💕 4 💕
-ter Stegen-
Znów idziemy na kawę. Ostatnio nie czuję się zbyt dobrze, ale to nic. Po drodze spotkałem Gaviego.
- Hej Marc! - podszedł do mnie i przybiliśmy sobie piątkę. Średnio chciałem z nim rozmawiać. - Świetnie wyglądasz - wyszczerzył się do mnie. Zmarszczyłem brwi.
- Nie wkurwiaj mnie - zaraz wyjdę na jakiegoś niemiłego, ale do kurwy jak mogę wyglądać dobrze? Mam nieuczesane włosy, cienie pod oczami, ślady po łzach. To jest dla Ciebie dobrze? Przestańcie kłamać kurwa. Odszedłem nie dopuszczając do siebie jego słów. Mała żmija. Nigdy nie spotkałem bardziej nieszczerych ludzi niż w tym klubie. Nikt wprost Ci nie powie, że robisz źle, a gdy ty powiesz prawdę, to nagle robi się cisza.
- Hej Stegen - usłyszałem za sobą głos, który nie był mi aż tak znajomy. Wzdrygnąłem się i zatrzymałem. Courtois?
- Cześć Courtois - odpowiedziałem, a mężczyzna zrównał ze mną tępo. Szliśmy przy sobie. - Jak tam? - zawsze wolałem rozmawiać z graczami Realu Madryt. Jakoś tak.. zawsze było szczerzej. Poza tym oni nie muszą udawać.
- A wiesz, że w miarę dobrze. Zaczynam lubić bycie tutaj - obdarzył mnie lekkim uśmiechem, który po chwili znikł. - Strasznie wyglądasz - odgarnął mi włosy z czoła. To było właśnie to, co chciałem usłyszeć. Gorzka prawda, która tak wspaniale smakuje.
- Wiem. Ledwo coś spałem - czułem motylki w brzuchu. Czemu tak mi gorąco, gdy ktoś mnie dotyka? Przecież to tylko jebane włosy. Marc ogarnij się. Jesteś po ślubie zjebie. - Przyzwyczajasz się już do naszego boiska? - miło mi się z nim szło. Lubię być w towarzystwie ludzi, którzy są elokwentni.
- Wiesz przez pierwszy miesiąc było mi trudno. Z tyłu głowy wciąż miałem to, że nie jestem na Santiago Bernabéu, nie jestem w Madrycie i w najbliższym czasie tam nie wrócę - spuścił lekko głowę. Nigdy nie umiałem po nim poznać jego uczuć. Znaczy zwyczajnie go nie znam. Zaraz wyjaśnię wam, co robi Thibaut Courtois w Barcelonie. Otóż stadion Realu Madryt spłonął tego lata. W ostatni miesiąc wakacji. Władzę klubu były bezradne. Trzeba było znaleźć nowy stadion. Tutaj zaoferowały się władze naszego klubu. Pogodzenie tego wszystkiego nie było takie proste, ale cała drużyna Królewskich przeniosła się do Barcelony. Wynajęli sobie cały hotel koło naszego. Często widuje Rodrygo, Viniego i Luke na dworze, jak idą i wracają do sklepu. Dało się to przeżyć. Ogólnie raczej kiwamy sobie głowami, bo nie ma sensu zaczynać kłótni, gdy jedna dalej wrze. Oczywiście, że Gavi ma pełne ręce roboty odkąd widuje Brazylijczyka codziennie. Trochę ich czasem nie rozumiem. Robią sobie na złość, ale gdy Pedri chciał z nim porozmawiać to Pablo zaczął na niego warczeć i musieliśmy ich rozdzielać. To wszystko stało się, bo Pedri nazwał Viniego skurwysynem. Zanim zagregował Brazylijczyk Gavi już rzucił mu się do gardła. Od tamtej pory Pedri i Gavi nie rozmawiają, a ja coraz częściej widuje Gaviego z Vinim. No, ale tak to już jest.
- Chodź usiądziemy przy jednym stoliku - powiedziałem do Belga. Pokiwał głową. Troszkę jeszcze porozmawialiśmy. Wróciliśmy też razem do hotelu. Rozmowa z nim poprawiła mi nastrój. On jest taki inny niż wszyscy. Lubię to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro