Rozdział 23
– [...] on tylko gadał. Słowa to wiatr.
– Niektóre słowa to wiatr, ser. Inne to zdrada.
George R.R. Martin
ROZDZIAŁ 23
– Skąd wie o Aaronie? O całej reszcie? – spytałam, rozglądając się po twarzach wszystkich zebranych w kuchni.
– Widział nas w trasie? Kamery w domu Jaspera? – sugerował Chris i postukał palcem w kolczyk w wardze.
– Trzeba obudzić Jaspera. – Aaron skrzyżował nogi w kostkach. Spojrzałam na niego i przełknęłam gulę w gardle.
Odkąd zeszliśmy na dół, za wszelką cenę unikałam spoglądania w stronę przedpokoju. Niestety, jednak przyszło mi się zmierzyć z przeszłością szybciej, niż myślałam.
– Kate? – Głos Aarona wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłam głowę, napotkałam wyczekujące spojrzenie, pełne troski. Nie miałam pojęcia, jakie dziwne procesy zaszły w mojej głowie, ale potrzebowałam zobaczyć to samo u Kaima, więc od razu złowiłam jego wzrok. Jak mogłam się spodziewać, nie znalazłam tego, czego szukałam. Ciemne oczy parzyły na mnie w skupieniu, nie było w nich ani trochę ciepła, ani wsparcia. Przełknęłam gulę w gardle i skupiłam uwagę na jego bracie.
– Możecie go obudzić? – zapytałam cicho.
– Tak – odpowiedział.
Skinęłam głową. Aaron od razu odbił się od blatu i ruszył do salonu, Kaim poszedł za nim. Minął mnie, przez moje ciało przeszedł dreszcz, gdy poczułam delikatny, przelotny dotyk palców na plecach. Zamrugałam kilka razy, oszołomiona i podążyłam wzrokiem za szczupłą sylwetką, znikającą w przedpokoju.
Co to było? Dlaczego...?
Nadal kłamiemy?
Odetchnęłam głęboko, po czym odwróciłam się do Chrisa i Joan. Wpatrywali się we mnie z dwoma różnymi emocjami wymalowanymi na twarzy: on z troską, ona z zaciekawieniem.
Nie miałam do tego głowy. Po prostu wyszłam z kuchni i poszłam do salonu. Weszłam akurat w momencie, kiedy Aaron wkuwał igłę strzykawki w rękę Jaspera. Nieprzytomny chłopak nie był już związany, siedział na fotelu. Kaim stał przy nich, obserwując tę dwójkę z kamienną twarzą.
Słyszałam ściszone głosy, dochodzące z kuchni. Chwilę reszta do nas dołączyła.
Wpatrywałam się tępo w zmęczoną twarz brata. Sińce pod oczami przybrały fioletowy kolor, niebieskie żyły wybijały się na tle szarej skóry. Serce mi się krajało.
Co ci się stało?
Kto cię skrzywdził?
Jego powieki drgnęły, z nieskrywanym trudem otworzył opuchnięte powieki.
– Cosie... – bełkotał. – Cowścieiobili...
– Zaraz do siebie dojdziesz – wymamrotał Aaron, chowając sprzęt.
– Kate, stokrotko... – Próbował na mnie spojrzeć, ale powieki wciąż się zamykały. – Kate, tak mi przykro, tak...
– Powtarzasz się – syknął Kaim. – Wiesz, jak skontaktować się z Megan?
– On jeszcze nie myśli logicznie, daj mu chwilę – burknął jego brat.
– Megan... – Nagle jakby go olśniło, od razu otworzył szeroko oczy i spojrzał na mnie ze strachem. – Mówiłaś, że ktoś cię prześladuje. To Megan, tak? Megan cię skrzywdziła? Zrobiła ci coś?
Zacisnęłam usta w wąską linię. Chociaż żywiłam do niego ogromny żal i niechęć, nie chciałam go bardziej krzywdzić. Mimo wszystko wolałam nie iść w jego ślady i nie kłamać.
Skinęłam głową.
– Co zrobiła? – Jasper próbował wstać, Kaim błyskawicznie zrobił krok do przodu i wystawił rękę, żeby popchnąć go z powrotem na kanapę, ale nie musiał. Chłopak od razu poleciał do tyłu, nie miał siły się podnieść. – Kurwa, co wy mi daliście?
– Jak skontaktować się z Megan? – Kaim ponowił wcześniejsze pytanie.
Jasper niechętnie przeniósł na niego uwagę.
– Nie mam pojęcia. Myślisz, że nie próbowałem? Nie udało mi się. Jej numer jest nieaktualny.
– Masz pomysł, gdzie może być?
– Nie. Gdybym wiedział, już dawno bym tam był. To moja siostra.
Kaim złapał go za podbródek i brutalnie skierował twarz w moją stronę. Na twarzy Jaspera malował się szok, a ja zrobiłam nerwowy krok do przodu.
– To też twoja siostra, dupku – wycedził, po czym puścił go i się odsunął.
Obserwowałam ich z ogromnym niepokojem i obawą, że Kaim zrobi coś Jasperowi. Z jednej strony byłam prawie pewna, że potrafił trzymać emocje na wodzy, z drugiej nie ufałam jego porywczości i nieprzewidywalności.
Posłałam błagalne spojrzenie Aaronowi, stojącemu obok mnie. Skinął głową, po czym ustawił się między Kaimem a Jasperem.
– Ktoś włamał się do ciebie? Może znalazłeś jakieś kamerki, dziwne urządzenia? – spytał.
– Nie, wszystko było w porządku – odpowiedział i skierował na mnie spojrzenie pełne bólu. – Co ona ci zrobiła, Kate? Powiedz mi, proszę. Muszę wiedzieć.
Bracia wymienili przelotne spojrzenia.
– Przygotujemy się, obstawimy dom. Pogadajcie sobie, Jasper jest czysty. Chris go sprawdził. W razie problemu będzie w kuchni, po prostu zawołaj – poinformował mnie Aaron. Ścisnął lekko mój łokieć w geście otuchy, pokiwałam głową. Potem bracia wyszli z salonu, a za nimi cała reszta.
Po raz pierwszy od lat zostałam sam na sam z Jasperem. Od tamtego dnia na klifie miałam tyle słów, które chciałam mu powiedzieć, mnóstwo rzeczy do przekazania, tak wiele pytań.
Kocham cię. Przepraszam. Nie chciałam. Tęskniłam. Gdybyś przy mnie był, poradziłabym sobie lepiej. Brakowało mi ciebie. A tobie brakowało mnie? Cierpiałeś? Potrafisz mi wybaczyć? Nienawidzisz mnie tak samo mocno, jak ja nienawidzę siebie?
A gdy przyszło co do czego, mogłam jedynie milczeć.
– Opowiedz mi, Kate. Opowiedz mi wszystko – poprosił cicho, wlepiając błagalne spojrzenie spod jasnych rzęs. – Powinienem cię znaleźć od razu, długo tego żałowałem. Bałem się. Cholernie się bałem, że jeśli się ujawnię, to oni... Wrócą.
– Kto wróci? – spytałam głucho, zastanawiając się, czy mówił o oprawcach, czy rodzicach.
A może jednych i drugich?
– Ja ci wszystko opowiem, tylko... – Uciekł wzrokiem w bok. – Zacznij pierwsza.
Westchnęłam. I opowiedziałam o wszystkim, co wydarzyło się od tamtego koszmarnego szesnastego lipca. Jasper słuchał uważnie, na jego twarzy pojawiała się cała gama emocji. Czasami nie wytrzymywał i wtrącał mi się w słowo, żeby zadać pytanie.
Z ciekawością obserwowałam, jak reagował na wieść o śmierci rodziców, a jak o odejściu Theo. Przy tych pierwszych jedynie zmarszczył brwi, przy drugim jasne oczy się zaszkliły, a twarz poczerwieniała.
– Nie ruszyła cię zbytnio ich śmierć – skomentowałam sucho, na co znów uciekł wzrokiem w bok.
– To skomplikowane.
Wpatrywałam się w niego, aż z powrotem skupił na mnie uwagę. Widać było jak na dłoni, że nie kwapił się do wyjaśnień. Zacisnęłam zęby.
– To proste – wymamrotałam pod nosem, po czym odwróciłam się do niego tyłem i podwinęłam koszulkę w górę. Nie usłyszałam żadnego komentarza, więc opuściłam ubranie i odwróciłam się z powrotem.
Jasper zaciskał szczękę, a jego powieki drgały nerwowo.
– To oni? – wycedził przez zęby. Skinęłam głową.
– Katowali mnie przy każdej możliwej okazji. Zrobiłam coś źle? Bat. Nie podobało im się, jak się odezwałam? Papieros. Nie upilnowałam was? Pasek – wymieniałam beznamiętnie, patrząc prosto w wilgotne oczy brata. – Nawet nie pamiętam pierwszego razu. To tak, jakby robili to od zawsze. Jakbym służyła im tylko do tego. Was nie ruszali, złote bliźniaki rodziny Harveyów – powiedziałam jadowicie, chociaż wcale nie zamierzałam.
– To nieprawda – odparł ściszonym głosem, spuszczając wzrok w dół. – To nie tak.
– A jak?
– Wiedzieliśmy, że czasami obrywałaś, ale myśleliśmy, że wcale nie tak często...
– Świetnie. I to było okej? Obrywała, ale rzadko, więc w porządku? – prychnęłam.
– Nie, Kate. Po prostu to było lepsze niż... – zawahał się. Ukrył twarz w dłoniach, zastygł tak na chwilę. Dałam mu czas, choć byłam coraz bardziej zniecierpliwiona. W końcu zabrał ręce, otarł łzy i spojrzał na mnie ze ściągniętymi brwiami. – Pamiętasz, jak często chodziliśmy na spotkania biznesowe bez ciebie?
Skinęłam głową.
– Nie zabierali mnie, bo przecież nie zasłużyłam.
Jasper uśmiechnął się kwaśno, smutno.
– Nie zabierali cię, bo nie mieli z ciebie korzyści.
– W jakim sensie? – Zmarszczyłam brwi i splotłam ręce na piersi.
– Pamiętasz Russella?
– Wujka Russella? Tego z wąsami? – dopytałam. Jasper skrzywił się na moje słowa.
– Tak, tego. Kojarzysz, jak naskarżyłaś na niego lekarce w przychodni?
Zagryzłam wargę, sięgając pamięcią do tamtego wydarzenia. Rzeczywiście coś takiego było, ale widziałam to jak przez mgłę. Starsza pani doktor osłuchiwała mnie zimnym stetoskopem, gdy miałam anginę. Ile mogłam mieć lat? Cztery, pięć? Palnęłam wtedy jakiś komentarz, po którym kobieta i rodzice dyskutowali długo i zawzięcie. Jednak co to miało wspólnego z wujkiem?
– Powiedziałam coś o wujku? Pamiętam, że to była po prostu jakaś głupota. Jakie to w ogóle ma znaczenie? Zebrało ci się na wspominki?
– Powiedziałaś wtedy, że Russell miał tak samo zimne ręce, kiedy się z tobą bawił.
Zmarszczka między moimi brwiami jeszcze mocniej się pogłębiła. Poczułam gęsią skórkę, zaniemówiłam na te słowa. Otwierałam i zamykałam usta, niedowierzając. Jasper patrzył ze współczuciem, dawał mi czas na oswojenie się z tą myślą.
Nagle poczułam się tak, jakby jakiś element układanki wskoczył na odpowiednie miejsce. Miałam wrażenie, że spadałam, a pode mną znajdywały się naostrzone włócznie.
– To gila, wujku! – Zaśmiałam się, gdy starszy, wąsaty mężczyzna włożył rękę pod moją bluzkę.
– A kto ma takie gilgotki, no kto? – pytał, niby przypadkiem zaczepiając palcami o moje sutki.
Bawiło mnie to do momentu, kiedy dotyk zaczął być bardziej natarczywy, zimne, szorstkie dłonie nie tylko były na górze, ale nurkowały stopniowo pod gumką spódniczki.
– Wujku, to niefajne – burknęłam, odpychając od siebie jego ręce.
– Nie chcesz się bawić z wujkiem? Wujek ma być smutny? – spytał, po czym wycofał się i zrobił niezadowoloną, smutną minę. Bałam się, że sobie pójdzie i poskarży rodzicom, więc zachłysnęłam się powietrzem i złapałam go za nadgarstek.
– Nie, nie! Nie chcę!
– No właśnie, Kate. Chodź na kolana.
Wzdrygnęłam się, żółć podeszła mi do gardła. Musiałam zatkać usta dłonią.
Bolało.
Rozumiałam, dlaczego mała Kate schowała przed swoją starszą wersją to wspomnienie do szuflady i zamknęła ją na klucz. Gdybym miała wybór, wcale nie chciałabym po nie sięgać.
Dotarło do mnie, że właśnie przez to nie lubiłam dotyku obcych. Miałam ochotę zapłakać.
– Czyli te spotkania, na które chodziliście z rodzicami... – Z trudem przełknęłam ślinę, patrzyłam wszędzie, byle nie w udręczoną twarz brata.
– Zabierali nas do wymagających klientów, działających z nimi na boku. To byli najczęściej bogaci, obrzydliwi skurwiele – wypluł z odrazą, wbijał palce w skórzane obicie kanapy. – Patrzyli na nas jak na swoje trofeum, jak na wystawkę w sklepie.
– Znam twoje akta ze szpitala – oznajmiłam ściszonym głosem. Jasper zerknął na mnie ze zdziwieniem. – Stalker robił wszystko, żebyśmy uwierzyli, że to ty. Szukaliśmy informacji. Kaim wyciągnął raport leczenia, tam było... Oni... – Łzy zebrały się pod moimi powiekami. – Gwałty? – wydusiłam z trudem.
Brat zacisnął usta w wąską linię, jego podbródek zadrżał. Wpatrywał się we mnie z niemym błaganiem, żeby nie musiał mówić tego na głos.
– Och... – wydusiłam. – Ja... Tak bardzo...
– Megan miała gorzej. – Odwrócił twarz w stronę okna. – Facetów było więcej. Czasami chcieli pojedynczo, czasami...
– Kurwa.
Skinął głową.
Łzy spływały po naszych twarzach, wylewaliśmy z siebie cały ból, spowodowany dwójką popieprzonych zwyroli, nazywających się naszymi rodzicami.
– Jak mogli? Jak, kurwa, mogli? – wysyczałam, wycierając potok łez.
– Byliśmy adoptowani, nieswoimi łatwiej handlować – parsknął.
– Adoptowani? – Otworzyłam szeroko oczy. – Skąd wiesz? Ja też?
– Dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkiem, Megan podsłuchała rozmowę Carol z jednym ze swoich gości. Potem zrobiliśmy nieoficjalny test DNA. Prawie zero zgodności. Ty miałaś prawie sto.
Przetwarzałam przez chwilę jego słowa. Skinęłam powoli głową.
– Tak mi przykro... Dobrze, że umarli – skwitowałam. Wcześniej nie lubiłam tak myśleć, teraz powiedziałam to na głos bez krzty poczucia winy.
Jasper pokiwał głową.
– Szkoda, że tego nie widziałem. Naplułbym im w twarz.
Zacisnęłam usta, po czym ostrożnie, powoli podeszłam do kanapy. Jasper obserwował mnie w milczeniu, jego oczy złagodniały, gdy usiadłam obok niego. Położył swoją dłoń na kolanie, wierzchem do góry. Zawahałam się, ale podałam mu rękę. Złapał ją delikatnie, gładził kciukiem.
Zalała mnie fala żalu. Dopiero wtedy spojrzałam na niego jak na brata, swoją rodzinę. Mimo to nadal byłam wycofana, nieufna. Jego kłamstwo i porzucenie bardzo bolały.
Pociągnęłam nosem.
– Boję się uwierzyć, że to Megan za wszystkim stoi. Bywała szalona, ale żeby aż tak? – Jasper spiął się na całym ciele. – To moja bliźniaczka, po prostu nie mogę uwierzyć, że może być takim potworem. Że jest zdolna cię tak skrzywdzić.
I też moja siostra.
– Na nagraniu miała twoją kurtkę, tę brzydką, którą ci uszyłam. Skąd?
– To była ładna kurta – obruszył się w żarcie. – Nie wiem. Została w domu. Może zakradła się do niego po ucieczce.
– Czemu cię wrabiała? Tego nie rozumiem.
– Zemsta? – Wzruszył ramionami. – Że nie poszedłem z nią i chciałem wrócić po ciebie? Może ma do mnie o to żal?
– I co, miałam cię znaleźć, uwierzyć, że to ty mnie stalkowałeś i nie wiem, zabić cię? – prychnęłam pod nosem. – Ona myśli, że byłabym do tego zdolna?
– Może ty nie, ale ten typ z kurwikami w oczach zdecydowanie tak.
– Kaim? – parsknęłam. – W sumie, racja. Szczególnie że ona wie, że wszyscy jesteśmy zaangażowani w jej poszukiwania. Wie nawet o tobie.
– Skąd wiesz? – Zerknął na mnie ze zdziwieniem.
Zabrałam rękę z uścisku Jaspera, wyjęłam telefon z kieszeni, pokazałam mu SMS-a od Nicholasa. Błyskawicznie przesuwał wzrokiem po linijkach tekstu, z każdą sekundą zmarszczka między jego brwiami się powiększała.
– Jak się dowiedziała? – Przeniósł na mnie zaniepokojone spojrzenie.
Wzruszyłam ramionami.
– Dlatego Aaron pytał, czy nikt się do ciebie nie włamał. Ona potrafi operować dronem, ma dostęp do kamer, podsłuchów. Skąd to wszystko bierze? Jak nauczyła się tego obsługiwać?
– Sam chciałbym wiedzieć.
– Nie mogę znieść tego, że cały czas się nami bawiła. Goniliśmy ją, a ona była ciągle dwa kroki przed nami i wszystko, co się działo, szło zgodnie z jej planem. – Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie wbijały się w skórę.
– Nie wszystko – stwierdził Jasper. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Znaleźliście mnie, udało się nam porozmawiać i wszyscy wyszli z tego bez szwanku. No, prawie bez. – Zerknął na siniaka od nakłucia na ręce. Uśmiechnęłam się kwaśno.
– Fakt, zawsze mogło być gorzej.
Rozmawialiśmy długo. Nie potrafiłam otworzyć się przed nim w całości, on również opowiadał o niektórych rzeczach z trudem i ogólnikowo. Między nami było pełno przykrych emocji, żadne z nas chyba tak naprawdę nie umiało całkowicie wybaczyć drugiemu. Rany już się zaogniły, trzeba było czasu, by je wyleczyć.
Siedzieliśmy zapłakani, gdy wszyscy wrócili do środka. Słońce powoli wschodziło, każdy był zmęczony. Zerknęłam w stronę przedpokoju, ocierając łzy. Kaim zwolnił kroku, przechodząc obok salonu. Złowił mój wzrok, otaksował mnie z góry do dołu i dopiero wtedy poszedł dalej. Moje serce zabiło mocniej.
Sprawdzał, czy wszystko ze mną w porządku?
Dotknęłam ramienia brata, uśmiechnęłam się lekko i pociągnęłam nosem.
– Pójdę coś zjeść i muszę się położyć. Ty na pewno też jesteś wyczerpany.
– Trochę. Chociaż wątpię, żebym zasnął. Po tym wszystkim, co powiedziałaś, chyba nie zmrużę oka – stwierdził.
– Postaraj się. – Poklepałam go po ramieniu i wstałam.
Poszłam do kuchni, czułam się dziwnie lekka i jednocześnie ciężka. Jakbym stąpała wśród chmur z kulą przyczepioną do nogi.
W pomieszczeniu był tylko Kaim. Stał przy kuchence, mieszając łyżką na patelni. Powietrze wypełniło się zapachem doprawionej jajecznicy.
– Mmm, jajówa? – spytałam, zatrzymując się przy mężczyźnie.
– Siadaj, zaraz będzie gotowa – mruknął.
– Aye aye, captain. – Zasalutowałam, Kaim spojrzał na mnie z powagą przełamaną rozbawieniem w oczach. Po moim ciele rozlało się ciepło.
Nalałam nam soku marchwiowego i zajęłam miejsce. Po chwili Kaim usiadł naprzeciwko. Zajadaliśmy się w ciszy. Gdy skończyliśmy, wstał, ale wyprzedziłam go, żeby pierwsza dostać się do zlewu i pomyć naczynia. Posłałam mu uśmiech, na który zareagował jedynie uniesieniem brwi i skrzyżowaniem rąk na piersi.
– Idź spać, jak skończysz – mruknął tuż przy moim uchu.
Poskoczyłam z zaskoczenia, talerz wypadł mi z rąk i uderzył o dno zlewu.
– Zawału dostanę! – fuknęłam. – A co z Megan? Nie wparuje tutaj z zaskoczenia?
– Obstawiliśmy dom, możesz spać spokojnie.
Skinęłam głową. Kaim wyszedł z kuchni.
Zmywałam dalej, pogrążona w myślach, aż do głowy przyszło mi coś zaskakującego.
Kaim był dla mnie miły. Przecież dzień się już skończył, nie musiał kłamać. Czy on...
– Nie mogę spać. – Chris wszedł do pomieszczenia i ziewnął. Podszedł do lodówki i sięgnął po mleko, akurat gdy wycierałam ręce. – Aaron ma teraz wartę, ale chyba go zmienię.
– Czujesz się na siłach? – spytałam sceptycznie. Wzruszył ramionami.
– Jak tam z bratem? Wyjaśniliście sobie wszystko? – Skończył pić mleko prosto z butelki i zignorował moje karcące spojrzenie.
– Powiedzmy. Jedna rozmowa niewiele zmieni.
– Fakt.
Nagle coś mignęło za szybą, tuż obok mężczyzny. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, gdy szkło pękło z hukiem. Zadzwoniło mi w uszach. Wzięłam gwałtowny wdech, ale nie potrafiłam się ruszyć, obezwładnił mnie szok. Mogłam jedynie gapić się na zdziwioną twarz Chrisa, jego szeroko otwarte oczy i dziurę po kuli na skroni. Butla z mlekiem wyleciała mu z ręki, krew zalała jego twarz.
A ja mogłam tylko patrzeć.
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Bezwładne ciało opadło na podłogę.
Krzyknęłam.
Krzyczałam głośno, wszystko w moim wnętrzu bolało, jakby trawił je ogień.
Coś ciemnego wpadło do pomieszczenia, potem wszystko zalał szary dym.
Ktoś przycisnął rękę do moich ust, poczułam krótkie ukłucie w szyję. Chwilę później nastąpiła ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro