Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Wiecie, co? Chyba nie chcę wiedzieć, co się będzie dziać po publikacji tego rozdziału...


Siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach i próbowałam ogarnąć jakiś film. Postanowiłam sobie wziąć do serca słowa Wandy i nadrobić filmy oraz seriale. Wybrałam właśnie film, który niedawno wszedł do kin, ale odtworzenie go przerwało mi pukanie do drzwi. Odłożyłam komputer na pościel i wstałam. Uchyliłam lekko drzwi.

— Mogę wejść? — zapytał Jake.

— Jasne — powiedziałam i otworzyłam szerzej drzwi, aby chłopak mógł wejść. — Co chcesz? — zapytałam, gdy zamknęłam drzwi.

Nie minęła sekunda, kiedy poczułam ciepłe i słodkie usta chłopaka na swoich. Byłam zaskoczona, ale odwzajemniłam gest. Jego pocałunek był zarazem delikatny, ale i spragniony. Jakby od dawna chciał to zrobić.

— Przepraszam — szepnął Jake, gdy odsunął się lekko ode mnie.

— Za co? — zapytałam.

— Nie jesteś zła? — zapytał unosząc brew do góry.

— Smakujesz jak coś słodkiego, ale nie jestem pewna — powiedziałam dotykając kciukiem jego ust. — Gdzie są wszyscy JARVIS?

— Pan Stark pojechał do domu, a reszta dołączyła do chłopaków z pani oddziału. Właśnie zaczynają oglądać Ojca Chrzestnego — odpowiedział JARVIS.

— Jasne, dzięki — powiedziałam do sztucznej inteligencji, po czym zwróciła się do Jake'a. — Wiesz co? Muszę się upewnić, co do smaku twoich ust.

Tym razem to ja go pocałowałam. Wplotłam swoje palce w jego włosy lekko je ciągnąc. Moje ciało po prostu domagało się uwagi ze strony płci przeciwnej po tak długim okresie przerwy. Uderzyłam plecami w drzwi. Na ślepo wymacałam kluczyk w zamku i go przekręciłam. Całe szczęście, że Tony pojechał do Pepper, a cała reszta poszła na piętro kinowe zanim Zack i Alec zjedzą cały popcorn.

*   *   *

Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Było około siódmej rano. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego dnia. Jake wymknął się do swojego pokoju, gdy nikogo w pobliżu nie było. Wrócił wieczorem. Też, gdy nikogo w pobliżu nie było. No, a JARVIS-a wybłagałam, by nie mówił o niczym mojemu ojcu. Trudno nie było. Spojrzałam na chłopaka, który nadal spał. Jego twarz była taka spokojna. Za to w mojej głowie ciągle była burza myśli. Ciągle myślałam o Pustynnej Armii. O tym, jak zakończyć całą sprawę. Dotknęłam policzka chłopaka. Czułam lekki zarost.

— Yhm — usłyszałam.

Uśmiechnęłam się. Chwilę później chłopak spojrzał na mnie i sam się uśmiechnął.

— Dzień dobry — powiedział.

W jego głosie było słychać poranną chrypkę.

— Od dawna nie śpisz? — zapytał.

Wzruszyłam lekko ramionami.

— Kilka minut — odpowiedziałam.

— Która godzina? — zapytał Jake.

— Po siódmej — odpowiedziałam.

— Twój ojciec pewnie dawno wstał — szepnął chłopak. — Co on zazwyczaj robi o tej godzinie? Nie chciałbym się natknąć na niego, gdy będę wychodził z pokoju.

Zamyśliłam się na chwilę.

— Albo biega po mieście, albo je śniadanie — odpowiedziałam.

— Czyli nie zabije mnie od razu, gdy stąd wyjdę? — zapytał ze śmiechem Jake.

— Nie — odpowiedziałam. — Zresztą, moje życie prywatne jest moje, nie?

— Oczywiście — powiedział Jake i pocałował mnie w czoło.

Poleżeliśmy jeszcze kilka minut. Jake się ogarnął trochę i jak zawodowy ninja wyszedł z mojego pokoju. Ja również się odświeżyłam i udałam się na śniadanie. W kuchni zastałam Natashę, Clinta, Zacka, Aleca i Jake'a.

— Gdzie mój tata? — zapytałam siadając przy stole.

— Wyszedł o siódmej biegać. Powiedział, że wróci koło dziewiątej — oznajmiła Natasha.

— Aha. Co tak późno dzisiaj poszedł biegać? — zapytałam ukradkiem spoglądając na Jake'a.

— Nie mam pojęcia — odpowiedziała ruda.

— Został jakiś popcorn? — zapytałam nalewając do kubka ciepłą kawę.

— Nie — powiedział Zack. — Po tym, jak dołączył do nas Thor nie zostało nic.

— Thor był w kinie? — zapytałam zdziwiona popijając kawę.

Bóg piorunów nie był jakoś zbytnio przekonany do dużego ekranu. Wolał "mały" telewizor w salonie.

— Ale tylko dlatego, że był popcorn — powiedziała Natasha. — A ty, co robiłaś?

Usłyszałam, jak Jake zakrztusił się swoją herbatą. Wszyscy spojrzeli na niego. Alec poklepał go po plecach.

— Co tobie? — zapytał Clint.

— Nic — odpowiedział krótko Jake.

— Jak myślicie, ojciec mnie zabije, jeśli zrobię dzisiaj zebranie? — zapytałam odwracając uwagę od Russo.

— Co dopiero wróciłaś ze szpitala, więc... tak — powiedziała Natasha.

— Ale ja nie mogę siedzieć w miejscu. Chcę, jak najszybciej rozwiązać tą sprawę i zacząć normalnie żyć — oznajmiłam.

— Ivy, my to wiemy, ale byłaś w śpiączce przez trzy tygodnie po ciężkim pobiciu, nie możesz tak od razu do wszystkiego wracać — powiedział Clint. — Nawet geny po Kapitanie nic tu nie pomogą. Powinnaś dobrze to wiedzieć.

— Ta — rzuciłam.

Dobrze to wiedziałam. Aż za dobrze.

— Najwcześniej za tydzień możemy zrobić spotkanie — powiedziała Natasha. — Nawet Fury ci to powie.

— Wiem, wiem — rzuciłam z przekąsem.

Czasami czułam się niezrozumiana, ale zdawałam sobie sprawę, że robią to dla mojego dobra.

— Ciekawe, czy z wieży pozwoli mi chociaż wyjść, czy nie, bo będzie się bał, że znowu mnie pobiją — powiedziałam zdenerwowana i wkurzona jednocześnie.

Wstałam od stołu i poszłam do swojego pokoju. Z głośnym trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi. Wyszłam na balkon i wzięłam głęboki oddech. Świeże powietrze odrobinę mnie uspokoiło. Oparłam się o barierkę i spojrzałam w dół. Ludzie kilkadziesiąt pięter niżej, na placu, wyglądali jak małe punkty poruszające się w różne strony.

Usłyszałam ciche pukanie.

— Chcę być sama — powiedziałam na tyle głośno, by osoba po drugiej stronie usłyszała.

Chciałam pomyśleć. Spekulować, jak to wszystko się skończy. Co teraz robić. Miałam nadzieję, że wygram. Ten ostatni raz. Poczułam na ramionach czyjeś dłonie. Obejrzałam się. Westchnęłam lekko i z powrotem skierowałam swój wzrok na miasto. Chłopak położył swoją głowę na moim ramieniu.

— Rozumiem, że chcesz to zakończyć szybko, ale nie możesz przelewać swojej złości na nich — szepnął Jake.

Miał rację. Ale na co ja mam przelać tą złość, jeśli lekarz kazał mi się wstrzymać z trenowaniem?

— To powiedz mi, co ja mam teraz zrobić? — zapytałam go. — Ojciec będzie cały w nerwach, jeśli wyjdę z wieży.

— Wyjdę z tobą, jeśli to ma choć trochę uspokoić twojego ojca — odpowiedział Russo i objął mnie w pasie. — Życie toczy się dalej. Musi zrozumieć, że nie będziesz wiecznie siedzieć w domu, żeby on był spokojny. Twój ojciec wie, że jesteś silna i potrafisz się obronić, ale jest twoim ojcem. Jego obowiązkiem jest w pierwszej kolejności martwić się o ciebie.

— Wiem, Jake — powiedziałam — wiem. Chciałabym mieć normalne życie, ale to jest niemożliwe.

— Żałujesz wstąpienia do wojska? — zapytał chłopak.

Zaśmiałam się cicho.

— Nie — odpowiedziałam. — Oczywiście, że nie. Zrobiłam to przede wszystkim dla mamy, ale dzięki temu poznałam też ciebie i chłopaków. Jak mogłabym tego żałować?

— To dobrze.

— Owszem, są momenty, których żałuję i których wolałabym nie pamiętać — oznajmiłam. — Ale są też takie, które są dla mnie zbyt cenne, by je zapomnieć.

— Na przykład? — zapytał Jake.

— Na przykład moment, gdy się zakrzusiłeś na śniadaniu — powiedziałam uśmiechając się. — Co to było?

— Nie mów mi, że ty też nie poczułaś się dziwnie, gdy Romanoff zapytała, co robiłaś — powiedział Jake.

— Cokolwiek — powiedziałam. — Co ja mam robić przez tydzień? Ojciec... wszyscy, nie dopuszczą do zebrań, dopóki nie minie, co najmniej tydzień.

— Filmy, seriale, zakupy. Jest wiele opcji — powiedział Jake.

— Które nie pasują do mnie — powiedziałam.

— Mówiłaś, że chcesz żyć normalnie. Masz teraz okazję — powiedział Jake.

Miał rację. Miał cholerną rację.

— To może zaproszę Wandę i Natashę na te zakupy? Przy okazji przeproszę Romanoff — powiedziałam.

— To dobry pomysł — powiedział Jake. — Wyjdziesz z wieży, odstresujesz się, a Kapitan nie będzie się o ciebie martwić, bo będziesz miała niezłą ochronę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro