[5]
- Od urodzenia mam pewne znamię, i nie wiem co ono oznacza - powiedziałam pokazując kobiecie węża.
Z jej ust nagle zniknął uśmiech, a w oczach zatliło się zdziwienie pomieszane ze zmartwieniem. Stanęła i ujęła mą dłoń, bacznie się przyglądając znamieniu.
- Opowiedz mi o nim - poprosiła, a ja opowiedziałam wszystko po kolei. W tym czasie dotarłyśmy do drzwi mojej komnaty.
- Myślę, że wiem co ono oznacza, jednak najpierw lepiej odpocznij. Pewnie dla Ciebie podróż Bifrostem była męcząca - powiedziała otwierając drzwi do pokoju.
Jeżeli mówiłam, że ten pokój w Stark Tower był ogromny, to tylko żartowałam. Komnata ta była ze dwa, jak nie trzy razy większa od mojego poprzedniego pokoju.
Różniła się ona od wystroju reszty zamku. Miałam wrażenie, że ktoś kto tą komnatę przyozdabiał, wiedział, iż uwielbiam połączenie koloru białego, błękitnego oraz jasnozielonego.
- Rozgość się proszę. W szafie znajdziesz odpowiedzi ubiór do tutejszych standardów - uśmiechnęła się i wyszła zostawiając mnie samą.
Podeszłam do szafy i otworzywszy jej drzwi znalazłam piękną suknię. Czym prędzej ją wyjęłam i przymierzyłam.
Kiedy uczesałam odpowiednio włosy postanowiłam pozwiedzać zamek.
Przechadzałam się pałacowymi korytarzami, bez obawy, że zabłądzę. Przecież zawsze mogę zapytać straże o kierunek, albo służbę
Nagle moim oczom ukazały się drewniane drzwi, które wyróżniały się na tle bogatego zamku. Zaciekawiona podeszłam do nich i delikatnie pchnęłam.
W pierwszym momencie nie widziałam nic, przez wszechogarniającą ciemność. Po chwili jednak, moje oczy się przyzwyczaiły, a ja zdołałam zobaczyć zarysy przedmiotów. Zapaliłam pochodnię i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Mało co, a bym wrzasnęła. Widok, który zastałam w jednym z kątów, przyprawiał mnie o dreszcze.
Do ściany przykuty był mężczyzna, o cerze niemalże białej jak śnieg i włosach czarnych jak heban. Jego ciało pokrywały liczne rany, a on sam klęczał w kałuży własnej krwi. Miał opuszczoną głowę, przez co nie widziałam jego twarzy, jednak bez tego miałam wrażenie, że go skądś znam. Kiedy podeszłam do niego bliżej, ślepia węża na moim palcu zapaliły się. Zdziwiło mnie to, bo przecież nikt mnie teraz nie okłamuje ani z nikim nie rozmawiam...
Kucnęłam na przeciw mężczyzny i ujęłam jego brodę, a następnie obejrzałam twarz. Na szczęście żył, tylko zemdlał. Nagle mój wzrok padł nie jego usta. Były ciasno zszyte grubą nicią, a brodą umazaną była w ledwo zaschniętej krwi. Zrobiło mi się żal tego mężczyzny. Nikt kto w jakikolwiek sposób zawinił, nie zasługuje na taką karę.
Pogłaskałam go lekko po policzku, a ten jak za dotknięciem magicznej różdżki otworzył oczy. Odskoczyłam od niego przerażona, ale po chwili, widząc jego pełną bólu minę, podeszłam doń spowrotem.
- Kto Ci to zrobił biedaku? - popatrzyłam w jego piękne szmaragdowe oczy, pełne bólu i smutku. Zastanawiałam się jak przemycić tu apteczkę, czy chociaż miskę z wodą i ręczniki, aby oczyścić jego rany. Popatrzyłam na pulsującego, w tamtej chwili, węża.
"Odejdź stąd, zanim ktoś Cię złapie"
Rozejrzałam się nerwowo, nie wiedząc, skąd dochodzi ten dziwny głos.
"To ja mówię do Ciebię telepatycznie. Odejdź stąd, bo będziesz miała kłopoty"
- Zanim odejdę, chcę wiedzieć kilka rzeczy - powiedziałam stanowczo. Mężczyzna przewrócił tylko oczami, ale nic nie powiedział co uznałam za "zachętę" do pytania - Po pierwsze. Kto jest tak nie czułym zwyrodnialcem i Ci to zrobił?
"Dobrze wiesz kto. To Odyn. Wydał rozkaz Tyrowi, który skrupulatnie go wykonuje."
Jakim prawem on katuje ludzi? Skoro jest Wszechojcem, to powinien być miłosierny i sprawiedliwy. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie.
- Dobrze, to dlaczego zostałeś ukarany?
"Jak myślisz, za co może być ukarany Kłamca? Za kłamstwa, zdradę, a ponad to, chęć zniszczenia Midgardu"
- Chwilą, czy to ty siedem lat temu chciałeś zniszczyć Nowy York?
"Tak"
- W takim razie, jesteś tym Lokim... - mówiąc te słowa miałam wrażenie, że tatuaż się poruszył, jakby chcąc utwierdzić mnie w tym przekonaniu. Loki nie odpowiedział, bo chyba zasnął.
Wstałam z kucków i najciszej jak potrafiłam opuściłam to pomieszczenie, i pobiegłam do pokoju.
W prawdzie po drodze się z dziesięć razy zgubiłam, ale przy pomocy służących i straży odnalazłam mój pokój.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro