Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nietypowy sezon, więc nietypowe historie

Kochani, jako że mamy święta, to można powspominać. Jako, że miniony sezon na pewno należał do najdziwniejszych, to chciałam podzielić się z Wami historią, w jaki najdziwniejszy sposób oglądałam skoki i dlaczego fani skoków muszą się wspierać. 

To był 10 luty 2018 roku. To data pamiętna nie tylko dlatego, że rozegrał się wtedy pierwszy męski konkurs skoków narciarskich na IO, ale także dlatego że miałam wtedy bal gimnazjalny. Ogólnie, że z tym balem będą problemy wiedziałam już na początku pierwszej klasy gimnazjum, bo u nas w szkole, jak zwykle inaczej niż w innych placówka, bal nie odbywał się w czerwcu, tylko w lutym, podobnie jak studniówki. Nie odbywał się jak Pan Bóg przykazał w piątek tylko w sobotę. W ciemno mogłam obstawiać jakiś. No i traf chciał olimpijski.

Oczywiście, mogłam nie pójść na ten bal. Nie byłam bardzo zintegrowana z klasą, już bardziej z równoległymi, ale...

Po pierwsze, aby poprawić sobie oceny z zajęć artystycznych wkręciłam się w robienie dekoracji, a jako że wręczanie mi nożyczek do ręki, to jak współudział w zbrodni, to zostałam projektantką, a potem współzarządzającą przygotowaniami, więc trochę nie mogłem nie przyjść.

Drugim, znaczenie ważniejszym powodem był fakt, że dwójka nauczycieli, która odeszła ze szkoły po drugiej klasie miała przyjść na bal. Bardzo dla mnie ważna. Powiedzmy, że dzięki nim moja samoocena, w drugiej klasie odbiła się bardzo potężnie od dna. Nie mogłam się z nimi nie spotkać.

Potem okazało się, że konkursy w Korei na szczęście będą w miarę wcześnie, na tyle, że zdążę wszystkie skoki obejrzeć przed wyjściem, a w razie wietrznych problemów zawsze zostawałó 15 minut jazdy samochodem. Ale... No nie. Wiatr nie był miłościwy i przeciągało się to w nieskończoność. Dojechaliśmy samochodem do szkoły i oni nadal skaczą, albo raczej czekają na skok. Ja w eleganckiej sukience, butach na obcach, kopertówką i bardzo nieeleganckich słuchawkach na uszach, doglądam ostatnich poprawek przed balem. Czekam na ostatnią, obowiązkową próbę poloneza. 

I wtedy wreszcie nadciąga moja koleżanka Agata, z którą znałyśmy się od ponad roku, dzięki dziewczynie ode mnie z klasy, która stwierdziła, że nie da rady słuchać o skokach od dwóch różnych osób, więc nas ze sobą poznała. Jestem jej do dzisiaj za to wdzięczna. 

Wracając, zaczęli się zbierać inni, musiałam wreszcie odłożyć słuchawki i przynajmnniej udawać, że interesują mnie ostatnie uwagi przed próbą do poloneza. Tłum na nas naciera, bo środek sali musiał pozostać pusty. Bogu dzięki, Agata jest cholernie wysoka, więc wyciągnęła rękę do góry i obie z zadartymi głowami oglądałyśmy konkurs dalej.

 Mniej więcej wtedy przyszedł mój taneczny partner z nieśmiałym pytaniem czy zamierzam tańczyć. A potem oglądał z nami. Ogólnie jestem mu mega wdzięczna za to, że jak była próba, to nie miał problemu z tym, że czasami obok nas szła Agata sycząca: Ammann wreszcie skoczył" Peter tak se jak na moje oko" , ale i tak hitem było, jak podbiegła do nas z drugiego końca sali  z tekstem ,,ruszajcie się, została ostatnia 10".

W czasie próby jej grupy (dobrze, że nie tańczyłyśmy w jednej) akurat była dłuższa przerwa na wiatr, więc ja ograniczałam się do skwaszonej miny.

Ogólnie ostatnie skoki oglądałam na dwie minuty przed oficjalnym polonezem. Na zasadzie, że już były pierwsze dźwięki a wyświetlał się wynik Stefana Huli (nawet się zezłościć nie mogła).

Jednak to nie był koniec, bo w korytarzu, w którym czekaliśmy na nasze ,,wielkie wejście" stała już kolejna klasa. I jakaś dziewczyna zaczęła narzekać.

,,Andi tak ładnie skoczył w pierwszej serii, szkoda, że nie wiem, jak mu poszło, jak mam się dobrze bawić skoro mama zabrała mi telefon i nie mogę sprawdzić wyników" 

rozumiałam ją świetnie. Moja mama nie zabrała mi tylko dlatego, że wiedziała, że bez możliwości śledzenia wyników do ostatniej minuty nigdzie nie wyjdę. 

No i wtedy, słysząc pierwsze dźwięki utworu zawołałam do niej, że Wellinger wygrał. Nie pytajcie się o miny innych osób w tamtym momencie, bo chyba nie chcę wiedzieć za jak wielką wariatkę mnie wtedy uważali. 

Ta dziewczyna od razu do mnie podbiegła. Zaczęła się wypytywać, a ja zbliżając się do sali gimnastycznej czyli momentu, gdzie miałam być na widoku dla wszystkich, opowiadałam jej pobieżnie o drugiej serii. Dziewczyna była mi niesamowicie wdzięczna, tym bardziej, że podleciała do niej Agata i pokazała jej wszystkie wyniki. 

Dzięki tej znajomości, dwa miesiące później mogłam cieszyć się z trzech dodatkowych punktów do liceum. Kiedy chciałam wysłać pracę na konkurs literacki moja polonistka się rozchorowała. Ta dziewczyna od Wellingera, jak nazywałyśmy ją później z Agatą, usłyszała, jak żaliłam się na to dziewczynie z mojej klasy i zaprowadziła mnie do swojej polonistki, która mi pomogła i wysłała pracę.

Co na to wszystko mój partner? W czasie poloneza powiedział tylko, że się bał, że nie zatańczę, a potem gadaliśmy o wynikach konkursu. Uważam, że całkiem fajnie mi się trafiło.

Ogólnie, sam konkurs na pewno nie należał do moich ulubionych, ale na pewno będę go pamiętać do końca życia. Nie na każdy konkurs jestem tak wystrojona.


A jakie najdziwniejsze okoliczności Wam towarzyszyły podczas oglądania konkursów?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro