Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Zan siedział na przeciwko wielkiego okna. Właśnie wrócił z kambuzu- Arleta z powodzeniem robiła za kilka osób. Wszędzie było jej pełno... Oliver dalej spędzał całe dnie na próbach wyciągnięcia jakiś informacji dotyczących pochodzenia Nathro, Tom dalej gdzieś się pałętał i utrudniał wszystkim życie. Ten rozwydrzony cyklop siedział u siebie i lenił się całymi dniami. Nathro chyba starał się odpokutować użycie przestarzałego żartu, bo zarówno on i Elizabeth najwyraźniej zapomnieli co oznacza słowo "przerwa". Oktawian sprawdzał się nadzwyczaj dobrze. A Lidia... Szkoda strzępić mordy. W ciągu ostatniego tygodnia przydała się raz. Tylko jeden przeklęty raz, kiedy Nathro noga utknęła między zębatkami. W sumie nie wiedział, czemu w ogóle przyjął tą babę do załogi... A, no tak. Nie mieli medyka, a wiedźma miała jakiekolwiek uzdolnienia w tym kierunku... Była jeszcze Ana, lecz o tej w ogóle starał się zapomnieć. Nie wiedział, jak można trafić na aż takie niedojdy. Gdyby nie decyzja z góry prawdopodobnie żadnego z nich by nie przyjął. Ale oczywiście, jej wysokość zażyczyła sobie najszybszego możliwego wypłynięcia.

Gdybym poczekał jeszcze trochę, miał bym nowy statek...

Zan odpłynął myślami do odległej stoczni, w której pracowano nad "Bożym Okiem". Był to okręt zaprojektowany w pełni przez Nahro. Dzieciak naprawdę się napracował, by na tą wyprawę mieli w końcu odpowiednie wyposażenie, ale musieli wypłynąć zaledwie miesiąc przed zakończeniem prac. Szkoda było, nie tylko utrudnień wynikających z ledwo zipiącego statku, lecz chłopca. Zan westchnął. Pomyśleć, że minęło już prawie dziesięć lat od dnia, w którym przygarnął niechcianego przez rodziców chłopca. Przed oczami pojawił mu się obraz wychudzonego, brudnego sześciolatka. Westchnął z niezadowoleniem. Nie powinien być sentymentalny... A jednak zwolnił poprzednią załogę tylko dlatego, że dręczyła tego dzieciaka. Potrząsnął głową i wstał z krzesła. Może sprawdzi, co ci nieudacznicy znowu wyprawiają. Znowu. Gdy miał już wychodzić usłyszał pukanie do drzwi.

-Wejść!- Do pomieszczenia zajrzał nie kto inny jak młody elf.

-Em... Zan? Jest sprawa. Mawiają, że karma wraca... I tak trochę mają rację.

-O czym ty mówisz...

-Nico utknął. W rdzeniu...

Zan zamrugał. Spodziewałby się już prędzej ataku piernikowych ludzików niż takich wieści. Czemu ten idiota próbował wleźć do rdzenia? Tylko Nathro był w stanie się tam wcisnąć. Z głębokim westchnięciem wyszedł z kajuty kapitańskiej mijając poddenerwowanego chłopca.

-Oby nic nie uszkodził...- Nathro był na skraju wyczerpania nerwowego, podobnie zresztą jak większość załogi. Zan obawiał się, że jeszcze kilka wybryków tego cyklopa a buntu nie da się uniknąć... Na pokładzie zebrał się dość spory tłum. Wszyscy chcieli zobaczyć wnerwiającego "paniczyka z dobrej rodziny" tkwiącego w metalowej kapsule. No cóż, niestety trzeba go wyciągnąć...

Na wyjmowanie idioty zmarnowali godzinę, a kolejne pięć poszło na doprowadzenie Rdzenia do stanu używalności. Ponadto musieli zawinąć do najbliższego portu, żeby Nathro mógł kupić części które cyklop zniszczył na dobre. Chłopiec stał obok niego szacując koszty strat.

-Ej, młody!- Elf podniósł wzrok i zamrugał.

-Pomyślałeś może, że wypadało by napisać parę słów do Ziggan? Zdaje się, że urwałeś z nią kontakt...

Twarz Nathro zmieniła kolor na buraczaną czerwień. Kapitan z triumfalnym uśmieszkiem wrócił do swoich zadań. Ku jego zdziwieniu chłopiec po chwili odpowiedział.

-Może... może to nie jest taki zły pomysł...

-Co nie jest złym pomysłem?- Obydwaj spojrzeli w stronę Arlety, która właśnie wparowała do kajuty kapitańskiej. Zan spiorunował ją wzrokiem.

-Młoda damo, o czymś zapomniałaś.

-O czym?

Po chwili doznała olśnienia, po czym wyszła, zapukała do drzwi i weszła z powrotem.

-To co nie jest złym pomysłem?

Nathro uderzył się dłonią w twarz. Zan westchnął, i ignorując w pełni prywatność podopiecznego odpowiedział.

-Zaproponowałem jedynie naszemu mechanikowi wznowienie konwersacji z narzeczoną...

-Cicho bądź, Zan!- Twarz Nathro przybrała jeszcze bardziej czerwony odcień.

-I tak wszyscy się dowiedzą, to tylko kwestia czasu.

Arleta stała wpatrując się ze zdziwieniem na Nathro i Zana. Nie do końca rozumiała, co właśnie się stało. Nathro... Zaręczony? Coś jej tu nie pasowało... Przecież był w jej wieku! A przy okazji większość dziewczyn się go boi, to bez sensu... Ciężko było określić kto był bardziej zawstydzony, Nathro czy Arleta. Chłopiec rozejrzał się rzucając raz po raz zdenerwowane spojrzenia na kapitana. Najwyraźniej nie chciał, by ten fakt wyszedł na jaw...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia informacja o związku pajęczego elfa była na ustach wszystkich. Nikt nie podejrzewał takiego rozwoju spraw. Chłopca non stop zarzucano pytaniami, na które on nie miał zamiaru odpowiadać. Skończyło się na tym, że non stop siedział w swoim pokoju, a Elizabeth przynosiła mu jedzenie. Mimo instynktownego lęku przed pająkami zdążyła polubić chłopca. Dalej czuła się niepewnie w jego towarzystwie, lecz jakoś z tym walczyła. Właśnie szła do jego kajuty niosąc paczkę z śniadaniem. Zwykły członek załogi mógł mieć nieco problemów ze znalezieniem odpowiednich drzwi. Elizabeth miała to szczęście, że znalazła je jeszcze zanim dzieciak zamaskował je skrzyniami z towarem. Dla osoby niewtajemniczonej był to jedynie ślepy zaułek. Elizabeth położyła pakunek na jednej ze skrzyń i odsunęła sporych rozmiarów pustą skrzynię otwierając obie tym samym wejście. Zapukała do drzwi i je uchyliła. Pomieszczenie było skromne, nawet jak na zwykłą kajutę. W rogu stała szafa, a na ziemi leżało kilka koców. Dzieciak zwyczajnie nie potrzebował łózka lub krzeseł. 

Elizabeth podeszła do skulonego w rogu nastolatka okrytego kilkoma warstwami materiału. Spał. Uśmiechnęła się i położyła pakunek na prowizorycznym biurku. Cicho wymknęła się z pokoju i zamaskowała wejście. Nie chciała, żeby ktoś przyszedł i zawracał głowę jej współpracownikowi. Pomimo wątpliwości które pojawiły się przy ich pierwszym spotkaniu zdążyła się przekonać, że wbrew pozorom chłopiec radził sobie naprawdę dobrze ze swoją pracą. W trakcie pracy często rozmawiali, Nathro zazwyczaj starał się wtedy nie pokazywać jej na oczy, więc miało to czysto praktyczny wydźwięk-w ten sposób wiedzieli, że druga osoba jest w pobliżu i nic jej nie jest. Przyznał się jej do faktu zaręczyn jeszcze przed tym jak ten fakt "wyciekł". Nie wydawał się szczęśliwy z ich powodu- dziewczyna z którą miał się związać była dla niego jedynie przyjaciółką. Gdyby nie jej wysoka pozycja nawet by się nie zgodził. W sumie szkoda było chłopca, który nie dość, że został zmuszony do zaręczyn, to jeszcze miał teraz z ich powodu problemy. Wracając na pokład główny postanowiła wpaść na chwilę do kambuzu i zapytać, czy nie da się sprawić sobie porannej porcji kofeiny. W wejściu omal nie wpadła na Arletę niosącą w rękach butelkę z wódką.

-Ej, młoda, mam szczerą nadzieję, że to nie dla ciebie...

-Nie, kapitan kazał sobie dostarczyć...- Elizabeth uśmiechnęła się złośliwie. Z tego co zrozumiała, kapitan uważał że najlepszą metodą na kaca jest schlanie się ponownie...

-W takim razie weź jeszcze kawę, a po drodze wpadnij do Lidii po aspirynę.

-Czemu?- Beth znowu się zaśmiała.

-Podatek od zabawy, moja droga. Kacyk dopadł naszego szefa, a jak.

Ze śmiechem znowu wyruszyła na poszukiwania napoju bogów zwanego kawą.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Powoli zbliżali się do portu. Zdumiewające, że Rdzeń dalej działał. Nathro dopiero po tygodniu zdecydował się wyjść ze swojej kajuty. Ubrany w stanowczo zbyt dużą koszulę stał przy burcie wpatrując się w niebo. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale dzieciak stanowczo był rannym ptaszkiem. Rozkoszował się ciszą i spokojem. Usłyszał, jak ktoś szedł w jego stronę.

-Piękny widok, nieprawdaż?- Nathro spojrzał na starszego mężczyznę. Nie chciał nic mówić, jedynie skinął głową. Olivier podszedł do chłopca i oparł się o burtę. Staruszek Wyjął z torby dwie butelki z piwem korzennym. Jedną z nich zaoferował chłopcu. Nathro Uśmiechnął się spokojnie i przyjął butelkę. Na horyzoncie zauważył mały, ciemny punkcik. Zbliżali się do celu. Chłopiec usłyszał, jak na pokład wbiega reszta załogi. Okrzyki zachwytu rozerwały ciszę. Zaśmiał się. Przecież większość z nich po raz pierwszy widzi wyspę inną niż Kapitol i jego pobliskie kolonie. Poczuł na twarzy pierwsze promienie wschodzącego słońca. W tej konkretnej chwili poczuł, że żyje.

-Piękny!- Arleta stała obok niego, z szerokim uśmiechem patrząc przez lornetkę. Spojrzał w stronę w którą wpatrywała się dziewczyna. Port w Watford był już dobrze widoczny. I rzeczywiście, ciężko się nie zgodzić. Miasteczko było piękne. Nathro uśmiechnął się na wspomnienie sytuacji z przed paru lat, kiedy to przez przypadek wplątał się w incydent z sektą wyznającą pajęczą boginię. Mieli wtedy ze starą załogą niezły ubaw. Zmrużył oczy. Pamiętał jak przez mgłę jeszcze jeden pobyt w miasteczku. Zdaje się, że byli wtedy z nim jego bracia. Prawdopodobnie nawet by ich nie poznał po tylu latach... Chociaż oni raczej by go skojarzyli. W końcu ilu zmutowanych elfów o pajęczym tyłku może istnieć na tym świecie? Pozwolił sobie na utonięcie w natłoku myśli. Nigdy by nie pomyślał, że stanie się tak sentymentalny...

-Ej, Nathro! Słuchasz ty w ogóle? Ziemia do Nathro!

-Ech? Co jest?- spojrzał na Arletę.

-Odpłynąłeś. O czym tak rozmyślasz, hę?- Nathro spojrzał z powrotem na miasteczko.

-Ej! On znowu to robi! Nathrooo, odpowiedz! No weź!

Chłopak nawet nie wiedział, co ma myśleć. Czysto teoretycznie powinien cieszyć się z faktu, że ktoś był pozytywnie do niego nastawiony od samego początku, ale z jakiegoś powodu dziewczyna go denerwowała. Przyzwyczaił się do ciężkiego zawierania przyjaźni, w końcu jeżeli znajomość zaczyna się od niechęci i przemienia się w przyjaźń, z automatu jest bardziej wartościowa. Zmrużył oczy. Czyli teraz to on jest "tym złym"? Dobra. Nie ma z tym problemu. Na jego twarz wpełzł demoniczny uśmiech. Pora dać ujście pierwotnemu instynktowi...





Elo! Dzisiaj też coś wstawiam. Przyznać się, kogo zdziwił fakt, że nasz elfik jest zaręczony? Hej, plot twisty są fajne! No, więc. Mam nadzieję, że nikt nie zdenerwuje się za decyzję, którą podjęłam, a mianowicie faktu, że będę pisać głównie z perspektywy moich postaci, Arlety i Elizabeth. Czemu? Powiem to tak- próbowałam napisać coś z perspektywy każdej postaci, tak na próbę, a najlepiej wychodziło mi to z wspomnianymi przed chwilą postaciami. Błagam, nie gniewajcie się! No, ten. Łapcie bonusowego Nathro:

Do kiedyś!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro