Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Emma

- Czy ciebie do jasnej cholery pogięło? - patrzę na nią jak na wariatkę.

- Zrób go, chociaż dla pewności - prosi Clara, podając mi pudełeczko z testem.

- Jeśli matka cię nasłała, to powiedz jej, że nie jestem w żadnej ciąży! - unoszę się, gestykulując rękami na wszystkie strony.

- Jezu Emily! Nie zachowuj się jak dziecko. Po prostu go zrób - wzdycha, chyba już tracąc cierpliwość. Ja wszystko rozumiem, ale co oni wszyscy się tak na to u wzięli!

Drżącą dłonią zabieram od niej pudełeczko i patrzę na nią tak, jakbym straciła całą pewność siebie. Zamykam drzwi, a moje tętno natychmiast przyspiesza. Gula tworzy się w moim gardle i w tej chwili zamierzam stchórzyć. Och... To tylko test. Powoli rozpakowuje pudełeczko. Ktoś by mógł powiedzieć, że jestem śmieszna, ale w głębi duszy jestem przerażona.

Robię dwa testy tak, aby mieć większą pewność i niezdarnym ruchem odkładam je na umywalkę. Trzeba poczekać cztery cholerne minuty. Czuję się jakby to była wieczność, a sekundy trwały minuty. Nie chce tego wyniku. Nie chce, bo się boję. Sunę plecami po zimnych kafelkach i opadam na podłogę. Moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Nigdy nie myślałam o dziecku. A może nie chciałam o tym myśleć? Trzęsę się w tym momencie do takiego stopnia, jakbym wyszła na dwór zimą w krótkim rękawku. Zamykam twarz w dłoniach i biorę głęboki oddech, starając się swobodnie go wypuścić. Będzie dobrze. Musi być.

Wstaję, gdy mijają równe cztery minuty. Podchodzę i staję tak, jakby moje nogi były przyklejone do tych kafelków. Przesuwam opuszkiem kciuka po jednym z testów i biorę do ręki. Gapię się, jakbym analizowała, co się właśnie stało. Czuję, jak cały świat wiruje wokół mnie. Dwie cholerne kreski na teście sprawiają, że czuję się zakłopotana. Zupełnie sama. Czuję się, jak bezbronna mała dziewczyna, która nie wie co ze sobą zrobić. Ale już nią nie jestem. Jestem dorosłą kobietą.

- Emily wszystko w porządku? - pyta przez drzwi, lekko zaniepokojonym głosem.

- Tak. Wszystko w porządku - odpowiadam, starając się, aby mój głos brzmiał normalnie.

W środku coś mnie przełamuje. Niszczy barierę wokół mnie jaką tworzyłam. Wychodzę z łazienki blada jak wampir. Widząc, Clarę podchodzę do niej i pękam. Przytulam się do niej i zaczynam po prostu płakać. Nie wiem, czy jestem smutna. Nie wiem, czy jestem szczęśliwa. Nie wiem, co czuję w tej chwili. To był tylko jeden raz. Jedna noc. Nic więcej.

- Wynik pozytywny prawda? - pyta cicho, pocierając mi plecy, gdy pozwala mi się do siebie przytulić. Przytakuję, a ona przytula mnie bardziej.

- Tak bardzo się boję - wyszeptuję w końcu, nie mogąc powstrzymać łez.

- Matthew na pewno się ucieszy - pociesza mnie, ale to działa odwrotnie. Mnie to zwyczajnie dobija - co się dzieje?

- Pytałam się go, co by powiedział, gdybyśmy zostali rodzicami. Nic nie odpowiedział. Wyglądał na przerażonego, a jego pytaniem było od razu, czy jestem w ciaży - tłumacze, ledwo powstrzymując szloch.

- Emily to normalne. Thomas na początku nie wiedział, o co chodzi, jak podałam mu test i patrzył jak na wariatkę. Kiedy powiedziałam mu o ciąży, był w szoku. Spodziewałam się czegoś w stylu "Jestem taki szczęśliwy!" a w zamian dostałam spojrzenie zakłopotania i strachu. Potem po prostu mnie przytulił i powiedział, że bardzo się cieszy - kiedy to opowiada, powoli się wyciszam, jednak moja głowa ciągle pracuje. W mojej głowie tworzą się różne wersje rozmowy z Matthew.

- Tylko że ja się właśnie tego boję. Reakcji - szepcze drżącym głosem.

- Nie martw się na zapas. Teraz to powinnaś się umówić na wizytę, aby mieć stuprocentową pewność, czy jesteś w ciąży - uśmiecha się pocieszająco. Jakoś nie mogę się uśmiechnąć.

- Och... To wszystko jest takie trudne - mówię cicho.

- Emily. Jestem już gotowa - no tak. Muszę małą zawieźć do przedszkola.

- Pewnie myszko - ocieram łzy i cicho wzdycham.

- Płakałaś? - pyta cichutko, gdy podchodzi do mnie. Kucam przy niej z lekkim uśmiechem - nie chcę, aby było ci smutno - może cichutko, swoją małą rączką dotykając mojego polika.

- Nie przejmuj się mną mała - kciukiem pocieram jej malutką rączkę. Niepewnie kiwa główką na potwierdzenie i idzie ubrać kurteczkę.

Pomagam jej zawiązać buciki i odwracam się do Clary, która posyła mi bezgłośne "niczym się nie przejmuj". Wychodzę z domu i wkładam małą do fotelika, zdobywając się na lekki uśmiech. Siadam z przodu, biorąc głęboki oddech. Mimowolnie się uspokajam. Delikatnie przymykam oczy, czując ulgę, że emocje trochę się wyciszają. A przysięgam, gotują się we mnie wszystkie możliwe emocje. Przekręcam kluczyk i odjeżdżam z posesji. Włączam radio tak, aby zagłuszyć myśli jakąś piosenką. Mała siedzi cichutko, oglądając auta jadące obok. Staję na sygnalizacji, a potem znów odjeżdżam. Kiedy parkuję na przedszkolnym parkingu uwalniam małą z fotelika i prowadzę za rączkę. Kiedy stoimy przy budynku, daje mi buziaka w policzek i biegnie do środka. Jeszcze chwilę patrzę na drzwi i nawet nie wiem kiedy, ale na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Opuszczam przedszkolne boisko i wsiadam do auta. Gdyby ktoś spytał się mnie, co czuję w tej chwili, nie potrafiłabym określić jednej emocji. Wszystko zrobiło się inne. Jakby całe miasto było w innych barwach.

Gdy dojeżdżam na miejsce, natychmiast wchodzę do domu, rzucając kluczyki na blat. Mam dość tego dnia.

- Już jestem - odpieram ciszej, niż bym się spodziewała.

- Wyglądasz, jakby ktoś zabił cię w pięć minut. Może idź się położyć, czy coś? A ja trochę tu ogarnę - proponuje. Nie jestem chora. Nic mi przecież nie jest. Kiedy chcę sie sprzeciwić, wyprzedza mnie - Marsz do sypialni i nawet nie próbuj się sprzeciwiać, czy wkręcać - przytakuję. Nie mam ochoty się kłócić. Idę po prostu się położyć.

Kładę się na miękkim łóżku, a moje mięśnie powoli się rozluźniają. Przykrywam twarz dłońmi i wyparowują ze mnie wszystkie możliwe emocje. Patrzę w sufit, odczuwając, że mogłabym tu leżeć wieczność i nigdzie się nie wybierać. Najgorsze są myśli: "jak on zareaguje?" albo "co on powie?". Dlaczego nic nie może być takie proste. To pytanie zadaje sobie już długo. Za długo. Lekko przymykam powieki i nie wiem, kiedy odlatuje. Zaczynam czuć spokój, którego tak bardzo mi brakowało...

Matthew

Odzyskałem kluczyki i telefon. Niestety to drugie było przemoczone do takiego stopnia, że przestało działać. Jedynym wyjściem, jakie mam to kupić nowy telefon. Zapewne mam już tysiąc telefonów nieodebranych od Emily, od mamy no i pewnie od Alexa też. Wchodzę do najbliższego sklepu z telefonami i czuję, że ktoś na mnie wpada.

- Matthew?

- Camilla? - nie do wiary. Nie widziałem jej długo. Naprawdę długo.

- Co u ciebie? - pyta z szerokim uśmiechem.

- A dobrze. Wpadłem po nowy telefon, bo ten to już swoje przeżył - odwzajemniam uśmiech, wskazując na zepsuty telefon.

- Racja. Przepraszam, ale muszę iść. Spotkamy się jeszcze? - patrzy na mnie spod gęstych rzęs z tym samym czarującym uśmiechem.

- Z wielką przyjemnością. Dzisiaj to już raczej pracę będę musiał sobie odpuścić - wzdycham - pasuje ci za godzinę w kawiarni za rogiem? - pytam.

- Pewnie. Niech bedzie - po tych słowach zaczyna, panować niezręczna cisza - w takim razie do zobaczenia - kiwa mi na pożegnanie i wychodzi.

Camilla była moją przyjaciółką w podstawówce. Jak dziś pamiętam, że wtedy byłem w niej szaleńczo zakochany. Jednak ona nie odwzajemniała tego uczucia. Chciała jedynie przyjaźni, ale ja nie odpuszczałem. Nigdy nie zapraszałem jej do domu, bo nie chciałem, aby się nade mną litowała. Chciałem, aby poznała mnie od innej strony. Nie jako chłopca, który był bity przez ojca alkoholika. Ale jako chłopca, który jest normalny i cieszy się życiem. Ona zwierzała się mi, a ja jej. Tak wyglądała nasza znajomość. Im więcej jej się zwierzałem, tym bardziej się w niej zakochiwałem. Była piękna i utalentowana. Uwielbiała jeździć konno. Miała pasję, którą kochała ponad wszystko. Nie raz zabierała mnie z nią do stajni i tam spędzaliśmy większość dnia. Jak zawsze kiedyś to musiało się skończyć. Jej ojciec dostał pracę za granicą i cała jej rodzina opuściła to miasto. Teraz wróciła tu jako kobieta. Ciemna blondynka z ciemniejszym kolorem skóry, który zapewne był spowodowany słońcem. Jej zielono szare tęczówki również zyskały wyraźniejszego koloru. Nie raz spotkałem się z ludźmi, którzy uważali, że kolor oczu wraz z wiekiem blaknie. Z jej tęczówkami tak się nie stało. Nadal są piękne i wyraźne. Stop. Co ja mówię. To przeszłość. Kocham tylko Emily i nikogo innego.

Podchodzę do regału z telefonami i zaczynam przeglądać modele. Kiedy wybieram, ten odpowiedni idę do kasy i kupuję. Wsiadam do samochodu i wczytuje kartę do nowego telefonu. Kontakty wszystkie wracają, a pierwsze co muszę zrobić to zadzwonić do Emmy. Jednak nie odbiera ona.

- Cześć. Emily właśnie śpi - Clara odebrała telefon.

- Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Przyjadę za jakiś czas. Jestem umówiony na spotkanie - wzdycham i rozłączam się.

Chowam telefon do kieszeni koszuli i ruszam spod sklepu. Cholera zapomniałem się przebrać. Wzdycham i jadę w kierunku domu Alexa. Może on da mi jakąś koszulę na przebranie, bo do domu wrócić nie mogę.
Wysiadam pod jego domem i czekam, aż mój przyjaciel przyjdzie mi łaskawie na ratunek i otworzy drzwi. Gdy staje w drzwiach, zaczynam tłumaczyć mu zaistniałą sytuację. Zresztą o moim spotkaniu z Camillą też. Nie jest zachwycony tym, że chce się z nią spotkać. Przewracam oczami, gdy prawi mi kazania na ten temat. Jest przeciw temu spotkaniu. To jest tylko spotkanie starych przyjaciół. Zresztą ona zapewne też ma już swoją rodzinę. Chcę się z nią spotkać, aby powspominać stare czasy. Tylko tyle. A poza tym nie mógłbym zdradzić Emily. Nie mógłbym jej tego zrobić. Kiedy przebieram się w nową koszulę, poprawiam kołnierzyk. O dziwo ta koszula jest na mnie dobra i całkiem dobrze na mnie leży. Dziękuję mu za pomoc i mówię, że jestem mu dłużny. Odjeżdżam i jadę pod kawiarnię, w której się umówiliśmy. Nie wiem, czy powinienem się z tego cieszyć, że się z nią spotkam. A tym bardziej, nie wiem, czy powinienem umawiać się z nią na to spotkanie. Wysiadam z auta i wchodzę do pomieszczenia. Kawiarnia jest prawie pusta, ale nie przeszkadza mi to jakoś bardzo. Przynajmniej będziemy mogli porozmawiać w spokoju. Gdy dostrzegam ją siedzącą przy oknie, uśmiecham się lekko pod nosem. Zmierzam w jej kierunku, a gdy mnie zauważa, wstaje.

- Cześć - całuję ją delikatnie w policzek.

- Hej - uśmiecham się szeroko.

- Siadaj - wskazuje na miejsce, więc siadam.

- Miło cię widzieć - odpieram lekko zmieszany ciszą.

- Ciebie również. Ile to czasu minęło od naszego ostatniego spotkania? - pyta, nadal uśmiechając się.

- Piętnaście? - odpieram po chwili namysłu.

- Liczyłeś?

- Strzelałem - śmieje się lekko - opowiadaj co u ciebie - proponuje.

- Przeprowadziłam się tu jakiś czas temu. Rodzice zostali za granicą, a ja cóż... Postanowiłam wrócić na stare śmieci - wzdycha.

- Nadal jeździsz konno? - zadaje pytanie. Zanim zabiera się za odpowiedź, przychodzi kelnerka.

Zamawiamy butelkę wina i jakieś dobre ciastko. Uważnie jej się przyglądam i porównuje, jak bardzo się zmieniła, od kiedy po raz ostatni ją widziałem. Jej twarz zrobiła się doroślejsza. Jej włosy jeszcze bardziej pociemniały, a kości policzkowe są bardziej widoczne.

- Wracając... Nie. Już nie jeżdżę konno. Pracuję jako projektantka - tu mnie zaskoczyła. Zawsze myślałem, że chce wiązać przyszłość z końmi, a tu proszę jaka niespodzianka.

- Długo już nie jeździsz? - pytam z ciekawości.

- Od naszego ostatniego spotkania - przychodzi kelnerka i stawia nam dwa kieliszki na stole, które napełnia winem - nie żałujesz?

- Czego? - unoszę brew do góry i biorę kęs sernika.

- Tego, że nie utrzymywaliśmy kontaktu - wzdycha cicho.

- Nie. Dlatego, że gdybyśmy nadal się przyjaźnili, nie miałbym córki - patrzy na mnie zdezorientowana.

- Masz córkę? - trzyma kieliszek blisko ust, czekając ,na moją odpowiedz.

- Tak. Ma sześć lat - patrzę w stół, nie wiedząc jak się zachować.

- Tego się nie spodziewałam - uśmiecha się przenikliwe - myślałam, że nadal jesteś wolnym strzelcem - bierze łyk wina.

- Nie. Już nie - kończę kawałek swojego ciasta.

- Ale obrączki nie masz - docieka, jeżdżąc opuszkiem palców po obwódce kieliszka.

- Byłem żonaty. Moja żona zmarła kilka lat temu. Teraz mam dziewczynę - wzdycham ciężko, przyglądając jej się uważnie.

- Szczęściara - stwierdza.

- Oj już bez przesady - śmieję się lekko.

- Taka prawda. Zawsze byłeś taki ciepły i delikatny. Nic się nie zmieniłeś. To dobrze - mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu i czuję się trochę nie zręcznie.

- A ty? Masz kogoś? - tym razem pytam ja. Patrzę w jej oczy, próbując coś z nich wyczytać.

- Nie. Jestem po rozwodzie - zakłada nogę na nogę i lekko przygryza wargę.

Czuję, jak wszystkie moje mięśnie rozluźniają się z pomocą alkoholu. Gesty moich rąk są coraz pewniejsze. Z każdą chwilą chyba tracę panowanie nad własnym językiem.

- Muszę przyznać, że wypiękniałaś - mówię rozbawiony. Cholera nie powinienem był tego mówić.

- Ty również niczego sobie - uśmiecha się i podpiera łokcie na stole, a potem gładzie brodę na dłoniach.

- Oj już bez przesady. Nie jestem już tak młody. Jestem pewien, że nie jeden facet gapi się na ciebie na ulicy - obydwoje wybuchamy lekkim śmiechem.

- Miło było cię znów spotkać Matt - delikatnie kładzie dłoń na mojej dłoni, jednak ja odsuwam ją. Nie podoba jej się to, że to zrobiłem, ale nie okazuje tego.

- Ciebie również - wstaję powoli od stołu - pójdę już - całuje ją nieznacznie w policzek i zostawiam pieniądze na stole.

Opuszczam lokal i dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że wypiłem nieco za dużo. Wybieram telefon do Alexa i najpierw słucham, jak się na mnie wydziera. Proszę go, aby po mnie przyjechał i żeby o niczym nie mówił Emily. Jednak ta rozmowa nie ma ani ładu, ani składu. Cholera Emma już pewnie dzwoniła milion razy. Przez ten czas nawet nie spojrzałem na telefon. Czas minął mi niesamowicie szybko i nawet o tym nie myślałem, aby do niej zadzwonić. Mam teraz poczucie winy. Na waliłem dzisiaj totalnie. Kiedy przyjeżdża po mnie, od razu wsiadam do samochodu. Nie odzywa się do mnie. Ma tak zwanego focha. Wzdycham, zmieniając muzykę w radiu i opieram się o szybę. Nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Jest tak miło i przyjemnie...

***
Kurcze niedługo koniec tej książki. Jak wam się podobał rozdział? ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro