Dodatek
Wyrok w sprawie wyniesienia dokumentów z bazy został cofnięty. Spotkaliśmy się z prezydentem, który w imieniu całego wojska przeprosił nas. Powiedział również, że spełni naszą prośbę, którą było ponowne i ostateczne opuszczenie przez nas szeregów armii. Jednak my wiedzieliśmy, że tajemnicy państwowej i tak musimy dotrzymać bez względu na okoliczności.
Na ostatniej wizycie u ginekologa dowiedziałam się razem z Jake'iem, jaka jest płeć naszego dziecka. Od tamtego czasu wszyscy próbują wyciągnąć od nas tę informację, ale ani ja, ani mój narzeczony, nie pisnęliśmy nawet słówka. Chcieliśmy, aby mieli niespodziankę. Ubranka kupiliśmy w zielonym kolorze. Jeśli robili jakieś spekulacje, że niby zielony przemawia za chłopcem to my szybko odpowiadaliśmy, że wybraliśmy ten kolor dlatego, że to kolor nadziei. Tyle w temacie.
– Ale powiedzcie chociaż imiona – powiedział Clint.
Westchnęłam. Leżałam sobie właśnie na kanapie przytulona do Jake'a.
– Powiedz im, bo zaraz wybuchnę od tych ciągłych pytań – powiedziałam do Russo.
– Dla dziewczynki, Gianna, po mamie Ivy, a dla chłopca, Adam. Zadowoleni? – zapytał Jake.
– Czemu Adam? – zapytała Wanda. – Basil jest fajniejsze.
– Bo ja wybierałam dla dziewczynki, a Jake dla chłopca – oznajmiłam.
Miałam już dość tych pytań. Chłopiec, czy dziewczynka? Jaki kolor pokoju? Dlaczego zielone ubranka? Dlaczego tak, a nie inaczej?
– I przysięgam, że jeszcze jedno pytanie na temat dziecka, to powystrzelam was jak kaczki – powiedziałam.
Wszyscy unieśli dłonie w geście poddania się. Byłam w czwartym miesiącu ciąży i miałam już wszystkiego i wszystkich serdecznie dosyć. Chęć wyprowadzki do cichego mieszkania Jake'a coraz bardziej mi się podobała.
– Co u Pepper? – zapytałam Tony'ego, który wyglądał na porządnie niewyspanego.
Żona Starka była natomiast w piątym miesiącu ciąży i znosiła ją trochę gorzej ode mnie. Miała więcej zachcianek, więcej wahań humoru. Czasami potrafiła tak wybuchnąć gniewem, że Stark uciekał kilka pięter wyżej. Pani Stark często nocowała w wieży, ale bardziej chyba wolała cichy dom za granicami miasta. Tony uniósł brwi.
– Czy gdyby nie była wkurzona, to bym tu był? – powiedział Tony.
Zaśmiałam się. Biedaczek. Musiał znosić Pepper. Choć Jake i wszyscy w wieży również nie mieli łatwo ze mną. Czasami płakałam z błahych powodów, a czasami chodziłam wkurzona jak osa i jak Pepper.
~Pięć miesięcy później~
POV. Jake
Do szpitala zdążyliśmy w ostatnim momencie. Poród trwał krótko, jak to powiedziała lekarka Ivy, bo zaledwie dwadzieścia minut. Pielęgniarka podała po umyciu dziecko jego matce. Ivy pasował wygląd matki.
– Mogę? – zapytałem cicho.
Moja narzeczona pokiwała głową i z największą troską podała mi to małe stworzenie.
– Hej, to ja, twój tata – szepnąłem.
– Uważaj – powiedziała Ivy. – Idź i przedstaw im nowego członka rodziny. Pewnie nie mogą już się doczekać. Tylko uważaj.
– Dobrze – powiedziałem i bardzo powoli wyszedłem z sali na korytarz, gdzie czekali wszyscy.
Avengersi, Fury, Zack, Alec, Gabriel i Vincent. Gdy tylko mnie zauważyli poderwali się z miejsc podchodząc do mnie.
– Powitajcie nowego członka naszej rodziny, mojego syna, Adama – oznajmiłem.
– Wiedziałam! – krzyknęła Wanda.
– Czy dziadek zechce potrzymać swojego wnuka? – zapytałem Kapitana uśmiechając się szeroko.
Kapitan z wielką ostrożnością wziął na ręce Adama.
– Jest śliczny – powiedziała Natasha. – Jak Ivy?
– Właśnie – powiedział pan Rogers.
– Dobrze. Sama kazała mi tu przyjść, bo wiedziała, że nie możecie się doczekać – odpowiedziałem. – Ale lepiej już oddajmy jej Adama, bo wstanie i sama po niego przyjdzie.
– Pańska narzeczona została już przeniesiona na oddział – powiedziała pielęgniarka podchodząc do mnie.
– Chodźmy – powiedziałem.
Poszliśmy do Ivy. Od razu oddaliśmy jej Adama, którego przytuliła i pocałowała w czoło. Cały czas uśmiechnęła się szeroko. Zresztą wszyscy uśmiechaliśmy się.
– Do twarzy ci z macierzyństwem – rzekła Natasha.
– Szkoda, tylko, że moja mama nie może poznać swojego wnuka – powiedziała smutno Ivy.
– Ale go widzi. Z góry – powiedział tata.
– Wiem – odpowiedziała. – A więc, Adam Steven Alexander Russo jest nowym członkiem naszej rodziny – powiedziała Ivy.
– Steven? Naprawdę? – zapytał Kapitan.
– A czemu nie, tato? – odpowiedziała Ivy. – Przynajmniej będzie miał coś tobie, prócz genów. Po za tym, to piękne imię.
– Teraz możemy pomalować tą jedną ścianę na niebiesko – powiedziałem śmiejąc się.
– I co dalej? Żadnych niebieskich ciuszków? – zapytała Natasha w tym samym czasie, co Wanda.
– Dalej? – powtórzyła Ivy. – W końcu będziemy mogli normalnie żyć.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro