Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 5 - Uczucia Barbary

Kilka minut wcześniej...

„Barbaro, weź się w garść" — pomyślała nerwowo.

Nie była przecież osobą nieśmiałą, lubiła flirt i była otwarta. Tymczasem od kiedy uprzytomniła sobie, że Filip jest dla niej kimś więcej niż kolegą, straciła pewność siebie. Bo skoro ona przez tyle czasu go nie dostrzegała, to skąd pewność, że on zobaczył w niej kogoś więcej niż koleżankę? Ich nieliczne spotkania od czasu ubiegłych wakacji odbywały się albo w większej grupie, albo tak jak wczoraj, w Tesco. Spotkali się tam zupełnie przypadkiem i zwyczajnie, po koleżeńsku Filip zaproponował jej pomoc.

Dla nikogo nie było tajemnicą, że tata Aśki był człowiekiem oszczędnym do przesady, a jego samochód nie zepsuł się po raz pierwszy. Szczerze powiedziawszy, z ekonomicznego punktu widzenia, na pewno taniej byłoby oddać tego rzęcha na złom i kupić nowe auto, ale ojciec Aśki pałał do niego jakąś niezrozumiałą miłością. Tak więc Aśka znała już wszystkich mechaników w mieście, niebawem zacznie pewnie recytować ich cenniki... Spojrzała na koleżankę, siedzącą nieco dalej z Anią i kilkoma innymi osobami. Dziewczęta śmiały się z jakiegoś soczystego dowcipu opowiedzianego właśnie przez Rafała.

W tym momencie Sebastian wstał ze swojego miejsca.

— Co tak długo? — zapytał. Reszta jego wypowiedzi utonęła gdzieś w fali śmiechu. Rafał zawsze opowiadał śmieszne historyjki, najczęściej z sobą w roli głównej. Zebrała się w sobie i w końcu postanowiła podejść do Filipa. Już dość czekała i liczyła na to, że dzisiejszego wieczoru w końcu dowie się, na czym stoi. Czy jej zauroczenie jest jednostronne? Czy on też jest nią zainteresowany?

Spojrzała jeszcze na siedzącą obok Matyldę pijącą kolejnego drinka. Przyjaciółka nie była dziś dobrym towarzystwem, niewiele mówiła, polewała za to za dwóch.

— Leć i mną się nie przejmuj — powiedziała tylko, skinąwszy głową w stronę, gdzie stał Filip. Basi nie trzeba było dwa razy powtarzać, energicznie poderwała się z ławki. Jednak kiedy poczuła na sobie ich spojrzenia, ogarnęło ją zdenerwowanie. Złościły ją te rozszalałe emocje. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego, flirt przychodził jej dotąd bardzo łatwo, a nawet dwukrotnie przerodził się w poważniejsze związki, które jednak nie przetrwały próby czasu. Takiego onieśmielenia jednak jeszcze nie przerabiała, a że dotyczyło chłopaka, którego znała niemal od zawsze, było tym bardziej irracjonalne i wkurzające po prostu.

— A oto i zbliża się pierwsza branka dla wikinga! Słowiańska uroda jest na czym oko zawiesić — powiedział Sebastian, akcentując swoje słowa gestem obrazującym jej figurę. Poczuła się nieswojo, jej wzrok błyskawicznie pobiegł do twarzy Filipa, na której nie odbiły się żadne emocje. Zachowywał się tak, jakby w ogóle tego komentarza nie usłyszał! Jonasz się śmiał, a Filip nie powiedział ani słowa. Rozczarowanie zapiekło ją boleśnie. Przecież gdyby mu choć trochę zależało, zrobiłby coś! Odezwałby się! Została zareklamowana jego bratu jako dobra rozrywka na wieczór — to aż prosiło się o jakieś reakcje, tymczasem jego twarz nie wyrażała kompletnie niczego.

— Jesteście nareszcie — powiedziała, siląc się, by zabrzmiało to entuzjastycznie. — Już się martwiłam, że wypijemy całą whisky, zanim się zjawicie. — „Raz kozie śmierć" — pomyślała i ucałowała Filipa w policzek. Gest miał być niby to beztroski, ale poczuła, jak rumieniec wypływa jej na policzki. Odsunęła się od niego błyskawicznie i by zamaskować rosnące zdenerwowanie, wyciągnęła swą smukłą dłoń do Jonasza.

— Mam na imię Basia, ale i tak wszyscy mówią mi Barbi. Chodziliśmy z Filipem do jednej klasy, ale mnie pewnie nie pamiętasz. Czemu tak późno przyszliście? — Ostatnie pytanie rzuciła w powietrze, nie kierując go do konkretnego z braci.

— Jonasz bardzo chciał się wykręcić, a uwierz mi, nie jest łatwo ruszyć go z miejsca, jak już się uprze.

Jej spojrzenie mimowolnie przesunęło się po sylwetce Jonasza. O tak, z pewnością nie było łatwo go ruszyć z miejsca, był szeroki i masywny, na pewno o wiele cięższy od brata.

— Co cię przekonało? — zapytała go.

— Zarzekał się, że będziecie pływać w jeziorze. Stwierdziłem, że film w telewizji może tego nie przebić. Kiedy zaczynacie? — Na ustach Jonasza zaigrał uśmieszek, kiedy zerkał to na brata, to na blondynę.

Nie musiał długo czekać na reakcję. Filip stanął obok Basi i opasał jej talię gestem posiadacza, patrząc mu w oczy wyzywająco. Jego spojrzenie przesyłało wyraźny komunikat — „ona jest już zajęta". Dziewczyna w pierwszej chwili była zdezorientowana, ale oczy jej zabłysły.

„Z tej mąki będzie chleb" — pomyślał i poklepał brata po ramieniu.

— Rafała i Daniela pamiętasz, chodź, klapniemy sobie tam obok — zaproponował Filip, nie wypuszczając Basi z objęć.

Tymczasem wzrok Jonasza ślizgał się po twarzach osób zgromadzonych wokół ogniska. Szukał jakichś znajomych rysów, często zajmował się bratem, kiedy byli młodsi, znał większość jego kolegów, ciekaw był, czy uda mu się rozpoznać któregoś z tych szalonych dzieciaków. Niektóre twarze wydawały mu się znajome, większość jednak nic mu nie mówiła. Długo go nie było, tak wiele czasu stracił...

Jego uwagę przyciągnęła dziewczyna siedząca nieopodal, był pewien, że jej nie znał, ale mimo wszystko wyglądała znajomo. Miał ochotę podejść do niej i zapytać, czy gdzieś się już spotkali — choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak tandetny był to tekst. Zresztą, co mu szkodzi. Jak się zbłaźni, to jest szansa, że ona niczego nie będzie pamiętać, zdecydowanie za dużo już wypiła.

Kiedy uniosła w końcu wzrok znad kubka, jej oczy rozszerzyły się — ze zdziwienia? Czy może ze strachu? Tak, pamiętał te oczy. Rozpoznałby je wszędzie. Wzrok zranionego zwierzęcia. Jego mała sikoreczka, kto by pomyślał, że jeszcze się spotkają?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro