V. Relief
*** MINHO ***
– Stary... Pizza to dar od bogów. Gdyby kiedyś przyjechała w Pudle, to chyba byśmy się wszyscy o nią pozabijali.
– Myślę, że DRESZCZ raczej chciał tego uniknąć. Właściwie... Zastanawiam się jakim cudem trzymasz formę, skoro potrafisz pochłonąć pięć kawałków w ciągu dziesięciu minut – parsknął ,kończąc swój drugi kawałek. To nie moja wina, że tak wolno jadł.
– Mam szybką przemianę materii – zaśmiałem się i napełniłem nasze szklanki gazowanym napojem.
– Fajnie mieć cię z powrotem, Minho – uśmiechnął się do mnie i poklepał mnie po ramieniu. – No i nareszcie nie musimy się witać tekstem "cieszę się, że widzę cię żywego".
Wyszczerzyłem się na jego słowa, czując po raz kolejny te ogromne szczęście dokładnie tak, jak za pierwszym razem, gdy go tu zobaczyłem. Był moim najlepszym przyjacielem w tamtym życiu. Umarł, trzymając mnie za rękę w Bezpieczniej Przystani. Miałem nadzieję, że tutaj wszystko będzie wyglądało inaczej.
– Dobra, a teraz opowiadaj co tam u ciebie. Słyszałem, że nadal podrywasz wszystko co się rusza.
– Bardzo śmieszne. Wcale nie podrywam wszystkiego co się rusza. Podrywam to, co chodzi na dwóch nogach i jest satysfakcjonująco ładne. – uśmiechnąłem się nonszalancko i przeczesałem włosy palcami. – Laski na to lecą – dodałem, a Thomas wybuchnął śmiechem.
Nie moja wina, że znów miałem powodzenie. Tak to jest, jak się jest najgorętszą partią w szkole. Kto by nie leciał na umięśnionego kapitana szkolnej drużyny koszykarskiej, który w dodatku nieźle biegał.
– A właśnie. Mogę się założyć, że dalej zarywasz do Sonyi. Udało ci się z nią w końcu umówić?
Gdy tylko usłyszałem jej imię, niemalże zakrztusiłem się colą. Nigdy mu przecież nie mówiłem o tym jak bardzo mi się podobała.
– A ty skąd...
– Stary, musiałbym być ślepy, by nie zauważyć jak śliniłeś się na jej widok.
Prychnąłem i odstawiłem szklankę na stolik. Znalazł się mądrala jeden.
– Sonya jest młodszą siostrą Isaaca – poinformowałem go i podrapałem się nerwowo po karku. – Ona chyba też nic nie pamięta. No i za mną nie przepada.
– Za tobą? Przecież jesteś "najgorętszą partią w szkole" – wywróciłem oczami, zastanawiając się kiedy ten smrodas nauczył się czytać w myślach.
– Chyba woli tych mniej gorących. Poza tym Isaac prędzej by mnie udusił, niż pozwoliłby mi być ze swoją ukochaną siostrzyczką. Świata poza nią nie widzi.
– Nie martw się, chłopie. Jestem pewien, że nie miałby nic przeciwko. Kto nie chciałby mieć takiego kumpla jak ty w rodzinie?
Wzruszyłem ramionami i utkwiłem wzrok w konsoli leżącej pod ogromną plazmą.
– Nieważne. Nie chce mi się teraz nad tym myśleć, poza tym bardzo lubię moją niezależność – mrugnąłem do niego i podniosłem się z kanapy i rzucając mu wyzywające spojrzenie. – Zakład, że pokonam cię w Fifę?
Gdy tylko to usłyszał, sam się podniósł i spojrzał niepewnie w stronę konsoli.
– Nie mam pojęcia czy mam, nigdy nie byłem jakimś szczególnym fanem piłki nożnej – uśmiechnął się przepraszająco i zaczął przeszukiwać półkę zapełnioną przeróżnymi płytami. – Dostałem tę konsolę od Chucka, gdy rodzice kupili mu nową. Stwierdził, że powinienem się od czasu do czasu rozerwać.
– Chucka? – zapytałem, nie ukrywając zdziwienia i rzuciłem okiem na jego kolekcję gier. Wow. To było coś. Po chwili wypatrzyłem wcześniej wspomnianą Fifę. Może i nie była najnowsza, ale zasady na szczęście się niezbyt zmieniły.
– Ah tak, przecież ci nie mówiłem – szatyn westchnął i wyjął z szafki specjalną ściereczkę do sprzętu. Cóż... Wyglądał, jakby nie był używany od dłuższego czasu. – Chuck jest moim bliskim kuzynem. Kiedyś spotykaliśmy się częściej, ale no... Obecnie uczy się w internacie w Kalifornii i nie mam z nim zbytnio kontaktu. Zresztą z Teresą mam podobnie. Na początku miała mieszkać tu ze mną, ale uparła się na szkołę aktorską w Wielkiej Brytanii.
Mówiąc to, chłopak kucnął i wsunął nośnik do czytnika, podczas gdy w mojej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań.
– Teresa?
– No, moja siostra – gdy tylko to usłyszałem, wybuchnąłem śmiechem. Kto by pomyślał, że są rodzeństwem. Przecież ona na niego leciała!
– Wiesz co, chyba już mi przeszła złość na nią. Wykupiła się – zażartowałem, nie przestając się śmiać.
Cóż, Thomas doskonale wiedział, że za nią nie przepadałem. Nie potrafiłem jej zaufać, zwłaszcza przez te jej ciągłe "DRESZCZ jest dobry". Nie wspominając o tym, że przecież nas zdradziła.
– Taa... Po prostu wcześniej byłeś zazdrosny i tyle. A teraz nie masz o co, bo jest moją siostrą – powiedział z uśmiechem i mrugnął do mnie, a ja wykrzywiłem twarz w grymasie.
– O nią? Niedoczekanie! To o ciebie prędzej bym był zazdrosny, niż o tę fałszywą żmiję! – oburzyłem się i złapałem za jeden z padów.
– Nie jest taka zła Minho, przecież koniec końców nam pomogła. Zresztą przecież tutaj to nie ma znaczenia. Poza tym jak wspomnienia do mnie wracały, to kurcze... Bez niej byłoby mi bardzo ciężko. Bardzo mnie wspierała. Niby nie pamięta wszystkiego, ale zawsze coś. Z Chuckiem zaś jest troszkę gorzej, bo ten nie pamięta absolutnie niczego.
– Szkoda, z tym też bym sobie porozmawiał – mruknąłem, starając się odbiec tematem od Teresy.
Nie miałem jakoś ochoty o niej gadać, poza tym to miał być prawdziwie męski wieczór. Nie ma co się rozwodzić nad jakimiś głupimi babami. Wręczyłem mu kontroler i złapałem za dwie miękkie pufy. Wyglądały na bardzo porządnie wykonane. Po chwili już się rozsiedliśmy i zabraliśmy się za dobieranie drużyn. – W sumie... Im również nie chciałeś niczego za bardzo przypominać, co nie? – zapytałem, z myślą o Isaacu, a szatyn bez chwili zastanowienia pokręcił głową.
– Wiesz, gdybym sam miał wybierać, to za cholerę nie chciałbym pamiętać tego wszystkiego – spuścił głowę i westchnął, jednak po chwili spojrzał na mnie i szczerze się uśmiechnął. – Chociaż są plusy. Gdybym nie pamiętał, nie siedzielibyśmy tu teraz. A jednak... Sam nie wiem. Pamiętam, że my sami nie chcieliśmy usunąć Zatarcia. Woleliśmy skupić się na budowaniu nowych wspomnień i chyba tak samo zadecydowałem w ich przypadku. Nie chciałem, by budzili się w nocy z krzykiem.
Skinąłem głową. Doskonale go rozumiałem. Dzięki temu wiedziałem również, że mogę mu zaufać. Zresztą... On zawsze chciał dla Newta jak najlepiej. Zrobiłby dla niego wszystko, nieważne jak bardzo by go to bolało. Po chwili westchnąłem i zerknąłem na ekran z politowaniem. Chyba naprawdę nigdy nie grał w Fifę.
– Stary, wybrałeś sobie najgorszą drużynę – zaśmiałem się i zabrałem mu pada. – Znaj moją litość. Pomogę ci.
Nie chciałem, by cały czas się smucił. Zwłaszcza, że wystarczająco długo musiałem patrzeć na jego pełną bólu i tęsknoty twarz. Odkąd Newt zniknął, ani razu się nie uśmiechnął. Nawet wtedy, gdy trafiliśmy do raju. Nie miałem co mu się dziwić. Wiedzieliśmy, że nie był odporny, najprawdopodobniej więc oszalał i stał się jednym z tych potworów... Szybko jednak wyrzuciłem z głowy ten obraz. Teraz nasz przyjaciel był cały i zdrowy i nic nie było w stanie tego zmienić.
– Niech ci będzie. Przecież i tak wygrasz. Bladego pojęcia nie mam, o co w tym chodzi.
– Nie bądź głupi. Celem jest zdobycie bramki, wiesz? To łatwe, szybko ogarniesz. Wykorzystaj raz ten swój genialny mózg.
Chłopak wywrócił oczami, a ja parsknąłem śmiechem. Od zawsze mu mówili, że jest geniuszem. Mimo wszystko, chyba wziął to sobie do serca, bo już przy drugiej połowie wyrównał ze mną wynik. Zapomniałem, że miał smykałkę do tych wszystkich strategii. Ku mojemu niezadowoleniu mecz zakończył się remisem.
– Chyba jednak nie wygrałeś, mistrzu – zaśmiał się i odłożył kontrolery na miejsce. Lubił się ze mną droczyć. – Przynieść ci coś jeszcze do picia?
Zerknąłem na puste szklanki i sam się podniosłem.
– W sumie z chęcią zobaczę jak bardzo odjechaną kuchnię masz – powiedziałem, przeciągając się i poszedłem za nim do kuchni. Była z dwa razy większa i lepiej wyposażona od mojej. – Ja pikolę... I mówisz, że mieszkasz sam, tak?
– Tak wyszło. Nawet nie wiesz ile mam przez to sprzątania.
– Musisz sobie kogoś tutaj przygarnąć. Sam z chęcią bym się do Ciebie wprowadził, ale coś tak czuję, że nie zniósłbym widoku gejowskich czułości moich najlepszych kumpli.
Thomas, zerwał się nagle słysząc te słowa i uderzył się o jedną z wiszących szafek.
– Lubisz sok pomarańczowy? – pospiesznie zmienił temat, a ja wiedziałem, że nie mogę dać łatwo za wygraną. Zwłaszcza, że byłem przekonany, że to tylko kwestia czasu i znów będą razem.
– Jasne – przytaknąłem i otworzyłem kolejną szafkę w poszukiwaniu szklanek. Po chwili udało mi się je znaleźć. Wyjąłem je i położyłem na stole. – Może twoi rodzice myślą, że masz zamiar mieć dużą rodzinę, albo coś? Coś tak czuję, że ciężko będzie nauczyć Isaaca jak rodzić.
– Minho! – oburzył się, a ja zgiąłem się w pół ze śmiechu. Jakoś musiałem go rozerwać i przekonać, że znów będą razem. – Nawet jeśli tak myślą, mogą sobie pomarzyć.
– Zawsze możecie sobie kupić psa. Albo kota. Kupię wam na rocznicę – kontynuowałem, a on wywrócił oczami. – Stary, wylaksuj. Już teraz masz jego zainteresowanie. Przez całą lekcję musiałem mu wysyłać liściki, co takiego o tobie wiem – gdy tylko skończyłem wypowiadać te zdanie, chłopak wyraźnie się ożywił.
– Co takiego?! Dopiero teraz mi o tym mówisz? Co mu powiedziałeś? Jak zareagował?
No tak. Mogłem spodziewać się po nim takiej reakcji. Pozostało mi poczekać, aż moja rola swatki się skończy. Ehh... W Labiryncie jakoś sami bez problemu potrafili się w tych sprawach dogadać. Chociaż... Może było w tym odrobinę mojej zasługi?
– Luzuj poślady. Powiedziałem mu, że jesteś spoko i że skoro mu się podobasz, to niech cię zaprosi na kawę czy coś.
Przez chwilę się nie odzywał, analizując sobie to wszystko i układając w głowie. Wystarczająco dobrze go znałem, by to wiedzieć. Marszczył przy tym brwi w bardzo śmieszny sposób.
– Newt... Ah, Isaac... Nie mogłeś dać mu ksywki "Newt", czy coś? W końcu podobno znacie się od dziecka – a ten znów się tego czepiał.
– Wiesz, nie pamiętałem tego wszystkiego od dziecka. To wszystko wróciło jakieś... Trzy lata temu? Coś w tym stylu. To by było dziwne, gdybym nagle zaczął go tak nazywać, nie sądzisz?
– Może masz rację...
– Na pewno mam rację – odparłem z wyraźną pewnością siebie. – Poza tym, nie mamy pojęcia co stało się z nim po Denver – wypaliłem, zanim zdążyłem się powstrzymać.
Zresztą musiałem mu to powiedzieć. Teraz i tak to nie miało większego znaczenia, a mogło mu pomóc w ukrywaniu przed nim prawdy.
– Wiesz – kontynuowałem myśl. – Mogło wydarzyć się coś okropnego, dlatego nic nie pamięta. Czytałem gdzieś o tym z Patelniakiem. To mógł być jakiś rodzaj traumy. Razem doszliśmy do wniosku, że coś takiego jak nazwanie go "Newtem" mogłoby być dla niego zbyt charakterystyczne i mogłoby mu wszystko przypomnieć...
– Minho – szatyn nagle przerwał mój monolog i posłał mi nieodgadnione spojrzenie. – Muszę ci coś wyznać.
Gdy tylko to powiedział, spuścił wzrok i zacisnął pięści. Wyglądał, jakby coś go męczyło. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego wyczekująco. Wiedział, że może mi zaufać, więc na co czekał?
– Ja wiem co się z nim stało... Wiem przez co przeszedł...
Zamurowało mnie. Kompletnie mnie tym zszokował. Co chciał przez to powiedzieć? Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że mógłby coś przede mną ukrywać. Zwłaszcza w takiej sprawie.
– O czym ty mówisz, Thomas? Widziałeś go jeszcze potem?
Właściwie nigdy o tym nie pomyślałem, ale teraz... Ogarnęła mnie zgroza. Patrzyłem na niego i wiedziałem, że nie powie nic dobrego. Mimo wszystko chciałem to usłyszeć bez względu na to, jak trudne to dla mnie będzie. Mój przyjaciel nie odpowiedział, ale jego zachowanie mi wystarczyło. Zrozumiałem, że się z nim widział.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? – spytałem z lekkim wyrzutem w głosie.
Nie mogłem tego powstrzymać. Dlaczego nie chciał, żebym wiedział? Czy było aż tak źle? Przecież Newt też był dla mnie ważny. A on...
W tym momencie przez moją głowę przeszła myśl, w którą z początku nie chciałem uwierzyć. On dokładnie wiedział co stało się z Newtem.
Był z nim w chwili jego śmierci...
– To nie tak... Ja po prostu nie byłem w stanie ci tego powiedzieć. Bałem się, że mnie znienawidzisz... Ja sam siebie znienawidziłem – gdy tylko to usłyszałem, zmarszczyłem brwi.
Przecież był moim najlepszym przyjacielem. Dlaczego miałbym go znienawidzić?
– Na początku dał mi list – zaczął powoli, a ja uważnie słuchałem. – Zaraz po tym, jak dowiedzieliśmy się, że nie jest odporny. Powiedział, że będę wiedział, kiedy mam go otworzyć. Ale ja nie miałem pojęcia... Jak on mógł tego ode mnie wymagać? Przecież wiedział jak bardzo go kochałem... Ja naprawdę nie chciałem go... – zaciął się nagle, a po policzkach spłynęły mu gorzkie łzy.
To wszystko... Mimo, że i tak się tego spodziewałem, to co usłyszałem było okropne. Newt poprosił Thomasa, żeby go zabił. Jednak on tego nie chciał. Przecież go kochał. Mimo wszystko... Spotkał go i jakoś został do tego namówiony. Nie rozumiałem do końca jakim cudem Newt mógłby go do tego namówić. Chociaż... Wtedy nie był już sobą. Pożoga powoli przejmowała kontrolę nad jego umysłem. Mogłem sobie tylko wyobrażać, co Thomas wtedy czuł. A teraz widziałem część tych emocji na jego twarzy.
– Thomas, spójrz na mnie – poprosiłem stanowczym tonem, a kiedy podniósł głowę od razu go objąłem i przytuliłem.
To prawda. Byłem w szoku. Ale to już było inne życie. Tu to już nie miało znaczenia. Byłem tego pewien.
– Słuchaj, to nie była twoja wina. On tego chciał. Wiem, że została w nim jakaś cząstka Newta, która po prostu nie potrafiła wygrać walki z tym czymś. Thomas, ty mu pomogłeś...
– Ja go zabiłem, Minho – pokręcił głową i załkał. Na ten dźwięk czułem, jak kruszy mi się serce. – Zabiłem nawet tę cząstkę... Nie powinienem był go zostawiać chociaż na chwilę. Miałem przy nim być, wspierać go. Znaleźć jakiś inny sposób... Musiał być inny sposób... Najpierw Chuck się za mnie poświęcił, a on miał góra dziesięć lat, Minho... To przeze mnie zginęli...
Słuchałem tego wszystkiego z zapartym tchem, nie przestając głaskać go po plecach. Od samego początku wiedziałem, że się obwinia o śmierć Chucka, ale nigdy mi tego nie powiedział. Trzymał to wszystko w sobie aż do teraz.
– Teraz nie mogę go nawet przeprosić... Nie mogę ich przeprosić...
– Wiem, Thomas... Wszystko wiem. Spokojnie, stary – spróbowałem okazać mu wsparcie, jednak mimo to sam nie potrafiłem w to do końca uwierzyć.
Nie umiałem sobie tego wyobrazić. Jak Newt mógł go o to prosić? Chłopaka, który go tak bardzo kochał, zresztą ze wzajemnością? Nawet jeżeli nie był już sobą, to to właśnie do niego poczułem lekką złość, że w ogóle pozwolił, by to coś zrobiło to Thomasowi.
– Nie musisz ich przepraszać. Chuck na pewno nie chciałby przeprosin. A Newt... Gdyby to pamiętał, sam by cię za to wszystko przeprosił.
– Jesteś wspaniałym przyjacielem, Min – odsunął się ode mnie i uśmiechnął się smutno. – Mimo wszystko nie potrafię sobie wybaczyć. To do mnie cały czas wraca. Czasami dopadają mnie takie wyrzuty sumienia, że po prostu nie umiem tego wytrzymać. Ja tylko... Chciałbym go przytulić i przeprosić za to wszystko co mu zrobiłem.
– Widzisz, dlatego masz szczęście że masz mnie – mrugnąłem do niego i zaraz poklepałem go po ramieniu z wyraźnym uśmiechem.
Mogłem sobie tylko wyobrażać przez co teraz przechodził. Dlatego chciałem mu pomóc. Zresztą zawsze mógł na mnie liczyć. Rozumiałem jego obawy, ale byłem świecie przekonany, że bez względu na to, czy Isaac pamięta, czy nie, to i tak się w nim zakocha. I akurat tego, że płeć nie miała znaczenia byłem pewny w stu procentach.
– Tak się składa, że ten smrodas jest tutaj moim przyjacielem od dziecka i wiem o nim praktycznie wszystko. Pomogę ci go lepiej poznać i powiem jak się dostać do jego zamkniętego serduszka – zażartowałem, a gdy otarł łzy i uśmiechnął się do mnie, wiedziałem, że teraz będzie już tylko lepiej.
– Chyba naprawdę jestem dzieckiem szczęścia – zaśmiałem się, gdy usłyszałem swój tekst i pokiwałem głową z aprobatą.
– Racja – przytaknąłem i przyjrzałem mu się dokładnie. Wciąż nie mogłem sobie wyobrazić przez co musiał przechodzić przez ten cały czas. Przez te wszystkie lata... Jak mogłem nie zauważyć, że tak bardzo cierpiał? Może gdybym wtedy wiedział, dałbym radę jakkolwiek mu pomóc. – Tak na przyszłość, gdyby stało się coś złego, to od razu mi powiedz, a nie.
– Minho... Tutaj nic nie może być choć w połowie tak złe i okrutne jak tamto, co nas spotkało. Ale dobrze, przyrzekam, że od razu ci powiem – obiecał, a ja odetchnąłem z ulgą.
Szatyn uśmiechnął się do mnie i zerknął na zegarek. Jego mina w ułamku sekundy zmieniła się na zakłopotaną i zdziwioną.
– O której miałeś być w domu?
– Nie mam limitu czasowego, ale zazwyczaj wracam przed dwudziestą drugą... A czemu pytasz?
– Stary... Jest wpół do drugiej.
- Co?! -niemalże krzyknąłem i szybko spojrzałem na jego zegarek. – Purwa! Matka mnie zabije!
Thomas z rozbawieniem mnie obserwował, gdy zacząłem biegać po jego domu w poszukiwaniu swojego plecaka. Po chwili przypomniałem sobie, że zostawiłem go w salonie, zaraz przy wejściu do holu. Pospiesznie ubrałem buty i wziąłem kurtkę pod pachę. Może i na dworze było zimno, jednak koniec końców byłem samochodem, a liczyła się każda sekunda.
– Fajnie, że wpadłeś – mój przyjaciel uśmiechnął się do mnie i podał mi telefon, którego znając siebie z pewnością bym zapomniał. – W sumie... Mogę dać ci numer jak chcesz.
– Dobry pomysł. Nie mam zamiaru szukać cię po całej tej pikolonej szkole. Skończyłem z labiryntami – zażartowałem, po czym zapisałem sobie jego numer.
Pożegnałem się z szatynem i niemalże z prędkością światła popędziłem do domu, by potem gorąco tłumaczyć się rodzicom.
***
Heja!
Dzisiejszy rozdział to chyba najdłuższy tasiemiec, bo ma ponad 2400 słów XD
W dodatku został napisany z perspektywy Minho, tak z czystej ciekawości ;D
Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podobało i wybaczacie mi brak Newta *^*
Możliwe, że jutro nie będzie rozdziału, za co bardzo przepraszam.
(No chyba, że się bardzo postaram ;) )
Pozdrowienia dla wszystkich moich czytelników ❤❤❤
Update 20/04/2022: No i znowu doszło parę nowych rzeczy, bo słów jest aż 3000! :D
Powolutku do przodu! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro