Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII. Warmth

*** THOMAS ***

Piątek 15:36

Od: Minho

„Czekamy na Ciebie w aucie, smrodasie. Sprężaj poślady"

   Przekląłem w myślach, czytając nową wiadomość, po czym złapałem za pierwszy, lepszy zestaw zadań. Wydawało mi się, że kończą za godzinę, dlatego też udałem się do biblioteki. Olimpiada Matematyczna wypadała na przyszły piątek - zaraz przed feriami. Miałem nadzieję na jak najwyższe wyniki, dzięki którym mógłbym dołączyć do grona naukowego. Bardzo mi zależało na przyjęciu do grupki badawczej.

   Uśmiechnąłem się do starszej, ciemnowłosej bibliotekarki i spakowałem książkę do torby. Pożegnałem się z nią pospiesznie i wyszedłem na korytarz. Była dość zdziwiona, że tak szybko wychodzę, zazwyczaj spędzałem w tamtym miejscu naprawdę dużo czasu. Schodząc po schodach, pospiesznie wyciągnąłem smartfon z kieszeni. W końcu nie chciałem, by odjechali beze mnie.

Piątek 15:40

Do: Minho

„Czekajcie na mnie, za chwilę będę"

   Tyle powinno wystarczyć. Pospiesznie nałożyłem na siebie płaszcz i niedbale owinąłem szalik wokół szyi. Skrzywiłem się, gdy po otwarciu drzwi uderzyło we mnie przenikliwe zimno. Wzdrygnąłem się i od razu skierowałem się w stronę parkingu. Po chwili błądzenia wzrokiem po zaśnieżonych maskach, zauważyłem nieopodal odpalony, czarny samochód mojego przyjaciela. Odetchnąłem z ulgą, otwierając tylne drzwiczki i wszedłem do środka.

– Hej. Wybaczcie, że musieliście czekać, musiałem jeszcze wpaść do biblioteki.

– To my mamy bibliotekę? – zapytał ze zdziwieniem Minho, odwracając się w moją stronę.

– Chodzisz do tej szkoły czwarty rok i nie wiesz? – blondyn uniósł w górę jedną brew i spojrzał na Azjatę z politowaniem, na co ten tylko wzruszył ramionami. – No tak...

   Newt westchnął i odwrócił się znowu do mnie. Na jego twarz po raz kolejny wkradł się promienny uśmiech.

– Nie ma problemu, Tommy. Ostatecznie możemy ci wybaczyć.

   Zamarłem. Odkąd pamiętałem, nie pozwoliłem nikomu mnie tak nazywać, ponieważ to konkretne zdrobnienie za każdym razem przywoływało wspomnienie tamtego upalnego dnia. Wspomnienie, którego z wielką chęcią bym się pozbył.

Gdyby to było możliwe...

   Jednakże tym razem nie miałem ochoty wybuchnąć płaczem. Nie chciałem też krzyczeć. Tym razem to jedno, krótkie słowo wychodzące z jego ust wzbudziło we mnie ogromne szczęście, a także nadzieję, że między nami znów będzie jak dawniej.

Newtie... Ty naprawdę wróciłeś.

   Uśmiechnąłem się pod nosem i zapiąłem pasy. Minho miał rację. Isaac i Newt to jedna i ta sama osoba. Zachowywał się tak samo i nawet mówił jak on. Przeszłość nie miała teraz najmniejszego znaczenia, więc nie powinienem się niczym przejmować.

Przynajmniej na razie.

– Więc co z tym bieganiem? – Isaac przerwał w końcu ciszę i rzucił mi spojrzenie przez ramię.

   Faktycznie, zadał mi to pytanie podczas naszego pierwszego spotkania, ale nie miałem okazji mu odpowiedzieć. Może i coś tam biegałem od czasu do czasu, ale tak naprawdę to nigdy nie byłem na żadnych zawodach, więc musiałem trochę naciągnąć fakty, żeby moja wcześniejsza znajomość z Minho wydała się wiarygodna.

– Hmm... Gdy mieszkałem w Kalifornii, trenowałem i brałem udział w różnych zawodach, ale teraz jestem tutaj zbyt... Świeży. Zapewne gdy bardziej poznam miasto, to znów będę biegał – odpowiedziałem, uśmiechając się półgębkiem. Przynajmniej w tej drugiej części nie skłamałem, bo naprawdę lubiłem od czasu do czasu biegać. Mimo to, gryzło mnie poczucie winy. Naprawdę nie chciałem go okłamywać. – No i też musi się zrobić trochę cieplej. Nie przepadam za zimą.

– Rozumiem, ja też zawsze czekałem na wiosnę. Tylko temu sztamakowi żaden mróz niestraszny – mówiąc to, klepnął naszego skośnookiego przyjaciela w ramię.

– W moich żyłach płynie tak gorąca krew, że nic nie jest w stanie zaszkodzić mojemu treningowi – oznajmił dumnie, a ja nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. Zresztą blondyn również nie był w stanie powstrzymać parsknięcia.

– A chcesz może wrócić znów do startowania w zawodach? – zapytał z wyraźnym zaciekawieniem, gdy emocje lekko opadły, a ja szybko pokręciłem głową.

– Raczej nie. Myślałem bardziej o takim bieganiu dla samego siebie – wzruszyłem ramionami i zacząłem podziwiać widoki za oknem. Może i chciałbym podziwiać coś innego, ale niezbyt zależało mi na tym, by mój "nowy kumpel" czuł się dziwnie. A mógłbym wgapiać się w niego godzinami.

– Rozumiem. W sumie... Ja też kiedyś biegałem i byłem nawet lepszy od tego smrodasa – powiedział z uśmiechem, szturchając Minho w ramię. – Ale potem miałem pewien wypadek i od tamtej pory nie jestem w pełni sprawny.

   Mimo że uśmiech nie znikał z jego twarzy, doskonale wiedziałem, że był smutny z tego powodu. W końcu znałem go na wylot.

– Przykro mi – odpowiedziałem szczerze i posłałem w jego stronę pocieszające spojrzenie. Nie chciałem by się smucił.

   Blondyn odwrócił się w moją stronę i przez chwilę wpatrywał mi się w oczy. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. W ostateczności posłał mi pełen wdzięczności uśmiech, przez który poczułem ciepło na sercu.

– A może chciałbyś grać w kosza w naszej drużynie? – odezwał się po chwili Minho, szukając wolnego miejsca na parkingu. – Przydałaby się nam jakaś świeża krew.

– Sam nie wiem – podrapałem się po tyle głowy i wbiłem wzrok w szybę. – Zastanowię się nad tym.

– No ja myślę. Mało komu to proponuję, więc to doceń, stary – powiedział, po czym wrzucił na wsteczny, aby zaparkować samochód.

   Z początku myślałem, że będzie miał kłopot ze zmieszczeniem się pomiędzy dwoma źle zaparkowanymi samochodami, ale ostatecznie daliśmy radę. Zapiąłem więc płaszcz i owinąłem się trochę lepiej szalikiem, po czym wyszedłem z auta.

– Z tego co wiem, to musimy się przejść kawałek w głąb Ogrodów – poinformował uśmiechnięty blondyn i zaczął nas prowadzić w stronę wąskiej kamiennej dróżki.

   Żałowałem, że po raz kolejny nie zabrałem ze sobą czapki i rękawiczek. Mimo że śnieg przestał padać, powietrze mroziło krew w żyłach. Westchnąłem, obserwując swój własny oddech i dorównałem im kroku. Na szczęście po chwili, zza grupki drzew wyłonił się niewielki budynek, oznaczony rozpoznawalnym zielono-białym logiem.

– W sumie... Ja stawiam. W końcu musieliście na mnie czekać, muszę to wam jakoś wynagrodzić – zaproponowałem, wchodząc do środka. – Co byście chcieli?

– No proszę, podoba mi się twoje podejście – jasnowłosy zaśmiał się i posłał mi lekkiego kuksańca w bok. – Temu weź coś na rozbudzenie – skinął głową na Minho i uśmiechnął się wrednie.

– Bardzo śmieszne – brunet prychnął i troszkę się rozchmurzył. – Weź dla mnie dyniową spice latte.

   Dopiero teraz zauważyłem, że mój przyjaciel był nie w sosie. Zastanawiałem się, co go gryzło. No, chyba że to tylko przez tę głupią pogodę wszyscy byli dzisiaj jacyś przymuleni.

– Dla mnie Cynamonową Dolce Latte.

   Skinąłem głową i poprosiłem ich by zajęli jakiś stolik, po czym oddaliłem się w stronę kas. Miałem zamiar zrobić wszystko, byleby Newt... To znaczy Isaac nie przestawał się uśmiechać.

Nareszcie mogę zobaczyć go szczęśliwego.

*** NEWT ***

   Uśmiechnąłem się do Thomasa, po czym razem z Minho poszliśmy szukać stolika. W ostateczności wybraliśmy ten najbliżej kominka, na piętrze. Było tu dosyć sporo ludzi, ale nie było w tym nic dziwnego. Każdy chciał się choć trochę ogrzać. Trzeba było się cieszyć, że znaleźliśmy wolne miejsca. Gdy tylko usiedliśmy, postanowiłem, że porozmawiam z moim przyjacielem. Widziałem, że coś go gryzło i miałem pewne podejrzenia co do przyczyny.

– No dobra. Chcesz mi powiedzieć co ci jest? – zapytałem, opierając łokcie o blat. Miałem nadzieję, że zdążymy sobie wszystko wyjaśnić, zanim Tommy wróci.

– W sensie?

– Od naszego pierwszego spotkania z Thomasem dziwnie się zachowujesz. W dodatku teraz chodzisz jakiś przybity. Zakochałeś się w nim czy co? Nawet jeśli, to nie mam zamiaru zabierać ci pierwszego potencjalnego chłopaka - mrugnąłem do niego, uśmiechając się porozumiewawczo. On natomiast, gdy to usłyszał, zakrztusił się własną śliną i spojrzał na mnie jak na obłąkanego.

– Ja? Zakochany w Thomasie? – w tym momencie chłopak wybuchnął śmiechem, a ja uniosłem jedną brew, zdziwiony tym nagłym zachowaniem. – Stary, bierz go sobie jeśli chcesz. Mnie kręcą tylko ładne dziewczyny.

   Gdy tylko to usłyszałem, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszyłem się, że Minho wytrzeźwiał i teraz nie wgapiał się w ogień jak jakiś krótas. Poza tym... Teraz byłem pewien, że Tommy nie trafi do jego haremu. Na szczęście, bo odkąd się pojawił, nieźle nam wszystkim namieszał w głowie. A zwłaszcza mi.

   Całą zeszłą noc o nim myślałem. Miałem wrażenie, że kiedyś się spotkaliśmy, chociaż to raczej nie było możliwe. Nie mówiąc o tym, że strasznie mnie do niego ciągnęło. Nie miałem pojęcia dlaczego, w końcu nawet go nie znałem. Mimo wszystko nie przeszkadzało mi to. Chciałem go poznać. Nim się obejrzeliśmy, szatyn zajął miejsce tuż obok nas.

– Zaraz przyniosą nam kawy. Lubicie brownie? – zapytał, a ja i mój przyjaciel od razu skinęliśmy głowami.

– Thomas, nie znam ani jednej osoby, która nie lubi brownie. – stwierdził Minho tak, jakby to było oczywiste, a ja uśmiechnąłem się lekko do Thomasa. Tak strasznie cieszyło mnie, gdy odwzajemniał mój gest.

– No cóż, to bardzo dobrze się składa, bo gdy stałem w kolejce, zobaczyłem takie za gablotą, więc stwierdziłem, że nic się nie stanie jak wezmę dla nas po kawałku – wyjaśnił, a ja poczułem przyjemne ciepło na sercu. Był naprawdę kochany.

– W takim razie dziękuję. Następnym razem ja ci coś postawię – mrugnąłem do niego, nie przestając się uśmiechać.

Mógłbym przysiąc, że się zarumienił... Nieee, wydaje ci się Isaac.

   Po chwili jakaś dziewczyna przyniosła nam kawę oraz ciasto, posyłając zagadkowe spojrzenie Minho. Chłopak uśmiechnął się do niej nonszalancko i bardzo ładnie podziękował. Ja sam uniosłem brew i skrzyżowałem ramiona.

– Znasz ją?

– Pewnie nie, ale ma dwie nogi i jest satysfakcjonująco ładna – odezwał się Tommy, zanim Minho zdążył mi odpowiedzieć. Z początku nie miałem pojęcia o co chodzi, ale gdy zobaczyłem te "uwodzicielskie spojrzenie" u czarnowłosego, wybuchnąłem śmiechem.

– W sumie idealnie to ująłeś, smrodasie – dodał i zabrał się za swoją spice latte.

Właśnie tak spędziliśmy całe popołudnie. Może i z początku było dosyć sztywno, ale po jakimś czasie rozmawialiśmy ze sobą, choćbyśmy się znali od lat. Naprawdę polubiłem Tommy'ego i miałem szczerą nadzieję, że on mnie też.

   W dodatku, gdy Minho poszedł starać się o numer od baristki, miałem okazję, spędzić z nim trochę czasu sam na sam. Opowiedziałem mu jak bardzo nienawidzę swojej nauczycielki z fizyki, a Thomas zaproponował mi korki. Mówił, że i tak musi powtórzyć materiał z drugiej klasy, by napisać pracę na jakiś tam konkurs. De facto nienawidziłem tego przedmiotu, ale z jego pomocą może wyszedłbym na tróję w przyszłym semestrze.

   Wieczorem, jak już wróciłem do domu, nie mogłem przestać o tym wszystkim myśleć. O Thomasie, który chyba spadł nam wszystkim z nieba, oraz o tym dziwnym uczuciu pustki, gdy tylko pomyślałem sobie o Isaacu Newtonie.

O czym, do cholery jasnej zapomniałem?!

***

Heja!

Wybaczcie, że tak długo nie było nowego rozdziału, ale dopadła mnie pewna choroba...

(Wcale nie nazywa się lenistwo, niee... Ależ skąd XDD)

Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się podobało ❤

W sumie... nie mogę się doczekać aż w końcu będą razem ;P

See ya~!

Update 22/07: no tak, pisałam że może uda mi się dokończyć poprawki do wakacji... Nevermind then ;] Może nie będę nic obiecywała, jak będzie to będzie. Mam jedynie nadzieję, że uda mi się to dokończyć :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro