Rozdział 28
Witam wszystkich w ostatnim rozdziale Ponad wszystko. Jutro pojawi się epilog i dodatek.
Życzę wszystkim miłego czytania i do zobaczenia.
Po przebudzeniu było mi chłodno, chociaż, że byłam przykryta kołdrą. Przeciągnęłam się. Od razu poczułam ból w kolanie, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
Pamiętaj, że ból to, tylko pojęcie względne, mówił.
Prychnęłam w myślach. Nawet teraz, po tym, co mi zrobił, wspominam jego nauki. Rozejrzałam się po pokoju. Jake'a nie było.
– Nie mów im, że się obudziłam, JARVIS. Sama to zrobię, tylko się ogarnę – powiedziałam w powietrze.
Obok łóżka stały kule, które załatwił zapewne Banner. Z ich pomocą wstałam i podeszłam do szafy. Wzięłam świeże ubrania. Robiło się coraz cieplej na zewnątrz, więc wystarczyła, tylko jakaś grubsza bluza i zwykłe spodnie. Ogarnęłam się w łazience. Nie było łatwo. Przewróciłam się raz. Czułam jak łzy napływały mi do oczu. To wszystko przez niego. Skwitowałam to zdarzenie siarczystym przekleństwem i jedną łzą, którą wytarłam natychmiast. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, że tata jakby mnie słyszał zrobiłby monolog o języku. Wyszłam z łazienki. Wzięłam telefon i mozolnym ruchem podążyłam do windy. W salonie panował gwar. Kanapy zajęte przez Avengersów, fotele przez chłopaków z oddziału. Kuchnia była oblężona przez Thora i Clinta. Zastanawiałam się, czy cokolwiek zostanie dla mnie na śniadanie.
– Dzień dobry wszystkim – powiedziałam skutecznie przerywając tętniące tutaj życie.
– Pośpiesz się lepiej do kuchni – powiedziała Natasha. – Nie wiem, czy cokolwiek zostało w lodówce.
– Ej – powiedział Clint. – Jeszcze wszystkiego nie zjedliśmy.
– Jeszcze – powiedziała Wanda, po czym wszyscy na powrót zajęli się tym, czym zajmowali wcześniej.
– Pomóc ci? – zapytał Jake, gdy byłam w drodze do kuchni.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego mrużąc oczy.
– Czy ja ci wyglądam na pięcioletnie dziecko? – zapytałam.
– Nie – powiedział chłopak.
– Więc...?
– I tak ci pomogę – powiedział szybko chłopak i wziął mnie na ręce.
Kule upadły, a ja byłam zmuszona zawiesić się na nim jak mała małpka.
– Już nie żyjesz, Russo – powiedziałam cicho.
– Też cię kocham – powiedział ze śmiechem Jake.
– Foch – powiedziałam udając obrażoną.
– Jasne – powiedział Jake i posadził mnie na krześle dając od razu całusa w czoło.
Podniósł kule i postawił tuż obok mojego krzesła.
– Chcesz kawy? – zapytał Clint.
– Wolę herbatę – powiedziałam.
W czasie, gdy Barton robił mi herbatkę, ja zrobiłam sobie parę kanapek ze składników ocalałych na stole. Po skończonym śniadaniu wstałam od stołu przy pomocy kul. Chciałam iść na spacer. Może do parku, który jest dosyć niedaleko Stark Tower. Sama. Miałam nadzieję, że będę mogła przemyśleć parę spraw. Ale moje plany spełzły na panewce w momencie, gdy wychodziłam głównym wyjściem. Do mojego boku przypałętał się Jake.
– Nadal mam focha – rzuciłam.
– Słyszałem, słyszałem – powiedział chłopak uśmiechając się.
Włożył dłonie do kieszeni swojej bluzy. Szliśmy ramię w ramię w stronę parku. Słońce grzało przyjemnie, a my usiedliśmy na ławeczce niedaleko fontanny. Westchnęłam i zamknęłam oczy wystawiając się na promienie słoneczne. Poczułam, jak Jake splata nasze dłonie. Uśmiechnęłam się.
– Ivy – zaczął ostrożnie chłopak jakby zastanawiając, co powiedzieć – rozumiem, że po tym wszystkim boisz się szpitali, ale proszę, poddaj się operacji.
Spojrzałam na chłopaka. Doskonale wiedziałam, że przyczepił się do mnie nie bez powodu.
– Chcę chodzić, ale jakoś nie potrafię przekroczyć choćby progu szpitala – powiedziałam. – Nie potrafię.
– Wiem – szepnął Jake. Podniósł moją dłoń i ucałował ją spoglądając mi prosto w oczy. – Ale pamiętaj, że jestem tu z tobą. Pamiętaj, że strach to reakcja, a odwaga to decyzja. Musisz pokonać strach, by być jeszcze silniejszą. Wtedy już nikt cię nie pokona.
– Skąd wiesz, że chcę być silna? – zapytałam. – Mam dość tego wszystkiego, Jake. Mój umysł jest spaprany do tego stopnia, że nikt nie jest w stanie do końca zrozumieć, co się w nim dzieje. Nawet ja. Nadal nie wiem, jakim cudem jeszcze żyję. Nie wiem, jak okazać jakiekolwiek uczucia – powiedziałam kładąc głowę na ramieniu chłopaka. – Nie wiem, jak okazać ci to, że cię kocham. Nie potrafię okazywać uczuć, Jake. Już nie.
– Nauczę cię. Nauczę cię okazywać uczucia, Ivy. Tylko pozwól sobie pomóc – powiedział Russo. – A pierwszym krokiem do tego jest pokonanie strachu. Pokonując strach, pokonasz wszystko w życiu, rozumiesz?
Analizowałam to, co powiedział. Było to prawdą, ale wspomnienia nadal były. Ich się nie da pozbyć, a to sprawia, że wracają, gdy tylko zobaczę coś, co wiąże się z nimi. Po prostu bałam się, ale wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić, by móc normalnie żyć.
– To nie wszystko – powiedziałam. – Jest coś jeszcze.
– Nie rozumiem – oznajmił Jake.
– Daj rękę – powiedziałam.
Dotknęłam dłoni chłopaka. Była większa od mojej, ale nadal idealnie pasowała. Położyłam jego rękę na moim brzuchu i spojrzałam na niego.
– Czy ty... – zaczął.
– Yhm.
– Naprawdę? – zapytał Jake szeroko się uśmiechając. Pokiwałam głową. – Ivy, tak się cieszę!
* * *
– Zgadzam się – powiedziałam, gdy stanęłam w salonie razem z Jakiem trzymając się za dłonie. Spojrzałam na tatę. – Na operację w szpitalu.
– To świetnie – powiedział tata. – Cieszę się, że zmieniłaś zdanie.
– Ale jest jeszcze jedna wiadomość – powiedziałam.
– Jaka? – zapytał mój ojciec.
Spojrzałam na Jake'a, który mnie objął ramieniem.
– Stało się coś? – zapytał tata denerwując się.
– No, stało się – powiedziałam.
– Ivy, powiesz w końcu? – zapytała Natasha.
– Zaczynam się niepokoić – powiedział tata.
– Za osiem miesięcy zostaniesz dziadkiem, tato – powiedziałam patrząc na tatę.
– Co? – powiedział tata robiąc wielkie oczy.
– Jestem w ciąży, tato – powiedziałam. – W trzecim tygodniu.
– Ale czekaj – zaczęła Wanda. – Trzeci tydzień. To oznacza, że gdy Luciane...
– Tak, już wtedy byłam w ciąży. Dzięki genom taty, dziecko przeżyło i nic mu się nie stało – powiedziałam.
– Steve chyba jest w szoku – powiedziała Natasha śmiejąc się i dźgając mojego tatę w ramię, który tylko stał i patrzył się zszokowany na mnie. – Steve, Steve, kontaktujesz? Twoja córka będzie miała dziecko. Po za tym, gratulacje Ivy.
– Czyli nie jestem w tym sam – powiedział Stark. – Poczekaj, aż będzie miała zachcianki i wahania humoru.
– Tato? Powiesz coś? – zapytałam spoglądając na niego.
Ojciec podszedł do mnie i przytulił. Dobra, to było dziwne.
– Cieszę się – powiedział. – A z tobą muszę pogadać – zwrócił się do Jake'a.
– No to ten tego... ja pójdę się spakować i możemy pojechać do szpitala, a wy sobie pogadajcie – powiedziałam i ruszyłam do windy.
POV. Jake
Cieszyłem się, że Ivy zgodziła się na operację, ale chyba bardziej ucieszyłem się na wieść, że zostanę ojcem. Wszyscy dużo przeżyliśmy, ale Luciane najbardziej znęcał się nad nią. Pamiętam, jak byłem przerażony, gdy ocknęliśmy się w celach. Jak Ivy dostała potwornego ataku paniki widząc, gdzie jest. Nie potrafiła się uspokoić. My nie potrafiliśmy jej uspokoić. Próbowaliśmy ze wszystkich sił otworzyć swoje cele, by się do niej dostać. Bez skutku.
– Po pierwsze, dziękuję, że ją przekonałeś. A po drugie, skrzywdź ją, a ja cię zabiję i nie będę patrzył na to, że Fury potem mnie zabije – powiedział pan Rogers i podał mi dłoń, gdy jego córka wyszła.
Avengersi się zaśmiali.
– Jak ją przekonałeś do operacji w szpitalu? – zapytała Wanda.
– Wystarczyła, tylko rozmowa – odpowiedziałem.
– Co jej takiego powiedziałeś? – zapytał Kapitan.
– Nic ważnego – oznajmiłem. – Stara sentencja z czasów naszej służby, gdy wyjeżdżaliśmy na różne misje.
– Jaka? – zainteresowała się Romanoff.
– Strach to reakcja, a odwaga to decyzja – powiedziałem spoglądając na Wdowę. – Ivy kierowała się nią podczas misji, gdy wydawała nam rozkazy. Ja, tylko jej ją przypomniałem. Nic więcej.
– Strach to reakcja, a odwaga to decyzja – powtórzyła Wdowa. – Niezłe. Muszę zapamiętać.
– Ja... pójdę do Ivy. Pomogę jej się spakować – oznajmiłem i poszedłem do windy.
POV. Natasha
Po tym, jak chłopak Ivy wyszedł powiedziałam:
– Zastanawiam się, kiedy on się ogarnie i w końcu jej się oświadczy. Kręci się i kręci, a teraz już nie ma wyjścia.
– Co? – powiedział zdziwiony Steve.
– No błagam, nie mów, że tego nie widzisz. Miota się i miota koło niej – oznajmiłam.
– Ciekawe, czy pierścionek chociaż kupił – powiedziała Wanda, która jak ja zaczęła pewnie fantazjować.
– Trzeba go zapytać, jak będzie sam – powiedziałam do Wandy.
– Steve, był u ciebie prosić o błogosławieństwo? – zapytała Wanda.
– Nie – odpowiedział krótko Steve.
Wszyscy się zaśmialiśmy. Steve'owi włączył się tryb ojca, którego córka zbliża się do zamążpójścia.
POV. Ivy
Do szpitala pojechałam ja, Jake i tata. Nie chciałam robić niepotrzebnego zamieszania przybyciem całej grupy Avengers. Ktoś, by jeszcze pomyślał, że coś się dzieje i wybuchłaby niepotrzebna panika. Stanęłam przed wejściem do szpitala. Strach to reakcja, a odwaga to decyzja, nie? Bycie tchórzem, czy człowiekiem, który przezwyciężył swój lęk?
– Pamiętaj, że ja i twój tata jesteśmy przy tobie – powiedział Jake.
Zdecydowanym krokiem weszłam do środka. Usiadłam na krzesełku niedaleko recepcji. Głęboko westchnęłam.
– Wszystko dobrze? – zapytał Jake kucając przede mną.
Spojrzałam na niego.
– Tak – powiedziałam. – Po prostu noga mnie boli.
– Dobrze. Zawołam tego lekarza – powiedział chłopak.
Zerknęłam na tatę. Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech i usiadł obok mnie i przytulił.
– Jestem z ciebie dumny, córeczko – powiedział.
Kilka minut później przyszedł ten chirurg, co był w wieży, a u jego boku szła pielęgniarka, która pchała wózek.
– Cieszę się, że zdecydowałaś się na operację – powiedział. – Wskakuj na wózek i na oddział. Panowie, jak chcą mogą iść razem z nami.
Po kilku badaniach, które były potrzebne przed operacją, lekarz ustalił termin zabiegu. Za dwa dni. Powiedział również, że operacja nie powinna mieć żadnego wpływu na dziecko. A teraz mam leżeć i nic nie robić. Nic nie robić, rozumiecie? Ja mam znowu nic nie robić! Po operacji kilka dni odpoczynku i rehabilitacja. Oczywiście wszystko w granicach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro