Część 15 - Porady sercowe
Miłosne porady mają w sobie subtelność buldożera na placu rozbiórki.
Jonasz wszedł do Toxic. Niewiele się tutaj zmieniło w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Bar z całą pewnością był w ostatnim czasie odnawiany, ale właściciel wierny pierwotnemu stylowi zachował dawny czar tego miejsca. Ściany w kolorze malachitowej zieleni, lamperia z ciemnego drewna, kinkiety przypominające starodawne uliczne lampy, to wszystko tworzyło nastrojowy klimat tego lokalu. Przy barze stał jakiś młody koleżka, drzwi na zaplecze były otwarte i co chwila migała w nich kobieca postać, zapewne kelnerka.
Jonasz zamówił piwo i zszedł po wąskich schodach na niższe piętro, zwane przez nich dawniej piwniczką. To właśnie tam Jonasz wypił swoje pierwsze piwo. Tam spotykał się z kumplami, zapraszał dziewczyny na randki, nawet całował się po raz pierwszy właśnie w piwniczce. Przypomniał sobie tamto wydarzenie i uśmiechnął się do siebie. Było dziwnie i nieporadnie, a jej usta lepiły się od jakichś babskich specyfików.
O tej porze w piwniczce było jeszcze pusto. W przeciwieństwie do reszty lokalu muzyka tutaj była przytłumiona. Na parterze, oprócz stolików znajdował się parkiet do tańca, zwykle więc było głośno i tłoczno. Na pierwszym piętrze stało za to kilka fliperów i stół do bilarda, równie obleganych co parkiet. Przy takim rozłożeniu atrakcji piwniczka miała raczej swoje stałe grono zwolenników, którzy przychodzili do Toxic po prostu pogadać.
Usiadł przy stoliku w samym rogu, tam, gdzie zwykle siadali przed laty, wyjął z kieszeni telefon i położył przed sobą. Minął już tydzień, od kiedy spotkał Matyldę w przedszkolu i poprosił, żeby się odezwała. Tydzień absolutnej ciszy.
Tego dnia natknął się również na Kornela i chociaż nie szukał kontaktu ze starymi znajomymi, to cieszył się, że na siebie wpadli. W końcu ileż można wysłuchiwać w domu, że zachowuje się jak socjopata?
Wspomniał chwilę, w której oznajmił matce, że w piątek idzie z Kornelem na piwo. Na widok jej szerokiego uśmiechu odczuł satysfakcję. Chyba naprawdę zaczynała się niepokoić jego zachowaniem. Nawet kazała przekazać Kornelowi pozdrowienia, choć po wyrazie jej twarzy musiała mieć na myśli podziękowania za wyciągnięcie go z domu.
Na schodach rozległy się szybkie, lekkie kroki i do piwniczki wszedł Kornel, w jeansach i błękitnym T-shircie.
— Cześć! Barman mi powiedział, że już jesteś i wziąłeś piwo, więc też od razu zamówiłem — uniósł kufel do góry, jakby wznosił toast i usiadł przy stoliku. — Tyle czasu się nie widzieliśmy, że aż nie mogę uwierzyć, że to ty! Gdzieś ty przepadł? Pamiętam, że w domu miałeś strasznie ciężko po śmierci taty i wyjechałeś gdzieś za granicę, do Norwegii chyba? — uniósł brew.
— Tak. Łapałem tam, co się dało, z czasem było coraz łatwiej. I tak rok za rokiem, jakoś zleciało — chciał zakończyć temat Jonasz.
— I dopiero teraz wróciłeś? Byłem pewien, że przyjedziesz, kiedy usłyszałem, że twoja mama wychodzi za mąż. Rozglądałem się za tobą, ale się nie zjawiłeś. Co to był za ślub! Mówię ci, całe miasto huczało wtedy od plotek.
— Chciałem wtedy wrócić, ale miałem kontrakt, jakieś życie... Nie mogłem tego wszystkiego ot tak zostawić. Nie było wyjścia, musiałem jeszcze tam zostać jakiś czas. Za dużo spraw mnie wiązało.
— Aaa jakaś piękna Norweżka, jak myślę? — Kornel uśmiechnął się zawadiacko.
Jonasz odpowiedział mu uśmiechem, ale darował sobie sprostowanie, że nie było żadnej Norweżki, nawet brzydkiej. Po co zagłębiać się w to łajno. Prawdopodobieństwo, że ktoś to wszystko zrozumie, jest tak nikłe, że nie ma co zaczynać tematu.
— Ty mi raczej opowiedz, co się u ciebie przez te lata działo. Widziałem twojego chłopaka, a jego mama? — zapytał.
— Ha! Jego mamę też znasz. To Iwonka Piasecka, chyba pamiętasz, jak za nią latałem — odpowiedział Kornel z triumfującym uśmieszkiem.
— I wylatałeś, jak widzę — wziął łyk pienistego napoju. — Ile ma lat Szymek?
— Sześć. Kurcze, żebyś ty wiedział, jak długo mnie Iwonka olewała! Po ślubie powiedziała mi, że to była taktyka, żeby utrzymać moje zainteresowanie, przeczytała to w jakimś poradniku. Podkochiwała się we mnie od podstawówki. Przez te lata, nauczyłem się, że im trudniejsze wyzwanie, tym bardziej warte zachodu. To była prawdziwa zabawa w ciepło-zimno. Raz byłem najlepszy, a kilka dni później ledwo zwracała na mnie uwagę. Zresztą pamiętasz chyba, jakie miałem przez nią jazdy. Trwało to całymi latami, aż w końcu na jakiejś imprezie zrobiłem jej dziecko. Nie, żebym to planował, ale powiem ci szczerze, że jak tylko zorientowałem się, że sprawa wymknęła się spod kontroli, to wcale się nie martwiłem. No i jest Szymek. Wprawdzie ślub trzeba było organizować szybko, ale co tam... Mamy jeszcze córkę, Weronikę, ma dwa miesiące — uśmiechnął się lekko, jego twarz przybrała nieobecny, rozanielony wyraz.
— To gratuluję, stary. Przekaż Iwonce moje pozdrowienia. Fajna z niej była dziewczyna. — Jonasz poklepał Kornela po ramieniu.
— A co z tobą? Z Norweżką chyba nie wyszło, skoro zdecydowałeś się na powrót?
Jonasz zamyślił się nad odpowiedzią. Nie chciał wyprowadzać kolegi z błędu, bo co za różnica czy była w jego życiu jakaś kobieta, czy też nie... Skoro dzięki temu mógł uniknąć rozmów na niewygodny temat... O Matyldzie za to chętnie by z kimś pogadał, a skoro oprócz Kornela ma do wyboru jedynie Filipa Wścibskiego i Ojczyma Dyrektora...
— Poznałem tu taką jedną...
— I co z nią? — Kornel poruszył się na swoim krześle.
— Właściwie nie wiem. Jak to się mówi? Że wysyła sprzeczne sygnały? Widzę, że jest mną zainteresowana, ale mnie olewa. Zostawiłem jej numer i nie zadzwoniła. Spotkaliśmy się tydzień później, ponowiłem propozycję i znowu cisza. Trochę się pogubiłem. Chciałbym ją lepiej poznać, ale ona ewidentnie mnie unika. Pracuje w przedszkolu, czasem odbieram stamtąd siostrę. Nie raz próbowałem ją zaczepić, ale za każdym razem jak tylko mnie zobaczy, zagaduje najbliższą osobę, a potem ucieka z szatni, omijając mnie wzrokiem. Za tydzień będziemy na tej samej imprezie, a ja już sam nie wiem co mam z nią zrobić. Przycisnąć ją, czy raczej odpuścić — westchnął.
Kornel oparł przedramiona na stole i pochylił się lekko w stronę Jonasza.
— Jesteś pewien, że to nie zabawa w ciepło-zimno? Słuchaj, wiele razy miałem dość tych gierek z Iwonką, uwierz mi, ale wiedziałem, że jak odpuszczę, to będzie koniec, wszystko przepadnie. A chciałem ją mieć. Byłem cierpliwy i w końcu się doczekałem. No... może nie polecam zapładniania jako metody zdobywania kobiety, ale... — puścił mu oczko. — W miłości wszystkie chwyty dozwolone, co nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro