Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[11]

- Tatuaże są modne na Ziemii - mruknęłam i wyrwałam rękę. Popatrzył na mnie rozbawiony.

- Ty go nie chcesz. To widać, że nie pałasz do niego miłością - prychnął. Nawet nie wiem kiedy, jego chłodna dłoń spoczęła na moim czole.

Tego co się później wydarzyło, nie da się opisać...

Przed oczami miałam najgorsze wspomnienia. Te, które mnie zniszczyły. Zniszszyły tamtą Suzie, a zrodziły żywą po dziś dzień Suzanne.

Widziałam wzrok ludzi skierowany w moją stronę, który był pełen odrazy, strachu, chociaż nic nie zrobiłam.

W tej krótkiej wizji, zobaczyłam wszystko to, co najbardziej w sobie i w mojej przeszłości nienawidziłam. Kiedy ten okropny stan się skończył, moja głowa pulsowała, a ja zatoczyłam się lekko do tyłu.

- Czemu nie mam dostępu do wszystkich Twoich wspomnień? - zapytał przyglądając mi się spod przymkniętych powiek.

Nie odpowiedziałam sparaliżowana strachem. Ten mężczyzna sprawiał, że nieprzyjemne ciarki przechodziły mi wzdłuż kręgosłupa.

- Zapytam ostatni raz, dlaczego nie mam dostępu, do wszystkich Twoich wspomnień? - zapytał chłodno.

- N-nie wiem - szepnęłam słabo prubując uciec wzrokiem spod jego przenikliwego spojrzenia.

Mężczyzna złapał mnie boleśnie za podbródek i podniósł moją głowę tak, że zmuszona byłam spoglądać mu prosto w oczy. W tamtej chwili, już wiedziałam, że udzielenie mu wtedy pomocy było błędem. Gorące łzy spłynęły, mocząc moje czerwone policzki. Bałam się go.

- Skoro nie chcesz mi tego powiedzieć, to sam się dowiem, lecz nie będzie to takie przyjemne, przynajmniej dla Ciebie - powiedział i uśmiechnął się wrednie, po czym rozpłynął w powietrzu, zostawiając za sobą zieloną mgiełkę.

Upewniłam się, że go już tu nigdzie nie ma i opadłam na kolana z bezsilności. W jednej chwili moje życie zamieniło się ze znośnego, na okropne. Od tamtego momentu, bałam się cokolwiek robić. Zaprzestałam chodzenia do jego celi, co niestety zauważyła Frigg.

Pewnego dnia po obiedzie wzięła mnie na stronę.

- Kochanie, co się dzieje? - zapytała zmartwiona. Już od jakiegoś czasu traktowała mnie jak córkę. Była przekochaną kobietą.

- Nic pani - odrzekłam spuszczając wzrok na drogie płytki, którymi wyłożone były podłogi pałacu.

- Hej, spójrz na mnie. Wychowałam syna kłamcę. Mnie nie jest tak prosto oszukać - uśmiechnęła się dobrotliwie.

- Dobrze. Loki mnie raz odwiedził za pomocą iluzji. Był u mnie w pokoju i pytał dlaczego mu pomogłam. Ja odpowiedziałam mu prawdę, a on myślał, że kłamie i mi pogroził. Boje się teraz cokolwiek zrobić...

- Spokojnie. Nic Ci nie zrobi, bo jesteś pod moją opieką. On Cię potrzebuję, spróbuj się z nim jakoś dogadać? Wiem, że nie będzie to dla Ciebie proste, jednak wierzę, iż podołasz przeznaczeniu - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.

- Friggo, przepraszam, ja, ja nie potrafię. On zna moje najgorsze koszmary. Oh, dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego nie mogę być zwykłą dziewczyną z Midgardu, która znaczy dla Was, Bogów, tyle co nic? - powiedziałam a łzy bezsilności popłynęły z moich oczu - Ja nie chcę - szepnęłam, a królowa wzięła mnie w swoje objęcia. Zaczęła się lekko kołysać i nucić jakąś nie znaną mi melodię, która mnie uspokajała. Czułam, że mnie gdzieś teleportuje i kładzie na łożu, a ja nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudziłam się w mojej komnacie, jednak czułam, że nie jestem w niej sama. Rozejrzałam się nerwowo, lecz było za ciemno aby kogokolwiek ujrzeć.

- J-jest tu kto? - zapytałam drżącym głosem. Moje serce prawie dostało palpitacji, kiedy po chwili ciszy usłyszałam szmer w jednym kącie pokoju. Brzmiał on jak ciche parsknięcie śmiechem. Usiadłam na łóżku i wytężyłam wzrok najbardziej jak tylko potrafiłam. Udało mi się tylko zauważyć, że zarys tejże postaci się porusza, jakby wstałał z pozycji siedzącej. W następnej chwili, słyszałam ciche kroki kierujące się w moją stronę.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam cofając się jak najdalej od postaci. Odpowiedziała mi Cisza. Kiedy moje plecy zetknęły się ze ścianą, oblał mnie zimy pot. Siedziałam z duszą na ramieniu, oparta o ścianę, w oczekiwaniu na najgorsze, kiedy poczułam, że materac się ugina. Kiedy był już tuż, tuż, w świetle księżyca, które przedarło się przez szparę między zasłonami, ujrzałam szmaragdowe oczy, z niebezpiecznym błyskiem.

- L-loki? - zapytałam czując, jak jego chłody oddech owiewa moją twarz. Nie wiem jak, ale moje serce przyspieszyło swoje bicie jeszcze bardziej. Czułam jak nachyla się nade mną i szepcze mi do ucha.

- Prędzej, czy później, dowiem, się, kim jesteś i czego naprawdę chcesz, Suzanne Hill - mruknął chłodno i zniknął bez śladu. No może nie koniecznie. Moje pędzące serce i przyspieszony oddech, było wystarczającym dowodem na jego obecność.

Dlaczego on myślał, że w byciu tam, miałam jakiś niecny interes? Czyżby kłamca się pomylił?

________________________

Dzień doberek, jak tam wyniki egzaminów? Ja osobiście jestem bardzo zadowolona, chociaż liczyłam na lepszy wynik z polskiego, no ale cóż. Nie można mieć wszystkiego.

Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę znośny, bo ostatnio mam paskudnego doła, bo pewien naprawdę świetny rozdział w moim życiu się zakończył bezpowrotnie i jest mi strasznie źle.

Sorki, że smęcę, ale muszę się komuś wygadać xD.

Będziecie mieli pasek na koniec? Jak tak, to pochwalcie się, z jaką średnią kończycie gimnazjum/podstawówkę lub poprostu klasę, do której teraz chodziliście. XD <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro