciał tu zostać, spędzić więcej czasu z krewnymi, ale uważał za swoją rodzinę zupełnie innych ludzi. Zana, Rethu, Elizabeth i resztę. Spędził z nimi dużo więcej czasu niż z matką czy rodzeństwem, więc chyba było oczywistym, że się przywiązał, prawda?

-Nie wiem... Na prawdę nie wiem. A co ty byś zrobił na moim miejscu?

Nie znosił takich odpowiedzi. Głównie ze względu na to, że gdy odpowiadał szczerze był błędnie uznawany za kłamcę lub osobę bez serca.

-RACZEJ wziął bym pod uwagę to, czy owa osoba da sobie radę i czy naprawdę tego chce. 

Hejt za trzy, dwa jeden...

-Wydaje mi się, że mówisz tak dlatego, że chcesz znowu zniknąć...

Westchnął. Zaczyna się.

-Ale ja tylko zadałem pytanie... 

Wstał i skierował się w stronę drzwi.

-Jakby co, to jestem u siebie...

Będąc już w "swoim pokoju" walnął się na nieco zbyt miękkie łóżko i zakrył twarz poduszką. Zaczynało mu brakować domu. Tego prawdziwego, w którym dorastał. Zaśmiał się cicho na wspomnienie pierwszych dni tam spędzonych. O wszystko się potykał. A potem przestraszył się krzesła. KRZESŁA. Nadal nie wiedział, jak to możliwe. Chyba po prostu był cholernie tchórzliwym dzieckiem.
Poczuł jak do oczu napływają mu łzy. Wtulił się w poduszkę. Niewiele czasu minęło nim zasnął. 

Obudził go dopiero dotyk na ramieniu. Najbardziej spodziewał się matki lub Siritha, lecz ku jego zdziwieniu był to ktoś inny.

-Wstawaj, kadecie. 

Ze zdziwieniem spojrzał na mężczyznę.

-Amon..?

Zaspany chłopiec usiadł na łóżku.

-KAPITAN Amon. Pamiętaj, jestem tu oficjalnie. 

Chłopiec się uśmiechnął. Amon był synem poprzedniego kapitana straży, Cyriusa. Byli bardzo różni, lecz dzielili kilka wspólnych cech. W tym brak szacunku do rodziny królewskiej i luźne podejście do niektórych spraw.

Szerze lubił młodszego Buckly'ego. Kapitan nauczył go podstaw szermierki i szkolił przez jakiś czas, do tego aż do czasu kiedy ten cały posłaniec wpakował się w jego życie z buciorami mieszkał u niego...

-W każdym razie, PANICZU. Przyniosłem ci coś do picia. 

Wskazał dłonią kubek z gorącą czekoladą. Oczy Nathro się zaświeciły. Uwielbiał większość słodyczy, a czekolada i wszystko jej podobne była w ścisłej czołówce. Wziął w ręce naczynie i miarowo zaczął je opróżniać.

-Heh, wiedziałem, że się spodoba. Przyszedłem ci uświadomić, która godzina. 

Chłopiec spojrzał na zegar naścienny. Była... Siedemnasta. Cholera, musi się jeszcze przebrać... Ale w co? Nigdy nie przykładał zbytniej wagi do ubioru. Lubił urocze ciuchy i tak dalej, ale nie interesował się modą w najmniejszym stopniu. Pojęcia nie miał co wypadało założyć na większe wydarzenia...  

Całe szczęście Amon był wzorowym "wujkiem" i przyniósł mu ciuchy na zmianę. Niebieski płaszcz, jakąś koszulę i spodnie. Wszystko wyglądało na dość drogie. Podziękował kapitanowi, dokończył czekoladę, a gdy mężczyzna opuścił pomieszczenie szybko się przebrał. Przy łóżku znalazł oficerki. Ogarnął na szybko włosy i opuścił komnatę. Po drodze mijał wszelakich służących i zbłąkanych gości. Przyśpieszył i niemal biegiem ruszył w stronę sali bankietowej. Gdy znalazł się na miejscu opadł na ziemię opierając się plecami o ścianę. Poprawił wstążkę którą założył zamiast krawata albo muchy i zapiął spinki do mankietów. Siedział jeszcze przez chwilkę.

-Hej, nie tańczysz?

Podniósł wzrok na dziewczynę, która zadała mu to pytanie. Miała lekko falowane włosy i ludzkie rysy twarzy.

Była ładna.

-Nie... Spóźniłem się trochę, wolałbym jeszcze chwilę posiedzieć....

-To ja posiedzę z tobą.

Uwaga, jawny flirt. Nathro ze zdziwieniem zauważył, że mu to nie przeszkadza.

-Jak masz na imię? Jeśli oczywiście mogę się spytać.

-Nath. 

Korzystał ze zdrobnienia. Ojciec nigdy go nie używał, więc raczej nie skojarzy.

-Ja jestem Fi. Miło poznać!

Wyciągnęła dłoń w jego stronę. Z lekkim uśmiechem ją uścisnął.

-A, właśnie. Mówiłeś, że się spóźniłeś, nie?

-No.

-Ale nie wpuszczają spóźnialskich...

-W takim razie co ja tu robię?

Dziewczyna się zaśmiała. 

-Ej

-Co?

-Odpocząłeś już?

-A jeżeli tak?

Fi wstała i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Nathro również wstał i zamiast ująć wyciągniętą rękę ukłonił się.

-Mogę prosić do tańca?

Dziewczyna znowu się zaśmiała i podeszła bliżej.

-Skoro prosisz...

Na ich twarze wpełzły uśmiechy. Zeszli na parkiet i pozwolili pochłonąć się muzyce...

---------------------------------------------------------------------------------------

Arleta siedziała spokojnie przy jednym ze stolików rozstawionych pod jedną ze ścian. Od godziny nic specjalnego się nie stało. Podniosła wzrok i zaczęła się przyglądać tańczącym parom. Gdyby Rethu ruszył zad i się tu pojawił to pewnie zaciągnęła by go na parkiet ale nie, on się boi, on nie ruszy tyłka ze statku. Nie rozumiała go. W pewnej chwili jej wzrok ściągnął jeden z elfów. Wyglądał jak... Nathro. Chciała już go zawołać, ale dostrzegła coś jeszcze. 

Jego partnerkę. 

Była w ich wieku. Jej sukienka wyglądała na niewiarygodnie drogą, zaś na ułożenie fryzury musiało jej zejść co najmniej kilka godzin. O ile nie zrobił tego fryzjer. Makijaż miała mocny, powiększający oczy. A Nathro... Wystroił się niewiarygodnie. Błękitny komplet idealnie do niego pasował. Wyglądał jak jakiś syn generała ze starych bajek. Wydawał się być... szczęśliwy.

 Poczuła delikatne ukłucie w sercu. A co jeśli są parą? To znaczy, oficjalnie dalej był zaręczony z Ziggan, lecz królewna już powoli zaczynała mieć dość plotek i raczej ich "związek" długo nie wytrzyma. Ile on i ta dziewczyna się znają? Chodzą ze sobą? Zaczęła czuć lekki niepokój. Przypomniała sobie radę od Rethu, którą usłyszała przed wyjściem.

"Uważaj, żeby nie zacząć flirtować z jakimś elfem. To... Spory nietakt. Związki mieszane są... Nie tyle zakazane, co raczej... Ech, uznawane za obrzydliwe? Elfy mają prawdziwą manię zachowywania czystej linii genetycznej. Więc uważaj, okej?"

Gdy to powiedział zrozumiała powód niechęci Nathro wobec niej. On chyba zdawał sobie sprawę z tego, co czuła. Dlatego rozumiała, że znajdzie sobie kogoś innego. Ale... Czemu tak szybko? Jeszcze tydzień temu zarzekał się, że pozostanie singlem na wieki... Może tworzył jedynie pozory? Poczuła, jak po jej policzku spływa łza. Nie, nie myśl o tym. I tak nie miałaś szans... gdy już miała wstać ogłoszono, iż następczyni tronu przybyła. Księżniczka weszła przez główne drzwi. Ona... Wyglądała jak... Mimo bólu, który sprawiało jej patrzenie na mechanika skierowała na niego wzrok. Był niewiarygodnie do niej podobny. Jak dwie krople wody...


Dobra, jest coś, i to nawet przed świętami. YEY! Nie wiem co napisać w notce. Poza tym, że w ramach specjalu zrobię co chcecie. Serio. Arta, X-readera, rozdział specjalny, talksy (których nie umiem pisać)... Cokolwiek. To chyba tyle. 


Do kiedyś!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro