Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Nathro rozpuścił włosy. Miał na sobie tylko długą koszulę nocną, którą wczoraj kupiła dla niego Elizabeth. Była w sumie dość wygodna. Na krześle leżała sterta nowych ubrań, również zakupionych przez przyjaciółkę. Uśmiechnął się. Wrócił do swojej kajuty wrócił dopiero wczoraj. Rethu przez kilka ostatnich dni miał fazę na "ogarnę ci przestrzeń życiową". I nie ma co, ogarnął. Chłopiec opadł na łóżko i cicho westchnął. Był padnięty. Przez kilka ostatnich dni biegał jak opętaniec naprawiając mniejsze usterki zauważone dopiero w porcie. Przekręcił się na bok i zmrużył oczy.

-Idiota, zgaś światło...

Rozległo się ciche skrzypnięcie. Światło niemal natychmiast zgasło. Chłopiec ziewnął i przytulił się do niewielkiej, materiałowej lalki. Nie była zbyt porządnie wykonana, lecz to się nie liczyło. Nathro zatrzymał ją ze względu na to, kto ją zrobił. Mianowicie jego brat. Rovu nie był w stanie utrzymać kontaktu fizycznego z czymkolwiek bez odczuwania niewiarygodnego bólu, a mimo to poświęcił swój czas na zrobienie mu prezentu...

Młody elf zamknął oczy i przycisnął lalkę mocniej do swojej piersi. Bał się, że nigdy więcej go nie spotka. Nie był w stanie nawet określić czy dalej żyje. Poczuł pojedynczą łzę spływającą po policzku. Nie ma sensu się martwić. Uspokoił się i po paru minutach zasnął.

Następnego ranka zerwał się na równe nogi w okolicach siódmej. Zan chciał, żeby poszedł z nim do miasta. Chłopiec nie miał zbytniego wyboru. Przebrał się z piżamy i zaczął rozczesywać włosy. To zawsze zajmowało mu sporo czasu... Po chwili zdecydował się na fryzurę. Związał włosy w wysoki kucyk i przez około pół godziny walczył z wsuwkami. Gdy skończył z uśmiechem spojrzał w lustro. Jego włosy wyglądały jak krótkie. I dobrze. Mało elfów urodzonych w krajach rządzonych przez ich rasę decydowało się na ścięcie włosów, w przeciwieństwie do tych mieszkających od pokoleń w Kapitolu. Nathro zarzucił na ramiona dodatkową bluzę. Opuścił pokój i ruszył po schodach w górę. Gdy znalazł się na pokładzie usiadł na barierce biegnącej wokół burt i zaczął czekać na Zana. Po chwili zauważył niebezpiecznie szybko zbliżającą się Ziggan.

-Ey, ty!

Odwrócił się ze zdziwieniem.

-Tak, ty! Jak się nazywasz?

-Nataniel Henrick...

-Czy na pokładzie jest ktoś o imieniu Nathro?

-Nie...

-A jakiś inny elf?

-Jesteśmy tu tylko ja i Ana, ale raczej nie o nią chodzi panience?

Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Nathro skulił się w sobie. Chciał tylko zniknąć, zapaść się pod ziemię. Całe szczęście go nie rozpoznała...

-Gdzie jest Zan?

-Tutaj.

Obydwoje spojrzeli w stronę mężczyzny. Opuścił właśnie swoją kajutę.

-Nataniel, idziemy.

Nathro skinął głową i pobiegł za opiekunem. Mimo protestów królewny ruszyli w stronę pałacu. Dziewczyna pobiegła za nimi, lecz nie miała szans dogonić dwóch mężczyzn. Po około godzinie dotarli do bram pałacowych. Zan przekazał strażnikom drobną kopertę ze złamaną pieczęcią. Nathro przysiadł na murku czekając na zgodę na wejście do budynku. Po chwili zagadnął go jeden ze strażników spacerujących po placu przed bramą.

-Witam. Gratuluję zgrabnej ucieczki, panie Nathro.

Chłopiec uniósł wzrok na strażnika. Mężczyzna zaśmiał się i zdjął hełm, z pod którego wylały się wręcz średniej długości brązowe włosy. Nie był elfem. Po chwili intensywnego toku myślowego Nathro zamrugał.

-Zaraz... Jesse?

Piegowaty mężczyzna zaśmiał się i skinął głową. Nathro był w szoku. Jesse Gordon był drugim praktykantem dawnego mistrza Nathro, poprzedniego mechanika na Albatrosie. Swojego czasu całkiem nieźle się dogadywali, lecz Jesse dość szybko zrezygnował z życia w podróży. Był typem miejskim, w przeciwieństwie do Nathro. Elf źle się czuł pozostając w jednym miejscu, głównie ze względu na niechęć większości ludzi do niego.

-Zmienił się pan. Czyżby rzeczywiście była to klątwa?

-Owszem, klątwa. I... Jesse, daj spokój z tym "panem", proszę... Dziwnie się z tym czuję...

-Powinien się pan przyzwyczaić. Nie wypada mówić w inny sposób do narzeczonego Panienki Ziggan...

-Ziggan to wiedźma, a nie jakaś panienka...

Słowa wypowiedziane przez Nathro kompletnie nie pasowały do jego tonu. Brzmiały zarazem sztucznie, jednak dało się wyczytać, że płynęły prosto z serca. Była to wina zarówno Zana, który chronił chłopca przed każdym zagrożeniem i utratą niewinnego spojrzenia na świat, jak i samego Nathro, starającego się zachowywać jak dorosły...

-Nathro! Wchodzimy!

Chłopiec podniósł wzrok na opiekuna. Przeprosił dawnego kolegę i pognał w stronę Zana. Weszli razem na teren zamku. Za bramą usłyszeli krzyk Ziggan. Podbiegła do nich.

-Co. Wy. Sobie. MYŚLICIE?!

Zan zignorował ją niemal całkowicie. Złapał Nathro za rękę i pociągnął delikatnie w stronę wrót. W akompaniamencie wrzasków królewny weszli do sali tronowej, w której czekał na nich ojciec kłopotliwej dziewczyny.

-Zan, Nath. Cieszę się, że was widzę.

Zan złożył królowi głęboki ukłon, z kolei Nathro jedynie skłonił głowę w obawie przed utratą równowagi. Mężczyzna zaśmiał się.

-Zan, wychowałeś tego chłopaka jakkolwiek? Przed królem się nie skłonić, dobre co!

Nathro skulił się w sobie i cofnął o jeden krok.

-Proszę o wybaczenie...

-Wasza wysokość, mój podopieczny niedawno wybudził się ze śpiączki, ponadto nie minął nawet miesiąc od dnia w którym została zdjęta z niego klątwa. Przez wzgląd na jego zdrowie...

Król parsknął śmiechem. Zarówno Nathro jak i Zan podnieśli wzrok ze zdziwieniem.

-Czy wszyscy mieszkańcy Kapitolu biorą każde słowo na poważnie? Moi drodzy, nawet nie wymagam byście się kłaniali. Mam u was dług.

Na twarze kapitana i mechanika wpełzło zdziwienie. Władca na chwilę spoważniał.

-O niektórych sprawach lepiej rozmawiać bez zbędnych świadków...- Przeniósł wzrok na córkę- Ziggan, do pokoju.

-Ojcze!

-Bez dyskusji.

-Ale oni nie chcą powiedzieć gdzie jest mój Nathroś!

-Bez dyskusji, mówię! Do pokoju, natychmiast!

Gdy tylko Ziggan wypełniła polecenie ojca król znowu się uspokoił.

-Pozwólcie panowie za mną. Wolałbym przenieść naszą rozmowę do mojego gabinetu...

Po drodze mijali setki dzieł sztuki. Nathro jednak przyglądał się z podziwem nie obrazom czy rzeźbom, lecz sklepieniu, konkretniej zamontowanym na nim lampom. Jako mechanik nie mógł nie docenić kunsztu ich wykonania. Trochę się zamyślił, w efekcie na kogoś wpadł...

-Ajć! Prze... Przepraszam...

Nathro wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Jej włosy były krótsze niż u Ziggan, z kolei twarz miała poważniejszą.

-Nie, to ja przepraszam... Wcale nie uważałam... Zamyśliłam się...

Król odwrócił się i parsknął śmiechem.

-Och, widzę, że już się spotkaliście. Nathro, chłopcze, oto moja druga córka, Aran. Skarbie, to narzeczony twojej siostry...

Dziewczyna spojrzała na niego. Po chwili powiedziała jedno.

-Współczuję przyszłego małżeństwa...

Nathro westchnął. Podziękował, boleśnie przypominając sobie o tym, co go czeka...

Król znowu się odezwał.

-Aran, moja droga, byłbym wdzięczny gdybyś do nas dołączyła.

-Tak, ojcze.

----------------------------------------------------------------------------------

Zan razem ze swoim podopiecznym siedzieli w gabinecie władcy. Od paru godzin prowadzili dyskusję na temat propozycji traktatu pokojowego złożonego przez królową Kapitolu. Teraz jednak król zszedł na nieco inny temat.

-Kapitanie Zan, zastanawiasz się pewnie czemu poprosiłem cię o zabranie ze sobą Nathro...

Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi, zaś chłopiec podniósł się. Władca zachodniej cywilizacji uśmiechnął się do chłopca.

-No cóż, pragnąłbym poruszyć temat jego zaręczyn z Ziggan... Oraz ich odwołania.

Wszyscy w pomieszczeniu zamilkli. Władca kontynuował wypowiedź.

-Udało mi się poznać okoliczności, w których zostały zawarte. jestem pewien, że Ziggan nigdy nie pozwoliłaby na ich zerwanie, lecz co tu powiedzieć. Jestem jej ojcem, nie mogę pozwolić by aż tak się rozpuściła.

-A... Wasza wysokość, masz jakiś pomysł, jak ją przekonać?

Wszyscy spojrzeli na Nathro. Delikatnie się trząsł, nie wiadomo, czy z podniecenia czy strachu. Zan dawno już zauważył, że Nathro obawiał się Ziggan.

-Cieszę się, że spytałeś, chłopcze. Ponoć wykryto u ciebie jakieś zaburzenia psychiczne, prawda? Jestem pewien, że można co najmniej jedno z nich podciągnąć pod chorobę. W przypadku małżeństwa z moją córką stałbyś się moim następcą. Nikt raczej nie zgodzi się na chorego psychicznie króla, nieprawdaż?

Nathro uśmiechnął się niepewnie. Zan również przybrał swobodniejszy wyraz twarzy. Położył dłoń na głowie chłopca. Jednak Aran zaprotestowała.

-Ojcze, znam moją siostrę. Jestem pewna, że nie pozwoli na to, by choroba odebrała jej ulubioną zabawkę...- Spojrzała niepewnie na Nathro- Proszę o wybaczenie...- Nathro nieśmiało skinął głową.- W każdym razie proponuję inną metodę. A mianowicie plotkę. Jeżeli Nathro będzie spędzał z nią więcej czasu zachowując się przy tym jak gdyby cierpiał, co swoją drogą nie jest trudne, a dodatkowo zostanie rozpuszczona pogłoska o tym, że jest przez nią źle traktowany i jest jedynie kolejną zachcianką mojej siostry pewnym będzie, że w przypadku wyrażenia chęci zerwania zaręczyn przez Nathro lud stanie po jego stronie.

Nathro zaśmiał się smutno.

-Czy prawda zasługuje na miano plotki?

Król westchnął. Spojrzał na Zana ze zdziwieniem. Czemu młodzi zawsze wpadają na lepsze pomysły?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia historia zrozpaczonego młodzieńca siłą zmuszonego do zaręczyn z królewną Ziggan była na ustach wszystkich. Młoda następczyni tronu wręcz nie mogła przejść się na spacer bez słuchania pytań o biednego chłopca, o rok od niej młodszego, z którym planowała wziąć ślub. Z kolei Nathro z uśmiechem wysłuchiwał słów wsparcia. Było to dla niego całkiem nowe przeżycie. Ostatniego wieczoru poszedł do baru. Aran zaczęła już rozpuszczać plotkę, więc gdy tylko został rozpoznany zapytano go o zaręczyny. Nie był w stanie wówczas ukryć łez. Z płaczem wyrzucił z siebie całą prawdę. Dopiero, gdy zakończył opowieść zorientował się, że w owym barze stołowała się część jego załogi, w tym Arleta i Elizabeth. Młodsza z kobiet również nie wytrzymała i również się poryczała. Elizabeth musiała własnoręcznie odnieść dwójkę nastolatków na pokład. Zarówno Arleta jak i Nathro zasnęli niemal natychmiast po zetknięciu z materacami swoich łóżek...



Notka pojawi się jutro :-p

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro