Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Matthew

Budzę się. Po raz kolejny otwieram powieki i czuję ból. Ból, jaki promieniuje mnie od środka. Odwracam głowę delikatnie w bok i widzę Emmę śpiącą przy moim łóżku. Nasze dłonie lekko się ze sobą splatają. Widzę, że po raz kolejny płakała, ale i tak zaprzeczy. Delikatnie ściskam jej dłoń i głaszczę kciukiem.
Na salę wchodzi pielęgniarka, która zbiera się za zmianę kroplówki.

— Tatusiu! — Słyszę pisk małej, a potem kolejną falę bólu. Wtula się we mnie, a ja nie zamierzam jej puścić — jak się czujesz? — Pyta cichutko.

— Dobrze skarbie — mówię i dopiero zdaje sobie sprawę, że całej rozmowie przygląda się Emily.

— I jak się spało? — Pytam, unosząc jedną brew do góry.

— Cudownie — odpiera, ziewając.

— Kochanie mogłabyś nas na chwilę zostawić samych? Muszę o czymś porozmawiać z Emmą — szepcze lekko zachrypłym głosem. Kiwa główką i wychodzi z sali do mojej mamy.

— A więc co to za pilna sprawa, że nie mogła być przy niej twoja córka? — rzuca z przekąsem swój wzrok, przenosząc na moje oczy.

— Chciałabyś się może do nas wprowadzić? — Pytam, po czym dodaje — oczywiście na jakiś czas. Dopóki nie wyzdrowieje.

— Sama nie wiem. Nie wiem, czy to dobry pomysł. — Wzdycha przy tym, uciekając wzrokiem.

— Oczywiście sypialnie mielibyśmy oddzielnie — kontynuuje — zresztą sam sobie nie poradzę.

— A twoja mama? Alex? — Chwyta się każdej deski.

— Nie chce mojej mamy już obarczać sobą, a tym bardziej swoją córką. Jeśli chodzi o Alexa to i tak niedługo wyjeżdża — tłumaczę spokojnie.

— Och... Niech bedzie — odpowiada po chwili namysłu.

Do sali wchodzi mój lekarz prowadzący. Siwy mężczyzna w kitlu z nosem w papierach. No tak moje wyniki. Patrzę na jego twarz i już widać, że nie jest zadowolony.

— Dzień dobry. Jak się pan dzisiaj czuje? — Pyta, starając się brzmieć normalnie.

— Lepiej — odpowiadam — cos nie tak? — patrzę na niego, próbując wyczytać coś jeszcze. Nic z tego.

— Chce pan, aby żona była tutaj, czy ma opuścić salę — żona? Chce już zapytać, ale orientuje się, że chodzi o Emily.

— Emily mogłabyś iść na chwilę do Katy? — Patrze na nią niepewnie. Kiwa głową, po czym posłusznie wychodzi.

— A więc pana wyniki nie się zadowalające. Rany zaczynają się goić, aczkolwiek pana wątroba jest powiększona. Oznacza to problemy z pana wątrobą. Być może obejdzie się bez przeszczepu, a w pana przypadku znaleźć dawce jest bardzo trudno. Podamy panu odpowiednie leki i nie powinno być żadnych powikłań — odpiera cały czas, przeglądając kartki w teczce.

— Ale będę żył, prawda? — Pytam, lekko zdezorientowany.

— Jeśli nie dojdzie to komplikacji to, jak najbardziej. — Wzdycha, patrząc na mnie kątem oka.

— A kiedy będę mógł opuścić to przeklęte miejsce?

— Myślę, że jeszcze dwa dni i otrzyma pań wypis — kończy spokojnie, po czym opuszcza pokój.

Wpatruje się w sufit i czuje tłok. Tłok w głowie i myśli, które na zmianę kłębią się w mojej głowie. Mój oddech staje się spokojniejszy. Przymykam oczy i zaciskam pięść mimo to, że sprawia mi to ból. Zaciskam i czuje, że z każdą sekundą przynosi mi to ukojenie.

Mija dzień za dniem. Chwila za chwilą. Stoję na kulach, starając się jakoś spakować ostatnie rzeczy. Zwijam piżamę i wkładam ją do torby razem z kapciami. Lekko uśmiecham się na myśl o wyjściu stąd. Wreszcie opuszczę to więzienie, które skazało mnie na nudy. Dosłownie.

— Mówiłam ci, że ci pomogę. — Słyszę głos za sobą. Emily.

— Nie chciałem się narzucać — odpowiadam zgodnie z prawdą. Podchodzi do mnie i pomaga pakować ostatnie rzeczy.

— Wzięłabyś może tę torbę? — Pytam, pokazując na kule.

— Pewnie — posyła lekki uśmiech i odbiera ode mnie torbę z rzeczami.

— Tatusiu a wiesz, że Emily nauczyła mnie grać na gitarze? — Mała podbiega do mnie i powoli opuszczamy salę.

— Naprawdę? — Pytam.

— Tak — kiwa ochoczo głową, a twarz Emmy otula rumieniec.

— Zagrasz mi coś? — odpieram, biorąc małą za rączkę. Odpowiada twierdząco, po czym opuszczamy szpital.

Kiedy siedzimy w aucie, nie mogę się powstrzymać, aby nie zerknąć na Emily. Patrzy skupiona na drogę, więc może to sprawia, że nie mogę oderwać od niej wzroku, bo mnie nie widzi?

— Jak się czujesz? — Pyta, odzywając sie w końcu, co sprawia, że natychmiast uciekam wzrokiem przed siebie.

— Jest dużo lepiej — odpieram.

Nic nie odpowiada. Po prostu jedzie w ciszy. Mimo że czasem czuje jej dyskretne spojrzenie na sobie, nie przeszkadza mi to. Po jakimś czasie staje pod domem.

— W takim razie będę musiała jeszcze jechać po swoje rzeczy — lekko się waha.

— dobrze — mowie cicho i widzę, jak wysiada.

Pomaga mi wysiąść i podaje kule. Mała cały czas opowiada, co robiła cały tydzień, gdy spałem i o tym, jak bardzo tęskniła. Z każdym jej słowem uśmiecham się i wchodzę do środka mieszkania. Emily niesie torbę w prawej ręce i widze, jak nad czymś myśli. Ucieka gdzieś daleko, a ja mam ochotę uciec razem z nią.

— To w takim razie przyjadę zaraz ze swoimi rzeczami. — Stawia torbę przy ścianie i podchodzi do małej.

— Zajmij się tatą, aby nic nie na rozrabiał — obie zaczynają się śmiać. Całuje ją w policzek, po czym widzę, jak znika za drzwiami.

Emma

Wszystko staje się inne. Ale czy na pewno? Teraz czuje motyle, a jutro strach. Na tym polega życie. Każdy z nas nie wie czego się spodziewać. Jest to jedna wielka ruletka. Wzdycham i wsiadam do auta. Odjeżdżam spod posesji, skupiam wzrok na drodze i rozmyślam nad tym, co spakować. Hamuje gwałtownie na przejściu dla pieszych. No tak. Prawie przejechałabym na czerwonym świetle. Czekam, aż światło znów zrobi się zielone i znowu ruszam z miejsca.

Wysiadam z auta i od razu szperam po kieszeniach, szukając kluczy. Gdy znajduje odpowiedni, wchodzę do środka.

— Możemy porozmawiać? — W drzwiach staje Maya. Cały ten czas odkładałam tę rozmowę na później, teraz to chyba nie przejdzie.

— Pewnie — zakładam na twarz sztuczny uśmiech i siadam przy stole — o czym chcesz porozmawiać?

— Emma ja naprawdę nie spodziewałam się, że to tak sie potoczy. To było tak szybko... — zaczyna, ale szybko jej przerywam.

— Jesteś z moim byłym do cholery! Myślisz, że to nie zabolało? Ufałam ci... — Gestykuluje rękami.

— Ja przepraszam. Naprawdę tego żałuje... — Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, lecz ja nie wierzę. Nie wierzę w ani jedno jej słowo.

— Ta rozmowa nie ma sensu. — Wstaje gwałtownie i idę na górę.

Pakuje to, co najpotrzebniejsze. Ubrania, bieliznę, książki inne rzeczy. Wszystkim próbuje zmieścić do czarnej walizki. Na końcu siadam na niej, aby móc dopiąć zamek materiału. Toczę po schodach walizkę, a po nich roznosi się charakterystyczny dźwięk. Dostrzegam Maye mierzącą mnie wzrokiem, choć staram się za wszelką cenę odwrócić.

— Cześć — rzucam oschle i z prędkością światła opuszczam mieszkanie.

Próbuje walizkę zmieścić w bagażniku, co po długich próbach mi się udaje i siadam do samochodu. Odjeżdżam z piskiem opon. Pogłaśniam muzykę i nucę ulubioną piosenkę. Zanim się orientuje, jestem pod domem Matta. Silnik wydaje z siebie ostatni warkot, po czym opuszczam pojazd. Chwilę trudzę się z wyciągnięciem walizki. Idę powoli w kierunku drzwi i czuje napływające ciepło. Ciepło i spokój, który sprawia, że moje ciało nieco się rozluźnia, a serce wywija koziołki. Gdy Matthew staje w drzwiach, wtulam się w jego tors, a jego dłoń znajduje się na mojej tali. Drugą zaś trzyma na kuli, która trzyma jego równowagę. Lekko odrywam się od jego klatki piersiowej. Mój wzrok ucieka w kierunku jego brązowych oczu. Nasze ciała dotykają się, a usta dzieli zaledwie kilka milimetrów.

— Emily! Pokażemy tacie, jak umiem grać? — lekko spuszczam wzrok. Matt drapie się po karku z rozbawionym uśmiechem.

— Pewnie myszko. — Wzdycham i powoli wchodzimy do środka.

Odkładam walizkę na bok z racji tego, że jeszcze nie wiem, gdzie znajduje sie mój pokój. Matthew mierzy mnie wzrokiem, a ja czuje, jak po raz kolejny oblewam się rumieńcem.

— Ślicznie się rumienisz — komentuje, szepcząc do mojego ucha. Lekko przygryzam wargę.

— Nie przeginaj — mówię z szerokim uśmiechem, który przeszywa się przez moją twarz.

— A co jeżeli przegnę? — Przybliża się do mnie. Czuje jego ciepły oddech na mojej szyi.

— Emily, chodz. — Katy ciągnie mnie do salonu. Matthew jęknął, a ja ledwo mogę powstrzymać śmiech.

— Już idę myszko — odpieram i idę tuż za nią. Siadam z nią na kanapie.

— Tatusiu popatrz. — Mała zwraca się do taty i sięga po moją gitarę.

— Mała... — zaczyna, bojąc się, że jego córka uszkodzi gitarę, jednak ucinam jego wypowiedź jednym gestem reki.

Dziewczynka zaczyna cicho grać, po czym coraz pewniej dotyka strun. Uśmiecham się szeroko na myśl, że gra bezbłędnie. Cały czas ćwiczyła ze mną każdego wieczora i najwyraźniej opłaciło się. Oczy Matta zaczynają się świecić. Na jego twarzy widnieje duma i zdumienie. Jednocześnie widzę jak nad czymś myśli.

— A teraz ty — mówi mała, uważnie mi się przyglądając.

— Ale co ja? — Pytam zdezorientowana.

— Zagraj coś. — Patrzy na mnie prosząco.

Kiwam głową i odbieram niepewnie od niej gitarę. Na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Chwilę nastrajam gitarę, po czym zaczynam grać jedną z moich ulubionych piosenek. Wkrótce dołącza do gitary mój głos, który na początku drży, a potem staje sie pewny i płynniejszy. Słyszę nie tylko mój głos, ale i Matta. Śpiewa razem ze mną, a gdy piosenka sie kończy, patrzę w jego oczy, które działają na mnie jak energetyk, jak zachód słońca, który pochłania swoimi barwami.

***
Kochani witam was w kolejnym rozdziale i życzę miłej majówki ❤️
Co wam się dzisiaj najbardziej podobało w rozdziale? 😘

Ps. Zapraszam was do mojej nowej książki, jak na razie jest tylko prolog 😘❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro