Część 11 - Żale i smutki
Matylda przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz telefonu. Zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Chciała iść do pokoju matki i starać się jakoś wytłumaczyć, przeprosić, ale dobrze wiedziała, że nic nie może jej w oczach matki wybielić. Gdyby teraz tam wpadła i zaczęła wyjaśniać, że była tak pijana, że myślała, że to sen, pogrążyłaby się tylko jeszcze bardziej. W tym domu pijaństwo było absolutnie nietolerowane, a jeśli jego konsekwencją było spędzenie nocy z praktycznie obcym mężczyzną, to niestety jej wina przekraczała już skalę wytrzymałości rodziców.
Wzięła więc oddech, spojrzała jeszcze raz w wyświetlacz i odpisała, że za chwilę wyjdzie z domu. Zaczęła pospiesznie wrzucać drobiazgi do torebki. Jeszcze tylko telefon, klucze i można iść.
W korytarzu na dole natknęła się na mamę. Kobieta zmierzyła ją surowym wzrokiem.
— Wychodzisz gdzieś? — zapytała lodowato.
— Tak, idę do Basi. — Nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się znów jak mała dziewczynka, która coś przeskrobała i biegnie pożalić się przyjaciółce. Matka wyraźnie myślała dokładnie o tym samym, mierząc ją lekceważącym spojrzeniem, po czym wyszła do kuchni bez słowa, jakby nie było warto strzępić sobie języka na pożegnanie z córką.
Matylda, pomimo kaca, niewyspania i wyrzutów sumienia, starała się poruszać żwawo. Do domu Basi nie było znowu tak blisko, jakieś 20 minut szybkiego marszu. Kiedyś często kursowały między jednym domem a drugim, wzajemnie się odprowadzając, bo tak trudno czasem było się rozstać. To dziwne, jak przez te lata niewiele się między nimi zmieniło.
Jasna głowa Barbi mignęła przez chwilę w oknie na parterze. Matylda nie zdążyła się nawet zastanowić, czy powinna zapukać, czy też tak jak to było przed wyjazdem na studia — po prostu wejść — gdyż drzwi odskoczyły, i koleżanka wciągnęła ją do chłodnego wnętrza budynku.
— Cholera! Matylda! Co z ciebie za przyjaciółka! — Naskoczyła na nią bez chwili zwłoki, gdy tylko minęły próg jej pokoju.
— Mogę zapytać, o co ci chodzi, zanim zacznę się tłumaczyć?
— Nie udawaj, że nie wiesz! Filip zadzwonił do mnie, żeby mnie zaprosić na randkę...
— Wiedziałam! Nie mogło być inaczej, mówiłam ci! — przerwała jej Matylda. — Ale nie rozumiem, czemu w związku z tym jestem taką złą przyjaciółką...
— Bo to nie o to chodzi! Słuchaj dalej, a nie przerywasz! — skrzywiła się — Napisałam ci SMS-a zaraz po jego telefonie. Bo widzisz, on mi powiedział, że spałaś z jego bratem! — aż się zapowietrzyła. — Co z ciebie za przyjaciółka, że ja się takich rzeczy dowiaduję z drugiej ręki! — wbiła w nią oskarżycielskie spojrzenie.
Policzki Matyldy momentalnie zapłonęły ze wstydu.
— To wszystko nie tak... Nie... Ja nie... My nie spaliśmy ze sobą... To znaczy, spaliśmy, ale nie...
— Boże. Przestań się jąkać i wyduś to z siebie nareszcie!
Matylda wzięła głęboki oddech. Musi się uspokoić i zacząć myśleć trzeźwo... Nagle w głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl. Filip... Skąd on w ogóle o tym wie?
— Jonasz tak powiedział? — zapytała. Bała się usłyszeć odpowiedź. Miała wrażenie, że on ją rozumie, że coś ich łączy... Gdyby okazało się, że przechwalał się bratu, że ją zaliczył... Trudno w to uwierzyć, bo to ona zaczęła się do niego przystawiać... Mimo wszystko był facetem, może po prostu postanowił skorzystać z okazji i podkoloryzować nieco fakty?
„Obudź się — powiedziała sobie w myślach. — To prawdziwy świat, a nie bajka o Śnieżce. Tutaj nowo poznani ludzie zwykle okazują się kompletnym przeciwieństwem tego, co o nich myślimy. Robił dobre wrażenie? Pewnie niewiele różni się od Kamila".
Poczuła się odrobinę lepiej przygotowana na odpowiedź, którą miała dla niej Barbi.
— Nie, kazał Filipowi się odwalić. Fakty mówią jednak same za siebie. Wrócił dopiero po 10, cały rozczochrany i spocony. Więc nie próbuj mi tu ściemniać i opowiadaj, jak to było! — zakończyła wojowniczo.
— No dobrze. — Matylda westchnęła zrezygnowana. — Odprowadził mnie, nawet nie do drzwi a do mojego łóżka... Chwilę rozmawialiśmy, zrobiło się intymnie, pocałowaliśmy się raz czy dwa i zasnęliśmy. Kiedy się obudziłam, już go nie było. Ot i koniec historii — zakończyła, starając się przybrać obojętny ton. Trzeba zmienić temat, nim zacznie drążyć! — Mówisz, że taka ze mnie zła przyjaciółka, ale sama też jakoś nie opowiadasz o Filipie. Odbijamy piłeczkę, teraz ty się zwierzasz!
— Przepraszam! — zaczęła lekko naburmuszona. Nie przestawała się jednak uśmiechać. — Miałam wpaść do ciebie zaraz z rana, z samarytańską misją leczenia twojego kaca, wszystko bym ci wtedy opowiedziała, ale zaspałam. Kiedy wstałam, mama zaprzęgła mnie do roboty, no, a potem zadzwonił Filip... I od razu napisałam ci SMS! Więc jestem poniekąd usprawiedliwiona. Chyba — uśmiechnęła się rozbrajająco.
— Okey, wytłumaczyłaś się już, to może teraz opowiesz?
— Kiedy odprowadził mnie do domu, pocałowaliśmy się. W sumie nie wiem nawet, jak do tego doszło. Było cudownie! Magicznie! Po wszystkim byłam taka oszołomiona, że nie wiedziałam co powiedzieć, więc rzuciłam jakieś ledwo dosłyszalne „dobranoc" i weszłam do domu. Oczywiście ledwo weszłam do pokoju, a już zaczęłam żałować, że tak uciekłam. Trzeba było z nim jeszcze zostać, może zaprosiłby mnie na randkę już wtedy! Taka okazja! Ale nie! Ja oczywiście wolałam dać nogę i się zamartwiać, że jak się znowu spotkamy, to będzie tak, jakby ten pocałunek nigdy się nie wydarzył... Co za szczęście, że zadzwonił i zapytał, czy nie mam ochoty gdzieś z nim wyskoczyć! Czuję się, jakbym zakochała się po raz pierwszy! — Tak też wyglądała, oczy jej błyszczały, a policzki były uroczo zaróżowione. Pierwsza miłość wypisz wymaluj.
— To, że jestem totalnie wniebowzięta, nie znaczy, że jestem ślepa, Mati... - powiedziała Basia, poważniejąc. — Co cię gryzie? Nieźle wczoraj dałaś w palnik, tego jeszcze nie przerabiałyśmy... No i ten Jonasz... Obściskiwanie się z obcymi też jest do ciebie niepodobne. Widzę, że dzieje się coś złego, ale nie dajesz sobie pomóc — popatrzyła na przyjaciółkę z troską.
— Och, Basia, po prostu jestem beznadziejna. Tak się staram. Zawsze stawałam na rzęsach, żeby ich zadowolić i co? Oczywiście musiałam wszystko zawalić. Ja... — urwała, niezdecydowana, czy na pewno chce kontynuować tę rozmowę. Trudno było jej się zwierzać, po takim czasie. — Zdecydowanie za dużo wypiłam wczoraj. Do tego stopnia, że wydawało mi się, że cała ta sytuacja z Jonaszem to sen. Dość ekscytujący, ale jednak sen. A to się działo naprawdę! W dodatku mama widziała go rano, kiedy się ubierał, nie dała sobie nic wytłumaczyć. Jak to mówiłaś: fakty mówią same za siebie...
— Nie — przytuliła ją. — Nie jesteś beznadziejna. To oni mieli zawsze zbyt wysokie wymagania. Nie pozwalali ci na bycie zwykłą dziewczynką. Musiałaś mieć same piątki — zaczęła wyliczać. — Chodziłaś na tyle zajęć dodatkowych, że w tygodniu ledwo starczało ci czasu na chwilę spaceru. Ubierałaś się jak pani w średnim wieku i absolutnie nie mogłaś się ubrudzić ani nawet spocić... Wytresowali cię. Tak bardzo, że czasem nawet ja z trudem odnajdywałam pod tą skorupą, w którą cię zakuli, ciebie. — Ujęła ją za podbródek i spojrzała w oczy. — Wiem, że to zabrzmi trochę jak podżeganie do buntu, ale jesteś teraz dorosła. To właśnie teraz jest czas na to, byś zaczęła układać sobie życie po swojemu. Przestań ich zadowalać i skup się nareszcie na sobie. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco. — Może sprowadzanie faceta do sypialni po alkoholu nie jest czymś chwalebnym, ale to jeszcze nie tragedia...
— Dla nich to prawie koniec świata — odpowiedziała Matylda gorzko. — Mama zagroziła, że wyrzuci mnie z domu, jeśli nie będę zachowywać się odpowiednio.
— A tak, racja. Pamiętam. „Pod tym dachem nie tolerujemy pijaństwa i rozwiązłości!" — przedrzeźniała Barbi.
Kąciki ust Matyldy momentalnie podjechały w górę. Nikt tak nie potrafił rozładować atmosfery, nawet najbardziej podłej — jak ta śliczna blondynka o oczach jak gwiazdy. Błyszczały zawadiacko w oprawie długich jedwabistych rzęs. Po chwili obie dziewczyny zwijały się ze śmiechu, prześcigając w coraz zabawniejszych replikach. Żarty pierwsza przerwała Basia:
— Sama nie wiem co myśleć o Jonaszu. Wydaje się taki niepodobny do Filipa, nie tylko fizycznie... — urwała. Jej oczy zrobiły się nagle okrągłe jak spodki. Wyglądała na zaskoczoną i zszokowaną. — Mati! Jak mogłaś tak zmyślać! — i rzuciła w nią jaśkiem.
— Co? — Matylda złapała poduszkę tuż przed twarzą i znów wybuchnęła śmiechem.
— Kłamczucho jedna! Powiedziałaś, że pocałowaliście się raz czy dwa! Najwyraźniej to nie były tylko takie zwykłe buziaczki, jak próbujesz mi wcisnąć, skoro twoja mama widziała, jak się ubierał!
— Możesz już przestać do tego wracać? — znów się zaczerwieniła. Dlatego, że została przyłapana na kłamstwie, czy z innych powodów?
— Będę do tego wracać, aż wyciągnę z ciebie każdy pikantny szczegół! — wycelowała w nią palec wskazujący. — Mów jak było naprawdę!
Policzki Matyldy płonęły. Czuła się zażenowana. Nie miała najmniejszej ochoty nikomu opowiadać o tej rozkosznej chwili swojego upadku. Nie mogła spojrzeć w lustro, a co dopiero roztrząsać takie sprawy!
— Było tak, jak powiedziałam — odburknęła tylko.
Resztę popołudnia spędziły na miłych pogawędkach. Basia w końcu odpuściła przesłuchanie i pogodziła się z faktem, że żadnych nowych informacji nie uda się jej tą drogą pozyskać.
Kiedy w końcu Matylda zdecydowała się wrócić do domu, było już po dziewiętnastej. Na ulicy, wśród ludzi spieszących każde w swoim kierunku, poczuła się znów malutka i nic niewarta. Unikanie Jonasza nie powinno być trudne, miasto jest duże, a oni nie mają zbyt wielu wspólnych znajomych... No bo jak po tym wszystkim spojrzeć mu w twarz? Zachowała się przecież tak bezwstydnie. Sama sprowokowała całą tę sytuację, nic jej nie tłumaczy, a już najmniej to, że myślała, że to sen. Chciała tego! „Boże, on teraz pewnie myśli, że jestem łatwa!" — pomyślała z narastającym przerażeniem. Unikanie go to zdecydowanie jedyne rozsądne rozwiązanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro