Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 6 - (Nie)oczekiwane spotkanie

 — Nie spodziewałem się ciebie tutaj, kjære. — Jonasz usiadł tuż obok Matyldy na szerokim, szorstkim pniu. Najpierw spojrzał dziewczynie w oczy, wielkie i pełne zdziwienia, potem rozejrzał się jeszcze raz. Temu miejscu nie można było odmówić uroku. Jezioro i jego otoczenie, zwłaszcza teraz — w ciemności, rozjaśnionej jedynie płonącym ogniskiem, miało jakiś ponadczasowy urok.

Przez chwilę przyglądał się bratu, który niepewnie ujął tę śliczną laleczkę za łokieć i poprowadził na ławkę, po drugiej stronie ogniska. Nigdy by nie przypuszczał, że z małego Filipa wyrośnie taki wielkolud.

— Mam na imię Matylda. Mati, jak wolisz — powiedziała dziewczyna siedząca tuż obok. Jej brązowe oczy błyszczały niespokojnie.

— Jonasz, brat Filipa — odpowiedział, choć był przekonany, że każdy, kto był tu dziś obecny, doskonale zdawał sobie sprawę, kim on jest. Ta sikoreczka też musiała o tym wiedzieć. — Niech zgadnę, chodziliście razem do klasy? — Jeden kącik jego warg uniósł się w ironicznym uśmiechu.

— Tak. Zresztą każdy tutaj albo chodził z nami do klasy, albo chodził z kimś z naszej klasy. Lata liceum to było prawdziwe wariactwo! — westchnęła. — Nie chciałam tu przychodzić — Jej głos zabrzmiał głucho, zupełnie wyprany z emocji.

O, jakże dobrze ją rozumiał!

— Witaj w klubie. Co cię skłoniło do zmiany zdania?

— Och, ja wcale nie zmieniłam zdania, ale Barbi to moja najlepsza przyjaciółka. Ostatnio trochę w tej roli nawalałam, więc nie mogłam jej odmówić, kiedy zaczęła mnie naciskać. Mówiła, że potrzebuje... Zaraz, jak to określiła? — dotknęła palcem wskazującym swoich ust w geście zastanowienia. — A, już wiem. Potrzebuje mentalnego wsparcia przy podrywaniu twojego brata.

„No tak, blondyna, jak widać, zagięła parol na młodego, a on, idiota, taki jest zakochany, że sam tego nie widzi" — roześmiał się pod nosem z własnych myśli.

— Nie uwierzysz, ale ten baran przyciągnął mnie tu, mówiąc, że muszę poznać kobietę jego życia, zanim zbierze się na odwagę do niej wypalić, bo jak dostanie kosza, to zamknie się w pokoju na zawsze. Denerwował się, jakby się miał oświadczać. Chyba to nie zaszło aż tak daleko, co? — zapytał.

Sprawiał mu przykrość fakt, że nie zna tego młodego człowieka, na którego wyrósł jego brat. Jako dzieci dogadywali się świetnie, teraz jednak trudno było im się porozumieć. A najbardziej dobijało go to, że on był temu winny. Sam zniechęcał brata do podejmowania prób jakiejkolwiek rozmowy. Trzymał go na dystans swoją niechęcią do opowiadania o ostatnich dziesięciu latach. Gasił jego pytania, zmieniał temat, odpowiadał wymijająco, ale naprawdę, chciał jedynie zapomnieć o życiu w Norwegii. Trzeba przyznać, że zaangażowanie się w świat tego kogucika i jego zmagań uczuciowych może na nowo zbliżyć ich do siebie, a przy okazji pozwoli trochę oderwać się od wspomnień.

Widocznie wizja domniemanych oświadczyn wydała się jego towarzyszce zabawna.

— Może w końcu odważy się ją zaprosić na randkę. — W głosie Matyldy dźwięczał śmiech, w oczach zamigotały iskierki. Widać ją też absorbowały miłosne perypetie Barbi.

Nagle spoważniała, wzięła spory łyk z plastikowego kubeczka, który trzymała w dłoniach. Ciekawe ile już wypiła? Sam zerknął na identyczny kubek, który tkwił w jego rękach. Ciągle pełen.

— Opowiedziałeś komuś o wczoraj? — zapytała cichutko. Gdyby nie był tak skupiony na jej ustach, z pewnością by jej nie usłyszał. Miała cholernie piękne usta.

— Nie, jakoś ostatnio nie jestem specjalnie gadatliwy. A zresztą, po co miałbym komuś o tym mówić? Nie wiedziałem nawet, kim jesteś. — Wbił wzrok w jej oczy, niepewne, wystraszone. — A może teraz powinienem komuś opowiedzieć? Może blondyna ci pomoże?

Matylda odwróciła wzrok, uciekając przed jego spojrzeniem.

— Ostatnio mi się to zdarza, ale przejdzie, to nic takiego — wzruszyła ramionami. — Nie ma sensu zawracać tym głowy komukolwiek.

Przez chwilę oboje milczeli, ona znów wbiła spojrzenie w drinka, dzięki czemu mógł bez konsekwencji dalej kontemplować kształt i kolor jej ust. I znów usłyszał jej słowa tylko dzięki temu, że się w nią wpatrywał, jak jakiś napalony nastolatek.

— Życie jest do bani, wiesz? — powiedziała.

Roześmiał się ponuro. Nie był to przyjemny śmiech, cichy, niski i taki... Gorzki.

— O tak, wiem.

Ostatnie dziesięć lat dokładnie pokazało mu, że życie jest paskudną suką, a wszelkie gadki, że dobro do nas wraca, można włożyć między bajki. Dzień po dniu poświęcał się dla matki i brata. To było dobre i słuszne. Dzięki temu miał w życiu jakiś cel. A potem matka poznała tego całego Bartka. Z jednej strony cieszył się jej szczęściem, należało się jej za wszystkie cierpienia, których doświadczyła. Jednak będąc daleko, nie potrafił wtedy ocenić, jak bardzo jest to związek poważny i jak może wpłynąć na niego. Kiedy więc dostał propozycję, że za sponsorują mu kurs podnoszący kwalifikacje zawodowe w zamian za podpisanie zobowiązania na siedem lat, ucieszył się i przyjął ją chętnie. Zaraz potem matka przestała potrzebować jego pomocy, bo Bartek wziął na siebie sprawy finansowe. Postanowili wziąć ślub. I kiedy oni radośnie wili sobie gniazdko miłości, on sam po raz setny studiował treść dokumentu, ale nie znalazł innego wyjścia jak pozostać do końca kontraktu. I tak oto utknął w piekle.

Spojrzał na nią akurat, kiedy wychylała kubek do dna.

— Dużo wypiłaś? — zapytał, choć nie do końca wierzył, że Matylda w ogóle zwracała na to uwagę. Miała wzrok człowieka zrezygnowanego, który szuka w kieliszku zapomnienia.

— Jak na mnie? Dużo. Nie jestem typem imprezowiczki, ale zaczynam powoli rozumieć alkoholików. — Zerknęła na wciąż pełny kubek w jego dłoniach. — A ty nie pijesz?

— Już nie. — Jakże dobrze ją rozumiał. Bardzo wiele wieczorów spędził samotnie przy kieliszku, zapominając o paskudnej rzeczywistości. Tyle że w końcu nadchodzi dzień i znów trzeba stawić mu czoła, a z ciężką, bolącą głową jest to trudniejsze. Szybko zrozumiał, że ta droga wiedzie donikąd.

— Weź — powiedział, podając jej swój kubek. — Zrób sobie dziś wieczór zapomnienia, a ja zadbam, żebyś w jednym kawałku dotarła do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro