Rozdział 25
Emma
Wczorajszy dzień był trudny. Bałam się, że nie będę w stanie otworzyć powiek, jednak tak się nie dzieje. Budzę się i wszystko jest tak, jak było przedtem. Przecieram oczy, po czym przeciągam się, napinając moje ciało. Podnoszę się do pozycji siedzącej i podpieram się na rękach. Rozglądam się po jasnym pokoju i dochodzi mnie zapach świeżo parzonej kawy. Aromat jest tak silny, że zmuszam się, aby wstać z ciepłego łóżka. Ach... Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo tęsknię za tym zapachem. Schodzę leniwie po schodach delikatnie, odgarniając włosy z twarzy. Miłe uczucie wypełnia moje ciało. Takie, którego nie czułam od dawna. Przypominam sobie chwilę, gdy jeszcze chodziłam do liceum i za każdym razem czułam ten cudowny zapach. W kuchni dostrzegam mamę włóczącą się po kuchni i... No właśnie. Nie jest to tata, a Mark czytający jakąś gazetę. Wzdycham cicho, choć nie jest to zwykłe westchnięcie, a to, że po raz kolejny muszę sobie uświadomić, że taty już nie ma.
- Część mamo, Mark - staram się brzmieć normalnie.
- Cześć - Mark odpowiada, wychylając się znad gazety.
- Cześć córeczko. Masz kawę na stole - mama wskazuje na stół, obdarzając mnie krótkim, aczkolwiek nic nieznaczącym spojrzeniem.
- Dzięki. Gdzie Clara i Thomas? - pytam, rozglądając się.
- Tutaj! - wołają jednocześnie, zanim mama zdąży co kolwiek odpowiedzieć.
Gołąbki siedzą sobie na kanapie, ciesząc się swoją obecnością. Thomas pieszczotliwie jedną ręką pociera kciukiem policzek Clary, a drugą rękę trzyma na jej brzuchu. Nie wiem dlaczego, ale gdy na nich patrzę, ściska mnie małe uczucie zazdrości? Zupełnie nie rozumiem tego uczucia, zwłaszcza że często mi one nie towarzyszy. Patrzę na nich i zacinam się. Trzymam szklankę kawy w powietrzu tak, jakbym chciała wziąć łyk, ale coś jakby mnie od tego powstrzymywało.
- Emily wszystko w porządku? - mama patrzy na mnie może trochę zaciekawiona? Albo i jednak zmartwiona?
- Wszystko jest okej - uśmiecham się uspokajająco i biorę łyk kawy, która już zaczęła stygnąć.
Kiedy dopijam kawę, wstaje od stołu i sprzątam po sobie. Idę na chwilę do sypialni. Sięgam do tylnej kieszeni dżinsów, wyciągam telefon i dzwonie do Matta. Włącza się poczta głosowa, więc postanawiam mu się na nią nagrać. Gdy mija kolejna godzina, postanawiam po raz kolejny oddzwonić jednak to na nic.
- Mogę na chwilę? - słyszę głos Clary, więc mimowolnie odrywam wzrok od telefonu, którego od razu chowam do kieszeni spodni.
- Pewnie - uśmiecham się, choć ten uśmiech chyba jej nie przekupuje.
- Coś się stało? - pyta, marszcząc brwi.
- Nie, nie. Wszystko w porządku - zapewniam.
- Może pojedziemy na jakieś zakupy? - porusza sugestywnie brwiami z szerokim uśmiechem.
- Pewnie. Możemy jechać - wzdycham i obie opuszczamy pokój.
Kiedy już jesteśmy w aucie głowę mam skierowaną na boczną szybę. Obserwuje jadące samochody i po prostu odpływam gdzieś daleko myślami. Stukam palcami o udo w rytm muzyki lecącej w radiu. Czuję na sobie dyskretny wzrok mojej kuzynki, ale dostrzegam, że uśmiecha się.
Wzdycham cicho i opieram głowę o szybę gorączkowo, ściskając telefon w dłoni.
- Ktoś ma do ciebie zadzwonić? - pyta, zmieniając bieg.
- Co? - odrywam wzrok od szyby, który ląduje na niej.
- Pytałam, czy ktoś ma do ciebie dzwonić - powtarza spokojnie.
- Nie. Tak. To znaczy, nie wiem. Może - zaczynam się gubić w tym, co może, a język zaczyna niesamowicie mi się plątać.
- Na pewno dobrze się czujesz? - pyta, parkując koło galerii.
- Tak - poprawiam szybko włosy i opuszczam samochód.
Krążymy po tej galerii już jakieś te godziny. Oczywiście mnie już bolą nogi w tych szpilkach. Kurcze, po co ja brałam te cholerne szpilki do zwyklej galerii? Sama se odpowiedz idiotko. Kłócę się z myślami i ciągnę ze sobą jakieś cztery torby ubrań. Zresztą Clara nie jest lepsza, bo ona ma tego dużo, dużo więcej. Na końcu przystajemy przy jednej z kawiarni.
- Może na chwilę odpoczniemy? Mam ochotę na jakieś dobre cistko - boże nareszcie! Kiwam ochoczo głową i od razu zajmujemy miejsce przy stoliku.
Kiedy podchodzi do nas kelnerka, obie składamy zamówienie. Clara zamawia jakąś szarlotke i deser lodowy plus jakiegoś sernika. Patrzę na nią jak na wariatkę. Ja za to zamawiam ciasto orzechowe.
- No co? Jem za dwoje - uspawiedliwia sie unosząc ręce do góry w geście obrony - powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - pyta.
- Nic się nie dzieje - zaprzeczam.
- Przecież widzę Emily - mówi niemalże przekonana swoich słów w stu procentach - chodzisz jakaś struta, masz głowę w chmurach i czasami nie kontaktujesz - ma racje. Ma cholerną rację.
- Matt nie odzywa się od wczoraj. Ciągle jest poczta głosowa, a teraz to wyświetla mi się, że jego telefon jest wyłączony. Boję się, że coś się stało i... - mówię wszystko z taką prędkością, jakbym miała zaraz utracić dostęp do powietrza.
- Wow - patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami - nie wiedziałam, że kiedyś będziesz się tak przejmować. Zwłaszcza facetem
- Uwierz mi, że ja nawet nie wiem co się ze mną dzieje. Czuję się przy nim kochana. Gdy jest obok mnie, odczuwam dziwne mrowienie w różnych częściach ciała, a gdy mnie całuje, to mogłabym spokojnie odlecieć - patrzę na nią spanikowana, a ona tylko się uśmiecha - co jest ze mną nie tak? - pytam żałośnie.
- To są motylki Emily. Czujesz je za każdym razem, gdy on przy tobie jest. To normalne - uspokaja mnie, a moje serce zaczyna szybciej bić. Czuję, że się rumienię. Boże to żałosne. Zachowuje się jak idiotka. A może to normalne?
Matthew
Mimo że otwieram oczy, nie mam siły. Usycham na nowo. Usycham z tęsknoty wywołanej bólem. Bólem o stracie ukochanej osoby. Osoby, który była no promykiem, sercem i duszą. Zabrała me serce ze sobą do grobu i pozwoliła mi odejść duszą razem z nią. Wszystko się zmieniło. Zmieniło się to, że pozwoliłem zaufać sobie innej kobiecie. Gdy moje serce było już martwe, ona je ożywiła. Dała mu drugie życie. Pomalowała na nowo moją duszę barwami, a serce odmieniła swoimi delikatnymi jak płatek śniegu pocałunkami. Dzisiejszy dzień jest jak strzała przyprawiająca mnie o tysiące wspomnień za każdym kolejnym razem strzelająca w każdy skrawek mojego serca. Moje ciało przechodzi dreszcz, a jednocześnie odrętwienie. Jestem i kłoda. Kłoda usychająca z tęsknoty i pełna bólu. Kolejna rocznica śmierci mojej żony. Osoby, którą kochałem, a jednocześnie nienawidziłem. Ale czy można wybaczyć człowiekowi zdradę? Można, ale tylko wtedy, gdy tą osób kochasz. Kochasz i pozwalasz jej odejść. Jak nigdy nie przestałem kochać i nigdy nie pozwoliłem jej odejść. Minęło tyle lat, a ja nadal nie potrafię wybaczyć. Nie potrafię, bo nie przeczytałem tego cholernego listu. Ale kto chciałby czytać list z wiadomością od osoby, która umiera i się z tobą żegna? Tak wyglądało moje życie. Wieczna rozpacz i odrętwienie. Teraz stoję przed lustrem i starannie podciągam krawat do szyi i przeglądam się w lustrze. Biała jak papier koszula opina moją klatkę piersiową, a niebieskie dżinsy są starannie dopasowane. Delikatnie przesuwam dłonią po mojej brodzie i dostrzegam lekki zarost, mimo to nie zamierzam go zgolić. Przeczesuje włosy ręką i biorę gwałtowny oddech. Wychodzę powoli z sypialni, a moje mięśnie mimo woli napinają się.
- Mamo zajmiesz się Katy? - pytam ciszej niż kiedykolwiek.
- Pewnie synku - mówi czule, parząc sobie herbatę - trzymasz się jakoś? - pyta, podchodząc do mnie z jak zwykle troskliwym wzrokiem.
- Tak mamo. Nie przejmuj się - wzdycham i przytulam ją na pożegnanie.
Wychodzę z domu i staje na ganku. Czuję, jakby coś przybierało mnie do podłoża, a w moim serce bije tak głośno, że zaczynam się bać, zen ktokolwiek to usłyszy. Wsiadam do samochodu i gwałtownie przekręcam kluczyk w stacyjce. Odjeżdżam. Jadę przed siebie nawet, nie oglądając się, co jest za mną. Pogłaśniam muzykę, aby zagłuszyć napływające myśli, choć i tak wiem, że to na marne.
Kiedy jestem na miejscu i przekraczam próg cmentarza, moje serce z każdą chwilą bije coraz szybciej. Tak szybko i rytmicznie, że chwytam się za serce, aby sprawdzić, czy to nie są jakieś moje wymysły. Nie są. Mój oddech jest płytki i niespokojny. Gdy podchodzę do nagrobka... Zamieram. Czuję się, jakby czas się cofnął, a ja, jakbym znów powtarzał tę scenę jak jakąś cholerną mantrę.
- Cześć, kochanie. Przyniosłem różę. Pamiętam, jak jeszcze byłaś kochałaś, jak kupowałem ci białe róże - mój głos drży. Drży za każdym razem, gdy tutaj jestem - Wiem, że rzadko tu przychodzę, ale ja po prostu nie potrafię tutaj być. Katy ma się dobrze. Nie dawno poszła do przedszkola, wiesz? - uśmiecham się smutno - ona bardzo chciałaby, abyś mamusia była z nami. Niedawno poznałem Emily. Dziewczynę, która na nowo nauczyła moje serce jak kochać. Myślę, że pora iść dalej. Wiem też, że bardzo byś tego chciała, ale chyba dopiero teraz to zrozumiałem - przyznaję - widzisz, tak bardzo mi na tobie zależało, że nie przeczytałem tego listu. Nie przeczytałem, bo wtedy może serce biło tylko dla ciebie i z tobą odeszło. Emily wsadziła je na nowo i wzbudziła we mnie te uczucia, za którymi to bardzo tęskniłem. Może to ty maczałaś w tym palce, że postawiłaś mi ją na drodze? - wzdycham - dzisiaj przeczytam ten list. Obiecuje - mówię, zamykając oczy tak, jakby to była najgorsza rzecz, jaką miałbym w życiu zdobić - kocham cię skarbie - wypowiadam te słowa tak delikatnie i spokojnie, że chyba sam się tego nie spodziewałem. Kładę różę na czystym grobie i powoli odchodzę. Moje ciało jest sztywne i wyprane z jakichkolwiek uczuć. Wsiadam znów do samochodu i biorę głęboki oddech, o czym staram się go spokojnie wypuścić. Odpalam auto i odjeżdżam spod cmentarza.
Wchodzę do domu i jest cisza. Cisza, która wprawia mnie w zakłopotanie, ale i w ulgę. Poluźniam krawat, odczuwając, że robi się jakoś gorąco albo to tylko moje wymysły? Przechodząc, obok blatu kuchennego dostrzegam małą, białą karteczkę. " zabrałam Katy do parku, powinnyśmy niedługo wrócić. Mama" wzdycham chwilę, przyglądając się karteczkę, po czym odkładam ją i mimo woli idę w kierunku sypialni. Siadam na świeżo usłanym łóżku i sięgam do jednej z szuflad stolika nocnego. Znajduję w niej list. Kopertę, której tak bardzo bałem się otworzyć i chyba nadal tak się czuję. Drżącym ruchem ręki rozdzieram kopertę i wyjmuje z niej kartkę. Czuję zapach Lucy. Jej perfum, które dostała ode mnie na urodziny. Kciukiem przejeżdżam po literkach, które układają się w wyrazy oznaczające prawdę. Prawdę, której tak strasznie się boję. Prawdy, który uświadamia mnie, że już jej nie ma.
Drogi Matthew
Jeśli to czytasz, mnie już nie ma, ale w tym liście chcę, abyś poznał prawdę. Chcę, abyś wreszcie zaczął iść dalej, mimo że jest to trudne. Pewnie pamiętasz, że te ostatnie dni w szpitalu, gdy dowiedziałam się, że nie mam już praktycznie żadnych szans na przeżycie... Nie przejmowałam się tym. Śmierć nie była dla mnie wyrokiem, a pewnym etapem, który czeka na każdego z nas. Nie chciałam z tobą rozmawiać o mojej chorobie, bo nie chciałam, abyś cierpiał. Kiedy wiedziałam, że to już koniec, a ty zapewniałeś mnie, że wszystko będzie dobrze... Ja pozwalałam Ci na to. Pozwalałam Ci, bo wiedziałam, jak bardzo w to wierzysz i jak bardzo mnie kochasz, ale ja na to nie zasłużyłam. Nie zasłużyłam na to, bo pozwoliłam Ci myśleć, że ona nie jest twoją córką. Pewnie w to chwili nie wiesz, o co chodzi. Katy jest twoją córką. Naszą córką. Masz prawo mieć do mnie żal i mnie nienawidzić. Masz prawo nigdy mnie nie odwiedzać na cmentarzu i masz pełne prawo, aby przestać mnie kochać. Powiedziałam tak, bo cię zdradziłam. Przespałam się z Olivierem i połączyło nas uczucie. Ale to nie była miłość, tylko pożądanie. Potem zaczął mnie osaczać, grozić i wydzwaniać. Gdy ty i ja byliśmy nad moim domkiem letniskowym, to tam się wszystko zaczęło. Nie mogłam znieść myśli, że ten idiota jest ojcem mojego dziecka, więc zaraz po narodzinach zrobiłam testy DNA. To ty jesteś jej ojcem Matt. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Kiedy powiedziałam ci, że to nie ty jesteś ojcem, byłeś załamany. Wyglądałeś tak, jakby ktoś odebrał ci życie. Jak ktoś, kto w jednej chwili miał wyrwane serce przez osobę, którą kochał. Ja to zrobiłam. Pozbawiłam Cię jakiejkolwiek radości. Olivier to twój brat. Jest twoim przyrodnim bratem. Dowiedziałam się tego, gdy twój ojciec pewnego dnia przyszedł do jego domu, a ja akurat byłam u Oliviera. Usłyszałam całą rozmowę i wszystko ułożyło mi się w jedną całość. Tak, jakby puzzle jakiejś układanki wróciły na swoje miejsce. Twój ojciec zauważył mnie. Był wściekły. Bardzo wściekły. Twój ojciec pytał się, czy coś słyszałam. Zaprzeczyłam, ale on mi nie uwierzył. Był pod wpływem alkoholu. Wyprowadził mnie z domu i gdzieś wywiózł. Twój brat próbował go zatrzymać, ale to i tak nic nie dało. Nie protestowałam, ponieważ był to twój tata. Nie chciałam, abyś dalej widział go za potwora. Chciałam po prostu, abyś o nim zapomniał. Tamtego wieczoru nie odbierałam od ciebie telefonu, bo nie byłam w stanie. Zostałam skrzywdzona. Twój ojciec bił mnie i obmacywał, a ja po prostu nie miałam siły. Pozwoliłam mu na to. Po tym wszystkim płakałam całą noc i dzień. Czułam się okropnie. Czułam jego dłonie na sobie i uderzenia. Ale nigdy nie bałam się twojego dotyku. Wiedziałam, że ty nim nie jesteś. Nie jesteś tym potworem, jakim był twój tata. Po tamtej nocy tak naprawdę zrozumiałam, jakim on człowiekiem był i że nigdy się nie zmieni. Mimo że nigdy mi nie opowiadałeś o swojej przeszłości, ja wiedziałam, jak bardzo cierpiałeś. Proszę cię, tylko o jedno nie próbuj mi wybaczyć. Nie pozwól, aby ten człowiek skrzywdził kolejną osobę. Katy jest naszą małą córeczką. Naszą. Kiedy się urodziła, była taka malutka. Pamiętam, jak zaraz po narodzinach spytałeś się mnie, czy możesz ją wziąć na ręce. Zgodziłam się. Wziąłeś ją w ramiona i tuliłeś tak delikatnie, jakby miała się zaraz rozpaść. Kołysałeś ją, a ona za każdym razem zaczynała się uspokajać. Nigdy nie było tak ze mną, z twoją mamą, moimi rodzicami czy kim kolwiek. To tobie od razu zasypiała na rękach. Uwielbiałam patrzeć, jak układałeś ją do snu i śpiewałeś kołysanki. Byłeś taki pełen troski i delikatności. Opiekowałeś się nią jak małą księżniczką. Nie powiedziałam Ci, że mała jest twoją córką, bo twój ojciec i brat mi grozili. Olivier zagroził mi, że jeśli Ci o wszystkim powiem, nie będziemy mieli życia. Wiedziałam, do jakich rzeczy zdolny był twój ojciec i jak daleko umiał się posunąć. Nie chciałam, abyśmy cierpieli, aby coś się stało naszej myszce. Chciałam uśmierzyć twój ból.
Kocham cię. Twoja Lucy.
Odrywam wzrok od kartki i czuję, że przez ten cały czas moje serce wali prędkością młota. Ręce mi się trzęsą. Powoli odgrywał wzrok od kartki i mam mokre oczy od łez. Ale już nie płynął. Dawno skończyły, płynąc. Wtedy gdy mój ojciec pozbawił mnie, jakich kolwiek uczuć. Zaglądam do kartki i dostrzegam wyniki DNA, jak i zdjęcie USG. Patrzę się w zdjęcie, w list i papiery. Wszystkie wspomnienia, chwile przepływają mi przed oczami jak wzburzony ocean. Myśli w głowie mam tak głośne i nie do wytrzymania, że zakrywam twarz w dłoniach. Wszytko się zmieniło. W jednej chwili...
***
Cóż trochę odpowiedzi na wasze pytania jest. List od Lucy do Matthew dużo wyjaśnia i ten obrót spraw zostawia kolejne drogi. Mam nadzieję, że rozdział wam sie podobał do zobaczenia w następnym rozdziale ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro