Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Nathro siedział na przeciwko lustra. Westchnął i oparł plecy o oparcie krzesła. Dzisiaj rano wpadł na dziewczynę ze wschodniej cywilizacji. Rozpoznała go. Lecz zamiast powiadomić swoich towarzyszy o obecności "uprowadzonego przed laty księcia" jedynie się skłoniła i... Złożyła mu kondolencje. Jeden z jego braci umarł, zaledwie kilka dni temu. Załoga statku, na którym służyła dziewczyna dostała rozkaz powrotu do stolicy. Zmrużył oczy. Nigdy tak naprawdę nie poznał Adrecha, lecz mimo to odczuwał smutek. W przeciwieństwie do reszty miał normalne, sprawne ciało. Inną sprawą był jego umysł. Był w jakiś sposób uszkodzony, przez co nie był w stanie mówić, jedynie wydawał z siebie dziwne dźwięki. Nie pozwalano mu spotykać się z najmłodszą trójką rodzeństwa w obawie, że nieumyślnie ich skrzywdzi. Jednak Nathro wiedział, że Adrech nie był by w stanie zrobić komukolwiek krzywdy... Oparł czoło o stolik. Był niewiarygodnie przybity... Usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je. Był zbyt zdołowany by z kimkolwiek rozmawiać. Pukanie się powtórzyło. Gdy znowu nie odpowiedział, drzwi otworzyły się.

-Nathro...

Rethu spojrzał na przyjaciela i zatrzymał się. Na jego twarz wpełzło zakłopotanie. Podszedł do chłopca i otarł łzy z jego twarzy.

-Nathro? Co się stało?

Elfik nie odpowiedział, jedynie wtulił twarz w pierś przyjaciela. Obecność zielonowłosego sprawiła, że poczuł się swobodniej. Pozwolił sobie na szloch. Rethu jedynie objął przyjaciela bez słowa. Czekał aż Nathro sam postanowi wyjaśnić sytuację. Był świadom, że może nigdy to nie nastąpić, lecz nie miał z tym problemu. Nie chciał się narzucać.

-Spokojnie...

Po dłuższej chwili poczuł, że ciało chłopca staje się nieco cięższe. uśmiechnął się i wziął go na ręce. Położył śpiącego chłopca na łóżku i usiadł obok. Musiał być wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Pogładził czoło chłopca. Rozsiadł się trochę wygodniej i zmrużył oczy. Wciąż gładził głowę przyjaciela. Po chwili poczuł dziwną niemoc. Westchnął i położył się obok Nathro. Delikatnie objął młodego elfa. Po paru minutach świadomość go opuściła...

Następnego ranka blady chłopiec obudził się u boku starszego przyjaciela. Uśmiechnął się delikatnie i wtulił w zielonowłosego. Postanowił poczekać, aż Rethu się obudzi. Na szczęście nie musiał zbyt długo czekać. Po około pół godziny zielonowłosy chłopak otworzył oczy. Zamrugał ze zdziwieniem. Blondyn jeszcze raz wtulił się w przyjaciela.

-Nath?

Chłopiec się zaśmiał. Rethu zawsze reagował na jakiekolwiek zbliżenie z kimkolwiek dość zabawnie. Kłóciło się to z wymarzoną przez niego karierą medyczną... Zielonowłosy pogładził mu włosy.

-Która godzina?

Obydwaj wstali, Nathro usiadł przy lustrze i zabrał się za rozczesywanie włosów, z kolei Rethu udał się do swojej kajuty. Blondyn uśmiechał się dalej, mimo stanu w którym dalej się znajdował. Obrał sobie za cel odnalezienie dziewczyny i dopytanie się o szczegóły. Lecz najpierw musi porozmawiać z Zanem...

---------------------------------------------------------------------------------------

W trakcie śniadania kapitan nagle wstał i parę razy uderzył łyżeczką w pełen kieliszek.

-Halo! Załoga! Chwila uwagi. Mam ogłoszenie.

Wszyscy spojrzeli w stronę kapitana, który wziął głęboki oddech.

-Ze względu na pewne warunki, o których nie będę teraz rozwodził, w dniu dzisiejszym załogę opuszcza jeden z jej członków...

Wszyscy zaczęli mamrotać. Kto? Arletę również to ciekawiło. Czekała, aż właściciel okrętu dokończy wypowiedź.

-Nathro, proszę, wstań na chwilę. Moi drodzy, z czynników od nas niezależnych Nathro nie będzie już pełnił obowiązków mechanika okrętowego. Jeżeli ktoś chce się pożegnać, macie niewiele czasu. Dziękuję za uwagę.

Chłopiec skłonił głowę i zajął z powrotem miejsce obok kapitana. W milczeniu kontynuował posiłek. Arleta była w stanie jedynie patrzeć na niego.

Czemu? Co się stało?

Po śniadaniu podbiegła do niego.

-Nathro? To prawda? Odchodzisz?

Skinął głową.

-Jeżeli mi się poszczęści istnieje szansa, że dołączę do was w Halomore. Przepraszam, ale muszę się jeszcze spakować...

-Pomóc ci?

Elf znowu skinął głową. Arleta poszła za nim na najniższe piętro. Czyli wtedy nie kłamał... Po chwili dotarli do ślepego zaułka. Nathro odciągnął jedną ze skrzyń odsłaniając metalowe drzwi.

-Przepraszam za bałagan, po prostu nie widziałem sensu w sprzątaniu...

-Nie, nie ma problemu...

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było niesamowicie skromne. Wewnątrz znajdowało się jedynie łóżko, skrzynia, jedno krzesło i lustro naścienne. Wszędzie walały się nieposkładane ubrania i przedmioty prywatne. Elf przykucnął i zaczął zbierać leżące na ziemi przyrządy kreślarskie, a Arleta do niego dołączyła. Po pewnym czasie przyłączył się również Rethu. Poszło im dość sprawnie...

-Nathro...

-Hmm?

-Mogłabym spytać... z jakiego powodu odchodzisz?

Rethu skinął głową.

-Racja. Wczoraj byłeś czymś przybity, lecz nie wspominałeś czym.

Elfik westchnął. Spojrzał na nich i smutnym tonem zaczął wyjaśniać.

-Wczoraj rano... wpadłem na moją rodaczkę. Najwyraźniej skądś mnie znała, bo zwróciła się do mnie po imieniu... Powiedziała, że ma dla mnie pewną wiadomość... Chodziło o jednego z moich braci. Umarł. Kilka dni temu. Ja...

Arleta spojrzała na Nathro z szokiem. Tego się nie spodziewała...

Rethu oparł dłoń o jego ramię.

-Cicho, rozumiem... Nic się nie stało. Rozumiem.

Arleta spojrzała na tą dwójkę. Zawsze wydawali się być tak blisko... Westchnęła.

-Nathro, osobiście twierdzę, że i tak dość dobrze to znosisz...

"Kiedy ty zniknąłeś zareagowałam gorzej, mimo, że znamy się od zaledwie dwóch miesięcy..."

Chłopiec otarł łzy. Przywołał na twarz uśmiech, lecz był on raczej żałośnie rozpaczliwy. Widać było, że w głębi serca nie jest pewien swojej decyzji. Westchnął i po prostu objął Arletę i Rethu.

-Dzięki... Naprawdę...

Dziewczyna uśmiechnęła się. Nie chciała zmuszać go do pozostania. Zdawała sobie, że strasznie by się męczył...

------------------------------------------------------------------------------------

Nathro czekał na pomoście. Dookoła kręcili się członkowie załogi "Maco", sporego sterowca z prywatnej floty armii wschodu. Zamknął oczy. Jeszcze tylko dwie godziny do wypłynięcia. Jego rzeczy zostały już wniesione na pokład. Odwrócił głowę w stronę "Albatrosa". Będzie trochę tęsknił. Ogarnął go niesłychany smutek na myśl o rozłące z Zanem. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale był dla niego nie tyle "jak ojciec", co raczej po prostu "był ojcem". Nigdy nawet nie chciał podejmować chociaż próby rozmowy z tym biologicznym... Westchnął. Tak, z pewnością będzie za tym tęsknił. Usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się w stronę elfki która wcześniej przekazała mu informację o śmierci brata. Usiadła obok niego i uśmiechnęła się spokojnie. Jej włosy były krótkie i kręcone, co było dość niespotykane u mrocznych elfów. Wyglądała ogólnie dość specyficznie. Miała dość duży biust i była bardzo wysoka. Kolejne cechy zwyczajnie nie występujące w ich rasie... Korciło go, by zapytać, czy jest mieszańcem, ale zwyczajnie nie miał nastroju.

-To co, pakujemy się na pokład?

Uśmiechnęła się do niego. Nathro bez słowa skinął głową. Chyba już wszystko załatwił... Wstał i poszedł w stronę trapu. Wysoka dziewczyna zaproponowała, że zaprowadzi go do kajuty. Mieli jedną na zbyciu jako że kilku członków załogi po drodze zmarło. Nathro niezbyt uśmiechało się spanie w łóżku trupa, ale nie miał zbytnio wyboru. Po paru minutach doszli na miejsce. Pomieszczenie było dość przestronne. Skrzynia z jego dobytkiem stała już w nogach jednej z prycz. Dziewczyna powiedziała, że mieszka w koi na lewo, oraz że w razie jakichkolwiek problemów powinien się do niej zwracać.

-A, jeszcze jedno. Musimy ci podrobić dokumenty. Jako że w przypadku chłopców w twoim wieku dalej poszukują... no cóż, ciebie, mam zamiar powiedzieć, że jesteś kobietą. Spokojnie, musisz udawać dziewczynę tylko w porcie i przy przejściu granicznym. Mam nadzieję, że to nie problem...

Nathro jedynie pokręcił głową. Już wcześniej przyłapywał się na luźnym podejściu do swojej płci, więc nie przeszkadzało mu to zbytnio. Kobieta uśmiechnęła się do niego. Pożegnała się i zostawiła go samego. Westchnął i podszedł do skrzyni. Otworzył ją i wyjął z niej kilka rzeczy, w tym szkicownik i kilka ołówków. Usiadł na jednym z łóżek i rozłożył zeszyt na kolanach. Odgarnął włosy z twarzy i zaczął rysować. Nie wiedział tak naprawdę co, po prostu sama czynność go uspokajała. Wziął głęboki oddech. Przez co najmniej miesiąc nie spotka przyjaciół, ale... Czuł, że tak być powinno. Nie mógł podjąć innej decyzji. Opuścił wzrok na powstający na kartce szkic statku. Uśmiechnął się smutno. Wracał do domu...



Witam. Rozdział jest trochę krótszy bo... zwyczajnie nie umiałam napisać dłuższego bez naciąganego lania wody... Tak więc go skróciłam. Najwyraźniej nie pomogło, bo dalej coś mi nie pasuje. No. To tyle. 

Macie taki tam szkic w kolorze.

Do kiedyś. 

Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro