Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


Spałam może z cztery godziny. Ciągle po głowie chodziło mi to wszystko. Po akcji z Syrii myślałam, że w końcu będę mieć spokój z wojskiem. Chciałam to wszystko zostawić za sobą, ale jak widać, nawet tego nie mogę zrobić. Po tym, jak wstałam zadzwoniłam do Zacka i Aleca mówiąc im o wszystkim. Zareagowali tak samo, jak Jake. Powiedziałam im, abyśmy spotkali się w jakiejś kawiarence i pogadali. Do Jake'a wysłałam jedynie SMS-a z informacją o godzinie i miejscu spotkania. Zmieniłam piżamę na zwykłe ubrania i poszłam do kuchni, aby napić się kawy. Miałam niecałą godzinę do spotkania, więc musiałam się trochę pospieszyć. Po drodze spotkałam Ethana.

— Cześć kochanie — powiedział chłopak witając się ze mną całusem.

— Cześć — odpowiedziałam. — Co tam?

— To raczej ja powinienem się zapytać, co u ciebie. Jak się czujesz? — zapytał chłopak.

Westchnęłam ciężko. Nienawidziłam, jak pytali mnie o samopoczucie.

— Ethan, rozmawialiśmy już o tym — oznajmiłam. — Przestań, naprawdę, bo to doprowadzi mnie do szału.

— Dobra, dobra, chciałem dobrze — powiedział chłopak unosząc ręce w geście poddania. — Pójdziemy gdzieś dzisiaj? Może kino? Dawno nigdzie nie byliśmy.

— Nie mogę — odpowiedziałam. — Pamiętasz Jake'a, Zacka i Aleca?

— To ci z twojego dawnego oddziału? — zapytał Ethan, a ja pokiwałam głową.

— Zgadaliśmy się kilka dni temu i umówiliśmy się na dzisiaj — powiedziałam po części kłamiąc.

— Nie możesz odwołać? Ostatnio rzadko spędzamy ze sobą czas — stwierdził Ethan.

— Słonko, byli pierwsi — odpowiedziałam. — Nie mogę tego odwołać. Długo ich nie widziałam.

— Zaczynam być zazdrosny — bąknął chłopak.

— Nie masz o co — powiedziałam.

W kuchni był tata, Natasha i Tony. Ciekawe, co ten ostatni robi tu tak wcześnie. Zwykle albo siedział jeszcze w pracowni, albo spał po zakrapianej jakimś drogim alkoholem nocy. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy stole. Zrobiłam parę kanapek.

— I co? Znalazłeś coś Tony? — zapytałam mężczyzny.

Stark spojrzał na mnie lekko zdziwiony.

— No co? Nie trudno było się domyślić, że kazali ci czegoś poszukać — oznajmiłam kończąc drugą kanapkę. — Więc jak?

— Nie było nic, a nic — odpowiedział Tony. — Powiedz, jakim cudem? Żadnych informacji na wojskowych serwerach, prywatnych serwerach ludzi z Pentagonu.

— Razem z chłopakami z oddziału usunęliśmy wszystko przed odejściem ze służby. Wpuściliśmy wirusa i po sprawie — odpowiedziałam. — Nie ma nic, nawet w wersji papierowej. Powodzonka życzę. Zmywam się na spotkanie z tymi chłopakami z tegoż byłego oddziału. Pa.

Wzięłam z pokoju kurtkę i parę rzeczy. Do kawiarenki miałam jakieś trzydzieści minut drogi, a do spotkania dwadzieścia. Musiałam się pospieszyć. Gdy dotarłam na miejsce chłopaki już czekali. Przywitałam się z nimi i zamówiliśmy coś, aby nie siedzieć tak bez niczego. Z kieszeni wyjęłam małe urządzenie i położyłam na stoliku. Miało ono za zadanie blokować sygnały urządzeń, które miały nas podsłuchiwać. Zack uniósł brwi.

— Ojciec — odpowiedziałam krótko. — Wiecie po co tu jesteśmy. Za cholerę nie chcę tam wracać, ale nie mamy wyjścia.

— Skąd Luciene wiedział, że oni wrócili? — zapytał Alec.

— Pytałam go o to. Najpierw pojawili się w Syrii, tam, gdzie ostatnio, a teraz przenieśli się do Stanów — odpowiedziałam.

— Chcą zemsty na nas — odezwał się Jake. — Każde z nas to wie. A najbardziej chcą dorwać ciebie, Iv.

— Wiesz cokolwiek więcej o nich? Gdzie mają bazę, kto nimi teraz rządzi? — pytał Zack.

Upiłam łyk soku, który zamówiłam.

— Wiem, tyle ile wam powiedziałam — oznajmiłam. — Więcej informacji...

— Po ponownym zaciągnięciu się — dokończył Alec. — Dlaczego my to w ogóle robimy? Nie dość zrobiliśmy dla kraju? Czy to nie powinien być teraz problem Luciene'a?

— Alec — powiedział ostrzegawczo Jake. — Nie pamiętasz już, co sobie przysiegliśmy?

— Pamiętam, pamiętam — rzekł chłopak.

— Po za tym dobrze wiesz, że tylko nasza czwórka wie o nich najwięcej i wie, czego chcą — powiedziałam. — Nie mamy żadnego wyjścia.

— A Avengersi? — zapytał Alec spoglądając na mnie. — Nie mogą oni nam pomóc?

— Cholera, Alec, nie potrafię im tego powiedzieć — szepnęłam. — Sama wiadomość o ich powrocie wywołała we mnie za duży strach. Wracam do wojska, tylko po to, aby ich zniszczyć. Tyle. Potem na zawsze odcinam się od tego.

— Jesteś pewna powrotu? — zapytał Jake. — Wstąpimy i nie będzie odwrotu. Sprawę będzie trzeba doprowadzić do końca bez względu na okoliczności.

— Jestem tego pewna — odpowiedziałam. — Jedziemy do bazy.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro