Rozdział 2
Nawet w chwili, kiedy Blake wraz z Ursulą wyszli z mojego domu, nieznana mi kobieta nie wykonała żadnego kroku. Stała w starym, znoszonym płaszczu i tanich butach. Nie miała na sobie ani czapki, ani szalika. Nie wyglądała na zmarzniętą, choć zważając na porę roku oraz chłód, jaki panował na dworze, mogłoby jej być zimno.
Minuty mijały, a ona nadal nie wykonywała żadnego ruchu. Wpatrywałem się w nią zniecierpliwionym wzrokiem, a ona zamiast spojrzeć na mnie, rozglądała się dookoła, obserwując wnętrze.
Szczerze powiedziawszy niczego ciekawego tutaj nie było, gdyż lubiłem minimalizm. W wielkim salonie, do którego wchodziło się od razu po wejściu, znajdowało się tylko kilka najważniejszych mebli: sofa, dwie kanapy, stojące przed stolikiem do kawy, naprzeciwko którego na ścianie wisiał wielki telewizor i komoda. Nie potrzebowałem niczego więcej. Resztę wyposażenia miałem w innych pomieszczeniach, jednak najbardziej dumny byłem z garażu, gdzie stał mój motocykl i kilka drogich aut. Częściej jednak podróżowałem tym pierwszym, bo uwielbiałem jego prędkość, wiatr we włosach i adrenalinę. Autami jeździłem tylko wtedy, kiedy musiałem. I to nie dlatego, że nie lubiłem ich, bo to nieprawda, ale dlatego, że po prostu motorem wydawało mi się wszystko załatwiać szybciej i łatwiej się nim poruszać, a co za tym idzie, omijać wolniejsze pojazdy.
- No i co? Zamierzasz tak stać cały dzień? - odezwałem się wreszcie.
Nie odezwała się. W ciszy zdjęła odzież wierzchnią, na koniec wieszając ją na wieszak, znajdujący się niedaleko niej. Jej ruchy były wolne, nieśmiałe. Przez chwilę się wahała czy zdjąć buty, nawet odważyła się na mnie zerknąć pytającym wzrokiem, jakby czekała na moją odpowiedź, jednak trwało to tylko pół sekundy, przez co nie doczekała się odpowiedzi. Pewnie wystraszyła się mojego wyrazu twarzy i mordu w oczach, który pewnie nie zniknął. Koniec końców zdjęła obuwie.
Miała szczęście, że podłoga w moim domu była podgrzewana i nie będzie za kilka godzin biadolić, że jest jej zimno.
Ilustrując jej całe ciało, dopiero teraz dostrzegłem jaka była gruba. Znaczy... Nie w tym sensie. Jej sylwetka nie była aż tak otyła, tylko brzuch. Jakby tylko ta część ciała robiła się większa, a wszystko inne pozostało na swoim miejscu. Chociaż... On był wypukły, jakby...
O nie - błagałem w myślach, by mi się tylko wydawało.
- Czy ty...? - Nie łatwo przechodziło mi to przez gardło. - No wiesz... Ty... - Pokazałem dłonią na jej ciało, a raczej na brzuch, chociaż trochę było mi niezręcznie. - Twój brzuch...
- Tak, spodziewam się dziecka. Czy to problem? - znowu ten cichy, niepewny głos.
Naprawdę się mnie bała?
Może i nie przypominałem miłego, sympatycznego gościa, ale powinna chociaż udawać. W końcu pozwoliłem jej zostać u siebie, chociaż niczego o niej nie wiedziałem.
"Nawet Balke nie powiedział mi o ciąży."
"Idiota."
- Jak się nazywasz? - zignorowałem jej pytanie.
Nie miałem ochoty gadać o jej dziecku. Nie chciałem jej tu, a fakt, iż była w stanie błogosławionym jeszcze bardziej sprawiał we mnie odrazę do niej. Dobrze, że to tylko kilka dni, bo nie wiem co bym zrobił, gdyby została tu dłużej. Niczego nie wiedziałem o kobietach w ciąży, a już w ogóle, gdy ta ciąża była aż tak widoczna. Czy to była końcówka i wielkimi krokami zbliżał się termin na poród? Oby tylko nie wydarzyło się to przy mnie, nie w moim domu!
Kurwa, ale się wkopałem.
A mogłem od razu ją wyrzucić...
To wszystko przez ten cholerny sen!
- Misty - usłyszałem odpowiedź.
- Wiesz kim ja jestem? - zadałem kolejne pytanie jak z automatu. W odpowiedzi tylko pokręciła głową. Przygryzła dolną wargę, prawdopodobnie ze stresu, na co zwróciłem szczególną uwagę, ponieważ przyjrzałem się temu uważnie. Szybko jednak się ocknąłem i mówiłem dalej: - Nazywam się Kieran Morrison, jestem zawodowym bokserem, a skoro mnie nie znasz, to pewnie nie widziałaś mnie w telewizji. - Wcale się nie chwaliłem. Chciałem tylko dać jej do zrozumienia, że życie ze mną na co dzień nie jest łatwym zadaniem. - Ludzie wiedzą kim jestem i wiedzą też o mnie dziennikarze - tłumaczyłem wolno i wyraźnie, by dosadnie do niej dotarło. - Posłuchaj, chcę żebyś wiedziała, że nie chcę żadnych kłopotów i żebyś tylko nikomu nie mówiła gdzie jesteś ani nie dzwoniła po nikogo. Więc żadnych imprez, rozumiesz? - Nie dałem jej chwili na odpowiedź, bo mówiłem dalej: - Nie po to mieszkam daleko od miasta, na odludziu, by nagle taki ktoś jak ty wszystko mi zniszczył. Dlatego uważaj sobie. Mam cię na oku - mówiąc to wszystko byłem całkowicie poważny i patrzyłem się prosto w jej oczy, jednocześnie pilnując, by i ona na mnie cały ten czas patrzyła. - Nie zezwalam żadnych imprez, żadnych spotkań w tym domu ani mówienie komukolwiek o tym gdzie aktualnie przebywasz, a już w ogóle głoszenie dziennikarzom mojego miejsca zamieszkania, oni tylko szukają ludzi, którzy z ochotą podaliby mój adres... - dodałem cicho. - Rozumiemy się? - zapytałem głośno.
- Tylko, że ja nie mam... - odchrząknęła. - Nie mam rodziny ani przyjaciół. Znaczy... - Oderwała wzrok ode mnie i zaczęła bawić się palcami.
Wyglądała jakby chciała dodać coś jeszcze, lecz nic takiego nie nastąpiło. Nawet czekałem na rozwój wydarzeń, jednak ostatecznie nie byłem na to zbyt cierpliwy, dlatego znowu to ja się odezwałem, tym samym zmieniając temat:
- Chodź, pokażę ci swój pokój. - Nie czekając na jej reakcję, ruszyłem ku wolnej sypialni.
Oprócz swojego pokoju, w domu znajdowało się także pomieszczenie z łóżkiem, które stało tam specjalnie dla gości. Nie zawsze tam ono stało, dopiero kiedy kilka razy po imprezie zostawali moi przyjaciele na noc ze względu na wypity wcześniej alkohol, przez który moi goście nie mogli pojechać samochodem z powrotem do miasta. Choć nie za bardzo mi się to podobało, musiałem ją przydzielić do tego właśnie pokoju.
W końcu obiecałem Blake'owi pomóc przez te kilka dni tej dziewczynie. Nawet specjalnie zabrał mnie na stronę do kuchni, by w cztery oczy porozmawiać. Mimo iż zgodziłem się, by nieznajoma została, to i tak zaczął mi wtedy tłumaczyć, że mam się nią odpowiednio zająć, że postarać się być dla niej miły i nie marudzić, a także kilka innych bezsensownych rzeczy.
Ale, kurwa, o tym, iż ta kobieta jest w ciąży, nie wspomniał.
Jej tymczasowy pokój znajdował się tuż obok mojego. Wyszliśmy z salonu na korytarz, gdzie mieściły się troje drzwi: po obu stronach to te od naszych pokojów, a na samym końcu holu należały do łazienki, którą będziemy musieli razem dzielić.
- Te są moje. - Pokazałem jedne z nich, po lewej. - Nie wchodź tam - warknąłem niespodziewanie, na co Misty aż podskoczyła. - Ty masz swoje, tu. - Moja ręka powędrowała niedbale w stronę drzwi po prawej. - No a tam łazienka - dodałem od niechcenia. - Do kuchni wchodzisz z salonu, to już chyba zauważyłaś. Jakieś pytania?
- Chyba nie. - Potrząsnęła głową.
- I dobrze. Gdzie są twoje rzeczy? - zapytałem, rozglądając się w poszukiwaniu jakichś toreb, walizek czy nawet siatek.
- Nie mam.
- To nie masz w czym spać?
Sama myśl o niej nagiej wychodzącej z mojej łazienki sprawiała, że po moim ciele przechodziły ciarki. Ale to musiałoby wyglądać... Misty nago z tym ciążowym brzuchem...
Kurwa mać, nawet nie wiem czy to dziwne, czy obrzydliwe, czy okrutne.
Ale musiałem być idiotą, żeby pomyśleć o niej bez ubrań.
- Potem dam ci coś - odrzekłem, nie dając jej powiedzieć.
W końcu odpowiedź była oczywista. Skoro nie trzymała niczego w dłoniach, to oznaczało, że nie wzięła ze sobą żadnych ubrań na przebranie. To było głupie z jej strony. Miała problemy z mieszkaniem, więc kiedy z niego wyszła w poszukiwaniu innego miejsca, w którym mogłaby spać, powinna była zabrać chociażby te najważniejsze rzeczy.
Ta cała historia o niej i tym mieszkaniem się kupy nie trzymała. To wszystko było dziwne, ale nie zamierzałem się jej o nic pytać. Szczerze, to nie obchodziło mnie to, szczególnie że kobieta miała zostać u mnie tylko kilka dni, więc nawet nie chciałem, by się przede mną otwierała, a już w ogóle nie zamierzałem się sam przed nią otwierać.
- Dziękuję - usłyszałem, kiedy kierowałem się do salonu. Nie odwróciłem się. Uznałem to za niepotrzebne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro