Część 7 - Rozterki pewnej blondynki
Ognisko trzaskało, wysypując w powietrze snop pomarańczowych iskier, kiedy Sebastian dokładał kolejne polano. Filip podszedł do stolika, po następnego drinka dla siebie i Barbi. Niewiele nocy im jeszcze pozostało. Jego myśli, jak zatarta płyta — wciąż powracały do jedynego, palącego go problemu — jak dać jej do zrozumienia, że chodzi mu o coś więcej niż tylko koleżeński flirt, który uprawiali od lat. Zerknął na dziewczynę, którą z całego serca pragnął nazywać „swoją", a która wpatrzona była właśnie w jego własnego brata, i westchnął zdesperowany. Tego by tylko brakowało, żeby miał go za rywala. Podszedł do dziewczyny.
— Podoba ci się mój brachol? Ciągle zerkasz w tamtą stronę — zapytał. W zamyśle miało to zabrzmieć zabawnie, ale sam usłyszał tę lekką nutkę oskarżenia. Zauważyła? Chyba nie, bo się uśmiecha.
— Nie. To znaczy, jest w porządku, tak myślę... — zmieszała się lekko. — Po prostu martwię się o Matyldę. Od kiedy przyjechała, jest jakaś dziwna, trzyma się na uboczu, jest milcząca, zamyślona, a teraz jeszcze pije! Pamiętasz przecież, że nigdy nie piła z nami, a teraz wlewa w siebie drinka za drinkiem, nie wiem, czy w ogóle utrzyma się na nogach, kiedy wstanie. A obiecałam, że wrócimy do domu razem. Nie przewidziałam, że będę ją musiała nieść!
Tym razem już oboje obserwowali Jonasza, który właśnie podawał Matyldzie kolejnego drinka.
— Myślę, że nie musisz się martwić. Mam chwilami wrażenie, że mój brat jest kimś zupełnie obcym, ale od kiedy pamiętam, był odpowiedzialny aż do wyrzygu. Teraz też nie zauważyłem, żeby pił. Jedyne co sobie nalewa do tych kubeczków, to soczki. Jeśli trzeba będzie ją nieść, to powinien dać radę, biorąc pod uwagę szerokość jego klaty i bicepsów. Odstawimy was bezpiecznie do domów, nasza w tym głowa.
— Będę wdzięczna za każdą pomoc, obawiam się, że sama mogłabym jej nie doholować. Naprawdę się tego po niej nie spodziewałam. To już raczej ja odstawiałam takie numery, ona zawsze była tą, która dbała o mój powrót do domu...
— Role się odwróciły, co? Teraz w końcu zobaczysz, jak to jest po drugiej stronie barykady. — Filip nie krył rozbawienia całą sytuacją, a jego podejście wyraźnie udzielało się i Basi. Teraz kiedy wiedziała, że nie zostanie sama z problemem, mogła się rozluźnić i cieszyć towarzystwem. Trzeba przyznać, że Filip był znakomitym kompanem, od wielu lat świetnie się dogadywali. Choć ich żartobliwe, lekko flirciarskie rozmowy nie przysłużyły się niestety obecnym planom poderwania go. Chyba nie traktuje jej teraz serio.
Biedna dziewczyna, nie wiedziała, że w jego głowie kłębią się identyczne wątpliwości...
Kiedy na horyzoncie zaczęły tańczyć smugi złotego świtu, niewiele osób zostało nad jeziorem. Sebastian przeglądał playlistę w telefonie i zupełnie zaniedbał ognisko, które powoli już dogasało, Rafał i Daniel z dużo mniejszą energią kokietowali dziewczęta, a Aśka i Ania już dawno wróciły do domów.
— Wracamy? Myślę, że Matylda ma już dość — spytał Jonasz, podszedłszy do brata.
— A co ona sama na to? Spójrz na tę złowrogą minę, chyba się z tobą nie zgadza — odpowiedział Filip, śmiejąc się. Matylda wyglądała doprawdy komicznie, groźnie marszcząc brwi nad rozbieganymi oczami.
— Myślę, że głupotą będzie pozwolić decydować dziewczynie pijanej w trzy dupy. — Jonasz wyraźnie nie miał nastroju do żartów. Choć jak się tak głębiej zastanowić, to nie miał go chyba, odkąd przyjechał z Norwegii. A może i jeszcze wcześniej?
— Ja za to bardzo chętnie bym już poszła — wtrąciła się Basia, żeby załagodzić ewentualny konflikt. Nie znała tego zarośniętego ponuraka, wolała nie sprawdzać, do czego może doprowadzić ta wymiana zdać, zwłaszcza że Filip sam sporo wypił. Czasem po alkoholu robił się drażliwy.
— Pomożesz mi pozbierać jej rzeczy? Nie chciałbym, żeby coś tu zostawiła — zagadnął ją jeszcze Jonasz.
Kiedy już wszystko uporządkowali, Jonasz podszedł do Matyldy i objął ją ramieniem. Wyglądała na prawie zupełnie bezwładną.
Filip, zerkając na brata, cieszył się, że to nie jemu przypadło w udziale to zadanie. Dobrym pomysłem było natomiast objęcie Basi w ten sam sposób, choć ona — trzeba jej to oddać — szła zupełnie prosto.
Przyjemnie było czuć ciepło jej ciała. Jej obłędne długie włosy, teraz co prawda w nieładzie, nadal zachowały słodki, rumiankowy zapach szamponu.
„Przy tej dziewczynie naprawdę można postradać rozum" — pomyślał i przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej. Odpowiedziała mu zaskoczonym spojrzeniem okrągłych niebieskich oczu i wiele obiecującym półuśmiechem.
Na skrzyżowaniu przystanęli. Tutaj droga do domów dziewczyn się rozdzielała. Filip spostrzegł, że piękne powieki Basi zaczynają się kleić.
— W którą stronę teraz? — zapytał Jonasz, starając się mocniej podeprzeć Matyldę.
— Hmm. Do Matyldy w lewo a do Basi w prawo. To która pierwsza? Matylda jest w gorszym stanie, ale do Basi z tego miejsca jest rzut beretem... — Filip zawiesił głos w wyrazie niezdecydowania. Wolałby pozostawić decyzję bratu, to on wszak wziął na siebie ciężar, w sensie dosłownym...
— Nie ma sensu przedłużać, powiedzcie tylko pod jaki adres ją odstawić i idźcie.
— Witosa 135, trafisz bez problemu, to niedaleko Kornela, z resztą w razie czego masz telefon.
Jonasz, nie zwlekając, ruszył w stronę przejścia dla pieszych, ciągnąc na wpół przytomną Matyldę. Sygnalizacja migała na żółto w bladym przypomnieniu potencjalnych zagrożeń, ale ulice były ciche i spokojne. Filip z Basią stali chwilkę śledząc wzrokiem odchodzących, po czym udali się w przeciwnym kierunku.
Oboje mieli wrażenie, że oto udało im się wyłgać od przykrego obowiązku. Barbi starała się zagłuszyć sumienie, które podszeptywało, że powinna sama odprowadzić przyjaciółkę. Odwdzięczyć się tym, za wszystkie te razy, kiedy to jej potrzebna była tego rodzaju pomoc.
„Ale to przecież nie było to samo. Ja nigdy nie upiłam się tak, jak Matylda dzisiaj. I na co byłabym jej potrzebna?" — tłumaczyła sobie. Sama nie miałaby na tyle siły, by ją prowadzić, całe szczęście, że nie była sama. Pomoże jej za to leczyć kaca, nie zostawi przyjaciółki w tak podłym położeniu.
— Zmęczona? — Głos Filipa wyrwał ją z zamyślenia.
— Padam z nóg. To była naprawdę długa noc. Sezon wakacyjny możemy uznać za otwarty, co? — uśmiechnęła się.
— O tak, chociaż teraz będzie inaczej. Zaraz się wszyscy gdzieś pozatrudniamy i nie będzie czasu na włóczęgi po mieście. — Zbliżali się już do domu. — Dobrze się dziś bawiłaś?
— Wspaniale! — wyrzuciła ręce w górę w spontanicznym wyrazie zachwytu i stanęła na wprost Filipa. A on potrafił wykorzystać sytuację, kiedy już ją widział. A teraz widział.
Dwa długie kroki do przodu i oto dłonie pięknej blondynki powoli opadały mu na kark. W jej oczach błyszczało zaskoczenie, ale nie było w nich niechęci. Cudownie było trzymać ją w końcu tak blisko, chwila była jak zaczarowana, gdzieś w trawie grał świerszcz. Barbi zaplotła dłonie na jego szyi w poufałym, pieszczotliwym geście, a jemu nie było potrzebne nic więcej. Pocałował ją.
***
Uroczyście obiecuję kolejne rozdziały w każdy poniedziałek. Długo mnie nie było, ale wracam i obiecuję, że będzie się działo! :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro