Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


Podzieliliśmy się na dwa wozy. Ja pojechałam z Jakem, a Zack z Alecem. Dojechanie na miejsce zajęło nam lekko ponad godzinę. Obawiałam się trochę powrotu tutaj. Wracały wszystkie wspomnienia. Te dobre, ale i te złe. Na teren bazy wjechaliśmy bez problemu. Ludzie pamiętali nas. Zresztą trudem było nas nie znać. Słyszałam, że po naszym powrocie z Syrii jeszcze z dobry miesiąc rozprawiali w bazie, jak i na poligonie, o tym wszystkim. Szczerze? Nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego Luciane tak bardzo chce naszego powrotu. Stara już od roku zmusić nas, ale my byliśmy nie ugięci. Do czasu. Idąc wyznaczonymi ścieżkami mijaliśmy grupy żołnierzy, którzy patrzyli na nas ze zdziwieniem i szacunkiem. Jakby nas nigdy nie widzieli, no niektórzy nie widzieli, ale bez przesady. Weszliśmy do gabinetu Luciana bez pukania. Siedział za swoim biurkiem. Wypełniał papiery, jak gdyby nigdy nic. Spojrzał na nas. Uśmiechnął się szyderczo. Doprowadził do tego, czego chciał.

— A więc dopiąłem swego — powiedział Luciane.

— Zanim złożymy przysięgę jeszcze raz — zaczął Jake — musimy mieć więcej informacji. Musimy się upewnić, że oni na pewno wrócili. W przeciwnym razie odejdziemy.

Generał wyjął z szuflady teczkę i rzucił ją na biurko. Wzięłam ją i przejrzałam. Kiwnęłam głową do chłopaków.

— Zgadza się — powiedziałam. — Zabieram ją. Z pewnością masz kopie.

— O czternastej założycie ponowną przysięgę. Składają ją wtedy nowi, ale to bez różnicy — powiedział Luciane. — Stopnie macie, jakie mieliście. Wracamy do starego oddziału, będziecie w nim sami. Resztę ustalimy później. Jeśli potrzebujecie, pobierzcie nowe mundury.

Wyszliśmy z gabinetu. Każde z nas pobrało nowe mundury. Tamte były już za małe. Jake podwiózł mnie do wieży. Prześlizgnęłam się przez tajne przejście Tony'ego do swojego pokoju, gdzie schowałam mundur. Zastanawiałam się, jak przekazać innym wiadomość, że wracam do wojska. Będzie im to ciężko zrozumieć. Pamiętam, jak zarzekałam się, że nigdy tam nie wrócę.

— JARVIS, gdzie są wszyscy? Strasznie tu pusto i za cicho, jak na nich — powiedziałam do sztucznej inteligencji.

— Pan Fury zwołał zebranie. Kazał panience przekazać, aby panienka przyszła na nie, jeśli zdąży wrócić — odpowiedział JARVIS. — Są w sali na dwudziestym czwartym piętrze.

— Dobra, dziękuję JARVIS. Przekaż proszę, że zaraz będę — powiedziałam.

Trzy minuty później siedziałam już w sali na jednym z krzeseł obok taty i Ethana. Rozmawiali, a raczej to Fury nawijał, o sprawie sprzed tygodnia. Głównie chodziło o gigantyczny przemyt ludzi i narkotyków z Włoch do Stanów.

— Ktoś musi dzisiaj polecieć do Carson City w stanie Nevada i dopilnować wszystkiego — powiedział Fury. — Jacyś chętni?

Prawdę mówiąc, nikomu z nas nie chciało się tam jechać. Nie wiem, jak reszta, ale ja miałam wymówkę, choć patrząc na to teraz, wolałam chyba jechać do Carson City.

— Ivy? Chociaż może ty? Ktoś musi jechać — powiedział Fury.

— Nie mogę. Będę zajęta o czternastej — powiedziałam coraz bardziej się denerwując.

Wiedziałam, że zaraz zapyta z jakiego powodu nie mogę jechać do Nevady.

— Czym? — zapytał wkurzony Fury.

Westchnęłam. Nie spodoba im się to.

— Ja, Jake, Zack i Alec o czternastej odnawiamy przysięgę wojskową — odpowiedziałam przełykając ciężko ślinę.

Zapanowała głucha cisza. Nikt nie próbował nawet się odezwać.

— Co? — wkrztusił z siebie w końcu Ethan.

— Po co? Mówiłaś, że tam nigdy nie wrócisz — zapytał tata. — Nie dość tam przeżyłaś? Prawie straciłem cię. Nie chcę tego przeżywać od nowa.

— Myślisz, tato, że ja chcę, by cała historia powtórzyła się od nowa? — powiedziałam. — Ale nie mam wyjścia. By uwolnić się od przeszłości muszę ją najpierw pokonać.

— Ale... — zaczął mówić coś Ethan.

— Wiem, co sądzicie o moim powrocie do wojska, ale nie zmienię zdania. Skończmy już ten temat — powiedziałam. — Kto więc pojedzie do Carson?

— Ja — odezwał się Barton. — Robota do bani, ale zrobię to.

— Ktoś jeszcze? — zapytał Fury.

— Pojadę z tobą — odezwał się Wilson.

— Pierwszą sprawę mamy za sobą — oznajmił Fury. — Ivy, nie sądzisz, że należą się na jakieś wyjaśnienia? Co to za Pustynna Armia i dlaczego wracasz do wojska?

— Oczekujecie wyjaśnień — powiedziałam ostrożnie — ale ich nie dostaniecie. To moja osobista sprawa, a wam nic do tego.

— Możemy zaoferować pomoc — powiedział Fury.

— Nie potrzebuję jej — powiedziałam. — Jeśli będę potrzebować, to o nią poproszę. Nie jestem dzieckiem, tylko dorosłą osobą i żołnierzem.

— To wiemy — powiedział Fury. — Możecie iść. Barton, Wilson, wyślę wam informacje.

Opuściliśmy salę. Od razu zaczepił mnie Ethan.

— Dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej? — zapytał. — To po to spotkałaś się dzisiaj z Jakem, Zackiem i Alecem?

— A jak myślisz? — odpowiedziałam. — Musiałam z nimi podjąć decyzję. Ta wydała się najlepsza.

— Czemu nie przyjęłaś pomocy Fury'ego? — zapytał chłopak.

— Słyszałeś odpowiedź w sali — odpowiedziałam.

Miałam dość. Czy nie mogą zrozumieć, że muszę to zrobić?

— Ale ona mi nie wystarcza. Jesteś moją dziewczyną. Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje — powiedział Ethan.

— A ja chcę mieć do cholery święty spokój od tych ciągłych pytań! — wykrzyczałam mu prosto w twarz. — Ciągle wam powtarzam, że nie wytrzymuję tego wszystkiego, bo od roku zadajecie te same pytania. Jak się czujesz, co tam się dokładnie wydarzyło, co u ciebie. Mieszkasz ze mną! Widzisz, co u mnie słychać, więc po co te głupie pytania?!

— Bo się o ciebie boję, do jasnej cholery! Nie potrafisz tego zrozumieć? — odpowiedział chłopak. — Kocham cię, ale ty ciągle mnie odrzucasz. Wiem, co przeżyłaś...

— Nie wiesz, co przeżyłam — wysyczałam — i nie masz żadnego prawa zmuszać mnie, żebym cokolwiek ci powiedziała.

— Iv, do cholery! Próbuję ci pomóc, zrozumieć cię, ale ty nie chcesz ze mną rozmawiać o niczym — oznajmił Ethan.

— Bo to dla mnie zbyt ciężkie, by w ogóle o tym mówić — odpowiedziałam. — Zdajesz sobie sprawę, jak reaguję na te rozmowy. Nie ciągnij tego, bo to nic ci nie da! — wykrzyczałam i odeszłam.

Nie żałowałam tej kłótni. Nie było mi smutno z tego powodu. Żal mi było, tylko ojca i reszty Avengersów, którzy musieli tego słuchać. Choć miałam nadzieję, że w końcu dotarło do nich to, że mam serdecznie dosyć tego, jak zachowują się w stosunku do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro