Rozdział 4
- Ty naprawdę nie masz żadnych ubrań - zauważyłem następnego dnia, kiedy dziewczyna wyszła z pokoju. - Nie pomyślałaś, żeby ze sobą je zabrać?
Zmarkotniała. Wydawało mi się, że wahała się jakby chciała coś powiedzieć, lecz ostatecznie tego nie zrobiła.
- Dobra, nie ważne. - Zabrałem z komody klucze od samochodu. Osobiście wolałbym pojechać moim motocyklem, jednak nie dalibyśmy rady z nią. W końcu była w ciąży. I to zaawansowanej. - Mam nadzieję, że przy mnie nie będziesz rodzić - wypowiedziałem swoje myśli na głos.
- Mam termin na... - I nie dowiedziałem się na kiedy ma ten termin, ponieważ w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Automatycznie pokazałem jej gestem, by siedziała cicho. Obawiałem się, iż paparazzi znalazło moje zacisze. Jeśli tak by się stało, oznaczałoby to koniec ze mną. Musiałbym szukać innego domu, by jak najszybciej się stąd wyprowadzić, abym mógł w spokoju funkcjonować.
A że nikogo się nie spodziewałem, to spodziewałem się najgorszego.
Najciszej jak potrafiłem dotarłem do drzwi i sprawdziłem mojego niespodziewanego gościa przez judasza.
Za drzwiami znajdował się mężczyzna przypominający listonosza. Gdybym nie kojarzył faceta, nie otworzyłbym drzwi. Nie zaufałbym nieznajomemu, gdyż wolałem nie ryzykować - przecież mogłoby się okazać, iż to jakieś przebranie, a tak naprawdę byłby to jakiś dziennikarz albo fan, który jakimś cudem znalazł moją kryjówkę.
- Pan Kieran Morrison? - zapytał, szukając czegoś w swojej wielkiej torbie.
- Co znowu? Powtarzałem panu, żeby pan już tu nie wracał. Nie lubię gości - powiedziałem pewnym głosem.
Nie odpowiedział. Zamiast tego dał mi do podpisu jakąś kartkę. Pewnie formalność, kartka informująca, że listonosz dostarczył list odpowiedniej osobie.
- Nie podpiszę tego. - Pokręciłem głową przecząco. - Mówiłem już, że nie chcę odbierać tej korespondencji.
- To może niech pan wreszcie pojawi się na komisariacie? Może wtedy miałby pan spokój z tymi wezwaniami. - Popatrzył na mnie.
- Powiedziałem, że niczego nie podpiszę - powtórzyłem wyraźnie.
To nie pierwsza wizyta tego listonosza. To nie pierwszy raz, kiedy mężczyzna dawał mi ten oficjalny list. Nie zamierzałem nigdzie się stawiać i miałem gdzieś, że mogłem odpowiadać za konsekwencje. Nie obchodziło mnie to.
Ja nic nie zrobiłem.
- Nie obchodzi mnie to, panie. - Zbliżył ku mnie tą cholerną kartkę. - Będę z tego rozliczony. - Zamierzałem już zamknąć przed nim drzwi, kiedy dodał: - Chyba, że chce pan jeździć po to na pocztę?
Westchnąlem zrezygnowany.
- Kurwa mać!
Wyszarpnąłem od niego kwitek i w szybkim tempie napisałem tam swoje nazwisko. Wkurwiony miałem ochotę zrobić długopisem dziurę w kartce.
Nie czekając na nic, zamknąłem jemu drzwi, a widząc policyjny nadruk na kopercie, nawet nie otwierając jej, wyrzuciłem do śmietnika.
- Dobra, jeśli jesteś gotowa, to jedziemy - skierowałem te słowa do kobiety. Wyglądała na zmieszaną. - Jeśli chcesz wiedzieć, to nie zabiłem. Jeszcze... - dodałem po dłuższej chwili, kiedy zamykałem dom na klucz.
Nie obchodziło mnie czy słyszała ostatnie słowo, czy też nie. Dla mnie mogła myśleć o mnie w najgorszy sposób, nie obchodziło mnie to. Za kilka dni miałem mieć ją z głowy.
"A jeśli się uda, to może nawet dzisiaj..."
- Mogę wiedzieć gdzie jedziemy? - odważyła się zadać pytanie.
Pokazałem jej, by wsiadła do samochodu stojącego najbliżej mojego domu.
Tak naprawdę posiadałem dużo aut, więc miałem wybór. Niestety nie mogłem wybrać najszybszych, ponieważ brakowało im paliwa. Dlatego też wybrałem te o średniej szybkości.
- Zobaczysz - odpowiedziałem w chwili, kiedy znaleźliśmy się w samochodzie.
Bez słowa kobieta zajęła miejsce i ucichła. Nie powiedziała ani jednego słowa. Patrzyła się tylko na mijające przed jej oczami krajobrazy, które widziała przez swoje okno. Było mi to na rękę. Nie miałem ochoty ani z nią przebywać, ani z nią rozmawiać, ani nawet na nią patrzeć. Po prostu nie chciałem jej towarzystwa. Nie byłem na to przygotowany, nie potrafiłem w ogóle się opiekować kobietami, a już w ogóle ciężarnymi. To po prostu nie było dla mnie.
Blake przesadził.
Najchętniej to bym wyrzucił ją z samochodu tu, na ulicy i niech ona sama sobie radzi.
Zrobiłbym to.
Naprawdę bym to zrobił.
Ale nie mogłem.
I to nie ze względu na mojego trenera.
Ona była w ciąży.
Nie mogłem jej tak zostawić.
Niestety, ale musiałem jej pomóc.
Miałem nauczkę z przeszłości.
Kobiet w ciąży się nie zostawia.
Nawet jeśli ta dziewczyna mnie wkurwiała samą swoją obecnością, a ja wolałem zająć się innymi sprawami, o wiele przyjemniejszymi, to nie mogłem jej tak po prostu zostawić.
Dlatego przed zaśnięciem wpadła mi do głowy pewna myśl.
Zatrzymałem się przed małym domkiem z poddaszem. Znajdował się w niedużym osiedlu, gdzie każdy dom wyglądał prawie identycznie.
Każda elewacja była wykonana z połączenia drewna, szkła i stali. Wielkie okna, sięgające od podłogi do sufitu, wpuszczały do wnętrza mnóstwo naturalnego światła, które ożywiały każdy kąt domu.
Wjechałem na podjazd, wyłożony kostką brukową.
Zerknąłem mimowolnie na ogród, otaczający dom. Na tarasie, wyłożonym deską kompozytową, nowoczesne meble ogrodowe zachęcały do odpoczynku na świeżym powietrzu. Wieczorem delikatne oświetlenie ogrodowe, znajdujące się na zewnątrz, tworzyło magiczną atmosferę.
"Taa, Reese potrafiła się urządzić..."
- Chodź - rozkazałem, patrząc na kobietę w lusterku.
Nie patrząc na nią czy wychodzi, czy też nie - bo szła wolnym tempem, pewnie z uwagi na to, iż nosiła w swoim łonie dziecko - podszedłem do drzwi i głośno zapukałem.
- No już idę! - wołania Królowej Lodu zostały przytłumione z uwagi na zamknięty dom.
To "już" mijało dość długo. Przez ten czas dołączyła do mnie nieznajoma, ja zdążyłem zamknąć auto przyciskiem, a resztę czasu czekaliśmy w niezręcznej ciszy.
I wreszcie usłyszeliśmy dźwięk odkluczanych drzwi. Po chwili w progu stała moja stara przyjaciółka z lat licealnych w eleganckiej koszulce na guziki i materiałowych spodniach.
"Reese nawet w swoim domu nosiła się jak do pracy."
Miałem ochotę przewrócić oczami na jej widok, lecz nie chciałem tracić bez sensu czasu.
- Posłuchaj, to jest Reese, a to... - urwałem, starając się przypomnieć imię ciężarnej.
Oczywiście nie udało mi się to.
- Misty - szepnęła prawie niesłyszalne.
- Super. Ona tu zostanie trochę, może na kilka dni - mówiłem pośpiesznie. Uciekałem przed wzrokiem Reese, nie zamierzałem nawet dać jej chwili, aby cokolwiek powiedziała. - Na pewno się polubicie. No to pa! - Uniosłem dłoń w górę w geście pożegnalnym i nie patrząc na protesty Królowej Śniegu, wróciłem pędem do wnętrza samochodu.
Wyjechałem z piskiem opon spod jej terenu. Jechałem jak szalony w stronę klubu bokserskiego. Musiałem się wyżyć. Byłem zawieszony, ale to nie znaczyło, że nie mogłem zjawić się w moim ulubionym miejscu i trochę potrenować w samotności.
Nie mogłem zrobić tego, kiedy jakaś nieznana mi ciężarna kobieta siedziała w moim domu. Mogło się to skończyć w różny sposób: mogła mnie okraść, spalić dom albo zrobić coś jeszcze gorszego. Nie bez przyczyny mówiło się, że cicha woda brzegi rwie.
Poza tym teraz przynajmniej czułem się wolny i nie musiałem przejmować się jakąś kobietą. Mogłem wreszcie robić w spokoju swoje, nie przejmując się jakąś głupią lalunią.
"Przecież ten rudzielec jest ode mnie dużo młodszy."
********
Cios.
Cios.
Cios.
Cios.
Raz za razem.
Kolejne uderzenie w worek treningowy.
Jeszcze jedno.
I jeszcze.
- Nie tak nerwowo, bo jeszcze ten worek ci się zaraz odpłaci - usłyszałem rozbawiony głos kobiecy. - Nie najlepszy dzień?
Przerwałem uderzenia.
Z czoła spływał mi pot. Mokra koszulka przylegała do mojego ciała jak druga skóra. Miałem obolałe ręce, czułem że będę miał zakwasy po treningu.
Odwróciłem się w stronę dobiegającego głosu i zobaczyłem ją.
- Sasha.
Obok mnie stała kobieta o zdecydowanych rysy twarzy, wyrazistych, pełnych pewności siebie i determinacji oczach. Swoje długie włosy związała w kucyk, aby nie przeszkadzały podczas treningu. Miała na sobie bokserki, sportowy top, odkrywający kilka jej tatuaży, które zawsze mnie podniecały, rękawice bokserskie. No i ta jej wysportowana i umięśniona sylwetka, z dobrze zarysowanymi mięśniami.
- Dawno cię tu nie widziałam. - Patrzyła na mnie spod przymrużonych oczu. - Co u ciebie?
- Lepiej nie mówić. - Przetarłem czoło dłonią, która wciąż była odziana w rękawicę bokserską. - A u ciebie?
Zrobiła kilka kroków, zbliżając się do mnie. Uniosła kąciki ust w górę i posłała mi swój rozbrajający uśmiech.
- Nudno. - Chwyciła za worek treningowy, w który jeszcze kilka chwil temu waliłem pięściami. Zamierzała coś jeszcze powiedzieć, lecz przeszkodził jej w tym jeden z moich znajomych, który mnie zawołał. Miałem już zrobić krok w jego stronę, kiedy Sasha zawiesiła się na moim ramieniu i szepnęła do ucha: - Wiedz, że w razie czego jestem. Możemy spożytkować ten czas razem. Pamiętaj, że na stres i gorsze dni, przyjemność jest wskazana. - A potem uciekła na ring, by z kimś powalczyć.
"Kurwa, jak ona na mnie działała."
Potrzebowałem kobiety.
Potrzebowałem seksu.
To był idealny czas na coś dobrego, na coś przyjemnego. By się zagłębić w dziurkę rozkoszy.
Niestety wszystko wyparowało, gdy mój znajomy zaproponował mi walkę na drugim ringu.
O tak.
Kochałem to.
To było lepsze niż seks.
Wszedłem na ring z pewnością siebie, która została wypracowana przez lata ciężkich treningów.
Już od pierwszego ruchu wiedziałem, że coś jest nie tak. Zamiast skoncentrować się na technice i obronie, moje myśli ciągle wracały do Sashy, jej smukłej sylwetki i tajemniczego uśmiechu. Ruchy były mniej precyzyjne, a gardę trzymałem trochę za nisko.
Mój przeciwnik szybko to zauważył i zaczął naciskać. Cios za ciosem, cofałem się, próbując zebrać myśli.
"Skup się" - powtarzałem sobie w myślach.
Z minuty na minutę czułem narastającą frustrację. Próbowałem zadać kilka mocnych ciosów, ale mój przeciwnik zręcznie je unikał i kontratakował. Głowa zaczęła mnie boleć, a wzrok zamazywał się od potu i bólu.
Później to już byłem pewien, że przegrywam. Zamiast walczyć, coraz bardziej wpadałem w pułapkę swoich myśli o Sashy. Przeciwnik wykorzystał każdą moją słabość, zadając ciosy, które były precyzyjne i miażdżące. Zobaczyłem Sashę, która flirciarsko do mnie mrugnęła. To mnie kompletnie zdekoncentrowało. Ledwo trzymałem się na nogach, a mój znajomy widząc to, przerwał walkę.
- Dobra, dam ci już spokój. Nic ci nie jest? - zapytał.
Pokręciłem głową i bez słowa wyszedłem z sali. Skierowałem się do szatni. Tam napiłem się wody i udałem się pod prysznic.
Rozebrałem się i wszedłem pod zimną wodę. Poczułem lekką ulgę, gdy wreszcie po moim ciele spływała woda. Oparłem czoło o kafelki. Cieszyłem się, że znajdowałem się tu sam i mogłem w spokoju odetchnąć.
Tym bardziej, że kurwa, miałem tak wielką ochotę zrobić sobie dobrze...
Niespodziewanie poczułem dotyk na plecach. Palce sunęły po ciele, docierając do ramion. Zamknąłem oczy, kiedy ten ktoś zaczął masować moje zbolałe mięśnie.
- Jesteś spięty - szepnęła Sasha, łaskocząc swoim oddechem mój kark.
Musnęła moje ucho, by za chwilę polizać w miejscu za nim. Była taka wolna w swoich działaniach, że miałem ochotę krzyknąć jej, by się pospieszyła.
Przypominała mi w tym tamtą rudowłosą ciężarną. Też była powolna.
"Co ona robiła w mojej głowie?"
Mimowolnie warknąłem, na co ona się zaśmiała.
- No kurwa... - Gwałtownie złapałem jej dłonie i szybko odwróciłem, by stała naprzeciwko mnie. Przygwoździłem ją do ściany, nie dając jej drogi do ucieczki. - Ty wiesz, że ja lubię na szybko. - Oddychałem w ten sposób, jakbym biegł na maratonie.
Musiałem w nią wejść.
Teraz.
Zaraz.
Bo nie wytrzymam.
Nie obchodziło nas nawet to, że kobieta stała cała mokra w ubraniach, które zdecydowała się ubrać na trening. Musiałem jednak przyznać, iż ten widok bardzo mi się podobał. Jej stojące sutki odznaczały się pod cienkim topem. Na ten widok aż oblizałem językiem wargi.
Dopadłem jej soczyste wargi. Kąsałem je, podczas gdy ona naskoczyła na mnie, obejmując mój pas nogami, na co ja automatycznie objąłem ją w talii, przyciągając do siebie. Nasze ciała stykając się pod strumieniem wody, odczuwały gorącą bliskość.
Pocałunek był gwałtowny, pełen pragnienia. Czułem, jak Sasha odpowiada z równą pasją, a jej dłonie błądziły po moich plecach, szukając każdego zakątka mego ciała.
Sasha, czując napięcie, odchyliła głowę do tyłu, a woda spływała po jej szyi. Delikatnie przesunąłem ręką po jej mokrym topie. Mój dotyk sprawił, że jej sutki stwardniały jeszcze bardziej. O ile to było możliwe, bo myślałem, że już stały się tak twarde, jakby były ze skały.
Przesunąłem rękami po jej mokrych spodenkach, czułem, jak jej ciało reaguje na każdy mój dotyk.
Na chwilę oderwałem się od jej warg, by zdjąć jej spodnie, co nie było tak łatwe jak mi się wydawało. Niestety musiałem ją postawić na podłodze. Ona w tym czasie jednym ruchem zdjęła górę i odsłoniła przede mną jej zajebiście seksowne piersi.
"Kurwa, jak mnie podniecał ten malutki kolczyk w sutku."
- Ja pierdole - wychrapałem przed pochyleniem się nad jej prawą piersią - tą z piercingiem.
Lekko przygryzając jej sutek, czułem jej dłoń przyciąga mnie bliżej jej piersi. Jedną z wolnych dłoni dotknąłem jej krocza. Wolnymi ruchami masowałem jej łechtaczkę. W odpowiedzi kobieta jęczała, wcale się nie powstrzymując przed tym.
Sasha nie przejmowała się nawet faktem, iż tak naprawdę znajdowaliśmy się w publicznym miejscu, i że ktoś mógł tu wejść w każdej chwili.
Uniosła w górę jedną nogę, dając mi większy dostęp do jej wnętrza.
Była taka mokra.
Taka śliska.
- Tak! - krzyknęła, zaciskając swoje dłonie na moich ramionach. - Kurwa, Kieran!
Czułem, że zaraz dojdzie, jednak nie dałem jej tego. Cofnąłem dłoń i bez słowa obróciłem ją delikatnie, opierając ją o ścianę prysznica.
Sasha spojrzała na mnie przez ramię, a w jej oczach płonęła mieszanka złości i pożądania. Przesunąłem dłonie po jej mokrych plecach, czując, jak każdy mięsień napina się pod jego dotykiem. Przez dłuższą chwilę obserwowałem jej zgrabny tyłeczek.
Miałem ochotę...
Nie zastanawiałem się nad tym dłużej, tylko przeszedłem do działań: ścisnąłem je dłońmi. Ukucnąłem, całując i gryząc lekko jej seksowną dupeczkę.
Widziałem dużo kobiecych tyłków, ale jej był najpiękniejszy. Idealny.
Wstałem, nie mogąc się doczekać, by w nią jak najszybciej wejść.
Sasha przycisnęła się do ściany, unosząc biodra, gotowa na to, co miało nadejść. Wreszcie przyciągnąłem ją do siebie, chwytając mocno w dłonie jej biodra. Pochyliłem się, całując jej kark i plecy, zanim wziąłem ją od tyłu, głęboko i zdecydowanie. Moje ręce wędrowały po jej ciele, jedna dłoń zsunęła się niżej, by pieścić ją palcami. Czułem, jak jej ciało reaguje na mój dotyk, jak jej mięśnie napinają się w odpowiedzi na moje ruchy.
Sasha zacisnęła dłonie na ścianie prysznica, jej oddechy były ciężkie i przyspieszone. Poruszałem się w niej rytmicznie, a moje palce dodawały intensywności każdemu pchnięciu. Nasze ciała poruszały się w rytmie, który był jednocześnie dziki i pełen kontroli.
Z każdą chwilą nasze ruchy stawały się coraz szybsze i szybsze. W końcu ruszaliśmy się jak w przyspieszeniu.
Woda spływała po nas, potęgując zmysłowe doznania. Każdy mój ruch był pełen intensywności, a palce, poruszające się w niej, potęgowały jej przyjemność. Nasze ciała poruszały się w harmonii, jakby były stworzone do tego, by być razem w tej chwili.
Lubiłem na ostro. By spełnić jak najszybciej swoje potrzeby. A z Sashą seks był najlepszy. Spełniała moje oczekiwania.
Gdy zbliżałem się do granicy swojej wytrzymałości, czułem, jak napięcie w naszych ciałach osiąga punkt kulminacyjny. Sasha zacisnęła mięśnie wokół moich palców, jej ciche jęki wypełniły łazienkę. W tym momencie wszystko wokół zniknęło, pozostawiając tylko nas, splecionych w intensywnym tańcu namiętności pod prysznicem.
************************************
Witajcie! 💖
Wybaczcie, że się spóźniłam, ale czas dzisiaj mi tak zleciał, że nawet się nie obejrzałam, a już była taka godzina 🙈
Co myślicie o rozdziale? 😏
Podobał się Wam? ^^
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki ☺️
Trzymajcie się! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro