Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twój Anioł Stróż do usług!


 Obudziłam się i wstałam. Byłam w moim starym pokoju, który dzieliłam z siostrą. Przez chwile zastanawiałam się, jak się, tu znalazłam. Zdziwiłam się, że wygląda on tak jak kilka lat temu. Gdy mój brat wyprowadził się, ze swojego pokoju do mieszkania na parterze w naszym domu moja starsza siostra przejęła jego pokój. A mi pokój urządzili z części strychu. A ten, który dzieliłam, z siostrą sami przejęli, moi rodzice mieli dość spania w salonie. A mi spokojna miejscówka na strychu gdzie miałam, święty spokój pasowała.

 Wyszłam, z pokoju wszystko wokół w mieszkaniu wyglądało jak dawniej. Nawet moje stare gry walały się na korytarzu. Pomyślałam sobie „coś tu nie gra. Czy to sen? A może właśnie się, obudziłam ze snu?". – Przemyślałam to jeszcze raz „może życie, które wydawało się, moim życiem to był sen? Albo raczej koszmar! Jak sen to bardzo realistyczny, ale w sumie zawsze mam takie realistyczne sny". – Skończyłam rozmyślać i zajęłam się tym, co zawsze robiłam w ciągu dnia.

 Przyszły do mnie koleżanki więc poszłyśmy na podwórze. Zaczęliśmy grać w jakąś grę polegającą na odpowiadaniu na temat, jaki myśli dana osoba w danym momencie. Zabawa trwała w najlepsze aż w końcu przyszła moja kolej, by zgadnąć.

 - Nie wiem? Hm? O pogodzie? – Zaczęłam się, śmiać.

 Ale dziewczyny zamilkły i zrobiły poważną minę. – Mylę się?

 One patrzyły się, na mnie tak jakbym zrobiła coś złego. Dziewczyna, której myśli miałam, zgadnąć gwałtownie obróciła głowę w moim kierunku.

 - To o czym myślę to? Czy naprawdę sądzisz, że to twoje życie? – Gdy skończyła, zdanie nagle w tym samym momencie reszta dziewczyn obróciła głowę w moim kierunku i uważnie mi się przyglądała.

 - Słucham? – Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.

 - Mylisz się. To już nie wróci nigdy – ostanie, słowo powiedziała głośniej i wyraźniej. – A tak swoją drogą?

 - Tak? – Poczułam, jakby na dworze zrobiło się, chłodniej a atmosfera gęstsza.

 - Czy ty przypadkiem nie miałaś umrzeć? – Delikatnie się, uśmiechnęła.

 - O czym ty mówisz! Uspokój się! – Wstałam z przerażoną miną.

 - Umrzyj! – Zaczęła chichotać.

 - No właśnie! Umieraj! – powiedziały równocześnie reszta dziewczyn i także zaczęły chichotać.

 - Co się dzieje? – Próbowałam ogarnąć sytuację.

 - To ty nam powiedz. – Przestała się, śmiać jedna z dziewczyn i zrobiła zadowoloną minę.

 Jej słowa i śmiechy dziewczyn zaczęły odbijać się, echem w mojej głowie. Zaczęłam budzić się, jednocześnie mrucząc coś pod nosem.

 Wyciągnęłam rękę przed siebie i chwyciłam czegoś. Była to ręka „boże chwyciłam rękę" – Była ciepła i strasznie chuda. Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Leżałam, na brzuchu na końcu łózka, a głowę miałam tam, gdzie powinny być nogi. A przed sobą miałam uśmiechniętą dziewczynę, o której biło jasne światło. Która miała skrzydła „ona ma skrzydła!? Chyba nie do końca się, obudziłam". – Miała blond kręcone włosy do ramion, ciemnoniebieskie oczy, drobne piegi na nosie i pudrowe usta. Była drobnej sylwetki i do tego strasznie chuda. Średniego wzrostu. Ogólnie rzecz biorąc, była bardzo ładna. Ubrana była w koronkową białą sukienkę z długim rękawem i kremowe buty na obcasie za kostkę. A co najważniejsze miała parę śnieżno białych anielskich skrzydeł.

 - Dobry wieczór panienko Marto! – przywitała się, dziwna nieznajoma.

 - To tylko sen, idę spać dalej. – Oklapłam głowę na łóżko.

 - Panienko Marto to nie sen proszę się, obudzić! – Wyrwała, rękę z mojego uchwytu chwyciła mnie za barki i zaczęła mną potrząsać.

 - Czego chcesz? I kim jesteś? – Usiadłam po turecku i powiedziałam wkurzona.

 - Witam cię. – Chrypnęła. – Jestem Wiktoria twój Anioł Stróż do usług! – odparła nieodpartą radością. Okręciła się, w kółko i na koniec zasalutowała.

 - Że jak? – Nie mogłam, pojąć co się dzieje.

 - Witam cię,  jestem...- Zaczęła od początku.

 - Chwila, chwila. – Przerwałam jej. – Że kim jesteś?

 - Aniołem Stróżem. – Uśmiechnęła się, promiennie.

 - Ok? Ale skoro idziemy tym tropem to czy? Ja od urodzenia nie mam „Anioła Stróża"? – Pokazałam w powietrzu palcami znak cudzysłowu.

 - No właśnie nie. Wielu ludzi tak myśli, ale to nie jest prawda.- Uśmiechnęła się i pokręciła głową. – Gdyby każdy miał, swojego Anioła Stróża to by nam zabrakło ludzi do pracy. A ostatnio i tak chętnych do pracy brak.- Uniosła ręce w geście ekscytacji. – Ale ja ci zaraz wszystko dokładnie wyjaśnię – zastanowiła się, przez chwilę. – Albo przynajmniej postaram się, wszystko wyjaśnić. – Zmrużyła oczy. – Od czego by tu zacząć? Hm? A no właśnie! Przysłał, mnie „Szef" z góry bym cię chroniła od złego. Grozi ci zagrożenie wynikające z faktu, że pokonałaś swoje przeznaczenie, jakim było śmierć.

 - Właśnie! Ja żyje. – Uśmiechnęłam się. – Która jest godzina?

 - Parę minut po północy.

 - Czyli jest poniedziałek? Wiedziałam, że mi się uda. – Zachwyciłam się, sobą. –Zawsze wygrywam.

 - Czy mogłabym, dokończyć moją wypowiedz panienko Marto?

 - Proszę, kontynuuj. – Zachęciłam ją gestem ręki.

 - Dobrze. – I Zaczęła dalej. - A przez kontakt z Ponurym Żniwiarzem otrzymałaś, nieśmiertelne i doskonałe ciało bez chorób, a do tego jakieś nieokreślone moce, wiele osób chciałoby to wykorzystać dla swoich celów. Oczywiście to, że jesteś, nieśmiertelna nie oznacza, że jesteś na przykład nożoodporna. – Zaśmiała się, na koniec.

 - Nikt nie jest nożoodporny. – Przekrzywiłam usta.

 - Ja jestem – oparła z radością.

 - Ach! I mam rozumieć, że teraz będziesz wszędzie za mną łazić? – zadałam pytanie, które mnie nurtowało.

 - No tak. – Poruszyła ramionami.

 - „No tak"? Mówisz to tak po prostu?

 - No tak. Panienko Marto.

 - Przestań z tym „no tak"!

 - Dobrze panienko Marto. – Uśmiechnęła się.

 - I z tą "panienką Martą" to wykurzające.

 - Oj nie bądź taka panienko Marto. – Zaśmiała się, a ja miałam tego dość.

 Po chwili siedzenia z nieznajomą w ciemnym pokoju usłyszałam dźwięk szerzej otwieranego okna. Do środka wszedł Maximus.

 - A ty mnie nazwałeś psem? A sam zachowujesz się jak bezdomny kot. – Zirytowałam się.

 - Daj spokój! Poza tym ja cię przynajmniej nie ugryzłem. - Usiadł na zagłówku łóżka.

 - Nieważne. Po co tu, żeś przylazł?

 - Żeby cię chronić ! – odpowiedział bez mrugnięcia okiem. – Ona to kto? Widzę, że anioł.

 - Jestem Wiktoria jej Anioł stróż – nieznajoma przedstawiła się.

 - Jak widzisz, mam już ochroniarza więc możesz już iść. – Zaczęłam wskazywać mu drogę, którą przyszedł.

 - Nie ma takiej możliwości – odparł.

 - A czemuż to?

 - Gwardia mnie przysłała – powiedział, nieśmiało jakby bał się mojej reakcji.

 - Co mówisz tak cicho? Myślisz, że pomyślałam, że przyszedłeś tu w tej sprawie sam od siebie? Nie jestem taka głupia. – Chrapnęłam pod nosem i wstałam z łóżka, a następnie usiadłam na fotel przy biurku.

 A on zrobił niezadowoloną minę. Nagle rozległ się, głośny dźwięk burknięcia. Był do dźwięk dobiegający z Maxa.

 - Zanim tu przyszedłeś, mogłeś, coś zjeść słyszę twój brzuch, aż tutaj.

 Zrobił dziwną minę i uniósł brew.

 - Co się tak dziwisz? – Nagle coś do mnie dotarło. – Tylko mi nie mów, że od naszego ostatniego spotkania nic nie jadłeś?

 - Nie miałem na to okazji – wykręcał się. Jego brzuch znowu zaburczał. – Poza tym nie jadłem trochę dłużej niż od naszego ostatniego spotkania.

 - To od kiedy?

 - No wiesz? – pisnął.

 - Tylko mi nie mów, że od pierwszego? – przeraziłam się.

 Nie odpowiedział, zaczął tylko pomrukiwać.

 - Idiota! – odparłam.

 - Ponurzy Żniwiarze nie czują głodu. Po co im jedzenie skoro i tak są martwi – prychnął – A ja nim byłem dość długo więc? – zastanowił się – Zwyczajnie zapomniałem, że mam ludzkie ciało teraz i jego potrzebuję. I nie jestem idiotą!

 - Jesteś. Jak mogłeś zapomnieć?

 - Muszę się przyzwyczaić do obecnej sytuacji. Nie tylko ty masz teraz trudne chwile. Nawet nie wiesz, przez co ja obecnie przechodzę! Jestem kpiną dla całego oddziału – zaczął sępić.

 - Ok!

 - Przestańcie się, kłócić! – przerwała nam Wiktoria. – A ty? Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz i coś zjesz, bo nam padniesz. No? Sio, sio – zaczęła wyganiać go z pokoju.

 - Nigdzie się, nie wybieram! Aniołku. – Wstał z łóżka.

 - Wy Żniwiarze jesteście tacy uparci jak osły. Doprawdy.

 - Zważaj na słowa. – Podszedł do niej.

 - I do tego agresywni. – Przyjęła ostrzegawczą minę.

 - Bo cię zaraz? Och...! – Zaczął nerwowo potrząsać rękami.

 - Przestańcie! Obydwaj! – Przestraszyłam się, że wybuchnie mi tu zaraz jakaś sprzeczka. Atmosfera wyglądała dość nerwowo. Aż wstałam z krzesła.

 - Dlaczego? – spytała Wiki.

 - Ona zaczęła! – powiedział Maximus.

 - Żebyście się, nie pozabijali – odparłam.

 - Na to już za późno już jesteśmy oboje martwi – odezwała się, dziewczyna.

 - Mów sama za siebie! Ja mam przecież nowe nieśmiertelne ciało – odparł. A potem tryumfalnie się zaśmiał.

 - Jesteście irytujący – zrobiłam zrezygnowaną minę. Podeszłam do klatki moich świnek – Wy jesteście, zapewnię głodni. – Wsypałam im jedzenie do miseczki. Spojrzałam na Maximusa. – Teraz tylko ty mi jeszcze zostałeś do nakarmienia – uśmiechnęłam się.

 On zrobił zdziwioną minę.

 Otworzyłam szufladę komody, która była pełna leków.

 Trzy pierwsze szuflady komody, na której stoi klatka, moich świnek są pełne pudełek leków. Szafka ta stoi centralnie naprzeciwko mojego łóżka, które stoi pod oknem, które jest, długie na prawię całą prawą ścianę pokoju i sięga sufitu, gdyż sufit w kierunku łóżka ma spadek. Sufit mojego pokoju jest wyścielony białymi deskami i zwisają z niego trzy kolorowe lampy. Koło łóżka na ścianie naprzeciwko ciemnych drzwi jest duża szafa koło okna obok niej regał a w samym rogu biurko z obrotowym krzesłem, nad którym jest tablica korkowa, do której jest przyczepione mnóstwo dupereli. Blisko biurka jest wcześniej wspomniana komoda z czterema szufladami i dużą szarą klatką koło niej stoi wielki worek karmy. Meble w moim pokoju są białe. Ściany koloru nieba a podłoga ciemna. Okna są, duże białe a w nich wiszą czarne firany ze wzorami gwiazd. Których w zasadzie nigdy nie odkrywam. Pod sumując, mój pokój jest średniej wielkości, prostokątny i bardzo przytulny i do tej pory był bardzo cichy.

 Po otworzeniu szuflady padłam w lekkie zakłopotanie kręciłam ręką w tą i z powrotem jakbym szukała czegoś zupełnie innego. Brałam, te leki dość długo więc znałam opakowania na pamięć. Naglę, Maximus chwycił moją rękę i wyrwał mnie z zamyślenia.

 - Och! – powiedziałam zaskoczona.

 - Nie musisz już dłużej ich brać! Jesteś w stu procentach zdrowa. Mogą ci one teraz tylko zaszkodzić. – I puścił, moją dłoń a ja szybko zamknęłam szufladę.

 - Ach! Zapomniałam. – Uśmiechnęłam się. Branie leków było dla mnie jak niewygodny element mojego codziennego życia, który pojawiał się, kilka razy dziennie więc stał się jednym z moich nawyków, o którym często zapominałam, ale równie często sobie o nim przypominałam. To była po prostu cześć mojego życia, od której było mi ciężko zapomnieć. – To co? Idziemy do kuchni?

 Wszyscy wyszliśmy, z pokoju, a Wiktoria zamknęła za nami drzwi. Zeszliśmy po drewnianych schodach na główny korytarz całego mieszkania. Weszłam do salonu. Moja siostra jak zwykle zasnęła przed telewizorem na fotelu z kocem na podłodze. Chrypnęłam, cicho przykryłam ją i wyjęłam jej pilot z ręki. Telewizor wyłączył się, wcześniej sam więc tylko położyłam pilot koło niego i wyszłam, zamykając drzwi, żeby przez nas przypadkiem Gerti się, nie obudziła.

 Udaliśmy się do kuchni. Pokazałam, im by usiedli, przy stole a sama otworzyłam lodówkę. Wyjęłam masło, ser, wędlinę, pomidora a z szafki chleb. Podeszłam do sztucy koło zlewu i wyjęłam trzy noże. Dwa do smarowania jeden do krojenia. Wyjęłam jeszcze dwie szklanki z szafki i położyłam, wszystko na stolę wróciłam się, jeszcze do lodówki i wyjęłam mleko. Następnie usiadłam.

 - Smacznego. – Zażyczyłam Maximusowi. I sama zaczęłam nalewać sobie mleko do szklanki. Zobaczyłam, że siedzi zaskoczony naprzeciwko mnie więc dodałam. – Możesz się częstować. Przecież byłeś głodny?

 - A?- Wykrztusił wreszcie.

 - Nie aułój mi tu, tylko zacznij jeść! – Wróciłam do swoich spraw.

 Nie śmiało zaczął smarować sobie kromkę chleba. Więc uznałam, że wszystko jest ok i sama wzięłam się za smarowanie chleba i nakładanie pomidora. Następnie wzięłam pieprz i sól i rozpoczęłam ucztę.

  - Byliście kiedyś żywi? – Zadałam pytanie, które mnie nurtowało.

  - Słucham?! – Zdziwił się wraz z Wiktorią.

  - Ciszej bądź obudzisz moją siostrę. – Wstałam i uderzyłam go w ramię.

  - Ała! – zaczął masować miejsce, w którym go uderzyłam.

  - Wiktoria powiedziała i tu cytuje „obaj jesteśmy martwi" co sugeruje, że skoro jesteście, martwi to kiedyś musieliście być żywi. I od tamtej pory zaczęło mnie to nurtować.- Gdy skończyłam, mówić wzięłam się, za jedzenie. Czekałam, spokojnie aż Maximus skończy przeżuwać i mi odpowie. Z każdym ruchem jego szczeki niecierpliwiłam się, jeszcze bardziej.

 - To skomplikowane – odpowiedział wreszcie.

 Ale ta odpowiedz, mnie nie satysfakcjonowała.

 - Jak bardzo?

 - Nie wiem jak ci to wyjaśnić? Hm? – Pomyślał chwilę i dodał. – Każdy z nas był kiedyś normalnym człowiekiem takim jak ty, ale? Z pewnych powodów każdy z nas stał się, tym kim jest teraz. – Znowu zaczął intensywnie myśleć.

 - Jakich? – Byłam coraz ciekawsza.

 - Jesteś beznadziejny Ponury Żniwiarzu! – Przerwała rozmyślenia Maxa, Wiktora. – Ja ci wszystko wyjaśnię skoro cię to tak bardzo ciekawi panienko Marto. – Wzięła głęboki oddech. – By stać się, Aniołem lub machać żelastwem jak nasz tu obecny chłopiec wystarczy umrzeć w odpowiedni sposób, a następnie odbyć swoją karę, a następnie odbyć trening. – Uśmiechnęła się na koniec od ucha, do ucha.

 -Że jak? Umrzeć? I to tyle? Bez żadnych specjalnych wcześniejszych zdolności? – Zdziwiłam się.

 - Jak to tyle? – odezwał się Maximus.

 Ale ja z Wiktorią zignorowaliśmy, jego wypowiedz.

 - Ale ten koleś z tej Wielkiej coś tam? Umiał rozmawiać czy tam porozumiewać się w myślach, czy coś? – Zaczęłam rozkminiać.

 - Wielka Gwardia Żniwiarzy. To dlatego, że zapewnię, umiał to już w czasie jak żył. – Kiwał głową. – Nie wielu tak potrafi. Można, też taką moc dostać w darze za zasługi.

 - Aha? – Próbowałam to sobie przetrawić w głowie. – Jest jedna rzecz, która mnie teraz nurtuje.

 - Jaka panienko Marto? – Wiktoria przyglądała mi się uważnie.

 - Od jakiej śmierci zależy to, czym się, staniesz?

 Wiktoria wraz z moimi słowami zdawała się smutnieć. Ale odpowiedziała.

 - Ponurym Żniwiarzem stajesz się, jak popełnisz samobójstwo powyżej trzynastego roku życia – umilkła.

 Wstrząsnęło to mną, ale starałam się tego po sobie nie poznać.

 - A Aniołem? – Bałam się, wypowiadać te słowa widziałam, jak to wszystko na nią oddziałuje.

 Aż zaczęła trząść się, jej dolna warga. Spojrzała w dół na podłogę kuchni.

 - Gdy ktoś cię zabije, a ty bardzo pragnąłeś żyć. – Podniosła głowę i na mnie spojrzała, a na jej policzkach było widać kroplę łez, które zdawała się, podtrzymywać. – Ale oczywiście nie pamiętasz momentu swojej śmierci ani poprzedniego życia masz jedną wielką pustkę w głowię. To dar od „szefa" w celu nierozpamiętywania bolesnej i traumatycznej przeszłości. – Uśmiechnęła się, na koniec, ale była to bardziej pogarda niż uśmiech.

 Chciałam ją jakąś pocieszyć, ale nie wiedziałam jak? Na szczęście Maximus przerwał tą niezręczną sytuacje a ja odwróciłam się, w jego kierunku, ale kącikiem oka widziałam, jak koronkową chusteczką Wiktoria wyciera policzki.

 - W przypadku Ponurych Żniwiarzy jest na odwrót. – Zamknął oczy. Zadawał się, zbierać myśli. – Pamiętasz każdą sekundę swojego życia i śmierci. Jest to jeden z elementu kary która ma trwać wieczność. Najpierw wysyłają, cię do piekła za popełnione grzechy w przypadku aniołów jest to czyściec. Ja nie spędziłem tam długo tylko jakieś sześć lat. Ale nie chcę, tam wracać to okropne miejsce aż roi się, tam od morderców i innych takich. Jak już wiesz, Żniwiarze mają doskonałą pamięć. – Zaczął się zastanawiać. – Ach tak? Jak już Aniołek mówił, Żniwiarzem zostajesz za karę za popełnienie samobójstwo po trzynastym roku życia. Jeśli jesteś, młodszy idziesz do piekła, a potem do czyśćca.  Jeśli jesteś, młodszy po prostu po czyśćcu stajesz się, normalną duszą w niebie. Hm? – Zastanowił się i dodał. – Aniołem zostajesz w nagrodzie za cierpienie, a Żniwiarzem w akcie kary za popełnienie grzechu samobójstwa i zignorowanie największego daru jakim jest życie. – Uśmiechnął się, pogardliwie i zaczął bujać się, na krześle. – Przynajmniej mi to tak zawsze tłumaczyli. Ta kara jest o tyle irytująca, że zawsze w głowie wiercą ci te chwilę, które najmocniej cię dręczą. – Przestał się, bujać i zaczął, opierać głowę na dłoni patrząc w zamyśleniu w ścianę. – Jeszcze chcesz coś wiedzieć?

 Tak wkręciłam się w to, co mówił, że zapomniałam się, odezwać jak skończył. A miałam jeszcze tyle pytań takich jak na przykład, dlaczego popełnił samobójstwo? Jak zginęła Wiktoria? Ale tego akurat się, nie dowiem, bo sama powiedziała, że nie pamięta swojego życia ani momentu śmierci.

 - Czym tak właściwie zajmują się, Ponurzy Żniwiarze? – To też było jedno z pytań, które mnie najbardziej ciekawiły, odkąd byłam w tej siedzibie żniwiarzy.

 Maximus spojrzał się na mnie tak szybko, że aż odchyliłam się, do tyłu. – Odsyłaniem dusz zmarłych na ostateczny sąd – odparł.

 - Aha? – Zdziwiłam się, a on usiadł prosto na krześle i wziął do ręki kromkę suchego chleba.

 - Dostajemy białą kartę od Centrali, na której piszę kto, kiedy i jak umrze. Następnie obserwujemy tę osobę. Gdy nastąpi jej koniec. wychodzi z jej ciała dusza znana także jako duch. Przecinamy ją swoją kosą. – W tym momencie użył swoich mocy i w jego dłoni pojawiła się kosa o drewnianej czarnej rękojeści, na której jest widać białe słoje i biało srebrnym ostrzu. – Na dwie części – dodał. – Wtedy taka dusza jest wysyłana na sąd ostateczny. – Kosa zniknęła, a on wsadził, do ust ostatni kawałek chleba pogryzł i zjadł.

 - I to wszystko? – Zrobiłam, minę jakby mnie coś uderzyło w twarz i zaczęłam solić kanapkę.

 Zaczął kiwać głową. – Czasami taka dusza jest "oporna" i trzeba za nią latać po całym mieście. – Zjadł kolejny kawałek chleba i kontynuował, a ja wyciągnęłam dżem.– Czasami taka dusza bardzo nie chcę zakończyć swojego żywota i trzeba się, za nią trochę pomęczyć. Niestety, gdy dusza jest, bardzo silna nie udaje się, jej przeciąć i taka dusza zostaje na wolności. Czasami nabiera negatywnych emocji i energii, przez co zmienia się, w demona, a wtedy sprawa robi się, bardziej skomplikowana. – Maznął dżemem sobie chleb i ugryzł.

 - A ty pozwoliłeś jakieś duszy uciec? – Kończyłam już jedzenie.

 - No wiesz? – Zaczął, drapać się po głowię.

 - Ale z ciebie oferma czy ty potrafisz zrobić coś dobrze? – Odchyliłam się, na krześle.

 - Haha racja panienko Marto! – Śmiała się, Wiktoria siedząca koło mnie. Wyglądała na radosną.

 Pomyślałam sobie „wróciła do siebie" - Aż sama z tego powodu się, uśmiechnęłam.

 - Czy wy obie musicie być takie wredne? Czy to po prostu typowa cecha kobiety? – Zrobił ponurą minę z wydętymi ustami. Gdy się, odwróciłam w jego stronę i ją zobaczyłam, zaczęłam się, śmiać.

 - Nie, to ty po prostu jesteś taki beznadziejny. – Zaczęłam się, z niego nabijać.

 Zwinął się, w kłębek i zaczął coś mruczeć do siebie.

 Wstałam i wzięłam nuż z którego korzystałam. – Najadłeś się?

 - Ach? Tak bardzo. – Powiedział, z zadowoloną miną masując brzuch.- Dziękuje za posiłek.

 - Nie ma za co. – Uśmiechnęłam się, do niego i zaczęłam sprzątać ze stołu. – Mam nadzieję, że teraz będziesz pamiętać o posiłku?

 - Tak. Tak. – Spojrzał za okno na dwór i skulił się, na krześle. – Hm? Jest środek nocy? Normalnie w takich okolicznościach pracowałbym albo padał twarzą na łóżko. – Wyglądał, na niezwykle spokojnego jeszcze takiego go nie widziałam.

 - Łóżko? To Żniwiarze śpią? –Zdziwiłam się, bo przecież jak nie jedzą, to też nie śpią prawda?

 - Ponurzy Żniwiarze śpią. W końcu dużo pracujemy, musimy jakoś odzyskiwać siły do walki z nieposłusznymi duszami. Co nie? – Położył głowę na oparciu krzesła i spojrzał, w moją stronę, a ja spojrzałam mu prosto w oczy. W jego  niebieskie oczy, których odbijało się, światło lampy. Tonęłam w nich przez chwilę, a potem się szybko i nieśmiało odwróciłam.

 - Niech ci będzie – dodałam. I wzięłam się, za zmywanie starając się, by nie zauważył mojego zakłopotania.

 - A ja nie muszę spać. – Cieszyła się jak małe dziecko Wiktoria.

 Gdy skończyłam, sprzątać oznajmiłam, że idę się, myć i mają iść do siebie. Maximus na to, że zaczeka, w moim pokoju, ja na to odrzekłam, że nie ma mowy i w końcu zgodził się, wyjść. Wiktoria zaś, że jest moim Aniołem Stróżem i musi mnie pilnować w każdej sekundzie mojego życia. Powiedziałam jej, że niech jej będzie, ale nie ma mi przeszkadzać, na co się, zgodziła. W rezultacie po tym, jak wyszłam, z łazienki chodziła za mną wszędzie jak ogon, dopóki nie poszłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro