Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13


POV. Ivy

Wszystkie wyniki były w porządku. Trzy dni później wieczorem opuściłam szpital w towarzystwie taty i Jake'a. Jednym z aut Starka dotarliśmy do wieży. Niespodziewałam się tego, co zastałam w salonie, bo tam najpierw się udaliśmy.

— Witaj w domu! — krzyknęli wszyscy, a Tony od razu powędrował do mnie z kieliszkiem szampana.

Odmówiłam. Lekarz zabronił mi jeszcze pić alkohol. Wiadomo, legalnie mogę dopiero po skończeniu dwudziestu jeden lat, ale zdawał sobie sprawę z kim i gdzie mieszkam. Położyłam torbę gdzieś w korytarzu i wszyscy ruszyliśmy w wir zabawy. Było całkiem zabawnie, szczególnie gdy próbowaliśmy podnieść młot Thora. Około północy wszyscy, prócz mnie, taty, Visiona i Bannera byli mocno wstawieni. Po pierwszej w nocy poszłam do siebie. Cieszyłam się, że urządzili mi przyjęcie, ale prawdę mówiąc, czułam się trochę nieswojo. Powiedziałam im wszystkim prawdę, ale bez szczegółów. Nie chciałam im psuć całkowicie życia. Gdyby wiedzieli wszystko... w wieży panowałaby atmosfera jak w klasztorze. Odetchnęłam świeżym powietrzem wychodząc na balkon w swoim pokoju. Oparłam się o barierkę i spojrzałam w niebo. Gwiazdy jaśniały na niebie. Czasami mogłam dostrzec również migające światełko, które oznaczało, że leci samolot. Spojrzałam w dół. Mieszkanie na wysokim poziomie miało swoje plusy, ale i minusy. Minusem było to, że po powrocie z ośrodka czasami myślałam o tym, jakby to było bezwładnie lecieć w dół. Usłyszałam pukanie do drzwi. Odgoniłam czarne myśli w głąb swojego umysłu.

— Proszę — powiedziałam na tyle głośno, by człowiek stojący za drzwiami, usłyszał.

Wszedł tata. Westchnęłam i z powrotem obróciłam się w stronę miasta. Ojciec podszedł do mnie i tak samo jak ja oparł się rękoma o barierkę.

— Szybko poszłaś — powiedział tata. — Stało się coś?

— Nie lubię zbytnio imprez — oznajmiłam spoglądając na swoje dłonie.

Bawiłam się kciukami. Czułam, jak tata patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem.

— Ivy, wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko — powiedział ojciec.

— Wiem, ale gdybyście wiedzieli wszystko, co do szczegółu, wieża zmieniłaby w cholerny klasztor — szepnęłam. Tata nawet nie zwrócił mi uwagi na język. Nastała chwila ciszy. — Tam ciągle pili. Odizolowali mnie od pozostałych. Trzymali za kratami jak zwierzę. Patrzyłam jak urządzali balangi do białego rana. Zmuszali do picia alkoholu. Czasami miałam go tyle we krwi, że mdlałam i nie budziłam się przez kilka dni. Nie pomagały nawet twoje geny z serum super-żołnierza. Dlatego teraz nie piję go w ogóle.

— Ale — zaczął tata — widziałem, jak go piłaś po powrocie z ośrodka.

— Widzieliście to, co pozwoliłam wam widzieć — odpowiedziałam. — Gdy nie patrzyliście wylewałam go albo do roślin albo do zlewu.

— Dlaczego nie powiedziałaś przynajmniej mi, Ivy? Z pewnością byłoby ci łatwiej — powiedział tata.

— Mówię ci teraz, tato — uśmiechnęłam się.

— No tak — rzekł tata zdawkowo.

Objął mnie ręką przytulając. Położyłam głowę na jego ramieniu.

— Pamiętaj, że każdy z nas podziwia cię za twoją odwagę — powiedział tata. — A mama z pewnością jest z ciebie dumna.

— Nigdy nie pytałam i mama też mi nigdy mi nie mówiła. Jak się poznaliście? — zapytałam.

Tata uśmiechnął się.

— To było ponad dwadzieścia lat temu — zaczął ojciec. — Przyjechałem na poligon, żeby trochę powspominać. Może nie na ten sam, w którym podano mi serum, ale poligon to poligon. Wracając, złożyło się tak, że zaproponowano mi poprowadzenie zajęć. Nie protestowałem. Było nawet całkiem fajnie, dopóki nie zobaczyłem twojej matki. Wyróżniała się tle innych. Była bardziej zacięta i odważna, o czym miałem okazję przekonać się niebawem. Przed opuszczeniem poligonu zatrzymała mnie mówiąc, że trening był zbyt lekki. Miałem ochotę śmiać się. Wyobraź sobie taką sytuację, ja i taka mała kobieta, która mówi mi, że trening, który był jak z piekła rodem, że był za lekki. Dałem jej kartkę z numerem telefonu i powiedziałem, że jeśli będzie chciała to niech zadzwoni i umówimy się na kolejny trening.

— Jak mniemam, zadzwoniła? — powiedziałam uśmiechając się od ucha do ucha.

— A jak — powiedział z radością tata. — Spotkaliśmy się i trenowaliśmy. Przez cały dzień wykonywaliśmy ćwiczenia zaczynając od najprostszych, a kończąc na najtrudniejszych. Powiem ci, słonko, że nie mam pojęcia jak, ale ona miała jeszcze siły, aby wrócić do domu, gdy ja byłem wyczerpany. A potem to jakoś się potoczyło, aż w końcu ja dostałem misję od TARCZY i musiałem ją zostawić bez słowa. Do dzisiejszego dnia tego żałuję.

— Teraz rozumiem, dlaczego mama wyklinała cię pod niebiosa, ale nie znała całej prawdy — powiedziałam. — Ale mimo tego ciągle powtarzała, jak to cię kocha, jak wielka jest wasza miłość, której jak widać jestem owocem.

— Tak — potwierdził tata.

Spojrzał na zegarek.

— Jest już po drugiej. Idź spać, a ja pójdę spróbować zakończyć imprezę — powiedział ojciec. Spojrzałam w dół. Miałam świetne wyczucie czasu, by zobaczyć jak jedna z butelek leci w dół, żeby spotkać się z ziemią za kilka sekund. Tata również spojrzał. — Tak, to chyba najwyższa pora, żeby to zakończyć. Dobranoc, córeczko.

Ojciec ucałował mnie na dobranoc i powiedział, abym nie siedziała za długo, po czym wyszedł, aby zakończyć moją imprezę powitalną.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro